Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2010, 22:22   #134
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Obudził się. Przez dłuższą chwilę leżał bez ruchu z zamkniętymi oczami. Delektował się snem. Chciał by jeszcze trwał. Trwał jak najdłużej. Nie chciał się obudzić. Chciał zapaść w sen i śnić o Niej. A jeszcze bardziej chciał by była przy nim. Tylko Ona tak naprawdę, bez żadnego powodu była dla niego dobra. Tylko Ona o niego dbała. Tylko za Nią tęskni.
Sevrin poczuł, że coś spływa mu po policzku. Szybko otarł łzę. Nie chciał by ktokolwiek zobaczył, że roni łzy. Nawet, jeśli była to pojedyncza łza. Ociągając się wstał. Ubrał się starannie pilnując by każda część garderoby trafiła na właściwe miejsce. Przeciągnął się i wykonał kilka skłonów. Następnie wyjął szkatułkę, którą położył na łóżku. Otworzył ją i zaczął poprawiać elementy swojego przebrania.
W głowie w dalszym ciągu widniał mu obraz jego matki opowiadającej mu bajkę na dobranoc. Zastanawiał się jak teraz mogła wyglądać. Pewnie za dużo się nie postarzała. W końcu władała magią. Nawet, jeśli była za słabym magiem to jego… jego ojciec miał wystarczająco mocy by odmłodzić ich oboje.
- Dwadzieścia lat. - wyrwało mu się na głos – Dwadzieścia parszywych lat.

Sevrin zszedł do wspólnej sali. Pomimo, że nie jadł kolacji głód mu nie doskwierał. Starał się jednak wmusić w siebie jak najwięcej ze śniadania. Wolał nagromadzić w swoim organizmie zapasy energii, gdyż nie wiadomo, co mogło ich spotkać w dalszej drodze.
Zaraz po śniadaniu wyszedł z karczmy. Potrzebował pobyć trochę w samotności. Wtedy zawsze najlepiej mu się myślało.
Młodzieniec skierował swe kroki do stajni. Wiedział, że o tej porze będzie się tamtędy przewijać znaczna część gości karczmy, lecz i tak nie zrobią takiego tłumu, jaki panował na ulicach.


Lekko pchnął odrzwia stajni. Te ustąpiły skrzypiąc przy tym nieznacznie. Do jego uszu dotarło ciche rżenie koni. Przekroczył próg. Niemal od razu został rozpoznany przez Narwańca, który wesoło zastrzygł uszami.
- Jak się trzymasz przyjacielu? – Sevrin pogłaskał swojego wierzchowca za uchem – Nikt ci nie przeszkadzał w nocy?
Koń nie zareagował na słowa mężczyzny. Zbyt zajęty był nadstawieniem odpowiedniego miejsca na swojej głowie pod pieszczochy. Najemnik z resztą nie spodziewał się odpowiedzi.
- Dobrze, że chociaż ciebie mam. Mam się komu wyżalić. – Sevrin zaprzestał głaskania i usiadł opierając się plecami o pobliską ścianę.
- Nie uważasz, że powinienem stać się bardziej otwarty? Zacząć rozmawiać z ludźmi?
Koń tym razem zareagował. Schylił głowę i ją wyprostował jakby naśladował skinięcie głową. Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
- Może i masz rację. Tylko o czym tu rozmawiać?
Narwaniec schylił łeb domagając się kontynuowania pieszczoch. Sevrin spełnił prośbę wierzchowca
- Widać nie nadaję się do życia w społeczeństwie. Gdy tylko skończę tą misję zaszyję się gdzieś w głuszy i będę oczekiwał na śmierć. W ciszy, spokoju, samotności.
Koń prychnął uderzając jednocześnie lekko łbem w rękę Sevrina.
- Tak, tak. Wiem. Z moim wiernym wierzchowcem i jedynym przyjacielem.

Sevrin jeszcze długo siedział w stajni. Nie przejmował się tym, że ludzie wchodzili i wychodzili. Nie przejmował się niczym. Był tylko ze swym wierzchowcem. Nikt im nie przeszkadzał. Przez cały czas miał zamknięte oczy. Przez cały czas myślał o swojej matce. Tęsknił za domem. Wiedział jednak, że nie ma tam czego szukać. Ojciec (jeśli tylko nie byłby pod wpływem mocy Sevrina) wygnałby go z domu. Nawet, jeśli musiałby do tego użyć magii.
Matka natomiast nie sprzeciwiłaby się temu. Pomimo, że w głębi duszy tęskniła za własnym synem tak samo jak syn tęsknił za nią.
Tak to już jest wywodzić się z rodziny arystokratycznej. Dlaczego nie mogłem urodzić się w biednej rodzinie? Przynajmniej oboje rodziców by mnie kochało.”
Drugi raz tego dnia po policzkach mężczyzny popłynęły łzy. Tym razem nie zamierzał nad nimi zapanować. Pozwolił im swobodnie płynąć. Pochylił jednak głowę by nikt nie widział, że płacze.
Narwaniec lekko szturchnął swojego pana w głowę. Sevrin podniósł wzrok. Pomimo płynących łez uśmiechnął się. Szybko je otarł i podniósł się z ziemi.
- Pora przestać użalać się nad sobą. Co było to było. Nie da się tego zmienić. Trzeba skupić się na teraźniejszości. A to oznacza… - mężczyzna rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś. Gdy to znalazł uśmiechnął się. - … że pora na czyszczenie.
Koń prychnął niezadowolony.
- Tak wiem, że nie lubisz. Ale przynajmniej ty musisz się przyzwoicie prezentować.
Nie zważając na protesty Narwańca Sevrin zabrał się za wykonywanie straszliwej czynności.

Gdy koń lśnił i ostatecznie obraził się na swojego właściciela, mężczyzna udał się na przechadzkę po mieście. Chciał znaleźć jakiegoś osobnika, który nie zasługiwał na posiadanie zbyt dużej ilości pieniędzy. Na swoje nieszczęście nie znalazł nikogo takiego. Widział wielu z okazałymi sakiewkami, lecz wszyscy wyglądali na takich, którzy pieniądze zdobywali w uczciwy sposób.
Sevrin, pomimo, że miał w sobie cząstkę złodzieja, miał też swoje zasady. Zasady, które nie pozwalały kraść zasłużonych wypłat. Może i było to dziwne, lecz pozwalało mężczyźnie żyć w zgodzie ze swym sumieniem.
Młodzieniec wiedział jak trudno było zwykłemu, szaremu obywatelowi zdobyć środki do przeżycia. Wiedział też, że niektórzy oszukiwali w zmaganiach o byt. On był właśnie jednym z tych, którzy karali za oszustwa. A przynajmniej karał kiedyś. Teraz obowiązki najemnika zastąpiły złodziejską przeszłość.

W końcu mogli ruszać w dalszą podróż. W końcu mogli porzucić tą ograniczoną przestrzeń miasta. W końcu mogli znów poczuć się wolni. W końcu znów ruszali na szlak.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline