Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-11-2010, 12:49   #131
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Ruth była zmęczona, a jej ciało domagało się porządnego odpoczynku. Wyspała się, ale efektem wstania znacznie po wschodzie słońca było zawitanie w izbie dość późno. Samuel już tam był.
- Witajcie - przywitała się ze wszystkimi.
Nie zważając na to, czy Lamia albo Irial ją widzieli i podeszła do Samuela.
- Muszę ci coś powiedzieć. Porozmawiajmy - wyszeptała do niego nachylając się nad jego uchem.
-Kiedy chcesz i gdzie chcesz.- mruknął w odpowiedzi Samuel obojętnym tonem głosu, zerkając to Iriala, to na Lamię.
- Chodź - powiedziała Ruth i zaciągnęła Samuela do stolika w rogu sali.
Nie obchodziło ją, że mogła mieć kłopoty, za rozmawianie z zakazaną osobą. Sytuacja się przecież zmieniła i teraz Lamia nie może jej tego zabronić.
-O co chodzi?- spytał lekko się uśmiechając do dziewczyny i podpierając podbródek dłonią.
- Na początek mam coś dla ciebie. Prezencik, mnie już nie będzie potrzebne - powiedziała i oddała mu swoją manierkę. - Napij się, mój ukochany - dodała z uśmiechem.
Samuel był bardziej, niż zdziwiony... Był wręcz zaskoczony. Po pierwsze nie wiedział, co począć z manierką. Wszak była dla Ruth chyba dość ważnym przedmiotem. Po drugie... czemu kazała mu się napić?
Spoglądał na dziewczynę, próbując zgadnąć co ona planuje. Po czym łyknął z manierki, odrobinę alkoholu. Smakował... normalnie, jak wódka z sokiem jabłkowym.
- Dobrze się czujesz? - spytała, kładąc lewą dłoń na jego ramieniu, zaś prawą łącząc się w uścisku z jego wolną dłonią. - Wyglądasz na zaniepokojonego - powiedziała. Prawda była taka, że ona też była niespokojna. Nie wiedziała jak Samuel przyjmie jej nowinę i obawiała się jego reakcji.
- Dobrze...wszystko ze mną w porządku. - mruknął cicho Samuel, zastanawiając się czy z Ruth jest wszystko w porządku. Była jakaś taka... inna.
- Muszę ci coś powiedzieć - rzekła spokojnie i wzięła głęboki oddech. Spojrzała na stół, na ich ręce za które się trzymali... Musiała wreszcie to z siebie wydusić. A może wiadomość, którą ma wcale nie będzie dla niego taka straszna? Był tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać. Ruth spojrzała Samuelowi głęboko w oczy, który z lekkim niepokojem patrzył na nią, oczekując na tajemnicze wyznanie.
- Będziemy mieli dziecko, jestem w ciąży - powiedziała w końcu, z uczuciem ulgi w głosie.
Samuel zbaraniał... Jacy my?! Lestre przekalkulował w myślach ostatnie dni. Owszem Ruth mogła zajść z nim w ciążę, ale... bo choć Samuel nie był w tych sprawach specjalistą... to chyba objawy ciąży powinny być widoczne po kilku miesiącach, a nie po dwóch, trzech dniach. Gdyby takie słowa usłyszał już po tej misji, to by go nie zdziwiło.
Ale teraz?
Ruth była w ciąży. Samuel jakoś wątpił, by była w ciąży z nim akurat.
Pociągnął więc dużego łyka i zaczął w głowie rozważać sytuację. Ruth była z kimś w ciąży. Sądząc po jej trybie życia, raczej nie dowiedzą się z kim. Co teraz? Samuel spojrzał na Ruth, dość długo spoglądał w jej oczy uśmiechając się. Wzruszył ramionami dodając.- Jakoś to będzie. W sumie co to za różnica? Dzikusy wychowują dziecko podczas wędrówek. My też możemy.
W sumie, co za różnica. Możliwe, że Samuel zostawił gdzie po drodze swoich bękartów. Równie dobrze mógł ojcować czyjemuś bękartowi. I nie widział powodu, wyprowadzać Ruth z błędu. To tylko by przyniosło łzy, a tego Samuel wolał uniknąć.
Ruth wstrzymywała oddech, z lekkim niepokojem przyglądając się mężczyźnie, gdy zastanawiał się co powiedzieć. Zdawała sobie sprawę, że zaskoczyła go tą nowiną.
Na szczęście Samuel przyjął to dość dobrze. - Mój kochany - powiedziała i zarzuciła mu ramiona na szyję, jednocześnie przytulając się do niego.
- Trochę się bałam... nadal się boję, bo nie wiem jak to będzie - wyszeptała mu do ucha.
Dłonie Samuela zacisnęły się na pupie dziewczyny, gdy mruknął jej żartobliwie do ucha.. - Ale w łożnicy i tak ci nie odpuszczę. Zanim brzuszek ci napęcznieje, minie parę miesięcy.
- No pewnie - odpowiedziała krótko i nie bacząc na wszystko, przyłożyła swoje usta do jego ust, by po chwili połączyli się w namiętnym pocałunku.
Nie mogli oni jednak się nim zbyt długo rozkoszować i po kilku uroczych sekundach zakończyli pocałunek. Ruth musiała jeszcze załatwić pewne sprawy. Uśmiechając się do Samuela i szepcząc cicho - zaraz wracam - wstała z miejsca, a następnie podeszła do Iriala oraz Lamii.

- Panie Irialu, Panienko Lamio. Muszę z wami pomówić - zaczęła z szacunkiem w głosie. - Najlepiej osobno - dodała spoglądając na Lamię.
- Z każdym z nas z osobna? - upewnił się Irial, zdziwiony nieco sposobem, w jaki zwraca się do nich Ruth. - Jeśli ci na tym zależy, to proszę.
Wstał i podszedł do znajdującego się w pewnej odległości stołu. Jeśli tylko Ruth i Lamia nie zaczną do siebie, lub na siebie krzyczeć, to będą mogły rozmawiać bez problemów.
- Coś się stało, Ruth? - zapytała Lamia wyraźnie zdziwiona. Uśmiechnęła się przy tym dość tajemniczo.
Ruth nie czuła się najlepiej. Lamia dała jej wcześniej wyraźne instrukcje, które ona oczywiście teraz złamała. Owszem, przy Irialu może nie będzie robić z tego wielkiej sprawy i nie załatwi jej zwolnienia... ale lepiej było załatwić sprawę ugodowo i po przyjacielsku.
- Tak. Panienko Lamio - zaczęła z szacunkiem w głosie. - Samuel i ja... zamierzamy się pobrać - oznajmiła spokojnie, choć w głębi denerwowała się obawiając sie reakcji rozpieszczonej panienki. - Po naszej misji, jedno nie przeszkodzi drugiemu. Ale będziemy razem - powiedziała Ruth, mając nadzieję, że Lamia dobrze przyjmie jej szczere wyznanie.
- Jedno nie przeszkodzi drugiemu? W jakim sensie? - dopytywała się dziewczyna. Najwyraźniej życiowe decyzje dwojga w tej chwili mało ją interesowały.
Ruth zaczynała być niespokojna. Wyglądało na to, że musi się nieźle postarać, aby Panienka dała jej spokój. - No, ten... nasze życie osobiste. Nie przeszkodzi nam ono, w naszej pracy. Pilnowanie bezpieczeństwa Panienki, będzie na pierwszym miejscu. Dla nas. Obojga.
- To dobrze - powiedziała beznamiętnie. - Ale... co was skłoniło do tak... nagłej decyzji - zapytała z nutką zainteresowania w głosie. - Jeśli może spytać, rzecz jasna? - dodała po chwili.
Ruth nie uważała Lami za swoją przyjaciółkę, której mogła by wszystko powiedzieć. Nie mniej jednak poczuła dużą ulgę, że Panienka przyjęła jej nowinę i pod wpływem tego uczucia... wygadała się. - Myśmy od początku czuli coś do siebie. A teraz i bogini Laria pobłogosławiła nasz związek. Będziemy mieli dziecko. - rzekła ze szczerym uśmiechem.
- BędzieCIE? - zaśmiała się dziewczyna akcentując ostatnią sylabę . - Chyba BęDZIESZ - dodała. - Może i jestem podrostkiem, ale nawet ja wiem, że to o wiele za wcześnie, by to - tu wskazała na brzuch Ruth - mogło być jego. Ale jak tam sobie chcecie - dodała na koniec z ledwo dostrzegalnym cieniem kpiny w głosie. - Czy to wszystko, o czym chciałaś ze mną porozmawiać?
Ruth stała przez dłuższą chwilę nieruchomo, z otwartymi ustami wpatrując się z początku w palec Lamii, a potem w swój brzuch. W końcu spojrzała na Lamię z niezwykle głupim wyrazem twarzy. - Nie, to nieprawda - wybąkała cicho. - To będzie dziecko Samuela - powiedziała niezbyt głośno, pewna swojej racji. Chciała pozbyć się ziarnka niepewności, które Lamia właśnie solidnie zasiała w jej skromnym umyśle.
- Czyli rozumiem, że to już wszystko - stwierdziła dziewczyna zupełnie nie zwracając uwagi na zaprzeczenia Ruth. - W takim razie pozostaje mi tylko życzyć wam przychylności Wielkiej Matki - dodała z uśmiechem i nie czekając na odpowiedź kontynuowała posiłek. Nie zwracała już uwagi na Ruth, najwyraźniej uważała rozmowę za zakończoną.
- Dziękuję - mruknęła zdziwiona nieco Ruth. Nie do końca wiedziała co się stało. Nie była zachwycona uwagą Panienki o ojcu jej dziecka i choć nie uwierzyła w jej słowa, to trochę pożałowała, że się wygadała. Jednak podobało jej się, że Panienka Lamia nie obiecała jej szybkiego i bolesnego wykopania z pracy, oraz życzyła im powodzenia na wspólnej drodze. Zakaz zbliżania sie do Samuela mogła uznać za odwołany... pod warunkiem, że nie przeszkodzi jej to w pracy.

W następnej kolejności Ruth ruszyła w stronę stolika Iriala. Po drodze spojrzała na Samuela i z uśmiechem puściła do niego oczko, jako znak, ze rozmowa z Lamią przebiegła dobrze.
Lestre odpowiedział uśmiechem, na jej uśmiech... odprowadzając dziewczynę roztargnionym spojrzeniem.

Dziewczyna doszła do stolika, przy którym siedział czarnowłosy mężczyzna i odsunęła jedno z krzeseł.
- Panie Irialu - zaczęła witając się ponownie i lekko skinając mu głową, zajęła miejsce na przeciwko dowodzącego ich ekipą.
- Tak, słucham cię, Ruth. W czym problem? - spytał. - Bo chyba nie chcesz porozmawiać w cztery oczy o pogodzie?
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. - Nie, nie o pogodzie - zaczęła spokojnie.
- Zechcesz powiedzieć, o jakiej sprawie chcesz rozmawiać - równie spokojnie powiedział Irial, gdy Ruth przez moment milczała - czy też mam zacząć zgadywać, o co chodzi?
Dziewczyna nie była zadowolona z tego co usłyszała. Przykro jej było, że Irial nie dał jej zebrać myśli i na spokojnie powiedzieć, to co chciała mu zameldować jako ich dowódcy.
- Napijesz się czegoś? - dodał tonem gospodarza.
- Poproszę ciepłej wody z miodem - odparła z lekkim uśmiechem, po czym mówiła dalej. - Lekarz powiedział, że nie zostałam otruta. Mam tu listę ziół, które powinnam pić - wyjęła otrzymany od doktora pergamin - Badania też kosztowały mnie cztery srebrne monety, a ja nie mam aż tyle pieniędzy - pożaliła się.
Irial skinął na karczmarza i złożył zamówienie. Gdy napój pojawił się na ich stole podjął rozmowę.
- Coś poważnego? - spytał. Lista ziół nie mówiła mu zbyt wiele. - Można to bez problemów wszędzie dostać, czy musimy zrobić jakiś zapas?
- Nic mi nie grozi, spokojnie. A zapas by się przydał, bo potem na szlaku może być różnie. Ale ja nie mam już pieniędzy. - powiedziała bezradna i napiła się nieco podanego napoju. Było ono całkowicie bez alkoholu, ale jakoś jej zasmakowało.
- Jako że jesteś członkiem wyprawy, to i pieniądze się znajdą na zioła - powiedział Irial. - Długo to potrwa? Ta twoja dolegliwość?
- Cieszę się. - powiedziała zadowolona dziewczyna. - A czy długo, to ja nie wiem... - wzruszyła ramionami. - Chyba długo... A ile trwa ciąża? - rzekła z uśmiechem.
Irial na moment przymknął oczy, a potem spojrzał na Ruth.
- Ciąża, powiadasz? - Pokręcił głową. - To nieco zmienia postać rzeczy. A powiedziałaś temu lekarzowi, dokąd się wybierasz? - spytał.
- Nie, trzymałam gębę na kłódkę. - rzekła, a uśmiech jakoś zniknął z jej twarzy. - A czemu ten? Co zmienia? - spytała.
- Twój stan - powiedział Irial, starannie ukrywając zdziwienie spowodowane faktem, że Ruth nie pojmuje tak oczywistych rzeczy - nie jest czymś normalnym wśród tych, co podróżują wśród niebezpieczeństw. Prawdę mówiąc, powinnaś teraz siedzieć gdzieś pod dachem, a nie włóczyć się po świecie i narażać dwie osoby równocześnie.
Ruth uśmiechnęła się szczerze. - Spokojnie, nie martw się o mnie. Jeszcze mi nawet brzuch nie zaczął rosnąć. Potem będę siedzieć na tyłku, ale lepiej pod dachem ze zdrową strawą, niż z trudem unikając deszczu i głodując pod mostem. Muszę najpierw zarobić.
- Nie chodzi mi o twoją figurę - odparł Irial - tylko o to, że teraz nie będę mógł bez wahania wysłać cię smokowi na pożarcie. Miałbym podwójne wyrzuty sumienia - wyjaśnił.
- Ależ możesz mnie spokojnie... - zaczęła Ruth, po czym zawahała się. - Jak to? Myślisz, że spotkamy smoka? - bardziej się zdziwiła, niż wystraszyła.
- Chrońcie nas bogowie - powiedział Irial. Bez należytej emocji w głosie. - To była poetycka przenośnia - wyjaśnił. - Ale wróćmy do tematu... Żeby nie było wątpliwości - chcę wiedzieć o ewentualnym pogorszeniu się twego stanu zdrowia. Coś ci będzie dolegać, to cię zostawię w jakimś mieście. Albo zorganizuję kogoś, kto cię odprowadzi. I mam nadzieję, że jesteś na tyle dorosła, by nie zgrywać niepotrzebnie bohaterki - dodał.
- No dobra, powiem jakby coś. Ale chyba nic mi nie będzie, jak będę pić te ziółka - dziewczyna wskazała na otrzymaną od lekarza listę. - A wiesz, ja nie wiedziałam, że jesteś poetą - dodała mówiąc całkiem poważnie. Upiła nieco wody z miodem i znad kubka uśmiechnęła się przyjaźnie do rozmówcy.
- Uprzedzam cię - powiedział Irial - że jeśli uznam, że coś jest nie tak z twoim zdrowiem, zwiążę cię i zostawię w pierwszej napotkanej gospodzie. I dopilnuję, żeby cię zawieziono do jakiegoś miasta. Jeśli przyjmujesz ten warunek, to możemy kontynuować naszą wycieczkę.
- No dobra - odpowiedziała, mając nadzieję, że napar z ziół zwalczy jej dolegliwości... których nigdy wcześniej nie miała i których nie spodziewała się mieć w przyszłości.
- Dasz mi trochę pieniędzy? - spytała. Badania, ziółka... było to dla dziewczyny trochę nietypowe, wszak pieniądze wydawała tylko na alkohol, jedzenie i czasem pokój w karczmie.
Iral skinął głową.
- Jeszcze jedno... - Wpatrywał się przez moment w Ruth. - Pamiętaj o tym, żeby zaopatrzyć się w odpowiedni prowiant. Nie znam się zbytnio na tym ale słyszałem, tak zapewne, jak i ty, że dość ważna jest dieta.
Dziewczyna oczywiście o tym nie pomyślała, ale nie przyznała się do tego.
- No jasne - odpowiedziała po chwili, spokojnie spoglądając na swego rozmówcę.
- Zorientuj się zatem, co ci będzie potrzebne - powiedział Irial, kładąc na stole garść monet - i kup sobie te zioła.
- Mhm - mruknęła dziewczyna i pokiwała potwierdzająco głową. Uśmiechnęła się, że dostała potrzebne jej pieniądze i zgarnęła je do kieszeni kamizelki. Tym razem nie wyda ich na alkohol, nie był to już produkt pierwszej potrzeby, a wręcz przeciwnie... chyba, że wystarczy jej pieniędzy, to zrobi prezent Samuelowi, aby ten mógł opić radosną nowinę zostania ojcem.

