Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2010, 18:56   #203
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Litery, pędzące jedne po drugich jak krzyki urywane krzyki biegnące korytarzami szybciej niźli wiatr wiatr na którym jadą cienie cienie przemykające po ledwo oświetlonych ścianach pęd trzaskające drzwi schody krew trupy odnajdywane szybciej niż mijający szok po odnalezieniu poprzednich strażnicy bezdradnośc strach bieg bieg bieg starszych i młodych stary obrazy trupów rozprute brzuchy wytrzeszczone oczy utopców spuchnięte języki otrutych krew narządy na ścianach giną wszyscy nawałnica szaleje po zamku stary mężczyzna tędy to jedyne miejsce to się dzieje właśnie się dzieje



Nie!!!

Sam nie wiedział kiedy otrząsnął się spod wpływu tych liter, znajomych zdań jeżących mu włos na głowie...A nie przeczytał jeszcze wszystkiego! Co to miało znaczyć? I gdzie właściwie był? Czy to wszystko, łącznie z tymi napisami było tylko majakiem, które przecie towarzyszyły mu od kiedy butelki stały się jego przyjaciółkami od serca i powierniczkami sekretów. Otrząsnął się, choć nie mógł przestać myśleć o biegnących tam wysoko na ścianach rotundy znakach, otrząsnął się w samą porę by zdać sobie sprawę że łuczywo przygasa...

Ruszył ku odnalezionemu wcześniej wyjściu, ale o dziwo nie odnalazł go tam, a tylko murowaną przeszkodę. Czy zbłądził w ciemnościach, czy może i ono nie istniało wcale - może to sen, a w nim każde drzwi zwykle są już na innym miejscu gdy odwrócisz wzrok...Na granicy przerażenia ciągnął wzdłuż zakrzywionego muru, widząc coraz mniej bo łuczywo umierało powoli - mrok podchodził go niczym zwierz, dotykał jedną ręką zimnych kamieni i ostrożnie stawiał stopę za stopą. Zataczał się.

Jaczemir nie odnalazł otworu wyjściowego, ale odnalazł pod murem coś innego...Właściwie, to na wysokości głowy na murze coś wisiało, niemal po ciemku się o to uderzył - pochodnia, gotowa do odpalenia, moczona w oliwie tkwiła w przerdzewiałym uchwycie. Łapczywie wyciągnął ją, odpalił od tej resztki ognia którą miał i wsadził na miejsce...Ogień oświetlał teraz więcej, ale mimo to widać było tylko część wielkiej chyba rzeczywiście rotundy...Miał niejasne wrażenie, że zanim zajaśniał blask, wcześniej z jego kręgu uciekły z popiskiwaniem szczury, nawet chyba widział jakieś jasne plamy umykających szybko gryzoni.
Płomienie ukazywały też to, co stało na podłodze pod miejscem, gdzie tkwiła pochodnia. Zaaferowany dotknął ostrożnie kamiennej płyty, próbując ją poruszyć. Zgrzytnięcie poniosło się echem po obudowanej grubym murem zamkniętej przestrzeni.


* * *


Ciszę zakłócało jedynie ciche skrzypienie pióra po pergaminie. Tworzone ręką pisarza rzeki czarnego inkaustu rozlewały się po jasnej powierzchni, gdzieniegdzie tworząc niewielkie jeziorka- cały ten świat był ledwie widoczny w bladym świetle, jakby piszącemu nie przeszkadzał mrok i to, że nie widzi tego co pozostawia na pergaminie. Może zresztą tak było, może wprawna setkami tysięcy utworzonych w życiu liter dłoń nie potrzebowała oka, by powoływac do zaistnienia nowe zdarzenia.
Lekki ból zbyt długo trwającego już napięcia ścięgien dłoni przypominał, że czas na chwilę oddechu. Piszący dokończył zdanie, kropka rozlała się nieco tworząc charakterystyczny kształt. Autor odłożył pióro i począł rozprostowywac skostniałe nieco od znieruchomienia, a może chłodu palce - nie przestając się przyglądac kształtowi ostatniego z postawionych przez siebie znaków.

