Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2010, 14:26   #36
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
.

Mijała minuta za minutą, godzina za godziną, dzień za dniem, a Mal nadal spał w baronim sarkofagu. Nie pomagało ani siłowe budzenie, ani wabienie świeżą krwią. Rany wampira zagoiły się niemal błyskawicznie, jednak zapadł on w jakiś dziwny letarg, z którego ocknął się dopiero po dekadniu. W tym czasie Livet zajmowała się ich nowym “domem”. Często nawiedzała ją myśl, że nie powinna czekać na przebudzenie chłopaka, że powinna uciekać. Wszak co o nim wiedziała? Był jej niemal tak samo obcy jak leżący na kamiennej posadzce martwi wieśniacy. Widziała jego krwiożerczość i bezwzględność. Czyż nie dlatego właśnie Lina go wybrała? Czy wypijając jej krew i krew ojca Livet nie wchłonął on ich niegodziwości, do reszty zatracając swoje człowieczeństwo? Czy pierwszą rzeczą, na jaką będzie miał ochotę po przebudzeniu nie będzie posiłek z kolejnego wampira? Mimo to jakiś dziwny sentyment trzymał Livet w ruinach dworku.


Nie próżnowała przez ten czas. Gdy pierwszego dnia wieczorem ośmieliła się wylecieć na zewnątrz okazało się, że po wieśniakach nie ma śladu - tylko porzucone łowieckie sprzęty wskazywały na to w jakim pośpiechu się oddalili. Zdziwiłaby się, gdyby ośmielili się wrócić...
Kilka samotnych nietoperzy, gnieżdżących się w grobowej komnacie, okazało się poślednimi wampirzymi pomiotami - przerażone rzezią, jakiej dokonała para młodych wampirów nie oponowały gdy Livet zagoniła je do pracy. Trupy zostały wyniesione do lasu i zakopane, zakrwawione i zaplamione ekskrementami posadzki umyte, gnijące szmaty wyrzucone a popioły po pożarze w sypialni rozrzucone na cztery wiatry. Podziemia zaczęły przypominać dom...

Gdy Livet nie czuwała przy śniącym Malu zwiedzała okolicę. Bagna otaczało pięć niewielkich wiosek, które nawet dla dwóch wampirów - przy rozsądnym odżywianiu - stanowiły całkiem przyzwoitą spiżarnię. Czasem siadała pod strzechą, przysłuchując się rozmowom mieszkańców. Pogrom w ruinach odbił się szerokim echem i ludzie drżeli teraz nocami oczekując wampirzego odwetu. Starzy wspominali stare, dobre czasy za rządów Barona, gdzie wszystko było na swoim miejscu - bezpieczne, bo znane. Tak Livet dowiedziała się jak można wychować sobie ludzi... Nieprzyjemnie kojarzyło jej się to z hodowlą bydła, nie mogła jednak nic na to poradzić. Coś musieli jeść.

Zaś kolejnej nocy, przy pełni księżyca, zbudził się Mal.

Chłopak wydawał się takim, jakim Livet go spotkała. Trochę gwałtowny, trochę bezmyślny, nie miał nic przeciwko zajęciu ruin domu Barona. Nie rozmawiali o Linie ani ojcu Livet, lecz przez wzgląd na ich śmierć służebne wampiry trzymali żelazną ręką. Sprawiedliwie dzielili między sobą jedzenie i obowiązki. W końcu zostali kochankami. Tylko czasami Livet niepokoił dziwny wzrok, jakim czasami mierzył ją Mal - wzrok, jakim gospodarz mierzy tucznika, czy już nadaje się na rzeź...


***



Od wielu, wielu lat zachodzące nad Lisowem słońce było jednym z najbardziej znienawidzonych przez ludzi widoków. Płomienna kula znikająca za horyzontem nikogo nie zachwycała; żaden z wieśniaków nie cieszył się, że pełen znoju i problemów dzień wreszcie się kończy. Mrok nie przynosił ukojenia lecz lęk. Zawierano szczelnie dębowe okiennice, spuszczano ze smyczy psy, przed figurami bogów zapalano kadzidła, a do potraw dorzucano kolejne garście czosnku. W niczym nie zmieniało to sytuacji, dawało jednak złudne poczucie bezpieczeństwa, którego wszyscy potrzebowali.

Lisowo było niewielką wsią, podobną wielu innym rozrzuconym wokół Bagien. Mniej niż setka domów zamieszkana była głównie przez rodziny drwali, smolarzy, zielarzy i myśliwych. Twardych, surowych ludzi przywiązanych do swych domów i ziemi. Odpornych na mróz, harówkę i morowe powietrze. Zaprawionych zarówno w bojach z dzikimi zwierzętami, które zimą podchodziły pod niską palisadę, jak i potworami, które niekiedy zjawiały się wraz z nadejściem roztopów. Upartych i zaciętych, a nade wszystko kochających swoją wieś. Gdzie zresztą mieli by pójść? Tu mieli wszystko, czego do życia było im potrzeba. Za wyjątkiem spokoju.

Wszystko zmieniło się po zniknięciu Barona. Nikt nie znał jego imienia. Mieszkał w okolicy od czasów dziadów i pradziadów. Zbierał okrutną daninę, lecz zapewniał okolicznym wsiom bezpieczeństwo i spokój. Chronił przed potworami i bandytami. Odpędzał błędne ogniki i topielice, które wciągały ludzi w głębinę. W czasach głodu dawał złoto na żywność, a w czasach zarazy na leki. Był dobrym panem, który nie wymagał więcej niż mogli mu dać.

Był wampirem starej daty.

Ludzie z trudem uczyli się żyć bez niego. Żyć w pokoju. Żyć samodzielnie. Żyć bezpiecznie. W ogóle - żyć. A gdy zdawało się, że wszystko już się ułoży, pojawili się oni. Inne wampiry. Krwiożercze. Brutalne. Nienasycone. Gorsze niż bandyci, zaraza i wilki. Opór pociągnął za sobą tylko więcej ofiar.

Potem zaś coś się zmieniło. Wampiry przyszły do wiosek. Wyznaczyły daniny, zasady, określiły wzajemne relacje... Ludzie nie wiedzieli, że rządy nad ich wsiami po raz kolejny przeszły w nowe ręce. Nie miało to zresztą znaczenia. W nadbagiennych siołach zapanował spokój. Nowy Lord i Lady nie byli tak dobrzy jak Baron, lecz ludziom i tak żyło się lżej. I jakoś to było...

Żadne z nich - żywych i nieumarłych - nie miało pojęcia, że w ich lasach żyje jeszcze jeden potwór; potwór o wiele bardziej okrutny i zdeprawowany niż wszystko to, co do tej pory spotkało pięć nadbagiennych wsi Królestwa; niż to, co spotkało Livet i Mala






Ale to już inna historia...


 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 05-04-2014 o 22:04.
Sayane jest offline