Ich rozmowa dobiegła końca. Irial wstał i wrócił do stołu, przy którym siedziała Lamia. Ruth natomiast jednym haustem dopiła swój napój, zabrała listę ziół i dosiadła się do Samuela.


- I jak humorek? - spytał Samuel, kładąc dłoń na kolanie dziewczyny i wędrując palcami po jej nodze z kolana na udo w kierunku krótkiej spódniczki.
- Znacznie lepiej - odpowiedziała z uśmiechem. I przesiadła się z niewygodnego krzesła, na znacznie lepsze miejsce obok, jakim były kolana Samuela. Objęła go za szyję.
- Pójdziesz po śniadaniu, ze mną na zakupy? - spytała uśmiechając się figlarnie.
- Na zakupy? A co chcesz kupować? - spytał Samuel obejmując Ruth w pasie, jedną dłonią, a drugą wsuwając pod spódniczkę i masując powolnymi ruchami palców majteczki dziewczyny, korzystając z tego że stół ukrywał nieco, jego niecne zamiary.
Czując poczynania Samuela, dziewczyna rzuciła okiem na siedzących nieopodal Iriala i Lamię. Zdawała sobie sprawę, że lepiej by było, gdyby nie widzieli oni co się dzieje pod stołem. Wszak wystarczyło, aby któreś z nich się schyliło i wszystko by się wydało. Owszem, mieli już pozwolenie na bycie razem, ale pod warunkiem, że nie wpłynie to na ich pracę... Należało być ostrożnym.
- Lekarz dał mi listę ziółek, - zaczęła krzywiąc się lekko - wolałabym pić piwo, albo coś mocniejszego, no ale teraz ten, nie wolno mi - wyjaśniła powód swego niezadowolenia. Pomyślała o tym jak ciężko się poświęca dla swego dziecka i z dominującą w myślach troską dotknęła dłonią swego brzucha. - A i jeszcze. Irial doradził zapasy zdrowej żywności. To byśmy do zielarza i na jarmark poszli - dodała z uśmiechem. Cieszyły ją nie tylko poczynania Samuela pod jej spódnicą, ale i perspektywa wspólnych zakupów... Za tym drugim nigdy specjalnie nie przepadała, ale jeśli mieli je zrobić razem, to bardzo się cieszyła.
- Czyli ... potrzebujesz tragarza.- uśmiechnął się kwaśno Lestre, wzruszył ramionami, dodając.-Niech ci będzie. Mogę pomóc w dźwiganiu. Żaden problem.
- Dzięki - powiedziała z uśmiechem i w ramach podziękowania, dała mu małego buziaka w usta. - Ale wiesz. Wolę abyś to ty był ze mną, niż na przykład taki... no niż ktokolwiek inny - dodała, zbliżając swoją twarz, do jego i spoglądając mu w oczy.
Wtedy to właśnie, na ich stoliku wylądowało zamówione przez Samuela śniadanie.
- Poproszę jeszcze ciepłej wody z miodem - dodała zamówienie, jakoś zasmakował jej taki napitek.
- Nie wątpię. - odparł z lekkim westchnieniem Lestre, wyciągając z pomiędzy ud dziewczyny swą dłoń, akurat gdy przyszła służka z jajecznicą. Samuel posłał jej uśmiech, na co ona odpowiedziała mu też uśmiechem. Po czym Lestre spojrzał na Ruth z miną łobuziaka, przepraszającego za swoje wyczyny. Cóż... nawet ciąża, nie zmieni urodzonego uwodziciela, w przykładnego męża w przeciągu kilku minut. Kurier spytał Ruth obojętnym tonem głosy.- To kiedy idziemy ?
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Nie przeszkadzało jej aż tak, że jej mężczyzna oglądał się za innymi, dopóki w grę nie wchodziło nic więcej.
- Najlepiej zaraz po śniadaniu, no bo pewnie zaraz potem będziemy ruszać dalej - powiedziała spokojnie. Zapach ciepłej strawy przypomniał jej jak była głodna. Odwróciła się do stolika i... już miała zacząć jeść, gdy zrozumiała, że siedząc na kolanach Samuela blokowała mu dostęp do talerza. - No to zjedzmy sobie coś - powiedziała rozbawiona i zachichotała cicho... choć jedzenia jeszcze nie ruszyła.
- Tylko na co ja mam ochotę? - wpierw Samuel szepnął żartobliwie do ucha dziewczyny, po czym przesuwają czubkiem języka po tym uszku i szyi Ruth, aż ta zachichotała. A potem zabrał się do jedzenia, mimo trudności, jaką była siedząca na jego kolana rudowłosa.
Jeśli jemu nie przeszkadzało takie spożywanie posiłku, to jej też nie. Rozkoszowała się zarówno smaczną jajecznicą, jak i znacznie wygodniejszym niż twarde krzesło siedzeniem. A jakby tych wygód nie było dość, kelnerka podała zamówiony wcześniej napój.
Jakąkolwiek niewygodę sprawiała mu Ruth siedząca na jego kolanach, Samuel się nie skarżył. Powoli i potulnie jadł posiłek jedną ręką, drugą nadal obejmując dziewczynę w pasie. Nie spieszył się, ani też niespecjalnie przejmował.

Po zjedzonym posiłku, a ten był wprost wyborny, Ruth i Samuel mogli udać się na zaplanowane zakupy. Wycieczka nie zapowiadała się na czasochłonną, więc spokojnie mogli sobie na nią pozwolić.
- Idziemy na zakupy - Ruth powiadomiła Iriala zanim oboje z Samuelem zniknęli za drzwiami karczmy.
Lestre dał się potulnie zaciągnąć dziewczynie, machając dłonią pozostałym członkom drużyny na pożegnanie.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 21-11-2010 o 21:31. Powód: Mała poprawka ;)
Mekow jest offline  
Stary 21-11-2010, 12:53   #132
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Byłeś już w tym mieście? Zielarz to gdzieś w centrum? - podpytała się dziewczyna zaraz po wyjściu na ulicę.
- Zwykle podróżuję po krainach bardziej na zachód stąd. - odparł Samuel wzruszając ramionami. Po czym zaczął się rozglądać za potencjalnym informatorem, wśród przechodniów przemierzających uliczkę.
Patrol straży miejskiej spełniał te wymogi i skierował ich w odpowiednim kierunku. Przez parę minut szli sobie spokojnie, obejmując się wzajemnie jednym ramieniem i rozmawiając o wszystkim i o niczym. Zanim się zorientowali byli już na placu miasta, gdzie znajdowały się przeróżne stragany, a dookoła nich co po bogatsze, tudzież bardziej specjalistyczne sklepy.
- Gdzie teraz? Może ten, obejdziemy na około? - zagadała z uśmiechem Ruth.
- Tak szczerze powiedziawszy...-Lestre rozejrzał się dookoła z rysującym się na twarzy zdezorientowaniem. Wreszcie zaśmiał się.-... to chyba był zły pomysł, Ruth. Powinnaś tu przyjść z Emerahl. Nie mam pojęcia o zielarstwie. Równie dobrze możemy kupić co trzeba, na pierwszym lepszym straganie.
- Ale ja wolę z tobą. Mamy o czym pogadać... i w ogóle, tak jakoś przyjemniej jest - powiedziała spokojnie, uśmiechając się przy tym uwodzicielsko. - Ale nie możemy zapominać za co nam płacą. Wiesz, bo ja obiecałam, że nasz związek nie przeszkodzi nam w pracy - rzekła Ruth. Uznała, że powinna zawiadomić Samuela o tej obietnicy, aby oboje się troszkę pilnowali.
- Niby dlaczego by miał?-wzruszył ramionami Lestre. Po czym dodał.- Ogólnie się zastanawiam, jaką wizję pracy ma Irial. Bo szczerze powiedziawszy, wątpię by miał jakąkolwiek.
Ruth zastanowiła się przez chwilę. - Ja tam nie wiem. Ale pamiętasz? Raz już zajęliśmy się sobą, podczas gdy mieliśmy pilnować szlacheckiego tyłka tej małej - rzekła z uśmiechem, przypominając sobie błogie chwile. - Raz mi już nagadali i nie chcę znowu podpaść - powiedziała śmiało.
- No bo, wiesz. Robotę to ja już nie jedną zawaliłam, ale jeśli nie spiszę się tym razem, to może nas to rozdzielić, a było mi bardzo ciężko udawać przed innymi, że się na ciebie gniewam - Ruth zwierzyła się ze swoich uczuć oraz obaw i spojrzała na Samuela.
W tym właśnie momencie znaleźli się przed apteką, o czym świadczył wyraźny zapach ziół, oraz wzbogacony o odpowiedni napis szyld. Zapatrzona w swego mężczyznę Ruth, nie zwróciła jednak uwagi na znak i gotowa była iść dalej by szukać czegoś co właśnie mijali.
- Bogowie. -rzekł nieco dramatycznym tonem Samuel. Pokręcił głową na boki. - To wszyscy mamy siedzieć wokół Lamii i gapić się w nią jak sroka w gnat? Chyba po to nas wszystkich zatrudnili, by można było jej na zmianę pilnować.
Samuel spojrzał w kierunku szyldu, przyciągnięty przez nagłą zmianę zapachów otoczenia. Nuty ziołowe przeważające w gamie zapachów pobliżu apteki, były wystarczającą wskazówką dla nosa kuriera, by Lestre zatrzymał się i rzekł.- Doszliśmy.
Dziewczyna również się zatrzymała i pokręciła nosem. - Faktycznie - rzekła z uśmiechem, a jej wzrok padł na odpowiedni budynek. - No wiesz, wymyśliłam, że nie najmowali by tylu osób do ochrony, gdyby trakt był bezpieczny. Pewnie w każdej chwili mogą nas napaść, więc chcą, abyśmy mieli pozostawali czujni - powiedziała zanim oboje weszli do apteki.
Pomieszczenie było dość spore, ale wolną przestrzeń w dużej mierze ograniczały półki i ławy, ze słojami pełnymi różnych nasion, skrzynkami z jakimiś bulwami oraz przeróżnymi donicami w których rosło jakieś zielsko. Do tego oczywiście coś suszyło się też wisząc na sznurkach pod sufitem, a w całym pomieszczeniu unosił się specyficzny zapach.
Aptekarz zaś okazał się być wysokim, ale chudym nieomal jak patyk blond elfem. Obecnie nie miał innych klientów, więc gotów był zająć się Ruth i Samuelem.
- To nawet wtedy...-burknął Samuel wchodząc za nią. Ale nie dokończył słów. Wziął od Ruth listę, uśmiechnął się i podał aptekarzowi.
- Witajcie aptekarzu, my w konkretnej sprawie. - podał aptekarzowi spis.- Macie tu wszystko co potrzebne?
Mężczyzna spojrzał na listę i po chwili pokiwał potwierdzająco głową. - Zaraz wszystko przygotuję - powiedział cichym, nieco melodyjnym głosem. Zaraz potem, z listą w dłoni, zaczął się żwawo krzątać po sklepie. Zbierając odpowiednie zioła, do zrobionego z lekkiego materiału woreczka wielkości ludzkiej głowy, skupił swą uwagę na tym co robił. Ruth miała już wykorzystać tę niewątpliwą okazję, gdy nagle, na swoje szczęście, dostrzegła że był tam ktoś jeszcze. Z zaplecza apteki, przez podwójne otwarte na oścież drzwi, przyglądała im się jakaś chuda elfka, zapewne żona albo siostra aptekarza.



W tej sytuacji żadne kradzieże nie wchodziły w grę i złodziejka dobrze o tym wiedziała. - Coś zacząłeś mówić - mruknęła cicho Ruth, chwytając Samuela za rękę.
- Nieważne. To nie ma znaczenia. - westchnął Lestre.
Ruth uśmiechnęła się i spojrzała na niego przyjaźnie... a wręcz zapatrzyła się na niego. Nie była w stanie stwierdzić, ile czasu tak go podziwiała - mogło to trwać kilka sekund, albo kilkanaście minut. Z zamyślenia, czy raczej zapatrzenia, wyrwał ją charakterystyczny głos aptekarza.
- Gotowe - oznajmił mężczyzna.

Po zapłaceniu, odebraniu towaru oraz listy, Ruth wraz z Samuelem poszli na rynek. Dziewczynie zostało jeszcze trochę pieniędzy, więc mogli teraz zaopatrzyć się w jakąś zdrową żywność.
- Jak myślisz, co powinnam kupić? - zagadała Ruth, gdy przechadzali się między straganami. Jej głos zdradzał, że... może oprócz unikania alkoholu, nie miała pojęcia jaka dieta będzie dobra dla dziewczyny w ciąży.
- Świeże warzywa, owoce... Nie wiem co jeszcze. Gwenefer miewała dziwaczne zachcianki kulinarne, ale miała już wtedy większy brzuch.-zastanawiał się kurier rozglądając po straganach.- Może chude mięso?
Ruth spojrzała na Samuela badawczo. - A kim jest Gwenefer? - spytała nad wyraz spokojnie. Nie była zazdrosna - póki co nie miała powodów, ale zaciekawiło ją to, kim była ciężarna znajoma jej mężczyzny.
- Gwena? To moja siostra. Ma już dwójkę dzieci. Trzylatka i sześciolatkę. Lisę i Thomasa. - odparł Lestre pocierając podbródek dłonią. Uśmiechnął się do siebie, wspominając. - Podczas pierwszego porodu, przeklinała cały ród męski i wrzeszczała tak głośno, że jej krzyki było słychać w całej kamienicy. Ale drugi już zniosła spokojniej. Wiadomo, że pierwszy raz jest najtrudniejszy.
Ruth spojrzała na niego wystraszona i przyjrzała mu się z otwartymi ze zdumienia i strachu ustami. - Powiedz mi, że żartujesz - domagała się z lekko wyczuwalnym śladem paniki w głosie.
Samuel się zaśmiał głośno, po czym dodał żartobliwie.- Może troszkę przesadzam, dla dodania pikanterii opowieści.
Pogłaskał Ruth po głowie mówiąc.- Nie martw się. Kobiety rodzą od lat dzieci i jakoś większości nic się stało. Ty jesteś młoda i silna. Poradzisz sobie.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego u ulgą. Wystraszył ja trochę, ale na szczęście nie za bardzo - majtki nadal miała suche.
- Nie strasz mnie tak - powiedziała cicho i dała mu małego buziaka w usta, na znak, że się nie gniewa.
Delikatnie ciągnąc za sobą Samuela ruszyła między straganami. - Poszukajmy straganu prowadzonego przez jakiegoś młodzika - powiedziała cicho. - Z takimi łatwo jest mi się targować - rzekła z uśmiechem i poprawiła kamizelkę, aby wystawić na światło dzienne nieco więcej biustu niż zwykle.
- Masz dość specyficzny sposób targowania się, czyż nie?- spytał Samuel uśmiechając się lekko. I stanął, nieco z tyłu za rudowłosą.
- Skuteczny. I to się liczy - odpowiedziała z uśmiechem dziewczyna.
- Może tu spróbujemy? - zagadała wskazując na stoisko z warzywami, gdzie jakiś młodzieniec, choć już nie nastolatek sprzedawał właśnie marchewkę jakiemuś brodatemu grubasowi. Na stoisku było w czym wybierać.



- Jak chcesz... nie znam się na warzywach.- odparł beztroskim tonem Samuel.
- Spróbuję - rzekła z uśmiechem i podeszła bliżej sprzedawcy. Uśmiechnęła się do niego i nachyliła lekko, aby pochwalić się dekoltem. Młodzieniec oczywiście nie omieszkał zawiesić oko i Ruth wiedziała już, że połknął zarzucony przez nią haczyk. Wybierała warzywa i uśmiechając się zaczęła zagadywać o niższą cenę. Flirt się sprawdzał, a uwaga mężczyzny aż tak uległa rozproszeniu, że Ruth bez trudu wynegocjowała zniżkę, a do tego ukradkiem schowała do kieszeni dwie rzodkiewki i jedną cebulkę... nie wspominając, że za darmo spróbowała jednego drugiego i trzeciego warzywa w ramach sprawdzenia czy są dobre.
Samuelowi jednak mogło się to nie spodobać całe to owijanie sprzedawcy wokół palca, o czym dziewczyna nie pomyślała.
Gdyby oczywiście to zauważył, ale... albo patrzył na przechodzące pomiędzy straganami co ładniejsze młódki, albo gapił się na zgrabny tyłeczek Ruth.
Potem, gdy dziewczyna obładowała Samuela warzywami, poszli między straganami i razem zabrali się za wybieranie pomidorów. Ruth nabrała na nie apetytu, gdy tylko zobaczyła stragan.
- Nie znam się na tym, ale to wszystko się chyba za parę dni zepsuje, co nie? - zagadała do stojącego obok niej Samuela.
- Chyba nie... zwłaszcza, że w górach jest zimniej. - odparł kurier wykazując się całkowitą ignorancją w sprawach żywności. Ale cóż, na wyprawy brał głównie suszone mięso i alkohol, czasem polując po drodze.
Ruth westchnęła. - Nie mam ciuchów na góry - powiedziała, choć nie brzmiało to jak składanie skargi.
Nagle poczuła niemiły uścisk na prawym pośladku i podskoczyła do góry jak oparzona. - Samuś?! - wyrwało jej się zaskoczonym głosem z nutą pretensji i spojrzała na swego ukochanego. Tej jednak stał prawie metr od niej i spokojnie oglądał pomidory. Ruth zrozumiała, że to nie mogła być jego sprawka, więc obróciła się gwałtownie do tyłu i rozejrzała dookoła.
- Ktoś mnie uszczypnął w tyłek - powiedziała niezadowolona.
- Doprawdy? - spytał zaskoczonym głosem Lestre, po czym rzekł cicho. - Będziemy musieli to obejrzeć na osobności. Ja będę musiał zbadać.
Dłoń kuriera wsunęła się pod spódniczkę dziewczyny i zacisnęła na pośladku masując go lubieżnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się błogo. - Dzięki... Ale może nie tak przy ludziach - wyszeptała. - Weźmy te pomidory i wracajmy, co? Może będziemy mieli jeszcze chwilę dla siebie zanim wyjedziemy - powiedziała z lubieżnym uśmiechem i puściła do niego oczko.
Samuel delikatnie klepnął pupę dziewczyny i dodał cicho. - Niech ci będzie. No to biorę te pomidory.
Dokonali transakcji, a następnie Samuel wziął zakupioną przez Ruth żywność i spytał. - Tooo...wracamy?
Dziewczyna pokiwała energicznie głową. - Chciałam jeszcze kupić dla ciebie flaszkę czegoś mocnego. Abyś mógł opić... no wiesz co - zaczęła spokojnie - ale coś mi mówi, że może mi potem braknąć na żarcie, a nie chcę się dwa razy prosić Iriala o to samo - powiedziała nieco zmartwiona. - Może póki co wystarczy ci zawartość mojej manierki? Ale wiesz, jak chcesz, to w tym tłumie mogę skołować jakąś sakiewkę - dodała już z lekkim uśmiechem.
- Może innym razem... bardziej przyda się chyba kilka ciepłych kocy. Może namiot. - rzekł w odpowiedzi Samuel, objął dziewczynę w pasie przyciągając ją do siebie i szepcząc jej ducha.- Ale zamierzam się też rozgrzać tobą.
Nie chciał mówić Ruth, że jej wieści nie nastrajały go do świętowania. Co prawda oswoił się z myślą o dziecku, to jednak nie wywoływała ona u niego wybuchów entuzjazmu.
Ruth zachichotała zadowolona wizją wspólnie spędzonych nocy. Kiedyś już sądziła, że znalazła tego jedynego, ale tym razem była tego bardziej pewna - wszak Laria pobłogosławiła ich związek, krótko po tym jak ten się zaczął.
- Nie mogę siś już doczekać - odparła ze szczerym uśmiechem.
Krótko potem wrócili do karczmy. Ruth wystarczyło tylko zabrać z pokoju plecaczek i mogła ruszać w drogę...
 
Mekow jest offline  
Stary 21-11-2010, 12:57   #133
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Kłamałem... kłamałem... kłaaaamaaałem... kła... małem... - te słowa wciąż pobrzmiewały w głowie czarownicy, nawet gdy tak już otworzyła oczy. Ostatnimi dniami miewała sporo snów - czy to podróż do Erengradu rozbudziła jej wyobraźnię? Niemniej jednak powodów do narzekania nie było za wiele - sny bywały miłe, bywały też intrygujące a przez to ciekawe, wiec Emerahl obudziła się wypoczęta i zadowolona. Tyle czasu minęło już od tamtego rejsu. Rejsu, który pchnął jej życie na nowe tory. Rudowłosa usiadła na łóżku i zatopiła się we wspomnieniach. Podróż do Erengradu z pewnością będzie podróżą do przeszłości i to było pewne. Słońce zawitało na niebie już na dobre i jako, że Iriala nie było w pokoju to Emerahl podejrzewała, że czeka już zniecierpliwiony w głównej sali to też nie przedłużała za bardzo wylegiwania się w pościeli. Spostrzegła także, że w pokoju nie ma już Lamii, co poruszyło w niej struny zainteresowania. Zapewne panienka już się obudziła i będzie można z nią porozmawiać. Pospiesznie przeszła przez poranną toaletę korzystając z miski wody stojącej w pokoju. Poranny rytuał z henną, rozcieraniem liści zmieszanych z jakąś mazistą bliżej nie określoną substancją, którą następnie starannie wyszorowane zostały zęby no i przede wszystkim... rozczesanie kołtunów, a jakże by inaczej... choć skoro ma robić za drużynową wiedźmę to być może należało pominąć te poranne rytuały? Rozczochrane włosy, smoczy oddech, pot na ciele - wiedźma jak znalazł. Rozważań tych jednak Emerahl nie zamierzała wprowadzać w życie. Bycie czarownicą to jedno, a odpychanie ludzi samymi widokiem to inna sprawa. Kiedy wszystkie pasty, liście, proszki i inne damskie bibeloty wylądowały na powrót w torbie przyszedł czas na ubiór. Ten dotychczasowy nosił już wyraźne znamiona podróży i nawet pomimo tego, że czarownica trzymała się zasad higieny w miarę możliwości to po kilku dniach jazdy wierchem każde ubranie będzie nosić zapach właściciela i to bynajmniej nie był zapach perfum... Emerahl wyciągnęła z torby drugi komplet ubrań, a poprzedni złożyła tak aby zajmował możliwie mało miejsca i upchnęła na dnie torby obiecując sobie, że w następnej tawernie zapyta o możliwość wyprania ubrań. Kobieta zrzuciła z siebie śmieszne, przypominające męskie nocne pantalony oraz koszulę odsłaniając wszystkie swoje wdzięki - wczoraj wieczorem przed pójściem spać Emerahl powróciła do swojej normalnej formy, w której o niebo lepiej się czuła. Ktoś kto w tym momencie otworzyłby drzwi z pewnością mógłby się napatrzeć. Naga Emerahl podeszła do lustra przeglądając się w nim. Przypomniała sobie jeden ze snów, które nawiedziły ją odkąd wyruszyli z Delin - ten w którym nosiła w sobie dziecko. Kobieta położyła dłonie na swoim łonie zastanawiając się jakby to było i uświadamiając sobie, że nigdy nawet nie myślała o tym by zostać matką. Niejednokrotnie służyła swoją wiedzą zarówno sobie jak i innym pomagając zapobiec ciąży, nigdy jednak nie przyszło jej do głowy aby kiedyś chcieć mieć dziecko. Czy odziedziczyłoby po niej magiczne zdolności czy musiałoby radzić sobie w życiu bez tego daru? Czy byłoby do niej podobne? Czy byłby to syn czy córka? Jak zmieniłoby się jej życie? Czy potrafiłaby z kimś stworzyć dobrą rodzinę po tak długim czasie życia samemu? Na horyzoncie nie było jednak nikogo, kto mógłby przyczynić się do tego, że Emerahl musiałaby na prawdę zastanawiać się nad takimi rzeczami... jeśli chodzi o 'te sprawy' to gdyby nie codzienna kąpiel to Em zapewne zarosłaby pajęczynami w niektórych miejscach. Bycie tak długo samemu sprawia, że człowiekowi chyba przestaje zależeć na czyimś 'towarzystwie'. Albo też tak bardzo tęskni, że szuka się tego kogoś wszędzie. Niemniej jednak Emerahl jak do te pory nie odczuwała ani potrzeby bliższych z kimś kontaktów, ani schronienia w męskich ramionach, ani potrzeby bycia matką i założenia rodziny. Czas jednak leci nieubłaganie i być może przyjdzie czas, aby się nad tym zastanowić zanim będzie za późno.

- Nie teraz Em. Jeszcze nie teraz - pomyślała Emerahl. Odwróciła się od lustra i podeszła do łóżka, na którym leżały jej świeże ubrania. Było bardzo ciepło i parno to też czarownica nie opatulała się w odzienek zbyt obficie. Świeża bielizna zakryła to co mogłyby chcieć zobaczyć ciekawskie oczy, a na nią czarne bardzo wąskie w nogawkach i raptownie rozszerzające się w udach spodnie. Klasyczne bryczesy można rzec - wydawały się idealnie pasować do jazdy - dzięki wąskim nogawkom można je było wsunąć w wysokie buty, a bufy w udach nie krępowały ruchów.


Do tego luźna błękitna tunika z rękawami sięgającymi poniżej łokci, a do pasa przypięła swój pas z kieszonkami i sakiewkami, w których trzymała najpotrzebniejsze rzeczy.

Emerahl ponownie popatrzyła w lustro i westchnęła na myśl, że zanim wyjdzie musi ponownie przemienić się w zniszczoną pracą wieśniaczkę, a te wspaniałe ubrania, w których tak dobrze się czuła zamienić w jakieś proste szmaty. Irial uparł się jednak, aby w czasie pobytu w mieście zachować kamuflaż to też chwilę później w lustrze odbijała się ta sama nieciekawa, szara i prosta postać, którą Em przyjęła wczoraj. Czarownica przewróciła oczami i wyszła po cichu z pokoju.

Wedle oczekiwań w głównej sali siedział już Irial i Lamia, a przy stole opodal także Samuel i Ruth.

- Witaj Irialu! - powiedziała Emerahl kiedy podeszła do stołu ich pracodawcy- Witaj Lamio! Cieszę się, że widzę cię na nogach! - zagadała wesoło spoglądając na siedzącą obok 'przemienionego' Iriala dziewczynę. Radość nie trwała jednak długo - uśmiech szybko zszedł z twarzy Emerahl, gdy tylko uzmysławiła sobie, że przez to całe zamieszanie wczoraj nie pomyśleli o tym, że Lamię też trzeba by przemienić... tak oto siedziała przed nią dziewczyna ze swoim normalnym wyglądem. Emerahl nachyliła się do stołu i czym prędzej poinformowała o tym fakcie. Że też nikt tego wcześniej nie zauważył!

- Irialu! Nikt z nas nie zwrócił uwagi na to, że nie zmieniliśmy wyglądu Lamii! - powiedziała nachylając się nad stołem i patrząc na Lamię - Zadbaliśmy o to bym nikt nas nie poznał i zapomnieliśmy... nikt z was tego nie zauważył?! Gdzie ja miałam głowę... Chyba powinniśmy to naprawić tak szybko jak się da?

Irial pokręcił głową - Teraz to nie ma sensu - powiedział - To by wzbudziło niepotrzebne zainteresowanie, gdyby nagle z pokoju wyszła inaczej wyglądająca dziewczyna. Poza tym niedługo Lamia się przebierze w coś bardziej wygodnego i zmieni swój wygląd. Poza tym to przebranie i tak miało dotyczyć tylko Eslov. Chyba - zwrócił się do siedzącej obok niego dziewczyny - że sobie tego życzysz, Lamio.
- Nie wydaje mi się, by była taka potrzeba - odparła dziewczyna z uśmiechem.
- A więc dobrze - odparła Emerahl - Lamio wyglądasz całkiem... normalnie. Cieszę, się że wszystko w porządku. Mamy trochę do przedyskutowania. Ale to nie teraz chyba. W drodze będziemy mieli masę czasu i wiedz, że będę cię zamęczać pytaniami! - wypowiedziała Emerahl niemal na jednym wydechu. Czarownica na prawdę była ciekawa tego co dzieje się z Lamią - te lunatykowanie, niekontrolowana magia i dziwna mgiełka tajemnicy rozpostarta przez Iriala... tak - to wszystko wymagało obgadania.
- A teraz wcinam i lecę zobaczyć jeszcze co u Therona. Zapewnić lekarza, że ktoś do niego przyjedzie i zrobić trochę zakupów. Dołączę do was pod północną bramą tak szybko jak się da - dodała Emerahl po czym odwróciła się i poszła zamówić śniadanie. Posiłek niemal w siebie wrzuciła w biegu - mieli ruszać a ona jeszcze miała do załatwienia parę spraw. Tym bardziej, że zdała sobie sprawę w tym momencie, iż wczoraj nie skontaktowała się z Erwinem! Główna sala nie była jednak ku temu najlepszym miejscem, więc czarownica wróciła na górę do pokoju, usiadła na łóżku i pogrążyła się w transie wysyłając swoją jaźń daleko poza swoje ciało, poza gospodę i poza miasto, na południe ku Delin.

- Erwinie! - 'zawołała' czarownica i poczęła nasłuchiwać odpowiedzi. Ten sposób komunikacji miał tą wadę, że rozmówca musiał chcieć się skontaktować i musiał odpowiedzieć.
- Erwinie! - ponowiła wołanie - Tu Emerahl. Słyszysz mnie?
- Słyszę Em. Dlaczego zawsze jak kontaktujesz się ze mną tą drogą to przeczuwam kłopoty? Aaa tak... pewnie dlatego, że zawsze wtedy MASZ kłopoty. - odparł Erwin
- - Zapewne masz rację... No w każdym razie dotarliśmy do Eslov. Mieliśmy po drodze kilka fajerwerków...
- Fajerwerków? Z twoich ust brzmi to wyjątkowo złowróżbnie.
- Lamia spaliła stajnię - Erwin niemal zakrztusił się własnym językiem.
- Mniejsza o to jak to się stało. W każdym razie Theron jest ciężko ranny. Wyjdzie z tego najpewniej, ale wymaga opieki lekarza. Ja niestety nie mogłam mu pomóc. Jest całkowicie odporny na magię. I w tym miejscu pojawia się prośba do ciebie. Zostawiamy go w Eslov pod opieką medyka Gordona. Ja podałam się za jego siostrę. Powiadziałam jednocześnie, że niestety nie mogę zostać, ale że przyjedzie do niego, znaczy do Therona, mój brat. A bratem tym ma być ktoś od ciebie. Potrzeba, żeby tutaj przyjechał i zajął się wszystkim, co z Theronem związane. Wiele roboty nie ma, ale trzeba doglądać czy mu się polepsza. Przy okazji... niech ten ktoś nie tłumaczy medykowi jak wyglądałam, bo zmieniłam wygląd. Byłam u niego jako wsioczka w średnim wieku, z brązowymi wypłowiałymi włosami... Wystarczy, że powie, że przyjechał doglądać brata.

[...]

Instrukcje zostały wydane, a Emerahl zostało jeszcze osobiście zajrzeć do lekarza i ponownie zapewnić go, że lada dzień zjawi się tutaj rzekomy brat. Czarownica wyszła z pokoju zabierając ze sobą swoją torbę i pakując do niej wszystkie pozostałe bibeloty, po czym udała się wdrożyć plan na dzisiejszy poranek w życie. Szybka wizyta u lekarza, a następnie jeszcze szybsza w świątyni. Emerahl miała nadzieję, że być może tam będą w stanie jej powiedzieć, jakie jest przeznaczenie theronowego amuletu i choć wątpiła bardzo by kapłani potrafili na szybko rozszyfrować jego właściwości, jeśli nie zrobił tego wykwalifikowany mag to jednak spróbować nic nie szkodziło. Kolejny punktem programu była wizyta w sklepie z ubraniami. Mieli przejechać przez góry, a w górach potrafi być zimno. Gruby płaszcz zatem z pewnością przynieść mógł więcej pożytku niźli złego, wynikającego z jego dzwigania. Tym bardziej, że mieli teraz nadliczbowego konia. Theronowi w najbliższym czasie nie będzie on potrzebny, a im przyda się wierzchowiec juczny. Niecałą godzinę później Emerahl dołączyła do czekającego pod północną bramą Iriala i Lamii. Pozostało jedynie czekać na pozostałych towarzyszy i ruszać w dalszą ekscytującą podróż...
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.

Ostatnio edytowane przez Cosm0 : 21-11-2010 o 22:00.
Cosm0 jest offline  
Stary 21-11-2010, 22:22   #134
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Obudził się. Przez dłuższą chwilę leżał bez ruchu z zamkniętymi oczami. Delektował się snem. Chciał by jeszcze trwał. Trwał jak najdłużej. Nie chciał się obudzić. Chciał zapaść w sen i śnić o Niej. A jeszcze bardziej chciał by była przy nim. Tylko Ona tak naprawdę, bez żadnego powodu była dla niego dobra. Tylko Ona o niego dbała. Tylko za Nią tęskni.
Sevrin poczuł, że coś spływa mu po policzku. Szybko otarł łzę. Nie chciał by ktokolwiek zobaczył, że roni łzy. Nawet, jeśli była to pojedyncza łza. Ociągając się wstał. Ubrał się starannie pilnując by każda część garderoby trafiła na właściwe miejsce. Przeciągnął się i wykonał kilka skłonów. Następnie wyjął szkatułkę, którą położył na łóżku. Otworzył ją i zaczął poprawiać elementy swojego przebrania.
W głowie w dalszym ciągu widniał mu obraz jego matki opowiadającej mu bajkę na dobranoc. Zastanawiał się jak teraz mogła wyglądać. Pewnie za dużo się nie postarzała. W końcu władała magią. Nawet, jeśli była za słabym magiem to jego… jego ojciec miał wystarczająco mocy by odmłodzić ich oboje.
- Dwadzieścia lat. - wyrwało mu się na głos – Dwadzieścia parszywych lat.

Sevrin zszedł do wspólnej sali. Pomimo, że nie jadł kolacji głód mu nie doskwierał. Starał się jednak wmusić w siebie jak najwięcej ze śniadania. Wolał nagromadzić w swoim organizmie zapasy energii, gdyż nie wiadomo, co mogło ich spotkać w dalszej drodze.
Zaraz po śniadaniu wyszedł z karczmy. Potrzebował pobyć trochę w samotności. Wtedy zawsze najlepiej mu się myślało.
Młodzieniec skierował swe kroki do stajni. Wiedział, że o tej porze będzie się tamtędy przewijać znaczna część gości karczmy, lecz i tak nie zrobią takiego tłumu, jaki panował na ulicach.


Lekko pchnął odrzwia stajni. Te ustąpiły skrzypiąc przy tym nieznacznie. Do jego uszu dotarło ciche rżenie koni. Przekroczył próg. Niemal od razu został rozpoznany przez Narwańca, który wesoło zastrzygł uszami.
- Jak się trzymasz przyjacielu? – Sevrin pogłaskał swojego wierzchowca za uchem – Nikt ci nie przeszkadzał w nocy?
Koń nie zareagował na słowa mężczyzny. Zbyt zajęty był nadstawieniem odpowiedniego miejsca na swojej głowie pod pieszczochy. Najemnik z resztą nie spodziewał się odpowiedzi.
- Dobrze, że chociaż ciebie mam. Mam się komu wyżalić. – Sevrin zaprzestał głaskania i usiadł opierając się plecami o pobliską ścianę.
- Nie uważasz, że powinienem stać się bardziej otwarty? Zacząć rozmawiać z ludźmi?
Koń tym razem zareagował. Schylił głowę i ją wyprostował jakby naśladował skinięcie głową. Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
- Może i masz rację. Tylko o czym tu rozmawiać?
Narwaniec schylił łeb domagając się kontynuowania pieszczoch. Sevrin spełnił prośbę wierzchowca
- Widać nie nadaję się do życia w społeczeństwie. Gdy tylko skończę tą misję zaszyję się gdzieś w głuszy i będę oczekiwał na śmierć. W ciszy, spokoju, samotności.
Koń prychnął uderzając jednocześnie lekko łbem w rękę Sevrina.
- Tak, tak. Wiem. Z moim wiernym wierzchowcem i jedynym przyjacielem.

Sevrin jeszcze długo siedział w stajni. Nie przejmował się tym, że ludzie wchodzili i wychodzili. Nie przejmował się niczym. Był tylko ze swym wierzchowcem. Nikt im nie przeszkadzał. Przez cały czas miał zamknięte oczy. Przez cały czas myślał o swojej matce. Tęsknił za domem. Wiedział jednak, że nie ma tam czego szukać. Ojciec (jeśli tylko nie byłby pod wpływem mocy Sevrina) wygnałby go z domu. Nawet, jeśli musiałby do tego użyć magii.
Matka natomiast nie sprzeciwiłaby się temu. Pomimo, że w głębi duszy tęskniła za własnym synem tak samo jak syn tęsknił za nią.
Tak to już jest wywodzić się z rodziny arystokratycznej. Dlaczego nie mogłem urodzić się w biednej rodzinie? Przynajmniej oboje rodziców by mnie kochało.”
Drugi raz tego dnia po policzkach mężczyzny popłynęły łzy. Tym razem nie zamierzał nad nimi zapanować. Pozwolił im swobodnie płynąć. Pochylił jednak głowę by nikt nie widział, że płacze.
Narwaniec lekko szturchnął swojego pana w głowę. Sevrin podniósł wzrok. Pomimo płynących łez uśmiechnął się. Szybko je otarł i podniósł się z ziemi.
- Pora przestać użalać się nad sobą. Co było to było. Nie da się tego zmienić. Trzeba skupić się na teraźniejszości. A to oznacza… - mężczyzna rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś. Gdy to znalazł uśmiechnął się. - … że pora na czyszczenie.
Koń prychnął niezadowolony.
- Tak wiem, że nie lubisz. Ale przynajmniej ty musisz się przyzwoicie prezentować.
Nie zważając na protesty Narwańca Sevrin zabrał się za wykonywanie straszliwej czynności.

Gdy koń lśnił i ostatecznie obraził się na swojego właściciela, mężczyzna udał się na przechadzkę po mieście. Chciał znaleźć jakiegoś osobnika, który nie zasługiwał na posiadanie zbyt dużej ilości pieniędzy. Na swoje nieszczęście nie znalazł nikogo takiego. Widział wielu z okazałymi sakiewkami, lecz wszyscy wyglądali na takich, którzy pieniądze zdobywali w uczciwy sposób.
Sevrin, pomimo, że miał w sobie cząstkę złodzieja, miał też swoje zasady. Zasady, które nie pozwalały kraść zasłużonych wypłat. Może i było to dziwne, lecz pozwalało mężczyźnie żyć w zgodzie ze swym sumieniem.
Młodzieniec wiedział jak trudno było zwykłemu, szaremu obywatelowi zdobyć środki do przeżycia. Wiedział też, że niektórzy oszukiwali w zmaganiach o byt. On był właśnie jednym z tych, którzy karali za oszustwa. A przynajmniej karał kiedyś. Teraz obowiązki najemnika zastąpiły złodziejską przeszłość.

W końcu mogli ruszać w dalszą podróż. W końcu mogli porzucić tą ograniczoną przestrzeń miasta. W końcu mogli znów poczuć się wolni. W końcu znów ruszali na szlak.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 22-11-2010, 22:32   #135
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Poranek zastał Samuela bez entuzjazmu. Noc minęła spokojnie. Ale jak wszystkie noce w mieście, które było pełne różnych zapachów, tak i ta była nieciekawa. Może gdyby wieczorem znalazł sobie towarzystwo, które poprawiłoby, mu dobry humor. Ale nie znalazł, to i rankiem był raczej... nie w sosie. Zupełnie pozbawiony energii. I co ciekawe, był taki po spędzonym wszak razem sporym czasie z Emerahl.
W zasadzie przyłapywał się na tym, że nie kokietował rudowłosej czarownicy. Z jakiegoś jednak powodu nie miał na to ochoty. Oczywiście, wina po części leżała w tym, że wieźli Therona do medyka. Ale... to nie wszystko. Z jakiejś przyczyny, nie był Emeą specjalnie zainteresowany. Może po prostu ostatnie dni raczej nie nastrajały do romansów?
Tak.. pewnie taka była, ku temu przyczyna. Ale może były i inne... dotyczące Emerahl, właśnie?

Posiłek przyniósł sensację, na którą Samuel nie był gotowy. Nie czuł się też gotowy na dziecko... na bycie ojcem. Jeszcze nie teraz przynajmniej. Ale cóż... stało się. A kurier Ruth lubił, no i trochę mu jej było żal. Zresztą i tak miał zamiar ją trzymać przy sobie, by z czasem zostać małżeństwem. Dziecko bynajmniej nie przyspieszało tej decyzji u Lestre.
Na razie był posiłek, potem asystowanie Ruth w zakupach. Potem ...trzeba było kupić zakupy na wyprawę. Jakiś namiot, grube koce na przełęcz. Chociaż może i nie?
Przygotowania Samuel poczynił w sklepie Vargo Clegane polecanym mu Johara. Wpierw potwierdzając listę potrzebnych rzeczy u Iriala.
Nie wspomniał kwestii Ruth, wszak rudowłosa ponoć wszystko z nim załatwiła. A on sam nie zamierzał się spowiadać, z prywatnych spraw Irialowi, akurat. Czy domyślał się, że dziecko w brzuchu Ruth, nie jest Samuela? Zapewne tak.
Czy kuriera obchodziło zdanie Iriala w tej sprawie? Całkowicie nie.
Suchym pozbawionym emocji tonem powiedział szefowi tej wyprawy co miał do powiedzenia i tyle... Krótko, dokładnie i na zawodowej stopie.

Był zmęczony...Pożar, wypadek Therona, ta cała heca z transportem biedaka. I informacja o dziecku. Ucieszył się na widok zdrowej Lamii, ale nic poza tym. Nie miał ochoty nawiązywać z nikim rozmowy. Może później...gdy zdoła wszystkie sprawy poukładać w głowie.
Przygotował wierzchowca do drogi i zjawił się w milczeniu na miejscu podróży. Nie było już przed kim chronić Lamii, to też nie musiał zabawiać jej rozmową. I dziś raczej nie miał na to ochoty. Wolał pobyć sam... z dala nawet od Ruth, wbrew temu co jej mówił.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 27-11-2010 o 22:57. Powód: poprawka:D
abishai jest offline  
Stary 28-11-2010, 19:28   #136
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
W świątyni - Emerahl

Wizyta w świątyni nie przyniosła zbyt wielkich rezultatów, właściwie nie przyniosła żadnych. Kapłani na szybko nie byli w stanie powiedzieć więcej niż to, czego zdołała się już dowiedzieć. Byliby w stanie przebadać amulet, ale – podobnie jak sprzedawca w sklepie magicznym – potrzebowali na to kilku dni. Ale Emea nie miała tych kilku dni. Pozostało jej więc odejść z niczym.

W drodze – wszyscy

Mglisty poranek przerodził się w równie mgliste południe. Gry opuszczali Eslov północną bramą, słońce stało już niemal w zenicie. Ale nie można było tego dokładnie stwierdzić, bowiem mleczne opary przesłaniały wszystko.

Szlak wiódł doliną między zboczami niezbyt wysokich wzgórz. Tyle zdołali się dowiedzieć poprzedniego dnia, gdy część z nich zawitała od miasta właśnie od północy. Wtedy dosyć dokładnie mogli zapoznać się z rzeźbą terenu rozciągającego się na kilka najbliższych mil. Dziś było to już niemożliwe, bowiem mgła ograniczała widoczność na tyle mocno, że zamykający ich karawanę Sevrin ledwo widział jadącego na czele Samuela.


Trakt obrośnięty był po obu stronach starymi dębami. Ich konary majaczyły na widnokręgu, bardziej niż drzewa, przypominając stado szykujących się do ataku upiorów. Śpiew ptaków jakoś zamilkł tego dnia, co na spółkę z mgłą czyniło podróż niezbyt miłą.

Wyruszyli z miasta dość późno, toteż o żadnym dłuższym postoju nie mogło być mowy. Jedyne, na co zgodził się Irial to dosłownie półgodzinny postój nad zakolem rzeki, by konie mogły się napić i nieco odpocząć, a współtowarzysze podróży zdążyli zjeść coś, co obiadem było tylko z nazwy, bowiem składało się z sucharów i suszonego mięsa. Na pożywny, ciepły posiłek trzeba było czekać aż do wieczora.

O zmroku zawitali wreszcie do karczmy o dźwięcznej nazwie „Tuczone cielę”. Była to pierwsza karczma, na jaką natrafili po drodze, więc najwyraźniej karczmarzowi w „Złamanym groszu” coś się pomyliło. Ale w sumie było to bez znaczenia. Najważniejsze, że w gospodzie było ciepło i pachniało pieczenią, co dawało spore nadzieje, że widniejące na szyldzie nad wejściem cielę nie jest jedynym, z którym będą dziś mieli przyjemność się zetknąć.

Karczmarz przydzielił im pokoje, a gdy wnieśli na górę swoje tobołki i ponownie zeszli do głównej izby, zaproponował gorącą pieczeń wołową. Zamówione potrawy przyniosła im ciemnowłosa kobieta, której wydatny biust wyglądający spod rozcięcie koszuli przyciągał męskie oczy niczym magnes.


Brunetka najwyraźniej doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak działa na mężczyzn, bowiem za każdym razem, gdy zjawiała się przy ich stole, uśmiechała się zalotnie do Samuela i z premedytacją nachylała się przed nim, jakby chciała, by miał lepszy widok. I w nosie miała pełne niechęci spojrzenia, jakie puszczała w jej stronę Ruth.

W drodze – Sevrin

To miała być przyjemna podróż, miła odmiana po zatłoczonym, rozwrzeszczanym mieście, a jednak… jednak coś było nie tak. Może to ta pogoda, która zmniejszając widoczność czyniła z otwartej przestrzeni ciasną klitkę. Może to ta wszechogarniająca cisza, którą rozdzierało jedynie echo końskich kopyt cicho stukających o pokrytą żwirem drogę. Może to ta wisząca w powietrzu wilgoć, przynosząca na myśl coś tajemniczego, nieznanego, złowrogiego. A może… może było to owo niemiłe uczucie, pełzające po plecach niczym stado pijawek. Uczucie przywodzące na myśl dziwną, irracjonalną pewność, że ktoś za tobą podąża, że cię obserwuje i w każdej chwili może zaatakować.

