Dyplomata milczał przez większość rozmowy. Właściwie to tego typu dyskusje były jego domeną ale nie kwapił się by zabrać głos i zwrócić na siebie uwagę nowo przybyłych. Jeśli tylko uda im się wydostać z tego miasta zajmie się sprawą Howlita i ustanowi własne rządy w stolicy a jeśli nie no cóż musi się przekonać co tak naprawdę mogą teraz zrobić z tym całym bałaganem. I co wtedy co zrobi jeśli uda mu się wrócić... Odrzucił resztki owocu i rozgniótł je butem włożył w to całą złość która nagle zakotłowała się w nim, doskonale nauczono go panować nad emocjami i jak pozbywać się negatywnych uczuć. W tamtym świecie nic już go nie trzymało, tam był martwy dla wszystkich zarówno wrogów jak i przyjaciół a jego powrót byłby tylko komplikacją dla Onyksa.
- Skurwysyn... - zaklął cicho pod nosem. Rzucił jeszcze raz okiem na grupę z którą przyszło mu podróżować. Przy odpowiednim wyposażeniu mógł by z nimi zapewne sporo zdziałać. Onyks nie wysłał go tu jako odkupienie win wysłał go tu na śmierć. Dyplomata zaczął pocierać podbródek, jedyny pozostałość po treningu której nie potrafił się pozbyć a tym którzy go znali dawała znać że coś jest bardzo nie w porządku.
- W takim razie ja muszę odmówić wspólnego posiłku. - Sephir odrzekł spokojnie, znów przybierając maskę uprzejmości. Gabriel powoli zaczynał mieć tego dosyć, Profesor choć się starał nie miał wyraźnie wyczucia do rozmów z całym szacunkiem do jego wiedzy, zwyczajnie zaczynał się gubić. Ten burmistrz był na tyle uprzejmy że nie pogrążył go jeszcze bardziej. Sephir znów z tym swoim uśmieszkiem na twarzy który mówił wszystko... Dyplomata westchnął ciężko, jeśli chcesz by coś było zrobione dobrze zrób to sam.
- Witajcie szacowni panowie, nazywam się Gabriel. - Wyciągnął dłoń by uścisnąć prawicę obydwu mężczyzn. - Nasi uczeni którzy zadbali byśmy wylądowali w niewłaściwym miejscu to Profesor i Sephir. - tutaj wskazał obydwu uczonych. - dalej to Graffen i Cexeriel - Gabriel po kolei wskazywał pozostałych członków ekipy. - z przyjemnością przyjmiemy zaproszenie na posiłek, no cóż może nie wszyscy z nas tak tęsknią do ciepłej strawy. Opowiedzcie nam proszę o tej okolicy i o was samych bo muszę przyznać że jesteście nietuzinkową osobą panie Dolcel, nie spodziewał bym się kogoś w twoim wieku w roli burmistrza. Obiecuje że odwdzięczę się równie ciekawą historią. Prowadźcie proszę. - Gabriel pozwolił sobie poklepać burmistrza po ramieniu i gotów był ruszyć za nim.
- Wszyscy zainteresowani ciepłym posiłkiem za burmistrzem proszę. Sephir może pomożesz Gaffenowi znaleźć bezpieczne schronienie dla Muńka, nie chcemy wzbudzać niepotrzebnego zamieszania prawda? - Odwrócił się do skryby by to powiedzieć mrugając porozumiewawczo okiem. Gabriel chwilowo nie martwił się o swego towarzysza wiedział że tamten obserwuje ich bezpiecznie z ukrycia i gdy nadejdzie pora ten sam go odnajdzie.
- Ojej, jak na kogoś obwinianego o błędną teleportację, myślę, że bezpieczniej byłoby żebym trzymał się na uboczu. - odparł i w dyskretny sposób dał znać Gabrielowi że, zrozumiał przesłanie. Dyplomata zastanawiał się czy ich niewidzialna towarzyszka kręci się cały czas w pobliżu czy wyruszyła może samotnie by zbadać okolicę. Miał tylko nadzieję że razem z Xunem wrócą na kolację. Przebiegła z niej sztuka przemknęło mu tylko przez myśl, najpierw grała z nim a teraz próbuje sztuczek na profesorze, wyraźnie słyszał cichutką prośbę o podzielenie się jedzeniem, może wcześniej by odpuścił ale w tej chwili nie miał ochoty być już bardziej manipulowany, trzeba będzie doprowadzić i ją do porządku. Ale nie wszystko na raz, najpierw nasi gospodarze. W tym czasie Dolcel odpowiadał Gabrielowi na jego pytania, jak i komplementy.
- Oj, od rau nietuzinkową, po prostu udało mi się szybko wspiąć na najwyższy szczebel mojej kariery. Wie Pan miałem po prostu dużo szczęścia. - Burmistrz zaśmiał się, ale widać było że komplementów słucha się mu miło. - A porozmawiać, porozmawiamy przy posiłku, proszę za mną! - Dolcel odwrócił się na pięcie i w eskorcie straży ruszył uliczką w stronę ratusza, ruchami dłoni pokazując wam byście ruszyli za nim. Nikt jeszcze samotnie nie wygrał żadnej wojny...
… słowa jeszcze brzmiały w jego uszach gdy Howlit opuszczał pomieszczenie zostawiając sześciu młodych mężczyzn samym sobie. Żaden z nich nie znał drugiego ale mieli stać się swymi towarzyszami na długie lata choć jeszcze tego nie wiedzieli. Każdy z nich specjalista w innej dziedzinie sprawiał że odpowiednio zgrani mogli stawić czoła każdemu wyzwaniu. Wszystko z czego później byli znani osiągnęli ciężką pracą i współpracą. Wspólnie dzielili gorycz porażki i radość sukcesów. Byli swymi sojusznikami w wojnie którą ich władca wypowiedział światu który ich otaczał...
Gabriel zatrzymał swe spojrzenie na Profesorze. Poza nim podążał z nimi jeszcze tylko centaur ale wydawał się zagubiony i nieobecny. Wziął głęboki oddech i klepnął uczonego w ramię.
- Gdy będziemy mieli chwilę chciałbym z Tobą o czymś koniecznie porozmawiać...
__________________ He who runs away
lives to fight another day |