Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2010, 22:21   #91
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bared pogonił wierzchowca, gdy w powietrzu rozległ się świst strzały. Okrzyk Cristin był zgoła niepotrzebny - każdy, kto chociaż raz słyszał taki świst wiedział, co ten dźwięk oznacza. I że warto się oddalić jak najszybciej od strzelca, który zwykle posiadał w zapasie inne strzały. Że trzeba stopić się w jedno z koniem i modlić się do Tymory, by żadna przeszkoda nie stanęła na drodze, a kolejna strzała okazała się równie niecelna.
Czy wybór drogi przez las, zamiast drogą, miał okazać się gorszym wyjściem? Nad tym Bared nawet nie zamierzał się zastanawiać. Uważał, by nie rozbić się wraz z wierzchowcem na jakimś stającym mu na drodze drzewie, albo nie dać się strącić z siodła przez jakiś złośliwy, zbyt nisko zwisający konar.
Obejrzał się. Chociaż zatrzymywanie się w takim momencie byłoby mało rozsądne, to jednak musiał sprawdzić, czy nic nikomu się nie stało. Widocznie nie stało się, gdyż wszyscy trzymali się w siodłach.

Ledwo znaleźli się z powrotem na leśnej drodze określenie 'utrzymali się' stało się nieaktualne. Nim ktokolwiek zdążył cokolwiek zdziałać, Cristin zsunęła się, w mało delikatny sposób, z grzbietu wierzchowca.


Jechać przez piękny las i trzymać w ramionach ładną dziewczynę... Marzenie... Obrazek niczym z ballady.
Tym razem jednak nie było tak romantycznie. Dziewczyna była nieprzytomna, a niepozorna rana okazała się groźniejsza, niż wyglądało to na pierwszy rzut oka.
Kto w okolicy zatruwa strzały? A tylko taki wniosek można było wysnuć z własnych obsewacji i stwierdzenia druida. Tylko skąd wziąć odtrutkę?
Mikstury leczące raczej nie działały na coś takiego jak trucizna, a jedyna kapłanka, w dodatku była, sama właśnie potrzbowała pomocy. Próba powrotu, złapania strzelca i wyduszenia z niego odtrutki z góry była skazana na niepowodzenie. Żeby było jeszcze weselej, konie również ledwo trzymały się na nogach, choć z definicji miały ich dwa razy więcej niż standardowy człowiek.

Jeśli padną konie, to będzie kiepsko, pomyślał Bared, wstrzymując wierzchowca i wsłuchując się w ewentualne odgłosy pogoni. Teoretycznie przynajmniej ogry powinny dac im spokój, jako że miały (teoretycznie przynajmniej) ciekawsze zajęcia, niż pościg za grupką jeźdźców. Pytanie tylko, czy w tym przypadku teoria pokrywała się z praktyką. I co, na demony, mogli chcieć od zwykłych podróżnych jacyś paskudni zatruwacze strzał? Szczególnie że byli, jak się zdawało, elfami.
Szansa, że ogry i elfy powybijają się wzajemnie była mniej niż mała...

Zatrzymali się w końcu na niewielkiej polanie, wyglądającej niczym składowisko różnych rupieci. I, tak przynajmniej sądził Bared, udało im się zobaczyć sprawcę całego bałaganu. Nie wiedział tylko, czy znikający złodziejaszek zbiera własnie takie rupiecie, czy też urządził tu tylko śmietnisko, na którym zostawia to, co mu się mniej podoba...
Czy wróci?
Co do tego chyba nikt nie miał wątpliwości, a na dodatek ktoś, kto potrafił znikać bez śladu z pewnością mógł obrobić ich do samych gaci.
- Trzeba by zastawić jakąś pułapkę - powiedział - ale nie bardzo wiem, jak by to moglo wyglądać. Może po prostu trzeba będzie spędzić bezsenną noc. Za to będzie czas, by sporządzić dla Cristin jakieś nosze, a raczej tak zwaną kolebkę, by można było szybciej jechać.
 
Kerm jest offline