Sevrin już parę razy w swoim życiu doświadczał podobnego przeczucia i za każdym razem kończyło się to niezbyt miło. Ostatni raz, który wrył się w jego pamięć niczym znamię wypalone rozgrzanym do czerwoności prętem, miał miejsce ładnych kilka lat temu. Było to na krótką przed ową tragiczną w skutkach walką, która niechybnie zakończyłaby się jego śmiercią, gdyby nie jego Wybawczyni. Tak, to właśnie wtedy zlekceważył swoje przeczucia, pierwszy i póki co ostatni raz.

W karczmie – Emerahl

Wielogodzinna jazda wymęczyła ją bardziej niż zwykle. Do tego dochodził głód, którego żelazne porcje sucharów nie były w stanie zaspokoić. Dlatego też, gdy tylko przekroczyła próg karczmy, a do jej nozdrzy dotarł cudowny aromat pieczonego mięsiwa, poczuła się nagle dziwnie obolała i słaba. Osunęła się na pierwsze z brzegu krzesło i ani myślała się gdziekolwiek ruszać.

Gdy roznegliżowana służka przyniosła zamówiony kawałek pieczeni, Emea poczuła, jak bardzo skurczony ma żołądek. Zaraz też jej ślinianki rozpoczęły wzmożoną pracę tak, że omal nie utopiły swej właścicielki. Już pierwszy kęs mięsa sprawił, że poczuła się dziwnie błogo i spokojnie. Tak, jakby nie zaspokajała głodu co najmniej od miesiąca i od tamtego czasu nie myślała o niczym innym.

Po dość krótkim czasie jej talerz był zupełnie pusty, nawet resztki sosu zostały pieczołowicie starte z pomocą kawałków chleba. Czarownica rozsiadła się wygodniej na krześle i poluźniła upięcie spodni. Objadła się to mało powiedziane, ona się po prostu obżarła, ale było jej przy tym tak cudownie.

Po zaspokojeniu głodu przyszedł czas na pragnienie. Emea chciała zamówić sobie kufel piwa, ale cycata służąca akurat kręciła tyłkiem w zupełnie innej części sali, więc nie było szans, szybko obsłuży czarownicę.

Rudowłosa wstała od stołu, by podejść do szynkwasu i właśnie wtedy zdarzyło się coś, czego nigdy by się w tych okolicznościach nie spodziewała. Zakręciło jej się w głowie, pociemniało przed oczami, a zaraz potem…

***

Biegła ile sił w nogach. Gonili ją, chcieli dorwać i obedrzeć ze skóry. Byli tuż za nią, dosłownie siedzieli jej na ogonie. Ale ona znał ten las dużo lepiej niż oni. Miała tę jedną przewagę, że czuła się tu jak w domu. I właśnie to było najdziwniejsze, to miejsce wydawało jej się bliskie, znajome, chociaż była tu przecież pierwszy raz w życiu.

Jednym susem przeskoczyła głęboki dół w ziemi. Pod spodem musiała być jakaś jaskinia, bo z każdym deszczem zapadlisko robiło się coraz większe. Ale na sprawdzanie swoich przypuszczeń nie miała w tej chwili czasu. Tuż za sobą usłyszała głosy swych oprawców. Skoczyła za wielki głaz narzutowy modląc się, by tamci jej nie zauważyli. Przez chwilę wyraźnie słyszała odgłosy ich kroków, z czasem dźwięki zaczęły cichnąć. Nie zauważyli jej, oddalali się.

Gdy zupełnie przestała ich słyszeć wyszła ze swej kryjówki. Co miała teraz zrobić? Wiedziała, że nie może tu zostać, jeśli znów wpadną na jej trop, będą bezlitośni. Zresztą… czego się można było spodziewać po takich jak oni: bezwzględni, okrutni mordercy, nazywają innych bestiami, choć sami niejednokrotnie są bardziej brutalni niż niejedno dzikie zwierzę. Nienawidziła ich, szczerze ich nienawidziła i niejednokrotnie życzyła im śmierci. Jednak w chwili obecnej jej samej groziła śmierć. Dobrze wiedziała, że nie może liczyć na ich litość. Ostatecznie, byli to przecież tylko ludzie.

Znów usłyszała głosy gdzieś blisko. To ludzie znów zwietrzyli jej trop i tym razem chyba nie zamierzali wypuścić jej ze swych łapsk. Przerażona pognała do przodu, minęła powalony pniak drzewa, które złamało się podczas ostatniej wichury, przeskoczyła po śliskich kamieniach na drugi brzeg strumienia i popędził przed siebie.


- Tam jest, łapcie go! – usłyszała za sobą. A więc jednak ją dostrzegli – Nie pozwólcie uciec tej bestii!

Biegła ile sił w nogach, czuła jednak, że oprawcy są tuż za nią. Usłyszała za sobą świsty, które zawsze im towarzyszyły. To ta ich śmiercionośna broń – pomyślała z trwogą. Doskonale wiedziała, że jej szanse z minuty na minutę drastycznie maleją. Nie mogła się jednak poddać, jeszcze nie wszystko było stracone, jeszcze jaj nie dopadli i mogła im przysiąc, że żywcem jaj nie dorwą.

Kolejny świst, gdzieś niebezpiecznie blisko. Po chwili dostrzegła strzałę sterczącą z pnia dębu. Ominęła drzewo i pognała w zarośla. Jedyna szansa dla niej była w tym, że zdoła ich zgubić. Chaszcze były do tego najlepszym miejscem.

- Łapać tego potwora, łapać go! – usłyszała krzyk jednego z nich. Byli bardzo blisko, za blisko.

Nie zdołała skryć się w gęstwinie. Kolejny świst, a zaraz potem przejmujący ból promieniujący w piersi. Ból był tak silny, że zwalił ją z nóg. Z impetem walnęła całym ciężarem ciała w konar wystający z ziemi i pisnęła żałośnie.

- Mamy go, już nam nie ucieknie – powiedział z satysfakcją jeden z ludzi.

Chwilę później poczuła, że stoi nad nią cała ich gromada. Byli jak wygłodniałe zwierzęta czekające, kiedy wreszcie będą mogły się rzucił na swą zdobycz. Jeden z nich obrócił ją brutalnie na bok. Znów poczuła ten przejmujący ból i zaskowyczała cicho.

- Toż to prawdziwa bestia! – rzucił przywódca stada – Będzie z niego wspaniałe trofeum. A najważniejsze, że już nigdy więcej nie zaatakuje naszych stad.

Nie jestem bestią! – chciała krzyknąć na całe gardło, lecz zamiast tego zaskamlała zupełnie jak mały, zbity piesek. Ludzie zaśmiali się szyderczo. Najwyraźniej rozbawiły ich jej żałosne piski i mimowolne wierzganie nogami.

- Tak, nasze stada już będą bezpieczne – odezwał się inny – Cholerne wilki – mówiąc to splunął wprost na jej głowę – Bezmyślni mordercy. Ale my się wreszcie odegraliśmy
- Dobra, panowie, dosyć tej paplaniny. Dobijcie tego wilka i będziemy to mieli z głowy. Zaczyna się ściemniać, musimy wracać. Licho wie jakie monstra wyłażą tu nocą ze swych jam.

Jeszcze przez chwilę czuła ten piekący ból w piersi i chłód, przejmujący aż do szpiku kości chłód. Pochylił się nad nim jeden z ludzi, młody, ciemnowłosy, ze śniadą skórę. W jego oczach dostrzegła coś bardzo dziwnego, nie złość, ani strach, nawet nie niechęć, tylko smutek, ogromny smutek. Młodzieniec pogładził ją ukradkiem po pysku, podrapał za uchem, a potem wyciągnął zza pazuchy sztylet.

Przez krótką chwilę, krótszą nawet niż mrugnięcie oka, czuła ból. Ale zaraz potem zalała ją ulga. Nie było już chłodu, ani strachu, ani nawet bólu. Był tylko wszechogarniający mrok. I to był już koniec.

***

Wizja zdawała się trwać niemal wieczność, a jednak nikt z jej towarzyszy zdawał się tego nie zauważać. Nikt, w wyjątkiem Lamii. Dziewczyna siedziała przy stole i uważnie obserwowała Emerahl. Było coś dziwnego w jej spojrzeniu i wyrazie twarzy, coś, co podpowiadało czarownicy, że dziewczyna nie tylko wie o wizji, ale nawet – o bogowie – również jej doświadczyła.

Rudowłosej aż zakręciło się w głowie od natłoku myśli i osunęła się z powrotem na krzesło. Niezależnie od tego, czy Lamia również miała wizję, pozostawało tajemnicą, skąd się ona wzięła u Emerahl. Owszem, wiedźma nie raz skanowała ludzkie umysły i czasem zdarzało się, że doświadczała wspomnień na spółkę z ich właścicielem, ale tym razem było inaczej. Po pierwsze dlatego, że przecież nikogo nie czytała, a to oznaczało, że ktoś siłą wepchnął jej to… coś do głowy. Tylko kto i po co? I co to właściwie było? Wspomnienie, sen, marzenie, a może coś co faktycznie się wydarzyło, teraz, właśnie w tej chwili?

Emea wzdrygnęła się na myśl o tym, że była świadkiem czyjejś śmierci. Choć może bardziej czegoś, bowiem wyglądało na to, że niejako wcieliła się w wilka. I w tym też było coś dziwnego. Wniknięcie w umysł zwierzęcia nie było trudne, jednak zrozumienie jego myśli było już nie lada wyczynem. A tutaj… czarownica zdawała się doskonale wiedzieć, co czuje i – o bogowie – myślał ten wilk.

Była jeszcze jedna niepokojąca rzecz. Ten młodzieniec, wydawał się z jednej strony obcy, ale z drugiej dziwnie znajomy. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że skądś kojarzy jego twarz. Tylko skąd? Zamknęła oczy starając się przypomnieć jego oblicze. Był młody, dość przystojny o szaroniebieskich oczach i czarnych, długich do ramion włosach. Twarz miał ogorzałą od słońca, naznaczoną kępkami zarostu, zdrową i pełną życia. Emrahl aż kaszlnęła z wrażenia. O bogowie! To był Theron! Młodszy, mniej doświadczony przez los, ale z pewnością to był on.

Wraz z tą myślą, uderzyła ją jeszcze druga, dużo bardziej niepokojąca. Myśl była nieuchwytna, kołatała się w jej głowie i ona miała tego świadomość, a jednak nie mogła, nie potrafiła ubrać jej w słowa.

Spojrzała z niepokojem na Lamię. Wyraz jej twarzy nie zmienił się ani trochę. W dalszym ciągu patrzyła na nią swymi przenikliwie zielonymi oczyma i uśmiechała się delikatnie, jakby dając znak, że doskonale wie, o czym czarownica myśli. Dziewczyna skinęła nieznacznie głową, jakby potwierdzając jej przypuszczenia. A więc to była prawda. Theron umarł.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 28-11-2010 o 19:54.
echidna jest offline  
Stary 01-12-2010, 20:19   #137
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Las, jaki jest, każdy wie. Mało jednak kto wie, jak bardzo zmienia się las, gdy dodatkowym składnikiem krajobrazu stanie się mgła.
W taką pogodę, co wie każdy rozsądny człowiek, należy siedzieć w domu, najlepiej przy ciepłym kominku i grzanym winie. Tylko głupcy ruszają w drogę nie myśląc o niemiłych niespodziankach, jakie we mgle czaić się mogą. Najwyraźniej oni też należeli do tej grupy, bo wizja mgły nie zdołała ich zatrzymać w Eslov.
Z drugiej strony w mieście mgła aż tak nie rzucała się w oczy. Poza tym szlak był oznaczony i nie było możliwości, by zbłądzić.
Warto też było pamiętać o tym, że nawiedzający okolicę bandyci zostali wycięci w pień i raczej nikt nie powinien przeszkodzić w przyjemnej podróży.

Tak też się stało.
Jedynym mankamentem podróży okazał się brak możliwości podziwiania uroków krajobrazu, na czym najbardziej stracili ci, którzy nie wjechali do Eslov bramą północną. Lub zrobili to z zamkniętymi oczami.
Innymi słowy - połowa ich drużyny.
To, że nie mogli zatrzymać się na porządny obiad, było raczej spowodowane przez dość późny wyjazd z miasta, niż wszechobecną wilgoć, unoszącą się dokoła nich.
Z całej drużyny najbardziej niezadowolony zdawał się być Villain, który siedział najpierw na ramieniu Iriala, a potem przeniósł się na łęk siodła, gdzie usiłował się schronić przed wilgocią pod płaszczem Iriala.
Ten ostatni zresztą nie miał nic przeciwko temu. Villain nie był kaczką i trudno się było dziwić jego niechęci do nadmiaru wilgoci.


O tym, że mgła może płatać różne figle przekonali się po dotarciu do "Tuczonego cielęcia". Albo gospodarz spod "Złamanego grosza" się pomylił, mówiąc o "Olafie", albo też we mgle przegapili zjazd do karczmy, która w końcu nie musiała stać tuż przy drodze.
Czy "U Olafa" spędziliby lepiej czas? Zostaliby poczęstowani czymś smaczniejszym? Nawet gdyby, to i tak Irial nie miał zamiaru żałować, ani też informować innych o innych możliwościach.
Odprowadzili konie do stajni, a gdy się już upewnili, że stajenny odpowiednio zadba o wierzchowce, weszli do karczmy.
- Gospodarzu - powiedział tuż po wejściu, podchodząc do lady. - Pokoje na noc, ale najpierw kolacja. Ta pieczeń przepięknie pachnie.
- Zapraszam
- opowiedział karczmarz, wskazując stojący w rogu izby stół, przy którym mogło się zmieścić bez problemu dziesięć osób. - Sofja zaraz przyniesie pieczeń i wino.
Pozostało im tylko zająć miejsca i czekać na jadło i trunki.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 02-12-2010 o 10:30. Powód: Imię służącej
Kerm jest offline  
Stary 07-12-2010, 12:18   #138
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Post pisany wspólnie z Abishai

Ruth rzadko zdarzały się takie chwile. Zwykle miała dobry nastrój i chodziła uśmiechnięta, a ostatnim zajęciem jakiego zwykła się podejmować było myślenie. Tym jednak razem przez całą drogę była nieco smutna i mocno zamyślona. Myślała o swojej przyszłości. O Samuelu i ich dziecku... Ona sama nie dała by rady wychować dziecka. Ile to razy nocowała na trakcie, pod mostem, czy w stajni? Nigdzie nie zagościła na tyle długo aby nazwać dane miejsce swoim domem... a dziecko będzie tego potrzebować.
Oboje z Samuelem bardzo do siebie pasowali. Cenili sobie wolność i brali z życia pełnymi garściami, a do tego naprawdę wpadli sobie w oko. Z pewnością będą stanowić dobraną parę... ale czy będą dobrymi rodzicami, to już inna kwestia.
Rozmyślania, a zwłaszcza dotyczące przyszłości nie były dla Ruth czymś naturalnym. Szło jej to zatem powoli, a każda kwestia rozciągała się na kilka nowych tworząc przy tym różne dodatkowe dygresje. Nic wiec dziwnego, ze zanim dziewczyna się spostrzegła dojechali do jakiejś karczmy, w której to decyzją ich przewodnika postanowili zatrzymać się na noc.
Ruth jeszcze dziwniej czuła się przy stole. Większość, jeśli nie wszyscy przy stole pili wino, a ona musiała się zadowolić zapisanymi przez lekarza ziółkami.

Samuel również przez całą drogę był milczący, także i przy stole jedynie rozdawał uśmiechy. Niestety zarówno Ruth, jak i... owej ciemnowłosej służce. Cóż, niełatwo jest zapomnieć stare nawyki.
Siedząca obok niego złodziejka, posyłała mu co chwilę badawcze i karcące spojrzenia. Sprawdzała go i niespecjalnie odpowiadało jej że ogląda się za inną... nawet jeśli pamiętała czasy, gdy sama dorabiała się na napiwkach za podawanie piwa i chwalenie się dekoltem. W końcu nie wytrzymała i nachyliła się do swego ukochanego.
- Czy ona bardziej ci się podoba niż ja? - wyszeptała mu na ucho.
- Ona mi się podoba. Nie bardziej jednak niż ty. - westchnął Samuel i cmoknął Ruth w policzek, gdy akurat owej służki nie było w pobliżu. Łyknął alkoholu przyniesionego do posiłku i westchnął. - Ruth, obiecałem ci się zmienić. Ale nie zrobię tego w dzień czy miesiąc. Nie chcę wyjść na gbura, ale to się toczy zbyt szybko.
Pogłaskał ją po dłoni dodając cicho.- Mieliśmy razem podróżować, poznawać siebie nawzajem. A ty już mnie widzisz swoim mężem.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego przyjaźnie... a może figlarnie?
- Ależ rozumiem, nie ma sprawy. Gdyby kobiety ci się nie podobały, to nie bylibyśmy razem, prawda? - rzekła cicho i uśmiechnęła się do niego szeroko. Ponownie nachyliła się, aby powiedzieć coś co zaadresowane było tylko dla niego.
- Ale tej nocy chcę cię mieć wyłącznie dla siebie. Nie pożałujesz - wyszeptała mu do ucha, po czym polizała je zawadiacko i zmysłowo, a następnie zachichotała cicho.
- Kusząca propozycja. - uśmiechnął się Lestre i spojrzawszy w jej oczy rzekł czule się uśmiechając. - Wiesz chyba, że nie masz powodu o mnie rywalizować z żadną kobietą? W końcu, to z tobą pojadę dalej. Nie z nimi.
Ruth uśmiechnęła się szczerze. - Ależ oczywiście - odpowiedziała z uśmiechem. - Sory za te fochy, ja wcale nie ten. Jak chcesz to możesz patrzeć gdzie chcesz - dodała i puściła do niego oczko.
Ruth zdawała sobie sprawę, że zabraniać temu mężczyźnie patrzenia na inne kobiety, to niewygodna walka z wiatrakami, której nie chciała rozstrzygać. Sama doszła do tego, że gdyby Samuel nie był kobieciarzem, wcale nie byli by razem. Ona sama też była wyzwolona w tej kwestii i wolała czuć pewną swobodę w związku... Oczywiście będzie się wystrzegać innych mężczyzn, ale jeśli się jej to kiedyś nie uda, musi zasłużyć na wybaczenie ze strony Samuela.
- Masz prawo być zazdrosna. I pewnie powody. - Lestre spojrzał za służką, zachichotał na samą myśl, która po chwili, przekazał cichaczem do uszka Ruth. - I pewnie prawo się nie zgodzić, jakby przy którejś okazji, wpadło mi do głowy po pijaku dołączyć do naszych figli, nowo poznaną znajomą.
Dziewczyna zachichotała figlarnie. - Nooo... wiesz, po pijaku. To wszystko jest możliwe - zastanawiała się na głos, uśmiechając się do niego. Przez moment zapomniała, że przez najbliższe kilka miesięcy nie będzie jej dane zaznać tego wspaniałego stanu, jakim było upojenie alkoholom.
- Jestem pewna, że dałbyś radę... A może masz już takie doświadczenia? - spytała przyglądając mu się badawczo. - Przyznaj się. Opowiedz mi - dodała szczerze się uśmiechając. Osobiście sądziła, że nie jest to odpowiedni temat dla uszu młodej Lami, ale oni przecież rozmawiali tylko miedzy sobą; cicho, a wręcz szepcząc sobie do ucha.
-Wspominałem ci przecież o bliźniaczkach...-szepnął jej do ucha cicho, po czym niemal mrucząc niczym kot, dodawał.- Poza tym są na tym świecie kobiety, które cenią zarówno dotyk męskich jak i kobiecych dłoni na swym nagim ciele.
Głos jego wydawał się jej nieco rozkojarzony, przeszedł w cichy szept, którego nie mogła dosłyszeć. Nagle co innego przykuło uwagę Ruth. Chłodny, ale pieszczotliwy dotyk palców?... Wędrujący po jej udzie w górę. Było to dziwne uczucie, bowiem Samuel trzymał rączki na stole. Chociaż jednak z nich wykonywała pieszczotliwe ruch na blacie, odpowiadający zmysłowemu ruchowi widmowych palców pod jej spódniczką.
Dziewczyna uśmiechnęła się błogo. Wszak czuła się tak dobrze. - Łał - wyrwało jej się z gardła, a powiedziała to w taki sposób iż jasne było, że Samuel zaimponował jej nową sztuczką.
- To jest naprawdę niezłe - pochwaliła go po chwili. - A używałeś tego do czegoś innego? - spytała. - Tylko nie przerywaj - zastrzegła natychmiast i z figlarnym uśmiechem puściła do niego oczko.
- Bardzo rzadko. - rzekł pomiędzy jednym, a drugim zaklinaniem wiatru. Bądź co bądź nie lubił ujawniać swoich umiejętności. Ale Ruth powinna wiedzieć... Skoro będzie z nim podróżować, to pozna jego sekrety. Przerywać też nie zamierzał. Szybki ruch dłoni sprawił, że widmowe palce przesunęły się głębiej i na bieliźnie dziewczyny zaczęły wykonywać lubieżne harce.
A Samuel przyglądał się jej reakcji z łobuzerskim uśmieszkiem.
Dziewczyna nic nie mówiła. Najpierw uśmiechała się błogo do Samuela, potem na dłuższą chwilę zamknęła oczy i rozkoszowała się doznaniami. Oddychała szybciej i głębiej, poddając się chwili.
Wiedziała, że Samuel znał się na rzeczy, ale nie wiedziała, że zna takie zaklęcia... ani że w ogóle takie istnieją.
A Lestre bawił się ruchami, szeptem rozkazując powietrzu, dłonią zaś sterując nim. Pieścił ją raz silniej, raz mocniej...raz delikatniej, raz drapieżniej. Znajomość kobiecego ciała bardzo mu w tym pomagała. Uśmiechał się do niej ciepło, pozwalając jej na chwilkę rozkoszy. Była to prosta dość sztuczka z użyciem niewielkiego potencjału, acz wymagająca wiele precyzji.
Nie trwało długo zanim Ruth zapragnęła zbliżenia i postanowiła zrobić coś w tym kierunku. Nie chciała rozpraszać kuriera w jego poczynaniach, ale nie była się w stanie powstrzymać. Jej prawa dłoń powędrowała od kolana Samuela, w górę do jego "dumy", gdzie przez spodnie zaczęła go masować. Wszystko odbywało się pod stołem, więc zasadniczo nikt nie powinien był tego dostrzec.
Samuel zareagował utratą skupienia, na jej działania...przez chwilę czar osłabł. Niemniej Lestre w takich prostych sztuczkach był dość biegły i kolejny szepty sprawiły, że powietrze znów pieściło ciało Ruth poprzez jej bieliznę.
Dziewczyna nie mogła już dłużej wytrzymać. Chciała dostać coś więcej!
Nachyliła się do Samuela. - Chodźmy do naszego pokoju - wyszeptała mu do ucha oddychając głęboko.
Te słowa wyrwały go na moment z tworzonego zaklęcia. Pieszczoty wiatru momentalnie ustały. Spojrzał na nią i rzekł cicho.- Ale na coś krótkiego.
- Może być, obojętnie. Chodźmy już - odpowiedziała szybko i wstała. Była gotowa, aby udać się na górę i złapała Samuela za rękę, aby czym prędzej poszedł tam wraz z nią. Choć zostawiła swój posiłek niedojedzony, nie myślała teraz o nim - obecnie miała duży apetyt... ale na coś innego.
Weszli do pokoju, zamknęli drzwi. Rozpalony jej dotykiem Samuel, przycisnął dziewczynę plecami do ściany. Ona zarzuciła mu swoje ręce za szyję i przytuliła go do siebie. Zaś jego dłonie odważnie sięgnęły pod spódniczkę, by pozbawić jej intymne miejsca jakiekolwiek osłony. Usta jego wędrowały po jej szyi, ale była to jedyna pieszczota na jaką w tej chwili był w stanie skupić się Lestre.
Ruth jęknęła cicho, a uśmiech nie znikał z jej twarzy. Była zadowolona z takiego obrotu wydarzeń i chciała więcej. Uniosła głowę go góry wystawiając mu swoją szyję, zaś dłońmi zaczęła schodzić niżej, gładząc jego dobrze zbudowaną klatę i brzuch, aż wreszcie doszła do klamry pasa. Nie zwlekając sprawnie zaczęła mu ją odpinać, aby po chwili opuścić jego spodnie, które zatrzymały się na wysokości kolan mężczyzny.
Usunięcie ostatnich barier między nimi, zakończyło się gwałtownym szturmem Samuela na jej bastion kobiecości, a potem kolejnym i kolejnym i kolejnym. Lestre tym razem był dziki i nieokiełznany. Nie było w jego gwałtownych ruchach, ani pieszczotach śladu czułości... jeno czysta zwierzęca niemal, żądza.
Ruth nie miała jednak nic przeciwko - nie w tym momencie. Sprawnie wyplątała swoje stopy z opuszczonych wcześniej do kostek majtek, a następnie objęła Samuela rękami, a zaraz potem obiema nogami. Przyciskana do ściany, w pełni utrzymywała się na nim, oddając mu kontrolę nad całą sobą. Zadowolona dziewczyna, pojękiwała cicho w rytm gwałtownych ruchów mężczyzny.
To były gorące chwile, w których oboje rozładowywali ogień pożądania trawiący ich ciała. Przyciskając dziewczynę do ściany Samuel dyszał cicho jej do ucha, zapominając o pieszczotach.
Ale ta krótka acz gwałtowna chwila uniesienia dobiegła końca. A Samuel trzymając wciąż Ruth, rzekł cicho. - Ja... przepraszam. Nie powinienem tam na dole ... przy wszystkich. I nie powinienem tak daleko się posuwać.
Dziewczyna spojrzała na niego z przyjaznym uśmiechem. - W porządku, nie martw się tym - powiedziała i spoglądając mu w oczy, przyłożyła swoje usta do jego ust, aby po chwili mogli połączyć się w gorącym pocałunku.
Samuel pocałował ją, jednocześnie opuszczając jej nogi na ziemię. Po czym mruknął smutno. - Jestem okropnym człowiekiem.
Pogłaskał ją czule po policzku. - Naprawdę okropnym i jeszcze długo będę.
Po czym zaczął się ubierać. - Czyli na noc chcesz mieć mnie dla siebie?
Ruth spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie. - Nie jesteś złym człowiekiem. Naprawdę, uwierz mi - powiedziała spokojnie przekonana, do tego co mówi.
- I tak. Chciałabym abyśmy spędzali razem już wszystkie noce, gdy tylko będzie to możliwe - dodała obejmując go rękoma za szyję i przytulając się do niego.
- W to nie wątpię. Jestem dobrym podrywaczem... ale i słabym człowiekiem. Ty masz swoją słabość, piwo i wino. A ja kobietki. - westchnął Samuel cmokając dziewczynę w czubek nosa. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego delikatnie.
- A na razie nocy, jeszcze nie ma. - rzekł Samuel i pogłaskał Ruth po włosach wyswobadzając się z jej objęć. Nie oponowała, gdyż zdawała sobie sprawę, że powinni wracać do sali biesiadnej i pilnować, co by nikt nie napadł na Panienkę Lamię.
- Muszę się przejść. Spotkamy się później. - cmoknął dziewczynę w policzek.
- No dobra - powiedziała cicho, choć tymi słowami Samuel zaskoczył ją nieco. Ogólnie ostatnio był nieco inny - i nie tylko w... "tej" ich ulubionej kwestii. Ruth zdawała sobie sprawę, że zapewne było to spowodowane wieścią o ich dziecku. Ona sama też nie była na to gotowa, ale miała nadzieję, że uda jej się odpowiednio przygotować i sprostać czekającym ją wyzwaniom... Rozmyślała o tym, ale nadal nie wymyśliła nic konkretnego. Może więc teraz jej się uda? nie mniej jednak, obecnie chciała iść z Samuelem, albo choćby odprowadzić go do drzwi karczmy.
- Pójdę z tobą, odprowadzę cię - powiedziała cicho i złapała go za rękę, zapominając o całej reszcie świata... w pierwszej kolejności wliczając to pozostawioną po sobie rzecz.
Samuel cmoknął Ruth w policzek. - Nie miałaś przypadkiem planować, naszej wspólnej nocy? Mówiłaś, że będzie wyjątkowa.
Wyswobodził swą rękę z jej dłoni, muskając wargami jej szyję. - Nie martw się. Jeszcze zdążę ci się znudzić.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego delikatnie. Natychmiast przyszły jej do głowy pewne szalone pomysły co do ich wspólnej nocy, ale musiała jeszcze to przygotować.
- E tam, nie znudzisz mi się - rzekła spokojnie i puściła do niego oczko. - To zobaczymy się później? - rzekła z uśmiechem, myśląc o tym co będą później robić.
- Na pewno. - Samuel delikatnie cmoknął usta Ruth i wyszedł.
 
Mekow jest offline  
Stary 07-12-2010, 12:21   #139
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Ten także ;)

Zaraz potem, Ruth zeszła do sali głównej i usiadła tam gdzie siedziała wcześniej. Nie byli nieobecni aż tak długo, więc jej jedzenie i ziółka nadal na nią czekały, choć napar zdążył już nieco ostygnąć. Ruth spojrzała na siedzących obok niej towarzyszy.
- Wybaczcie mi proszę, ale muszę sobie o czymś pomyśleć - wymówiła się od wszelkich dyskusji. Zwykle była towarzyską osobą. Często się śmiała i lubiła z innymi ludźmi rozmawiać, pić... i nie tylko. Tym jednak razem chciała dokończyć swoje przemyślenia. Nurtowało ją wiele pytań...
Samuel zdawał się być stworzony dla niej i byli znakomitymi kochankami, ale czy poradzą sobie jako małżeństwo? A jako rodzice?! Czy naprawdę bogini Laria pobłogosławiła ich związek, czy ona sama tylko tak sobie wmówiła? - póki co brakowało ku temu wskazówek.
Było tego trochę za dużo jak dla niej, więc kończąc posiłek, skupiła się na tym co miało się stać tej nocy. Na resztę przyjdzie jeszcze czas. Jak by tu sprawić, aby Samuel bawił się lepiej niż kiedykolwiek?
Jej samej nie wolno było pić alkoholu, ale kurier nie miał takich zakazów... To był pierwszy jej pomysł, ale chciała zaserwować mu coś oprócz tego. Perfumy były drogie, a kadzidła nie wszystkich kręciły... w tym jej. Zapachy odpadały. Widoki mogła zagwarantować takie jak zawsze... może by tak zatańczyć dla niego, rozbierając się jednocześnie? W szeptaniu na ucho różnych słów była dobra... ale i Samuel też już miał wystarczające doświadczenie, aby go to nie zaskoczyło pozytywnie, aby to nie było tak wyjątkowe jak ona tego chciała... Pozostał jeszcze zmysł smaku i dotyku. To drugie na pewno będzie. Ale gdyby tak połączyć te dwa?! Dziewczyna zamyśliła się, planując miłą niespodziankę dla swojego ukochanego.
Dość szybko dokończyła jeść i podeszła do lady. Po krótkiej rozmowie z karczmarzem dostała to co było jej potrzebne. Miała przy tym nadzieję, że mała buteleczka rumu i słoiczek niespodzianki, nie zwrócą specjalnie uwagi Iriala, który pokrywał wszystkie koszty... wszak wina nie piła jak inni, więc na tyle chyba mogła sobie pozwolić.
Odebrała towar i chciała ruszyć na górę, aby przygotować się odpowiednio. Odwróciła się i ruszyła w drogę. O mało się nie przewróciła, gdy nie wiadomo skąd, na jej drodze pojawił się jakiś dzieciak... może był to dzieciak, może krasnolud, albo niziołek. W każdym bądź razie sięgał jej do pasa i stał tuż obok niej gdy dobijała z karczmarzem targu. Miał on dość dziwną minę niewiniątka.
- Weź mi się tu nie plącz pod nogami mały - skarciła go dziewczyna, choć nie była aż tak zła. Sam jej głos sprawiał raczej wrażenie rozbawionego, zwłaszcza gdy dostrzegła wystraszoną minę delikwenta.
- Oj przepraszam, moja wina - rzekł "mężczyzna" i skłonił się jej.
Ruth nie dała się jednak zwieść. Dzieciak wyglądał podejrzanie i dziewczyna natychmiast sprawdziła zawartość swoich kieszeni. Okazało się, że nadal miała swoje pieniądze - dokładnie tyle samo co przed przybyciem do karczmy. A więc nie zdążył jej okraść... i dobrze!
Wyminęła go i nie myśląc o tym więcej, skupiła się na tym co zaplanowała.
- Dobranoc wszystkim - pożegnała się jeszcze z towarzyszami, zanim udała się do jej i Samuela pokoju.

Na miejscu, zostawiła drzwi lekko uchylone i postawiła rekwizyty na stoliku. Powinny były zostać w zasięgu ręki.
W kominku tlił się już tylko mały płomyk, więc dorzuciła do niego parę przygotowanych, suszących się obok palików. Światło ognia nie tylko dawało ciepło, ale i budowało romantyczny nastrój.
Lestre zjawił się później, z bladym uśmieszkiem na twarzy. Spojrzał na Ruth i rzekł żartobliwie.- W górach będziemy musieli znaleźć sposoby, by się rozgrzać. Masz jakieś pomysły?
- Najlepiej będzie często się kochać - Ruth walnęła prosto z mostu. Po czym zastanowiła się chwilę. - A jak długo będziemy w górach? Tam jest zima, prawda? Bo ja mam tylko jeden strój i nie za bardzo nadaje się na zimną pogodę - rzekła, lekko zaniepokojona.
- Trudno powiedzieć. - oparł się plecami o drzwi i spytał. - No i jak było? Jak ci się podobało, kochać się na trzeźwo?
Dziewczyna roześmiała się rozbawiona. - Ciurlanie na trzeźwo nie jest dla mnie nowością. Na szybko też nie - wyjaśniła bez wahania, nie krępując się wypowiedzianymi słowami.
-A myślałem, że cię czymś zaskoczę.-zaśmiał się Samuel, podrapał po podbródku, dodając.- Co jeszcze lubisz poza piciem i figlowaniem?
- Hmm - dziewczyna musiała się chwilkę zastanowić - Lubię się śmiać. Z jakichś historii, albo z jakiegoś pajaca co to robi z siebie głupka. I czasem z siebie też się śmieję, ale to już raczej po wypiciu. A co do naszego tego... To było, tak normalnie - powiedziała wzruszając ramionami. Podeszła do niego uśmiechając się figlarnie. - Z tobą chyba wolę... inaczej, tak jak wcześniej, tam na stryszku - rozpamiętywała upojne chwile, a uśmiech nie znikał z jej twarzy.
Samuel uśmiechnął się dodając.- W takim razie...majteczki nie są ci potrzebne.
Ruth uniosła brwi do góry, a po chwili jej głowa i wzrok skierowały się pod ścianę, gdzie nadal spoczywała wspomniana część jej garderoby. Zrozumiała, że zapomniała o niej gdy zabawiali się wcześniej i od tamtego czasu chodziła bez majtek... przez cały pobyt w sali karczmy. Wyglądała naprawdę na zmieszaną. - Całkiem o nich zapomniałam - przyznała się, zamykając oczy i ukrywając zarumienioną twarz w dłoniach. Po chwili spojrzała ukradkiem na Samuela.
- Nie mów mi, że...- Samuel zaśmiał się głośno, przyciskając dłoń do czoła.- Przecież za każdym razem gdy się schylasz, pokazujesz wszystko co masz pod spódniczką.
Policzki Ruth były już poważnie zarumienione, a ona sama zaczęła jakby uciekać wzrokiem, choć szczery uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- To są te rzeczy, z których potem można się śmiać - powiedziała i o dziwo zabrzmiała spokojnie. Dopiero potem dotarło do niej, co mógł kombinować jeden chłoptaś.
- O nie - zaczęła lekko przerażona, Ej no ale... Chyba nie jest aż tak krótka - powiedziała na swoją obronę. Schyliła się na próbę, i próbowała odwrócić głowę, aby sprawdzić jak bardzo chwali się swoimi wdziękami. Bez lustra w pokoju okazało sie to bardzo trudne do sprawdzenia i wyglądało wręcz komicznie.
Kurier obserwując jej wygibasy, zaszedł ją od tyłu. Poczuła place Samuela między swymi nogami, pieszczotliwie wodzące po jej skórze. Sam Lestre mruknął.-No to... co teraz?
Dziewczyna zaprzestała swoich bezcelowych działań. Zapomniała o niedawnej przeszłości i skupiła się na tym co się działo obecnie... a naprawdę sporo zaczynało się dziać.
- No więc - zaczęła spokojnie. - Dla ciebie mam buteleczkę rumu, a potem... słodką niespodziankę - rzekła z uśmiechem. Odwróciła głowę, aby spojrzeć na Samuela.
- Nie mam ochoty pić. - odparł krótko Lestre nie przestając figlów palcami. Dodał wesoło. - Przejdźmy do słodkiej niespodzianki.
- No dobra - zgodziła się. Wszak nie wszystko co zaplanowała musiało mieć miejsce.
- Naszło mnie na taki pomysł. Kiedyś o tym słyszałam, ale brakło dobrej okazji na wypróbowanie i ... no może się skusisz. Mam troszkę miodku, może chciałbyś... go ze mnie... zlizać? - zaproponowała z uśmiechem, jednocześnie udając niewiniątko.
- I twoje na wierzchu...tak? wzruszył ramionami Lestre. Odsunął się od niej dodając.- Niech ci będzie Ruth. Skoro masz na to ochotę.
- Ależ to ma być dla ciebie, a nie chcesz? Na co masz ochotę? - powiedziała żywiołowo. Sądziła, że jej niespodzianka bardziej mu się spodoba... pomyślała, ze może gdyby tak jego pokryć odrobiną miodu? Złapała mały słoiczek stojący na stoliku i próbowała go otworzyć... ale średnio jej to wychodziło.
Samuel pomógł otworzyć ów słoiczek , dodając wesoło.- Chcę chcę, tak sobie żartuję.
Ruth uśmiechnęła się wyraźnie zadowolona, wyglądało na to, że jej pomysł się spodobał. Niezbyt głęboko zanurzyła palec w miodzie i wycierając go o siebie przeniosła odrobinę pszczelego daru na swój mostek, dokładnie między piersiami, gdzie Samuel miał zanurkować twarzą.
- Smacznego - życzyła mu ze szczerym uśmiechem.
Dłonie Lestre wylądowały na biodrach Ruth, a głowa między jej piersiami. Język wił się po biuście dziewczyny, a dłonie Samuela podciągały krótką spódniczkę do góry, odsłaniając jej nagie uda, pośladki i nie tylko.
Dziewczyna tymczasem, trzymając w dłoni ich słodki rekwizyt, położyła drugą rękę na potylicy mężczyzny i przytrzymując jego głowę wciśniętą w jej dekolt skierowała ich oboje w stronę łóżka.
Padła na nie jako pierwsza, ale nie pociągnęła Samuela ze sobą. Ponownie zamoczyła palec w zawartości słoiczka i przejechała nim po swojej nodze zostawiając na udzie ścieżkę miodu, którą miał przebyć język jej ukochanego. Przygotowała się tym na jego przyjecie, samo działanie pozostawiając jemu.
Samuel ukląkł i po chwili dziewczyna poczuła język wędrujący tą ścieżką powoli i drapieżnie.
Lestre obdarzał ją gorącą pieszczotą, powoli przesuwając po jej udzie językiem. Nie sięgając jednak dalej niż miodowa ścieżka. Nie chciał psuć zamiarów Ruth.
Gdy on działał, ona też nie pozostawała bezczynna i sprawnie pozbawiła się kamizelki. Kolejną, choć nadal niewielką porcję miodu wylała cienkim strumyczkiem na swoje piersi, zostawiając jedną "nitkę" na brzuch - miała ona doprowadzić jej mężczyznę do celu.
Samuel wdrapał się na łóżko i jego język zaczął tańczyć po jej nagiej skórze zbierając miód. Lestre nie spieszył się powoli rozkoszując się tą zabawą. I pieszczotami, jakimi obdarzał dziewczynę.
Ona zaś, ze szczerym uśmiechem, pomału dokładała Samuelowi miodu. Gdy zajmował się jedną z jej piersi, na drugiej otrzymywał kolejny słodki przysmak do zlizania.
Ruth także zaczęła odczuwać przyjemność. Jej oddech nieco przyspieszył, zaś nogi dziewczyny jakoś same rozeszły się na boki.
Podczas gdy usta Samuela zajmowały się jej biustem, palce wsunęły się pomiędzy uda i zaczęły drapieżnie harcować w intymnym zakątku Ruth, niczym palce skrzypka na instrumencie, podczas coraz szybszej melodii.
Ruth oddychała coraz szybciej. Podobało jej się to. Samuel ponownie był sobą i była gotowa na wszystko. Starała się zakraść dłonią do zapięcia jego paska i rozpiąć mężczyźnie spodnie. Co udało jej się dopiero po dłuższej chwili, gdyż miała do dyspozycji tylko jedną rękę. Chciała aby zaczęła się już ta najważniejsza część ich wspólnego wieczoru.
-Chyba masz ochotę na coś...innego?-spytał Samuel, gdy już odsłoniła dolną część jego ciała. Po czym zaczął powoli się rozbierać. Po chwili na ziemi lądowały kolejne części jego garderoby, aż wreszcie został mu tylko, naszyjnik z symbolem Larii.
Ruth uśmiechnęła się szeroko widząc Samuela w pełnej okazałości... i gotowości. Potem spojrzała wyżej - Też mam taki - rzekła z uśmiechem i pokazała swój, trzymany na szyi medalik z symbolem róży. Więc nie ubzdurała sobie tego błogosławieństwa! W tym momencie była tego nieomal pewna. - Weź mnie. Ku chwale naszej bogini... I nas samych - powiedziała podchwytując temat, choć wypowiadane słowa brzmiały niezbyt poważnie, raczej jako osobiste życzenie dziewczyny.
Samuel pochylił się i pocałował ją, gdy się łączyli razem w miłosnym uścisku. Kolejne zaś minuty zaczęły upływać dwójce na gorących miłośnych zapasach. Na ruchu bioder kuriera wzniecającym burzę doznań w ciele Ruth, na jego pocałunkach wędrujących po jej nagim ciele.
Znakomicie ze sobą współpracowali, bez problemów odczytując swoje myśli i doznania. Obywali się bez słów, będąc niczym jedno ciało. Oboje oddychali głęboko. Ruth pojękiwała z rozkoszy. Ich przyjemności były raz namiętne i dzikie, raz delikatne, to szybkie, to znów powolne. Trwały długo... aż w końcu zakończyły się, przy akompaniamencie głośnego jęku rozkoszy dziewczyny, wywołanego ich miłosnym uniesieniem. Także i Lestre doszedł do szczytu rozkoszy wkrótce po niej. Samuel osunął się na dziewczynę, wtulając głowę w jej biust i mrucząc cicho.-Było miło?
Dziewczyna delikatnie położyła swe dłonie na głowie mężczyzny, przytulając go do siebie.
- Jak najbardziej - odpowiedziała uśmiechając się i zadowolona z przebiegu nocy głaskała go czule po głowie. Istotnie, dawno nie czuła się tak znakomicie. - A tobie było dobrze? - spytała cicho.
-Tak, tak... ale jeszcze to jakoś urozmaicimy.- rzekł nieco melancholijnie Samuel głaszcząc Ruth po brzuchu. Przymknął oczy mówiąc cicho.-Nie jestem idealny Ruth. Możesz się parę razy rozczarować mną.
- Hmm - mruknęła dziewczyna i zastanowiła się przez krótką chwilkę. - A ty mną - odpowiedziała cicho. - Ale żadne z nas się nie będzie tym przejmować, co? Będziemy sobie wzajemnie pomagać i ten, wspierać... a w razie czego wybaczać. Prawda? - rzekła spokojnie, głaszcząc delikatnie głowę i kark kuriera.
-Mamy inny wybór?-westchnął Samuel obejmując dłonią pierś dziewczyny i masując ją pieszczotliwie.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. - Kocham cię - powiedziała cicho, ale wystarczyło to za niejedną przemowę. Na poczynania Samuela zareagowała wyrazem szczerego zadowolenia na twarzy.
-Ja ciebie też....- odparł gładko Lestre, jednak nie był pewien swych uczuć. Nie wiedział czy ją kocha. Bardzo mu jednak zależało na niej. Czy kłamał? Tego nie był pewien. Na razie wolał poczekać, na to co przyniesie czas. Jedno było pewne, zostawić jej samej, nie mógł.
Dziewczyna spojrzała na niego z uśmiechem, po czym nachyliła się do niego i już po chwili połączyli się w namiętnym pocałunku.
Sporo się tego wieczoru "namęczyli"... choć oczywiście w przyjemny sposób. Nic więc dziwnego, że po chwili oboje zmorzył sen. Zasneli przytulając się do siebie. Było to takie piękne.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 07-12-2010 o 13:18.
Mekow jest offline  
Stary 07-12-2010, 19:07   #140
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Narwaniec ruszył za innymi końmi. Było to bardziej intuicyjne zachowanie zwierzęcia niż polecenie człowieka. Sevrin nie był zbyt zadowolony. Mgła rozciągająca się dookoła sprawiała, że czuł się bardziej ograniczony niż w mieście. W mieście przynajmniej widział, co znajduje się przed nim. Teraz w terenie mógłby wejść prosto w uścisk niedźwiedzia i zauważyć to dopiero w chwili, w której na ucieczkę byłoby już za późno.
Myśli najemnika jednak nie były temu poświęcone. Skupiły się na wspomnieniu porannego zachowania. Mężczyzna wiedział, że pomimo złożonej obietnicy po następnym śnie będzie zachowywał się podobnie. Nie był w stanie tego przezwyciężyć. Jednak chciał coś na to poradzić. Nie wiedział jednak, co.

Coś się zmieniło. Sevrin nie do końca zdawał sobie sprawę, jaka dokładnie zmiana nastąpiła. Jednak nie wszystko było tak jak przedtem. Młodzieniec nie wiedzieć, czemu zaczął czuć się obserwowanym. Było to dziwne, zważywszy na to, że najemnik jechał na końcu a żaden z towarzyszy nie patrzył się na niego. W tym, co odczuwał Sevrin była jeszcze jedna dziwna rzecz. Mężczyzna czuł się jak zwierzyna łowna, która bacznie obserwowana jest przez drapieżcą. Już wielokrotnie czuł się podobnie. Pamiętał nawet, co się stało, gdy odczuł to pierwszy raz. Wtedy zlekceważył swoje przeczucie. Wtedy też o mało jego młode życie nie dobiegłoby końca. Tym razem przeczucie to było bardzo słabe. Niemal ledwo wyczuwalne.

