Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2010, 02:27   #90
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Plan, by nie brudzić sobie rąk i ominąć zagrażające im ogry był dobry. Któż by chciał się narażać na takie niebezpieczeństwo, kiedy wystarczy wejść w las?

Ano nikt… jednak były istoty, które nie chciały by ktokolwiek szedł między drzewa. Te stworzenia miały łuki ze strzałami i wiedziały jak z nich korzystać.


Pierwszy pocisk świsnął obok ucha zamykającej pochód Cristin. Zaraz po nim rozległo się przekleństwo nieznanego strzelca, który niechybnie ładował już drugą strzałę.
Na ich szczęście, był z drugiej strony drogi.
- W cwał! – krzyknęła rudowłosa nieco za głośno. Reakcją na to, oprócz oczywistego poderwania koni do biegu, były ryki i wrzaski pobliskich ogrów, którzy właśnie się o nich dowiedzieli.

Jednak nie było czasu. W cwał!
Nie oglądać się za siebie, czy przypadkiem strzała nie leci właśnie w plecy któregoś w nich. Lub czy olbrzymy-bandyci nie są przypadkiem szybsi od pędzących między drzewami koni.
Nie powinny.
Teoretycznie.

Wybiegli z lasu równie szybko, co do niego wbiegli – tyle, że z drugiej strony. Dopiero wtedy odważyli się odwrócić głowy na chwilę. Ujrzeli elfa siedzącego na gałęzi drzewa u podnóża którego stał zniszczony wóz wraz ze zmasakrowanymi końmi i zapewne woźnicą.
No i z owocami.

Elf mocno się wychylał, celując jednocześnie w towarzyszy z łuku. Oddał strzał, jednak chwilę potem gwałtownie spadł z gałęzi, bowiem drzewo zaczęło się trząść.
No tak – po co ogry miałyby gonić uciekające cele, skoro mają inny, siedzący na drzewie jak kaczka do odstrzału.
Dało się słyszeć krótki, jednak bardzo przerażający krzyk przerażenia i bólu.
Jednak nie było czasu. W cwał!
Jeszcze trochę – tak dla pewności.

Nieco później mogli wreszcie zwolnić – byli już tak daleko, że prawie opuścili las.
A to z kolei oznaczało, że są niemal w połowie drogi między karczmą, a nieznanym miastem do którego zmierzali.

Minus jednak był taki, że nieco za bardzo zajechali konie – zwierzęta chrypiały i ledwo stawiały kroki, kiedy jeźdźcy wreszcie pozwolili im zwolnić.
Najważniejsze jednak było to, że…
Cristin, jadąca na końcu, spadła z konia. Wszyscy, jak na komendę, odwrócili się i zobaczyli, że z jej łydki wystaje strzała.

Zsiedli z koni, by jej pomóc – zwłaszcza Turion, który jako jedyny z nich miał choć cień szansy jej pomóc.
Dziewczyna była nieprzytomna, miała gorączkę i trzęsła się. Zaś rana na nodze miała nieprzyjemny, fioletowo-czarny kolor. Drzewiec strzały miał jakiś podejrzanie zielony kolor…

Odpowiedź była oczywista – trucizna. Po krótkiej debacie wyjęli strzałę, zaś Turion przy pomocy zwoju zatrzymał krwawienie.
Jednak wobec toksyny był bezsilny.
- Potrzeba jej uzdrowiciela z prawdziwego zdarzenia. – wyjaśnił. – Albo jakiejś antytoksyny. Względnie zwoju neutralizacji trucizny, którego mógłbym użyć…

Po kolejnych kilku chwilach dyskusji stało się jasne, że na środku drogi nic nie wskórają. Trzeba było jak najszybciej dostać się do miasta. Wspólnymi siłami usadzili rudowłosą na wierzchowcu Bareda. Ten zaś usiadł tuż za nią, by nie spadła ponownie.

Jednak mimo takiego rozwiązania i objuczenia Narcyza pakunkami łotrzyka, nie dało to wielkiego efektu. Cristin ciężko było utrzymać w siodle – bardzo uparcie nie odzyskiwała przytomności.
No i konie były zajechane…

Tak więc niewielka polanka, na którą w niedługim czasie się natknęli, była dla nich niejako zbawienna. Miała na sobie ślady obozu sprzed góra kilku dni – niedopalone kawałki drewna i pniaki z kamieniami dookoła nich były najlepszym dowodem na to, że ktoś tu był przed nimi. Pod znakiem zapytania pozostawały różne inne… przedmioty, które leżały dookoła: kawałek sznura, zbite lusterko, grzebień, złamany pręt, nawet fragment tarczy z niezidentyfikowanym herbem…

Takie coś w bliskości wielkich obrońców natury, którzy tak potraktowali Cristin? Coś zdecydowanie było na rzeczy… jednak towarzysze potrzebowali odpoczynku.
Szybko więc rozbili własny obóz – nazbierali chrustu, rozpalili ogień, przygotowali posiłek…

I usłyszeli dziwny dźwięk. Jakby ktoś energicznie odbijał piłkę o twardą powierzchnię… choć nie do końca.
Rozejrzeli się dookoła i ujrzeli „go”, choć tylko przez chwilę. Bo później zniknął, przeniesiony na plan eteryczny.


Eteryczny złodziej. Świetnie. Wypadałoby się nim jakoś zająć, bo w przeciwnym razie mieli pewność, że rankiem nie będą mieć żadnego wyposażenia.
 
Gettor jest offline