Leonardo zdjął kapelusz i pogładził się po długich , ciemnych włosach. - Nie wiem, amici. Nie wiem. Nasi dwaj towarzysze są łowcami nagród, więc pewnie już targują się o wyższą cenę. Do tego boję się że Jean znowu zrobi coś nierozważnego, a nade wszystko obawiam się o własną głowę.
Trzymał kapelusz w dłoniach, przyglądając mu się ze wszystkich stron, jakby tam miał znaleźć odpowiedź. - Wiesz, Gaurimie - o tej porze bylibyśmy prawie w Beresburgu. A jednak jesteśmy tutaj w tym zapchlonym gospodarstwie, czekając aż będziemy musieli kogoś zaszlachtować. Bo będziemy, nie miej złudzeń. Trzeba było po prostu przejść dalej, narzekając na pogodę i wylewając wodę z butów. Honor to skurwysyn. Nie zjesz go, nie wypijesz, ani nawet nie przelecisz, a musisz go traktować jakbyś nie mógł bez niego żyć. Mówię ci Gaurim - lepiej być skurwysynem.
Założył kapelusz z powrotem na głowę. - Póki co musimy być czujni. I starać dowiedzieć się jak najwięcej, bo wszystko co dotychczas mamy, opiera się na niedopowiedzeniach. Nie możemy tak po prostu lać ludzi po mordach, a potem przepraszać za pomyłkę. Dobrze byłoby wypytać dziewczynę i tego Usraja. Możemy się za nimi rozglądnąć, ale nie mam ochoty teraz łazić po nieznanym lesie. No i trzeba porozmawiać z Tassem i Frankiem, może oni coś wiedzą, lub coś wykombinują.
Przeciągnął się. - Możemy jeszcze przez chwilę rozejrzeć się po okolicy, a potem spać. |