Khazad wracał do przybytku w zamyśleniu. Trapiła go cała ta sytuacja, a zwłaszcza oferta gospodarza, na dodatek te wszystkie niewiadome. Gaurim zdecydował, że trzeba się najpierw wyspać i dopiero rano się zdecyduje co zrobić.
- Obgadamy to wszystko rano i zdecydujemy. Tak będzie najlepiej. - pomyślał dochodząc już do domu. W wejściu rozminął się z Tasselhofem i Frankiem.
- Pewno coś kombinują, a może dali się namówić na ten „intratny interes”. Eee mniejsza o to, będzie co ma być. - krótko skwitował wszystko w myślach.
W środku zastał otępionego alkoholem gospodarza oraz jego zapitego w trupa i obrzyganego pachołka. Nieprzyjemny był to widok, ale nie takie już rzeczy widywał krasnolud, mierziło go jedynie to, że ludzie to takie brudne świnie.
- To jak przemyślał sprawę? - zwrócił się do gospodarza. - Chcesz nam powiedzieć co i jak z tym Izeraiem? Czemu to zalazł za skórę całej wsi? I czemu to cała wieś boi się cokolwiek z nim zrobić? Nie powiesz mi chyba, że pomimo tego, że sobie nagrabił, to wszyscy mają go w dupie, albo po prostu nie chce im się go poszukać. Zamieniam się w słuch. - odczekał chwilę, ale widocznie gospodarz nie miał najmniejszej ochoty wyjaśniać czegokolwiek. - Jak pan chcesz. Idę spać.
Jak powiedział tak zrobił. Poszedł do pokoju zzuł wilgotne jeszcze buty i onuce, a topór postawił koło łóżka w pobliżu głowy, po czym położył się i zasnął. Spał zdawać by się mogło, jak kamień, chrapał przy tym niemiłosiernie, zapewne przez złamany nos. Jednak tylko głupiec by próbował zaatakować zabójcę we śnie, gdyż w rzeczywistości sen jego wcale nie był głęboki, a najdrobniejszy szelest był w stanie go obudzić. Nawyk takiego snu wyrobił w sobie przez lata podróży i nie raz, nie dwa wielce zdziwiony był niedoszły złodziej czy napastnik, gdy z okrzykiem bojowym, chwytając za topór w ułamku sekundy, rzucał się na niego khazad. A można wierzyć na słowo, że nie ma nic gorszego niż wściekły, niewyspany krasnolud z przekrwionymi oczami i pianą na brodzie, a do tego jeszcze wielki topór. |