Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2010, 19:27   #301
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Terytorium Klanu Lwa; koniec miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114; Godzina Bayushi


- Eit... - zaczął Akodo, lecz Matsu uniósł dłoń, powstrzymując go.
- Pani - rzekł, po raz pierwszy z czymś więcej niż obojętny szacunek dla szmaragdowego monu - wieści o stanie zdrowia Twego ojca poślę na przełęcz Beiden, jeśli będzie trzeba nawet błagając mego dowódcę o pozwolenie na wysłanie tam jego sokoła.

To za mało”, mówią jej oczy.

- Nie na przełęcz, panie – mówią usta i zanim jeszcze uświadomi sobie w pełni swoją decyzję, jest już w ruchu, już zeskakuje z konia i sięga do jednej z sakw. Szybko, bez wahania, zdecydowanie.

Przełęcz Beiden nic jej nie da. Keiko nie chce, by wiadomości ją wyprzedziły – ona chce zawrócić. Musi zawrócić. Musi się dowiedzieć. Przełęcz Beiden nic nie da ani jej ojcu, ani jej klanowi. Ani – w końcu – jej samej.

Nie zostawiaj za sobą niezakończonych spraw...”
Nie będę.

- Nie na przełęcz, panie – mówi więc, sięgając po przybory do pisania. I prośba ta skierowana jest już nie tylko do Matsu, lecz poprzez niego i jego towarzysza – także do gunso. - Atakując posła ktoś szkodzi także klanowi Lwa i sprzeciwia się woli Szmaragdowego Czempiona, oczekującego rychłego i pomyślnego zakończenia negocjacji. O ranie ojca dowiedziałam się już na trakcie od dwóch Jednorożców. Nie wątpię w ich honor, ale możliwe, że ktoś ich także okłamał. Dlatego, proszę, poproś gunso-sama, by pchnął sokoła do Kaeru Toshi. - Zamilkła mocniej pociągając za oporny pasek. Jeszcze raz przebiegła w myślach listę osób, do których mogłaby zwrócić się z tą sprawą. I ponownie pozostała z jednym. - Ikoma Akihito to bardzo mądry człowiek, godny sławy rodziny, z której pochodzi. Będzie wiedział, co zrobić, jak rozciąć sieć kłamstw, by honor klanu Lwa pozostał nienaruszony, a negocjacje niezakłócone.

Uniosła głowę i popatrzyła – ponad grzbietem swojego konia – na siedzącego nieruchomo w siodle Matsu.

Przez jeden krótki moment jej blade usta nieświadomie wygięły się w rozpaczliwie smuty łuk.
Dopóki, marszcząc ostrych brwi, nie zacisnęła ich ponownie, w wąską, białą kreskę.

- Jeśli trzeba jestem gotowa cię o to błagać – stwierdziła twardo, nie odwracając do niego spojrzenia.

Była gotowa zgiąć ten swój sztywny kark, upaść na kolana na środku cesarskiego traktu. Wysłanie sokoła było ważniejsze niż jej duma. Rodzina była ważniejsza niż jej duma. Tak samo klan.

- Nie wiem dlaczego miałabyś mnie błagać pani – powiedział mężczyzna, wzruszając ramionami. - Twoja wiadomość będzie doręczona, o ile sokół mego dowódcy umie tam dolecieć.

Kiwnęła tylko głową, z ulgą przyjmując jego słowa do wiadomości i nachyliła się nad papierem. Wiedziała, że nie będzie to wiadomość pięknie wykaligrafowana – przeciwnie, pomimo jej starań, znaki będą ostre, niecierpliwe. To nie jest ważne. To nie są dworskie salony. Słowa i tak będą musiały zostać przepisane, by dało się je umieścić u nogi sokoła.
Ikoma Akihito-sama,
traktem od Inari Mura zmierza ronin podający się za Raishina z klanu Osy.
Jednorożce na służbie szlachetnego Otomo Ho Shi Min niosą wiadomość o śmiertelnej ranie pana Akodo Ichizo.
Błagam, prześlij wiadomość do Shiro no Tengu do jego córki, Akodo Michiko-san, będącej w gościnie u Dajdoji Yuuki.
Wierzba
Akihito wiedział, że dla Os Keiko na zawsze pozostała Yanagi; wiedział o lojalności Raishina. Przez moment wahała się, czy napisać wprost o ojcu. W końcu Akihito wiedział także o lojalności samej Keiko – prośba więc o przekazanie wiadomości na ręce siostry, a nie ojca, mówiła więcej niż gdyby sformułowała wprost swoje obawy. Bo Ikoma wiedział ile znaczy dla niej Ichizo. Napisała jednak o Jednorożcach. Napisała, bo nie mogła powstrzymać ręki.

A jednak pomimo tej potrzeby i konieczności ma ciężkie serce.

~ Gomen, Akihito ~ myśli, kreśląc na białej powierzchni kolejne czarne linie. ~ Wybacz, że mieszam cię w sprawy mojego klanu. W sprawy, którymi powinnam zająć się sama. Ale brakuje mi twojej mądrości, Akihito, i twojego sprytu. Nie jestem gotowa, by sprostać temu wszystkiemu i rozpaczliwie boję się, że zawiodę. A zawieść mi nie teraz nie wolno. Wybacz więc, że na twoje barki składam to wszystko. Nie powinnam. Wiem, że nie powinnam, ale nie widzę innej drogi. Tylko ty wiesz tak wiele o mnie, żeby zrozumieć. I wybaczyć. ~

Nie chciała myśleć o tym, że ten kto podaje się za jej sensei także doskonale musiał zdawać sobie z tego sprawę.

Jej skupienie przerwał głos Matsu, który śmiał się, nagle rozluźniony. Śmiał! Keiko zgrzyta zębami, wbiła w niego spojrzenie pełne wyrzutu. Dokładnie jak on nieledwie chwilę temu. Lew śmiał się rozradowany, a ona prawie wyrwała mu z ręki fragment jedwabiu z wymalowanym monem i zacisnęła palce w pięść, mnąc go w dłoni. Nie czuła nawet śladu rozbawienia.

- Nie śmiej się, panie – fuknęła na niego gniewnie, ale już bez poprzedniej wściekłości. Rozprostowała materiał, wygładziła niecierpliwym ruchem ręki, złożyła go i dopiero wtedy wsunęła za obi. - Nie teraz. Wyjaśnij wpierw to nieporozumienie, które ktoś spiętrzył pomiędzy tobą a moim ojcem. Wyjaśnij je, żebyś wiedział, że nie kłamałam. - Szarpnęła głową i czarny warkocz smagnął o jej ciemną zbroję. Patrzyła mu prosto w oczy, wysuwając do przodu ostry podbródek. Wciąż zarumieniona z gniewu, wysmukła jak jej daikyu. - Ja cię i tak znajdę. Być może wyzwę cię wtedy także za ten śmiech. A być może wtedy też się roześmieję i zaproszę cię na czarkę sake. Ale na pewno zmierzę się z tobą, Matsu-san.

- Ależ dlatego się śmieję, Akodo-san - odrzekł tamten, wciąż z uśmiechem, a ona dostrzegła w końcu z czego może wynikać jego rozluźnienie - Zmierzymy się, wiem o tym, a wtedy kto wygra, będzie miał rację. Proste rozwiązanie problemu jeszcze niedawno skomplikowanego.

Dziewczyna zmrużyła skośne oczy i - ku własnemu zdziwieniu - oddała uśmiech. Kiwnęła głową, bo wiedziała już, że pewne rzeczy muszą się wydarzyć. Matsu musi spotkać się z jej ojcem. Ona musi spotkać się z Matsu. Nic – oprócz kapryśnego losu – nie może tego zmienić.

- Wygram – rzuciła tylko swoim niskim głosem, nie mogąc się powstrzymać.

Mierzyli się przez chwilę wzrokiem i pod jego spojrzeniem dziki gniew Keiko przymiera, cichnie. Podaje mu napisaną przez siebie wiadomość.

- Ronin, którego szukasz - przeszedł płynnie na kolejny temat, chowając pergamin - przyjechał w chwilę po twoim odjeździe, Akodo-san. Szukał Szmaragdowego Namiestnika. Ale kiedy dowiedział się, że jesteś z Klanu Osy, zdecydowanie nie chciał jechać za tobą. To mnie zaciekawiło, zacząłem więc z nim rozmawiać. Wiedział, kim jesteś, mówił, że cię uczył. Że jest w tobie wiele z ojca, który wychowuje cię na swoje podobieństwo. Jechał w głąb ziem mego Klanu.

- Możesz powiedzieć jak wyglądał? Pamiętasz może jaką tsubę miało jego wakizashi?

- Szczupły, żylasty mężczyzna. Ciemne, raczej krótkie włosy. Szybkie, zdecydowane ruchy - opis niewiele mówił. Właściwie nic. - Tsuba... okrągła. Stara. Wytarta, cienka już. Łuki miał trzy. - To już mówiło więcej. Trzy łuki? Raishin nosił trzy łuki.

Ale ktoś kto wiedział tak wiele o jej sensei i jej klanie, na pewno wiedział też o nich.

Jego koń zadrobił, gdy zawracał go w miejscu. Sam jeździec obrócił się ku niej w siodle raz jeszcze i zapytał:
- Twierdzisz więc, że widziałaś jak twój ojciec zabił moją babkę? Opowiedz mi to dokładnie. Bez haiku, tym razem.

Rozmowa zatoczyła pętlę. Znów padało pytanie o chui.
Twierdzisz więc, że widziałaś...” Nie, nie twierdziła tego, ale co powinna na to odpowiedzieć? Zaprzeczyć? Zaciemniać obraz tłumaczeniem? Nie. Honor jej ojca, słowa Tsuruchiego, słowa Os pamiętających cięcie Ichizo były jej oczami. Wierzyła ich świadectwu całkowicie.

Nie była tylko pewna po co pytał kolejny raz. Powiedziała mu przecież przed chwilą, co się wydarzyło. Prawie wykrzyczała mu to w twarz. Sądził, że wtedy kłamała? Po co chciał, by po raz drugi marnowała oddech? Nie uwierzył jej? Chciał się upewnić, że tamtych słów nie dyktował gniew? Czy też chciał, by jego przyjaciel Akodo także usłyszał jej słowa.

- Mój ojciec i twoja babka spotkali się podczas pierwszej walki o Zamek Osy – spełniła jego prośbę, ignorując i nie odpowiadając na poprzedzające ją pytanie choćby skinieniem głowy. - Chui chciała, by Akodo Ichizo stanął przeciwko temu, którego przysięgał chronić – powiedziała patrząc na niego. Nie uciekała spojrzeniem, była pewna swoich słów. Powtarzała to, co powiedziała mu nieledwie kilka chwil temu. Tym razem łagodniej dobierając słowa, ale treść pozostała taka sama, kreśli taki sam obraz, taką samą prawdę. - Gdy odmówił podniesienia ręki na Tsuruchi-sama, posłała na niego jednego ze swoich ludzi. Gdy mój ojciec go pokonał, sama skrzyżowała z nim miecz. I tak zginęła. Walcząc. Z mieczem w dłoni. Tak jak powinien ginąć bushi.

Mężczyzna skłonił się bez słowa.
- A ciało, pogrzeb? Gdzie zostało pochowane ciało mojej babki? - spytał po chwili.

- Nie wiem, panie. Zamek pogrążony był wtedy w chaosie i tylko niewielką część zwłok zdążyliśmy spalić. Lwy przejęły Shiro no Uragiru, pan Bayushi Uchinore i pani Tameko zostali zamordowani, nas została ledwie garstka i nie dano nam szansy zakończenia naszych spraw. Nie wiem więc co stało się z daisho twojej babki, Matsu-san. Nie wiem co stało się z jej ciałem. Musiałbyś spytać tych, którzy nam odebrali nam dom. - Była zdziwiona. Zdziwiona jego niewiedzą, tym, że Lwy nie poinformowały rodziny Matsu Katory. Zaskoczenie jednak szybko minęło. Bo i czemu miałoby trwać, skoro to te Lwy były przyczyną dla której Tsuruchi odciął się od klanu swojej matki. - Gdy wrócę do Zamku postaram się czegoś dowiedzieć – obiecuje po prostu. Nie dlatego, by serce rwało się jej do pomocy stojącemu przed nią mężczyźnie. Daleko jej było do tego. Ale tylko to wydaje jej się w tym momencie właściwe.

Znowu moment milczenia, podczas którego Lew przyjmuje jej słowa do wiadomości. Skinie głowy, lecz zamiast pożegnania kolejne pytanie.

- Powiedz mi, dlaczego widzisz honor w człowieku, który bierze NIECZYSTYCH i czyni z nich samurajów. Jakim sposobem siadasz z takimi do stołu? Nie mierzi Cię to, Akodo-san?

Popatrzyła na niego przeciągle. Oczywiście, że ją to mierziło. Była Akodo. Została wychowana wierząc w nienaruszalność Niebiańskiego Porządku. W jego oczywistość. Uczyła jej tego matka. Uczył ojciec. Uczyły Lwy i uczyły Skropiony. Ale potem pojawił się Tsuruchi i zakwestionował wszystko, co zdawało się być nietykalne. Zbuntował się i jego bunt został uznany. Złamał katanę, przełamał Niebiański Porządek, ogłosił wendettę przeciwko dwóm potężnym klanom i, dopóki nie wyrwał zamku z rąk Lwów, sam był daimyo klanu bez monu, bez ziemi i bez nazwy. W młodych oczach Keiko podziw mieszał się z zazdrością, że ona nie potrafiła wywalczyć dla siebie drogi, która byłaby jej własną. Ale nawet ten podziw, te wszystkie uczucia, które dla niego miała, a które dalece wykraczały poza zwykły obowiązek czy chęć służenia mu, nie były w stanie stłumić odruchowego, wewnętrznego sprzeciwu.

Matsu nie rozumiałby jednak tego podziwu. Dla niego honor mieszkał w mieczu razem z duchami przodków. Nie zrozumiałby, a ona nie mogłaby mu tego powiedzieć, że honor jej daimyo leży w lojalności względem swoich ludzi, leży w wierności własnej drodze i własnemu słowu.
Honor Małej Osy nie mieszkał w katanie.

Dlatego popatrzyła na niego przeciągle zanim mu odpowiedziała.

- Gdybyś był łucznikiem, mającym niewiele strzał, a w błocie – pomiędzy pogiętymi patykami i źdźbłami trawy - tuż koło twojej stopy, dostrzegłbyś kilka, podniósłbyś je? Czy zaryzykował, że twój kołczan szybko stanie się pusty? Że będziesz musiał powiedzieć temu, komu przysięgałeś: zawiodłem, bo brzydziłem się? Bo nie podniosłem, nie oczyściłem tego, co podnieść i oczyścić mogłem? Katana ma jedno ostrze. Łuk wiele strzał. Jeśli kilka z nich złamie się, jeśli pękną groty, bo nie były zrobione wystarczająca dobrze, z wystarczająco szlachetnego materiału... – wzruszyła ramionami. – Karma. Ale dopóki trafiają w cel i pozwalają wypełniać obowiązek, mają wartość. Mam im jej odmówić, bo mnie mierzi to kim byli? Mam stawiać swoją wygodę i spokój sumienia ponad wypełnienie służby? Wątpić w tego, któremu przysięgałam? Wątpić, gdy mówi, że to konieczne? Jak często ty wątpisz w swojego daimyo, Matsu-san?

Teraz przyszła jego kolej, by przeciągle patrzyć. Długo. Pokiwał głową, jakby ze zrozumieniem.
- To naprawdę zręczna odpowiedź, Akodo-san. Dobra, jak celny strzał czy ładne, umiejętne uderzenie. A ja nie powinienem był pytać tak bezpośrednio. Ale, już po tej chwili wiem, co odpowiedziałaby ci większość bushi z mojej rodziny. Mniemam, że ty też wiesz. A skoro tak, to nie będę dalej cisnął tego tematu. Bo mi twoja odpowiedź starcza, Akodo-san. Będę czekał na dzień, kiedy spotkamy się ponownie. Arigato za opowieść o śmierci mej babki.

- Ja również będę czekała, Matsu-san. Mam nadzieję, że do tamtego dnia Fortuny będą dla ciebie łaskawe – skłoniła się przed nim lekko, powściągliwie, z cieniem ostrego uśmiechu na twarzy. Potem przeniosła spojrzenie na jego towarzysza. - Akodo-san, tobie również życzę pomyślności – powtórzyła ukłon. - Przekażcie jeszcze raz Akodo Musuzu Hochibei-sama moje podziękowania.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline