Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2010, 19:07   #493
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Francesci de Riue

lipiec, gdzieś na zachodniej granicy Rivii

Młodzieniec przyniósł jednak ze sobą nie tylko kwiatek. Niósł też bowiem lampę oliwną, ani chybi jedyną w wiosce. Ciekawe, czy musiał się bardzo męczyć, aby ją zdobyć. Lisek miała nadzieję, że tak- to miłe uczucie, gdy mężczyźni się dla ciebie starają. Na razie jednak był wczesny wieczór i dodatkowe źródła światła były zupełnie zbędne.
-Tak wysoko wilki się nie zapuszczają, więc powinno być dość bezpiecznie. A kozice są jeszcze wyżej, poza tym jak się do nich za bardzo nie zbliżać to nigdy nie atakują. A nawet gdyby coś się miało złego stać, to ja tu jestem- zapewnił buńczucznie chłop. -Do samej drogi będą pewnie z dwie godziny drogi, a dalej do kolejnej wioski to nawet szybkim krokiem z osiem. Żyjemy sobie na uboczu, ale mamy wszystko czego trzeba, a i królewskie problemy nas nie sięgają. Bywa, że nawet poborcy podatków o nas zapomną- zaśmiał się.
-A to chyba, akurat wam pasuje - uśmiechnęła się - a ta latarnia nie będzie przypadkiem przyciągać potworów? Będzie widać nas z daleka - postanowiła jednak trochę zmienić zamiary chłopaka - pod osłoną nocy i tak będę się czuła bezpiecznie, jeśli będziesz szedł ze mną...
-W górach nie ma za dużo potworów, żaden nigdy nie zapuszczał się pod naszą wioskę. Nad Loc Eskalott podobno jest ich sporo. A ze światłem wygodniej się idzie, nie potkniesz się wtedy o żadne wertepy, ani w dziurę nie wdepniesz- tłumaczył swoje stanowisko.
-No dobrze, masz racje. Dziękuje - przyznała mu rację.- Wiesz, większość mężczyzn wymyślałaby mnie, przez to, że chce podróżować w nocy. Nie poszliby ze mną, Ty jednak jesteś inny. Dlaczego się zgodziłeś? - spytała, bowiem chciała usłyszeć trochę komplementów.
-Jakże mógłbym się nie zgodzić na pomoc tak pięknej niewieście?- zapytał retorycznie.-Poza tym po stracie kompanów musi Ci być trudno, a w towarzystwie jest zawsze raźniej. A przynajmniej tak mówiła moja mama.
>>Ha! Maminsynek jej się trafił, ale lepszy taki niż żaden.<< Szła tuż za nim, krok w krok, jeśli gdzieś była jakaś nierówność, on czekał na nią świecąc jej (bowiem w górach zmrok zapada szybko), aby się nie potknęła. Uczynny. - Jest dużo trudniej, twoja mama jest mądrą kobietą.
-Była. Umarła dwa lata temu- w głosie chłopaka nie było smutku. Po prostu stwierdził fakt.
-Przepraszam, bardzo mi przykro - powiedziała standardową formułkę. Potem zamilkła, tak jakby nie wiedziała co powiedzieć, czekała aż chłopak przejmie inicjatywę.
-Ty nie rozpamiętujesz swych towarzyszy, ja nie będę rozpamiętywał mojej matki- raźno stwierdził chłop.-Bardziej ciekawi mnie dokąd zmierzasz. Ja niestety nie miałem okazji zbyt daleko podróżować. Wiem gdzie leży stolica, ale nigdy w niej nie byłem. A o innych królestwach, to co najwyżej słyszałem.
-Wybieram się w okolice podnóży masywu Mahakam mam tam sprawy do załatwienia. Musze pomścić śmierć swoich towarzyszy w pewnym sensie... Skończyć zaczęte sprawy - powiedziała tajemniczo.
-Ale które podnóże? Mahakam jest ogromny- dopytywał się chłopak.
- Widzę, że trochę znasz się na geografii. Na północ od Riedbrune, kojarzysz?
-Obawiam się, że nie- strapił się chłopak.
-Nie szkodzi. Też nie znam tych miejsc. Wiesz zmęczyłam się trochę, może przystaniemy chwilę?
-Jak sobie życzysz- jak na zwykłego prostaczka był całkiem ułożony. Zaczął się od razu rozglądać za jakimś wygodnym miejscem, lecz zdążyło się już ściemnić i jego ludzki wzrok nie za bardzo dawał sobie radę poza kręgiem rzucanego przez latarnię światła, lecz Lisek poczekała aż znajdzie coś odpowiedniego. Potem usiadła sobie wygodnie.
-Wiesz miałabym do ciebie prośbę. Może to zabrzmi trochę głupio, ale pomożesz mi bardzo jeśli się zgodzisz...
-Jeśli tylko będę potrafił- zapewnił od razu chłop.
- Bo wiesz, jak spałam... to...- Francesca udawała wstyd i specjalnie trzymała mężczyznę w niepewności - tak mam jak śpię w ubraniach. Gorset staje się wyjątkowo niewygodny, muszę go zdjąć i nałożyć ponownie. Pomożesz mi?

Gotów kto pomyśleć, że tak młody i sympatyczny mężczyzna zaraz się zaczerwieni i zacznie wzrok odwracać, było jednak cokolwiek inaczej. Z trudem bowiem stłumił radosny uśmiech i po odchrząknięciu odpowiedział.
-Ależ z przyjemnością.
Francesca odwróciła się. -Wiesz musisz te sznurki poluzować... sama nie dam rady, a moja służka zginęła... - odgarnęła włosy i przysunęła się do niego.
Chłopak ostrożnie odłożył lampę na ziemię, tak aby się nie przewróciła i parę sekund później wampirzyca poczuła na plecach opuszki jego palców. Przez kilka chwil gmerał przy wiązaniach gorsetu, ale w końcu udało mu się z nimi uporać i zaczął luzować jeden sznurek po drugim.
Francesca nie była pewna czy miał już do czynienia z tego typu wiązaniami, czy też nie. Szło mu jednak całkiem sprawie, chociaż wprawy wyraźnej nie miał. Nie minęło dużo czasu, gdy poczuła luz i mogła ściągnąć gorset. - O już, może już sobie poradzę - powiedziała i teraz sama starając się robić to jak najbardziej nieudolnie podnosiła go do góry.
Młodzieniec na początku grzecznie czekał, lecz Francesca nie musiała się z nim droczyć zbyt długo by usłyszeć.
-Może jednak jeszcze troszeczkę pomóc?
-Jakbyś mógł... tutaj coś nie mogę... - przybrała teraz trochę nienaturalną pozę, co pokazywało ją w świetle kompletnej niezdary.
-Tutaj?- zapytał delikatnie unosząc gorset. Czułe zmysły de Riue szybko wychwyciły jego przyspieszone bicie serca. Prawdopodobnie zdążył już ujrzeć jej uwolnione z uścisku, szczęśliwe piersi.
-Tutaj, dokładnie - czuła już pełną swobodę, a gorset wylądował w jej dłoniach. - Co mi się tak przypatrujesz. Na pewno już widywałeś nagie kobiety. czy też nie? - odwróciła tylko głowę, tak, żeby mężczyzna jeszcze nie ujrzał w pełni jej piękna.
-Ekhm... widywałem. Ale nie tak piękne- odparł i wcale nie uciekał wzrokiem.
Uśmiechnęła się. Zaraz odwróciła się i dla przekory oznajmiła.-A teraz tylko to włożę i ruszamy...- rzekła i czekała na jego reakcję.
Cóż, jego 'reakcja' i to nad wyraz pokaźna, była dla Liska wyraźnie widoczna, bowiem jego proste spodnie zdążyły się już mocno wybrzuszyć. Chłopak jednak jedynie przełknął ślinę i z pewną rezygnacją w głosie odpowiedział:
-Jak sobie życzysz.

-Ale zaraz - powiedziała nagle sobie coś przypominając. -Wiesz... nie mam za dużo złota, a to co dla mnie robisz wymaga prawdziwego odwdzięczenia. - Odwróciła się w jego stronę, teraz w pełni eksponując swoje wdzięki.


