Słońce z wolna przesuwało się po twarzy khazada oświetlając mozaikę rys jego twarzy, utworzoną przez blizny i zmarszczki. Gaurim nie spał, leżał tylko na łóżku i myślał o wydarzeniach poprzednich dni, o dziwo miał całkiem dobry humor, pewnie przez słońce, które zwiastowało zmianę aury. Nagle do pokoju wpadła Jagoda wyraźnie przestraszona i wzburzona. - Pan Lorens zniknął!
- Zniknął? Co u licha? - zapytywał się w myślach Mordrinson. - Pani mówi, że go porwano!
Krasnolud wstał tak jak leżał i chwytając topór wybiegł przed dom. - Ktoś go porwał! Wyszedł w nocy by zapalić i nie wrócił! Mówił, że idzie tylko na chwilę! To jego fajka! - krzyczała zrozpaczona Anabel - Cholera, a miałem wycisnąć z niego dzisiaj jakieś informacje. - pomyślał krasnolud.
Na ziemi znaleźli ślady. - Miała tu miejsce jakaś szamotanina. Napastnikiem z pewnością nie był człowiek. - krótko stwierdził Gaurim. - Ani zwierze. - rzucił któryś z towarzyszy.
Cała gromada podążyła śladami w kierunku lasu, jednak trop urywał się.
Foxellini wypytywał służbę czy czegoś przypadkiem nie widziała. Następnie zwrócił się do towarzyszy. - Jest jeszcze jedna możliwość. Wczoraj dowiedziałem się, że jest tutaj jakiś konflikt o ziemię, czy coś w tym stylu. Może ktoś chce się pozbyć gospodarza i przejąć tą posiadłość. Jeśli o czymś wiecie, to teraz byłby czas, żeby o tym powiedzieć. - Ja nic nie wiem. - mówiąc to podrapał się po głowie krasnolud. - Myślę jednak, że najlepiej będzie ruszyć na poszukiwania Izeraia. Konflikt konfliktem, ale w walkę o ziemię na pewno nie jest zamieszana żadna bestia, a sami widzieliście ślady. Trzeba się szybko zbierać, bo nie wiadomo ile mamy czasu. |