W postoju uwagę Sevrina przykuło głównie usuwanie z siebie przebrania. Pomimo, że starał się robić to jak najszybciej nie wszystko udało mu się usunąć. Na jego szczęście to, co pozostało znajdowało się raczej w trudnych do dojrzenia przez zwykłego śmiertelnika miejscach.
Podczas całego postoju wzrok młodzieńca obserwował przebyty gościniec. Co prawda nie był przekonany w słuszność swego przeczucia, lecz pewnym w życiu można było być tylko tego, że nie trwało ono wiecznie. Dlatego też wolał, chociaż patrzeć ewentualnemu niebezpieczeństwu w twarz.
Wróg jednak nie zamierzał się pojawić. Zamiast niego pojawił się pomysł na rozwiązanie problemu snów o przeszłości.

Gdy tylko wyruszyli w dalszą drogę Sevrin ponaglił Narwańca by zrównał się z wierzchowcem Emerahl. Mężczyzna opierał się przed użyciem magii, lecz niechęć do zachowania z rana była większa niż niechęć do magii. Przez chwilę szukał odpowiednich słów w głowie. Znalazłszy je przemówił:
- Emerahl, mogłabyś poświęcić mi chwilkę? – nie czekając na odpowiedź kontynuował – Czy byłabyś w stanie swoją magią wpłynąć na sny? Jakoś zablokować… yyy… zablokować ich pojawianie się? A jeśli nie to sprawić by rano nie pozostało po nich śladu w moim umyśle?
- Zablokować sny? - Emerahl zapytała zaskoczona. Dlaczego ilekroć w tej podróży ktoś ją o coś prosi to zawsze jest to coś wykraczające po jej dziedziny - Nie... nie potrafię. To nie moja działka, że tak to ujmę... Myślę, że w tej sprawie to prędzej powinieneś udać się po pomoc do kapłanów Melii. Tylko czemu blokować sny? Coś cię trapi?
- Nie, nic mnie nie trapi. – pokręcił głową starając się przekonać samego siebie, że nie jest to kłamstwem. A jeśli wyżalenie się komuś przyniosłoby mu ulgę? – No dobra i tak nie jestem dobrym kłamcą. Ostatnio zaczęły śnić mi się sny związane z osobami z mojej przeszłości. Problem w tym, że ta przeszłość nie była zbyt szczęśliwa i wolałbym o niej zapomnieć. Sny niestety mi w tym przeszkadzają. Stąd też się pojawiło moje pytanie o możliwość zablokowania snów.
- Mogłabym ci przyrządzić mocne środki nasenne. Wpadłbyś w tak głęboki sen, że zapewne nic by ci się nie śniło. Tyle, że wtedy za nic w świecie byśmy cię nie obudzili w razie nagłej potrzeby... chyba będziesz musiał się z nimi trochę przemęczyć i po pomoc udać się dopiero w najbliższym mieście do świątyni Melii. Przykro mi... sama chciałabym więcej wiedzieć o snach. Ostatnio mnie też prześladują dziwne nocne wizje... ale jak widać taka wola bogini...
- Mógłbym też przestać spać, ale to też nie byłoby najlepszym rozwiązaniem. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że sen przynosi mi bardzo miłe wspomnienia mojej mamy. Problem w tym, że te wspomnienia wywołują też nie przyjemne wspomnienia o ojcu… ale nie będę cię nudził moją historią. I tak nie ma w niej niczego ciekawego.
- Nie maciekawego? A co widzisz ciekawszego co mam do roboty w tej chwili? - Emerahl rozejrzała się w koło a wzrok Sevrina pobiegł za jej wzrokiem - Przez tą mgłę to nawet widoków nie ma, także jakkolwiek by ta historia nie była nudna z pewnością jest najciekawszą z możliwych teraz opcji.
- Ostrzegam cię byś nie miała do mnie pretensji, jeśli uśniesz. – Mężczyzna poprawił się w siodle. – Może na to nie wygląda, lecz urodziłem się w bogatej i wpływowej rodzinie czarodziejów. Moim życiowym przekleństwem było to, że nie potrafiłem opanować nawet podstawowych zaklęć. Byłem pozbawiony wszelkiego talentu magicznego. Z tego powodu ojciec mnie nie kochał. Ba… mało powiedziane. Ojciec wręcz mnie nienawidził. Bardziej od własnego syna liczyło się dla niego dobre imię rodziny. Dlatego też, gdy tylko byłem w stanie samodzielnie funkcjonować wyrzucił mnie z domu… - Sevrin się zaciął. Nie przypuszczał, że mówienie komuś o własnej przeszłości może sprawić tyle problemów.
- Uczyłeś się magii w szkole i nic nie wychodziło?
- Nie. Ojciec sam chciał mnie wyuczyć podstaw, bym nie przyniósł wstydu rodzinie. Początkowo starałem się wykonywać wszystkie polecenia ojca, lecz nic mi nie wychodziło. W końcu ojciec stracił cierpliwość i poddał mnie jakiemuś sprawdzianowi, który miał sprawdzić czy drzemie we mnie magia. Nie pamiętam, na czym polegał test. Wiem jedynie, że test nie poszedł po myśli ojca.
- Nie każdy syn maga musi być magiem. A ty chciałeś tego? Chciałeś być magiem czy chciałeś jedynie zadowolić ojca?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Wtedy byłem chyba za mały by wiedzieć czy chciałem zostać magiem, czy nie. Zostało mi to narzucone. Byłem synem maga, więc również powinienem zostać magiem. Moje zdanie w tej sprawie nie miało najmniejszego znaczenia.
- A teraz?
- A teraz… hm… Sądzę, że teraz zbyt nienawidzę magii i wszystkiego co z nią związane by chcieć dobrowolnie zostać magiach. Chociaż… Jeśli miałbym jakiś ukryty talent magiczny to może, może bym go rozwiną. Mógłbym udowodnić ojcu, że jednak pomylił się co do mnie. Ale przez ponad dwadzieścia lat nie odkryłem w sobie magii, więc raczej już jej nie odkryję. – Sevrin uśmiechnął się lekko. Rzeczywiście rozmowa z Emerahl przyniosła mu ulgę.
- Nienawidzisz magów i magii? A co oni ci zrobili? To chyba jedynie ojciec zawinił a nie cała magia. Ona potrafi dużo dobrego przynieść. Poza tym jest jedynie narzędziem. To tak jakby nienawidzić młotka albo miecza.
- Poza tym... ja jestem magiem. Mam się czuć nienawidzona? - dodała Emerahl z nutą rozbawienia.- Choć przyznać muszę, że do magów, jakich ty znałeś jest mi dość daleko. Ani nie pochodzę z rodu magów, ani nie szkoliłam się w szkole.
- Widać na swojej drodze musiałem spotykać tylko magów ze szkoły. Wszyscy byli tacy sami. Uważali całą resztę za swe sługi. Myśleli, że skoro władają magią, to cały świat powinien im padać do stóp. Niektórym z nich udowadniałem, że jednak się mylili… - Sevrin znów się zaciął. – W końcu poznałem ciebie. Mój pogląd na świat magii legł w gruzach. Ty nie jesteś taka jak oni. Ty jesteś inna…
- Ja nie wiem, jacy byli oni to nie wiem czy jestem inna. Co do padania do stóp... cóż... każda kobieta lubi jak jej mężczyzna pada do stóp niezależnie czy jest czarownicą czy nie, wiec to chyba nie byłoby takie złe - zachichotała rudowłosa - ... no, ale powiedzmy, że nie jest to konieczne - dodała tym razem już serio.
- Jeśli kiedyś sobie zasłużysz to dobrowolnie upadnę ci do stóp. – Sevrin uśmiechnął się ciepło – Na razie jednak nie masz na co liczyć.
- Wiesz... z magami to jest tak, że edukacja na takiego jest dość droga, dlatego stać na nią jedynie bogatych, a bogaci to wiadomo co sądzą o całej reszcie nawet jeśli nie są magami. Rzadko zdarza się, aby ktoś sam odkrył w sobie talent i go rozwinął na tyle, żeby można było używać. Dlatego właśnie niestety większość magów, których spotykałeś była jedynie nadętymi liczyrzepami, jak mniemam.
- Może rzeczywiście zbyt niesprawiedliwie oceniam magię i magów. Ale jak już wspominałem jesteś pierwszą osobą władającą magią, jaką spotkałem, która nie stara się upokorzyć innych. Co by nie było cieszę, że ojciec wyrzucił mnie z domu. Za nic nie chciałbym być taki jak cała ta parszywa zbieranina. Widać nawet w najgorszych wydarzeniach można znaleźć iskierkę szczęścia.
- Tak jak powiedziałam. Nie masz co nienawidzić magii. Magia jest tym w rękach maga, czym młot w rękach kowala, albo miecz w rękach wojownika. To jedynie narzędzie. To, do czego zostanie wykorzystane zależy już od dzierżącego narzędzie. Nożem możesz albo posmarować chleb albo zabić.Nawet lekami można wyrządzić krzywdę. Dajmy na to te środki nasenne, które ci proponowałam. Można nimi leczyć bezsenność, lecz podane w zbyt dużych ilościach zabiją. To nie znaczy, że są złe. Trzeba je jedynie dobrze stosować.
- I tak będę potrzebował jeszcze sporo czasu by zaakceptować to, że magia nie jest tylko zła. Także nie przejmuj się, jeśli kiedyś, gdy będziesz używać czarów wyczujesz ode mnie nienawiść. Zrozumiałem naukę płynącą z twoich słów i postaram się ją wprowadzić w życie. Kto by pomyślał, że cały mój światopogląd w czasie tej misji nie dość, że runie to jeszcze przewróci się do góry nogami. – Sevrin zaśmiał się. Był to jednak śmiech krótki i wydawać by się mogło, że wymuszony.
- Sam używasz magii. Pamiętam jak próbowałeś namieszać mi w głowie na początku - pogroziła palcem Emerahl jednak mina nijak nie współgrała z pouczającym gestem dłoni.
- Eeee… - mężczyzna nie wiedział, co powiedzieć. Gapił się na kobietę z szeroko otwartymi ustami. – Nie zdawałem sobie sprawy, że to magia. Uznałem, że jeśli test nie wykrył we mnie magii to na pewno jej we mnie nie ma. Widać znowu się myliłem.
- A co innego miałoby to być? Wyglądało na magię. Niezależnie czy twoją własną czy zaklętą w jakimś przedmiocie, ale magię - odparła Em spoglądając po Sevrinie jakby szukając wzrokiem czy to mógł być jakiś magiczny przedmiot.
- Skąd mam wiedzieć, co to miało być? Nie jestem znawcą magii. Dla mnie ważne, że mam tą zdolność. Dzięki niej udało mi się wyrwać z ulicy i trafić do człowieka, który nauczył mnie większości znanych mi teraz rzeczy. Dzięki niej nieraz udało mi się uniknąć śmierci. Czyli jednak jest we mnie trochę magii. Niesamowite…
Dziwne uczucie bycia obserwowanym znów dało o sobie znak. Tym razem jednak silniej niż wcześniej. Sevrin odruchowo popatrzył za siebie. Nikogo jednak nie zauważył.
- Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę. Wydaje mi się, że ktoś nas śledzi. Pojadę to sprawdzić. Użyj swej magii i nawiąż ze mną myślowy kontakt. Jeśli ktoś rzeczywiście nas śledzi postaram się sprawić by tego zaniechał. Jeśli nie dałbym rady wtedy dam ci znać a ty ostrzeżesz resztę. Na razie jednak nie wspominaj o tym nikomu. Możliwe, że to fałszywy alarm. Nie ma sensu wzbudzać niepotrzebnych nerwów. Swoją historię dopowiem ci przy najbliższej okazji.
Nie czekając na odpowiedź mężczyzna zatrzymał wierzchowca.
- Ale ja nie potrafię skupić się jednocześnie na mentalnym połączeniu z Tobą i na prowadzeniu konia! Musisz kogoś w swój plan wtajemniczyć. Ktoś musi mi pilnować żeby koń prosto się trzymał.
- To trudno. Poradzę sobie bez twojej magii. Ale jakbym za długo nie wracał to poinformuj resztę by przygotowali się na atak. – Sevrin miał nadzieję, że czarownica pod pojęciem „długo” rozumiała to samo, co on.

Kopytna Narwańca rytmicznie uderzały o trakt. Był to jedyny dźwięk zakłócający wszechobecną ciszę. Pomimo ciągłego nasłuchiwania żadne podejrzane dźwięki nie dotarły do uszu Sevrina. Mgła uniemożliwiała dostrzeżenie czegokolwiek. Obserwacja okolicy nie dawała najmniejszych podstaw by sądzić, że ktoś tam był i go obserwował. Mimo to uczucie bycia zwierzyną łowną nie odpuszczało. Sevrin zaniechał próby doszukania się śladów niebezpieczeństwa w mgle. Skupił się na obserwowaniu traktu. Co prawda był w stanie dostrzec świeże ślady kopyt, lecz ich liczba pokrywała się z liczbą koni drużyny. Inne ślady pozostawione na gościńcu nie sygnalizowały niczego podejrzanego.
Niech to szlag. Nawet, jeśli ktoś tam jest to nie zamierza pozwolić bym go dostrzegł.”
Zrezygnowany dotychczasowym niepowodzenie Sevrin zrezygnował z dalszych poszukiwań.

Nawet pośpieszając Narwańca powrót do drużyny zajął mu trochę czasu. Niemal od razu po dogonieniu reszty Sevrin podjechał do Emerahl.
- Starałem się szukać najlepiej jak potrafię, lecz nic niepokojącego nie zauważyłem. Nikt też mnie nie zaatakował. Wygląda na to, że nie jesteśmy śledzeni.
Emerahl zaoferowała się, że sprawdzi teren przy pomocy jej magii. Sevrin przystał na to bez zastanowienia. Zbyt zależało mu na upewnieniu się w słuszności lub niesłuszności swego przeczucia by marudzić na magię. Z resztą nie widział też innego rozwiązania tej sytuacji.

Karczma przyniosła wytchnienie od uczucia, które towarzyszyło mu niemal całą drogę. Zbyt wielu gości w karczmie uniemożliwiało zmysłom Sevrina poprawne działanie. W końcu przestał czuć się jak zwierzyna łowna. Nie był z tego powodu specjalnie zadowolony, lecz miało to też swoje pozytywne strony. Mógł w spokoju poświęcić się jedzeniu. Zawartość swojego talerza pałaszował z wielką chęcią. Szybkością jedzenie nie dorównywał jednak Emerahl. Z zaczepnym uśmiechem na twarzy mężczyzna patrzył przez chwilę na kobietę. Już miał powiedzieć coś na temat jej dbania o swoją talie, lecz w ostatniej chwili ugryzł się w język. Nie zamierzał kusić losu i sprawdzać, co potrafiłaby zrobić urażona czarownica.

Gdy kolacja pozostała wspomnieniem Sevrin wstał od stołu i wyszedł przed karczmę. Zatrzymał się i uniósł głowę spoglądając w niebo. Wykonał kilka głębokich wdechów. Oczyścił swój umysł ze zbędnych myśli. Położył dłoń na rękojeści miecza. Dotyk zimnej stali dodatkowo go uspokoił. Powoli dobył broń. Ustawił ją płazem do twarzy. Przekręcił dłonie na rękojeści i wykonał cięcie od prawej po ukosie. Krok do tyłu i cięcie z od lewej do prawej.
Trening był mu potrzebny. Pozwalał uporządkować zagmatwane myśli oraz dostarczyć organizmowi potrzebnego zmęczenia. Umożliwiało też utrzymanie formy.
Kolejne cięcie, blok i unik. Ciało wprawione w walce nie stawiało najmniejszych oporów.

Ćwiczył dość długo. W końcu uznał, że wystarczająco się zmęczył. Trening z wyimaginowanym przeciwnikiem nie był może spełnieniem marzeń, lecz w ostateczności wystarczał. Zadowolony mógł udać się na spoczynek. Tak też zrobił. Łóżko przyciągało go z niesamowitą siłą. Zmywszy z siebie trudy treningu i resztki przebrania ułożył się na posłaniu.
„Oby ta noc minęła spokojnie i bez żadnych nieprzyjemnych snów.”
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172