- Umiem wyrazić swoje uznanie- wstała i pogładziła go po torsie, delikatnie.
Chłopak przełknął ślinę i trochę głupkowato zapytał:
-W jaki sposób?
-A tego nie mogę powiedzieć...-szepnęła- ...ale mogę pokazać. - Pocałowała go w kącik ucha, a następnie musnęła ustami policzek.
-A więc...- zaczął dość niegramatycznie.-Pokaż.
Dotknęła jego barków i delikatnie pomasowała. Następnie pocałowała, ale jeszcze delikatnie muskając ustami, tak jakby była trochę niepewna jego reakcji. Młodzieniec na pewno był chętny, tego przegapić wprost się nie dało. Ale jak na razie wydawał się trochę niepewny. Ostatecznie sytuacja nie mogła być dla niego codzienna.
Francesca, aby rozbudzić jego pewność siebie, chwyciła jego dłonie i położyła je na swoich piersiach, najpierw jednej, potem drugiej - skoro ja już jestem bez góry ubioru, to teraz ty może się pozbędziesz swojej? Teraz ja ci pomogę... - powiedziała i zaczęła mu ściągać koszulę.
Szczęśliwie zbyt wielu zachęt chłop nie potrzebował, jego dłonie niemal natychmiastowo przystąpiły do przyjemnego masażu zaoferowanych mu partii. Musiał go co prawda na chwilę przerwać, bowiem jego koszuli nie dało się zdjąć inaczej niż przez głowę, lecz zaraz potem już bez nakierowań Francesci powrócił do urwanej pieszczoty.
Kobieta ustawiła się wygodnie, pieściła jego odkryty tors ustami. Jej włosy swobodnie opadały na ramiona, odgarnęła więc je na jeden bok odsłaniając szyję. Następnie uwolniła się od krępującej ją spódnicy. - Może będzie ci wygodniej bez spodni? - zapytała, choć już znała odpowiedz.
Chłopak chyba czekał na taką sugestię, bo musiało być mu ciasno. A kiedy odwiązał troczki i niecierpliwym ruchem zrzucił z siebie krępującą go część ubrania, de Riue dostrzegła jak bardzo. Był naprawdę imponujący. Ciekawe czy właśnie dlatego tak pewnie zachowywał się przy kobietach?
Teraz kiedy oboje byli już bez krepującego odzienia, Lisek przysunęła się jeszcze bliżej i pocałowała go namiętnie. Dłońmi badała jego gładkie młodzieńcze ciało. Idealne sylwetka z wyraźnymi silnymi ramionami. Dobrze umięśniony brzuch i mocne nogi. Na pewno miał w sobie dużo energii. Wyraźnie proste życie na łonie natury wyrabiało sylwetkę. Mieszczuchy jakże często byli sflaczali, albo nażarci tak, że mało spodnie na nich nie pękały. A ten chłop był niemal ideałem. Pół roku w wojsku i jego odrysowujące się pod skórą mięśnie nabrałyby należytej twardości i formy.
Lecz inna twarda część jego ciała zdecydowanie nie potrzebowała dalszego rozrostu. Ciekawe tylko, czy potrzebowała treningu? Wszak rozmiar to nie wszystko.
De Riue chwyciła więc najbardziej przypadłą jej do gustu cześć ciała i zaczęła masować. Spowodowało to nieziemski zachwyt na twarzy mężczyzny, który na chwilę spowolnił swoje pieszczoty oddając się odczuwanej rozkoszy. Zaraz potem schyliła się i językiem musnęła jego brzuch. Zeszła szybko niżej, gdzie na chwile przystanęła na przemian masując i całując najtwardszą chyba część ciała.
Chłopak pojękiwał radośnie, oddając się w opiekę zwinnych dłoni i namiętnych ust Francesci. Jego rozmiar sprawiał, że nie dało się go objąć jedną dłonią- zmysł dotyku potwierdzał więc niezbicie to, co mówiły oczy.
Dała teraz na chwilę ochłonąć mężczyźnie. Wyprostowała się i dotknęła jego twarzy, po czym ponownie pocałowała. Trafił jej się wyjątkowy skarb, szczodrze obdarowany przez naturę. Postanowiła zatem wykorzystać owy skarb, aby się nie marnował. Objęła go udami i zacisnęła lekko. Pozwalając, aby objął ją w talii, nie przerywając całowania. Namiętności nie można mu było odmówić, ale do wprawy Beauclairczyka było mu daleko. Najwyraźniej nikt nie jest idealny. Ale wampirzycy to w sumie nie przeszkadzało, słodka mgiełka żądzy przysłaniała niedoskonałości. Poza tym ocierająca się tu i ówdzie męskość dawała młodzieńcowi inne pole do popisu.

Francesca była zaradna, nie jednego prawiczka już pozbawiła dziewictwa. Była więc doskonałym nauczycielem w sam raz dla niewprawnego młodzieńca. Na razie jednak jeszcze go "rozgrzewała" całowała i pieściła jego ciało. Szkoda, że więcej go już nie spotka, najchętniej zachowałaby go jako maskotkę. Pieszczoty Liska sprawiały, że i jej kochanek się rozochocił. Prawą ręką mocno objął wampirzycę w talii, ale lewa zsunęła mu się w dół kobiecego ciała, rozkoszując się jędrnością pośladków. Francesca teraz delikatnie przesunęła językiem po jego kształtnej męskiej szyi. Jeszcze chwila i wgryzie się w nią, co przyniesie jej całkowite zapomnienie. Postanowiła, że w tej chwili pomoże mężczyźnie posłużyć się jego największym skarbem. Dłużej już nie była w stanie czekać. Oboje legli na trawie gotowi na sedno intymnego aktu.
Kochanek jednak nie potrzebował pomocy, raczej... zachęty? Albo przyzwolenia. Dość powiedzieć, że połączenie nastąpiło szybko i było mieszanką bólu i rozkoszy. Francesca była wampirzycą, w dodatku nieszczególnie cnotliwą (bo i po co), ból był więc jedynie kolejnym bodźcem. Ale jeśli chłopak dobierał się do jakiejś rówieśniczki w swojej wiosce, to biedaczka musiała doznać nie lada traumy.
Lisek postanowiła, i to bardzo szybko, że tak od razu nie pozbawi go sił wysysając krew. Mężczyzna był za dużym skarbem, aby tak szybko go wykorzystywać, musiała się nim po prostu nacieszyć. Miał ku temu odpowiednie instrumenty, które wywoływały u niej nieziemską rozkosz, czego nie zamierzała w żaden sposób ukrywać jęcząc w zachwycie, doznając głębi rozkoszy. Młodzieniec potrzebował chwili, by znaleźć swój rytm, ale kiedy już to zrobił... Na pewno nie był za bardzo doświadczony, bowiem jego tempo nie mogło być wygodne dla zwykłej partnerki. Tyle tylko, że Francesca w żadnym wypadku nie była zwykła, a szybkie ruchy imponującej męskości przynosiły jedną falę przyjemności po drugiej... przez co jej postanowienia szybko legły w gruzach. Chwyciła go za szyję i ugryzła delikatnie, tak, ze kilka małych strumyczków popłynęło po jego torsie. Zręczny język sprawnie uporał się z życiodajnym, ludzkim płynem. Młodzieniec chyba nawet nie zauważył, że krwawi, pochłonięty przez swoje odczucia. To było niemal zabawne, jak łatwo było upolować sobie "trunek".
Upijała się nim, jednoczenie rozkoszując jego walorami. Tego jej było trzeba, po rozstaniu z Aniją czekała na ten moment niecierpliwie. Tym razem czekanie się opłaciło. Nie spodziewała się bowiem tak wspaniałego daru losu.

(...)

Kochankowie, wśród obopólnych uciech, stracili zupełnie poczucie czasu. Jak długo się kochali? Pół godziny, godzinę? Dość, żeby zdążyło zrobić się już zupełnie ciemno. Podchmielona trochę świeżą, gorąca krwią Francesca, zdecydowała, że nie chce jeszcze rozstawać się z młodzieńcem. Czemu by mu nie pozwolić spełnić jego obietnicy? Niech ją odprowadzi do traktu.
Co prawda przy ubieraniu się chłopak mógł zauważyć ślady po ugryzieniach, ale... Ale od czego jest Urok? W końcu bycie nosferatu niesie ze sobą całą masę korzyści i przydatnych sztuczek.
Spacer był dla de Riue bardzo przyjemny. Ponieważ odrobinkę plątały jej się nogi, chętnie korzystała z oferowanego jej przez młodego mężczyznę ramienia. Dość niewygodną ciszę, jaka między nimi zapadła po wybuchu namiętności przerwała wampirzyca, opowiadając trochę o swoich podróżach. W końcu o coś takiego chłop wcześniej pytał. Chyba... Francesca nie była do końca pewna.
Wszystko co dobre, ma jednak to do siebie, że się kończy. Nie inaczej sprawa miała się ze wspólnym spacerem. Ni stąd ni z owąd bowiem przed spacerującymi pojawiły się pierwsze zarysy traktu, chociaż nawet w świetle lampy trudno je było dostrzec. No i stało się. Trzeba było się rozstać i ruszyć w dalszą drogę. Tak jak szybko się poznali, tak i szybko się pożegnali. Ot, przelotna znajomość, nie pierwsza i nie ostatnia w długim żywocie Liska. Ciekawe jak to się miało, do doświadczeń chłopaka. O to już nie zdążyła zapytać.
Ani o jego imię, jak się tak dobrze zastanowić. A w sumie trochę szkoda. Anjia była w podróży czystym utrapieniem, ale ten młodzieniec miał w sobie coś... bardzo duże coś. Może po odnalezieniu Lionory i odebraniu u hrabiego swej nagrody Lisek spróbuje odnaleźć jeszcze raz tą samą wioskę? Gdyby bowiem chłopaka trochę podszkolić, mógłby być z niego fenomenalny kochanek.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 27-11-2010 o 18:29.
Zapatashura jest offline