Coś mu przypominał.

Podparł oburącz zmęczoną głowę, rozcierając po chwili lewą dłonią swoje czoło, co przynosiło ulgę. Przymknął oczy, zastanawiając się nad tym co się właśnie wydarzało. Nie musiał patrzec na pergamin, zresztą światło chyba dawno już zgasło. Tubus został znowu otwarty. Ona...Nie napisała o Tym, który był już tak blisko. Sam zrozumiał to inaczej, jak wszyscy mylił ratunek z próbą unicestwienia. One nadeszły, bo przecież po to zostały wezwane. Czyż można winic skorpiona za to, że kąsa? One były już w środku, a więc taniec rozpoczął się. Nawałnica wdarła się do bezpiecznego schronienia. Bez znaczenia było to, że nie pisał co dzieje się w korytarzach i komnatach, bo lawina zdarzeń ruszyła i śmierc zaczęła zbierac swoje żniwo.
A może jednak...Może świat zatrzymał się, dopóki kolejne wiersze nie objawiały się na murze lub pergaminie.

Czy rażone piorunem stare drzewo, upadające w leśnej głuszy gdzie nie ma nikogo kto mógłby tego słuchac - wydaje przy tym huk, czy nie?


Dźwięk nie był głośny, ale wyraźny - niósł się echem, odbijając od zimnych kamieni. Piszący uniósł głowę nasłuchując, doczekał się - po pierwszym przyszły następne. Powstał, zwijając jednocześnie cicho pergamin i odkładając go na miejsce. Potem wyprostował się, otulił szczelniej odzieniem i ruszył w znajomym kierunku, skąd dobiegał mącący ciszę samotni hałas...



* * *


- Ach, więc to ty.

Poznałby ten głos na końcu świata. Poznał go od samego początku. A może wiedział, że spotka tu właśnie jego...
- Proszę, proszę, jednak wróciłeś...

Odwrócił się gwałtownie, łomot serca, rozbijającego się teraz w piersi jak oszalały ptak w klatce, niósł się wszędzie - wirując w tańcu ech razem z wypowiedzianymi właśnie przez tamego słowami. Kolejny z majaków? Zastygł z przekrzywioną głową, z dłonią zatrzymaną w pół gładzącego gestu na wielkim, rozłożonym na kamieniu arkuszu. Otwarty, stojący pionowo pusty pojemnik oparty o wilgotny mur zdawał się życ i przyglądac tej scenie z cienia.

- Ciekawe, nieprawdaż? - postac zbliżyła się nieco, wyłaniając się z mroku, który jednak zdawał się wciąż zlepiony z odzianym w ciemną szatę mężczyzną - niechętnie się z nim rozstawał gdy ten powoli wchodził w krąg światła pochodni. - Mistrzowska robota. Pewien człowiek przywiózł to kiedyś tutaj...






Jaczemir wciąż jeszcze się nie poruszył. Nie słyszał kroków tamtego, gdy pojawił się za jego plecami niczym senna mara. Nawet teraz ich nie słyszał, a mężczyzna sunął przecież ku niemu dalej. Potrząsnął głową, ociężałą nadal od oparów alkoholu i lęku. Nie patrzył tamtemu na twarz.

- Mimo iż wiem, czym jest to, co właśnie oglądasz...- postac zatrzymała się - ...przyznam Ci się teraz, że jest dla mnie zagadką w jakim celu znalazło się to w zamku. Mimo to zakładam jednak, że cel ten jest odmienny niż sądził ten, kto to sprowadził. Pomyślałem....

Nie patrzył na twarz. Znał wystarczająco dobrze ten głos, by pomylic się co do tego z którym przyszło mu się tu spotkac.

- Pomyślałem, że może Ty rzucisz nieco światła na tę tajemnicę...

Vautrin.
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline