Poranek zastał Samuela bez entuzjazmu. Noc minęła spokojnie. Ale jak wszystkie noce w mieście, które było pełne różnych zapachów, tak i ta była nieciekawa. Może gdyby wieczorem znalazł sobie towarzystwo, które poprawiłoby, mu dobry humor. Ale nie znalazł, to i rankiem był raczej... nie w sosie. Zupełnie pozbawiony energii. I co ciekawe, był taki po spędzonym wszak razem sporym czasie z Emerahl.
W zasadzie przyłapywał się na tym, że nie kokietował rudowłosej czarownicy. Z jakiegoś jednak powodu nie miał na to ochoty. Oczywiście, wina po części leżała w tym, że wieźli Therona do medyka. Ale... to nie wszystko. Z jakiejś przyczyny, nie był Emeą specjalnie zainteresowany. Może po prostu ostatnie dni raczej nie nastrajały do romansów?
Tak.. pewnie taka była, ku temu przyczyna. Ale może były i inne... dotyczące Emerahl, właśnie?
Posiłek przyniósł sensację, na którą Samuel nie był gotowy. Nie czuł się też gotowy na dziecko... na bycie ojcem. Jeszcze nie teraz przynajmniej. Ale cóż... stało się. A kurier Ruth lubił, no i trochę mu jej było żal. Zresztą i tak miał zamiar ją trzymać przy sobie, by z czasem zostać małżeństwem. Dziecko bynajmniej nie przyspieszało tej decyzji u Lestre.
Na razie był posiłek, potem asystowanie Ruth w zakupach. Potem ...trzeba było kupić zakupy na wyprawę. Jakiś namiot, grube koce na przełęcz. Chociaż może i nie?
Przygotowania Samuel poczynił w sklepie Vargo Clegane polecanym mu Johara. Wpierw potwierdzając listę potrzebnych rzeczy u Iriala.
Nie wspomniał kwestii Ruth, wszak rudowłosa ponoć wszystko z nim załatwiła. A on sam nie zamierzał się spowiadać, z prywatnych spraw Irialowi, akurat. Czy domyślał się, że dziecko w brzuchu Ruth, nie jest Samuela? Zapewne tak.
Czy kuriera obchodziło zdanie Iriala w tej sprawie? Całkowicie nie.
Suchym pozbawionym emocji tonem powiedział szefowi tej wyprawy co miał do powiedzenia i tyle... Krótko, dokładnie i na zawodowej stopie.
Był zmęczony...Pożar, wypadek Therona, ta cała heca z transportem biedaka. I informacja o dziecku. Ucieszył się na widok zdrowej Lamii, ale nic poza tym. Nie miał ochoty nawiązywać z nikim rozmowy. Może później...gdy zdoła wszystkie sprawy poukładać w głowie.
Przygotował wierzchowca do drogi i zjawił się w milczeniu na miejscu podróży. Nie było już przed kim chronić Lamii, to też nie musiał zabawiać jej rozmową. I dziś raczej nie miał na to ochoty. Wolał pobyć sam... z dala nawet od Ruth, wbrew temu co jej mówił.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
Ostatnio edytowane przez abishai : 27-11-2010 o 22:57.
Powód: poprawka:D
|