Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2010, 13:50   #37
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Yllaatris podniosła się z łóżka niechętnie. Robiła to już kolejny dzień z rzędu. Jeszcze trochę i wejdzie jej to w krew, psując tym samym reputację. Reputację, zdrowie,a potem szkatułę. Będzie musiała nad tym popracować, ale dzisiejszego dnia miała odprawić rytuały ku czci swojej patronki.

Kapłanka pewnie nie zwróciłabym uwagi na wychodzącą z kuchni Elisys, gdyby nie to, że kobieta trzymała przy twarzy zimny kompres z pod którego widać było siniaka. Yllaatris stanęła jak wryta i przez chwilę nie mogła z siebie wydusić pytania.
Rudowłosa tylko machnęła ręką od niechcenia, a złapana za ramię wychodząca za nią Darsys zdążyła się wyrwać kapłance nim ta odzyskała głos, zasłaniając się tym iż musi otworzyć drzwi. Rzeczywiście ktoś właśnie zakołatał.

- Pani. - Darsys stanęła przed Yllaatris równie szybko jak zniknęła. - Masz gościa.
- Kogo znowu tak z rana niesie?? - Yllaatris spojrzała w stronę wejścia do swojego domu. - Powiedz, że mnie nie ma.
- Ale, ten pan mówił, że musi się pilnie z panią zoabczyć. - Odparła Darsys.
- Dobrze. - Dodała zrezygnowana Yllaatris. - Sama go odprawię. Proś.

Po chwili za służącą pojawił się młody mężczyzna o długich i ciemnych włosach.
- Pani. - Ukłonił się. - Przysyła mnie Jaheira. - Rzekłszy to wręczył jej list.

Lady Yllaatris,

Przysyłam pani kogoś zaufanego. Nie jest on wprawdzie Harfiarzem, jednakże czasem współpracujemy i jest jednym z najlepszych ochroniarzy, jakich znałam.
Proszę abyś uważała na siebie. Twój przybytek jest pod obserwacją, więc mogą cię śledzić. A jesteś najłatwiejszym celem.
Ludzie Hawkwooda będą pilnowali domu, natomiast ów człowiek ciebie.
Nazywa się Morley Dotes

Jaheira.



Kapłanka przeczytała uważnie.
Jeszcze jeden. Pomyślała chowając kartkę papieru. Nie miała jednak w tej chwili czasu na rozwodzenie się na ten temat. Machnęła więc głową, aby Dotes ruszył za nią. Po chwili jednak zmieniła zdanie i odwróciła się gwałtownie chcąc coś jeszcze powiedzieć służce. Efekt był taki, że mężczyzna wpadł na nią. Przez następnych kilka sekund zachodzili sobie wzajemnie drogę, aż w końcu mężczyzna zszedł z drogi kapłanki.
- My to sobie porozmawiamy gdy wrócę. - Rzekła do wychodzącej dziewczyny. - Z wami obiema.

Powóz już czekał. Kapłanka wydała polecenie gdzie mają jechać. Yllaatris starała się skupić na obrzędzie, którego miała dokonać, nie mniej jednak co jakiś czas zerkała ukrytkiem na swojego towarzysza.
- Pomóc w czymś, panno Yllaatris?? - Morley przerwał w końcu ciszę.
- Yyyy...?? - Kapłanka zająknęła się. - W zasadzie... źle jest?? - Zapytała w końcu.
- Źle? - zdziwił się. - Panno Yllaatris pochlebiam sobie, żadnej z moich klientek nie bylo ze mną źle. Proszę mi wierzyć, że znam się na tym.
- Nie wątpię. - Uśmiechnęła się krzywo. - Ja chcę wiedzieć co się dzieje, że Jaheira przysłała kogoś.
- Nic. Przynajmniej ja nic nie wiem. Po prostu dowiedziałem się, ze ma dla mnie zlecenie w postaci ochrony kapłanki Sune. Ponieważ wie, że cenię sobie kobiecą urodę, wspomniała, ze praca na pewno mi się spodoba. W czym miała naprawdę rację.
Kapłanka już szykowała się do odpowiedzi, ale zrezygnowała wypuszczając ze świstem powietrze z płuc.
- Zabawne. - Odezwała się w końcu. - Czyżby zatem Jaheira chciała mnie szpiegować?? - To jej głosu był ironiczny. - Skoro nic mi nie grozi, to cóż może tłumaczyć taką jej troskę??
- Proste. Jaheira mimo szorstkości jest miłą osobą. Kiedyś, kiedy jeszcze żył jej małżonek, była jeszcze lepsza, bardziej skłonna do zabawy. Jednak obecnie także zwraca dużą uwagę na bezpieczeństwo swoich ludzi. Szczególnie, że słyszałem, iż wasza grupka trochę się skurczyła.
- Ja też to słyszałam. - Tym razem zaczęła dokładnie studiować jego twarz. - Porozmawiamy o tym jeszcze później.
Powóz zatrzymał się przed domem maga.

Drzwi otworzył sam Orlamm.
- O, już jesteście, dobrze, bo zaraz się chyba zacznie. - Mag był wyraźnie zdenerwowany. I nic dziwnego. Pojawienie się nowego życia było w końcu czymś niezwykłym.
- O, widzę, że Jaheira przysłała swojego jastrzębia. - Orlamm zwrócił się do długowłosego mężczyzna zupełnie jakby go znał, co bardzo zdziwiło Yllaatris. Kapłanka pytająco przyglądała się obu mężczyzn.
- Ale przynajmniej mam czym dziobać - odgryzł się ochroniarz, nie wiadomo, do czego piejąc. Jednak po jego odzywce Orlamm jakby połknął patyk.
Wprawdzie oba zdania były wypowiedziane zupełnie neutralnym tonem, ale Yllaatris wyczuła pewne napięcie między mężczyznami.
- Ty się zajmij czymś, bo to trochę potrwa. - Yllaatris wskazała palcem na ochroniarza, ale nie patrzyła zupełnie na niego. Tak zawsze robiła gdy towarzyszył jej Thokas.
- A ty. - Wskazała na Orlamma. - Prowadź.
Dotes kiwnął głową. Whitehorn poprowadził kapłankę do pokoju w którym leżała brzemienna.
Akuszerka wygoniła zbędne osoby z pokoju, jak to zwykle bywa. I jak to zwykle bywa była stara.



Stara co oznacza doświadczona w tym wypadku. Z pewnością musiała przyjąć setki porodów. Zapewne jedna z najlepszych w mieście. W końcu zarówno wuj rodzącej jak i jej mąż byli ludźmi dobrze sytuowanymi.

Yllaatris przywitała się z obiema kobietami. Kapłanka długo zastanawiała się jakie obrzędy przeprowadzić by pomóc rodzącej i pobłogosławić dziecię, rodzinę i domostwo. Wszak wychwalać Sune można było na różne sposoby. I myliłby się ten, kto sądziłby że trzeba do tego przepychu, rozmachu i wielkich funduszy.
Na ten moment lady Yllaatris wybrała skromne obrzędy. Skromne, ale to nie oznacza, że nie cieszące boginię. Po pierwsze dla tego, że w teraz rodzącej potrzebny był spokój. A po drugie i najważniejsze, przyszli rodzice złożyli bogini już najcenniejszą ofiarę.
Kapłanka zmówiła cichą modlitwę prosząc swoją patronkę o wsparcie dla rodzącej i
akuszerki. Z chwilą gdy wymówiła ostanie słowa zaczęło się. Przestraszona dziewczyna wyszeptała tylko
- Wody. -
A akuszerka już wiedziała.
- Stań proszę przy niej, pani. - Wskazała służce bogini miejsce przy głowie rodzącej. - Dodaj jej otuchy i wspomóż w ciężkich chwilach.
Nie było to specjalnie trudne, ale czasami bolesne dla kapłanki. Już jej sama obecność podniosła na duchu rodzącą. Niemniej jednak gdy po kilku godzinach od odejścia wód rozpoczęła się ta najtrudniejsza faza, obecność dodatkowej osoby okazała się pomocna.
Yllaatris co jakiś czas powtarzała w myślach modlitwy by ulżyć choć trochę wydającej w potwornych bólach na świat mowe życie. Zresztą nie tylko jej. Sama też potrzebowała kilka razy czegoś łagodzącego ból. Siostrzenica Whitehorna o mało nie połamała jej reki gdy nadchodził skurcz. A sama kapłanka zastanawiała się skąd u rodzącej tyle siły.
Akuszerka wydawała co jakiś polecenia i zalecenia, które miały pomóc jej samej i rodzącej.

I w końcu. Na świecie pojawiło się nowe życie. A stara kobieta z uznaniem pokiwała głową, dodając, że jak na pierwsze dziecko to poszło bardzo szybko.
Wszystko obyło się bez komplikacji. Co też akuszerka nie omieszkała przypisać obecności kapłanki i wsparciu bogini Sune.

Ceremonia błogosławieństwa była również skromna. Być może, ku niezadowoleniu domowników. Ale Yllaatris użyła nie dającego się niczym zbić argumentu, że matka i dziecko, potrzebują teraz spokoju i odpoczynku, czemu też przyklasnęła akuszerka. Kapłanka dodała jeszcze, że wszyscy na własne oczy przekonać się mogą iż bogini jest zadowolona z takiej ceremonii.

Kapłanka szybko opuściła pokój. Sama sobie wmawiała, że to po to by pozwolić nacieszyć się sobą i dzieckiem rodzicom.
Ale gdzieś tam w głębi czuła ukucie na widok szczęśliwej matki i dumnego ojca. I choć odpowiadało jej życie jakie wiodła, to jednak... jednak widząc te wszystkie czułości jakim obdarza się ta para... zazdrościła im.
Jednakże tylko przez chwilę, do póki nie pojawił się Whitehorn. To przypomniało jej, że mieli porozmawiać.

Mag zaprowadził kapłankę do swojego gabinetu. Tego samego w którym spotkali się dnia poprzedniego. I jak dnia wczorajszego zaproponował herbatę miętową. Tym razem Yllaatris chętnie się napiła. Usiadła wygodnie na przeciwko gospodarza i z niemym pytaniem na twarzy wpatrywała się w niego. W końcu, po dłuższej chwili milczenia to ona jednak podjęła rozmowę.
A była to długa i ciężka rozmowa. Whitehorn zachowywał się jak spłoszona dziewica i Yllaatris często i gęsto sama musiała się domyśleć co jest na rzeczy i o co chodzi.
Ale w końcu wyłuszczył swój problem, przy dużej pomocy samej słuchającej.
Z tej rozmowy wynikało jasno, że mag już nie może, ale chciałby. Nie mniej jednak diagnozę trzebaby potwierdzić organoleptycznie. Czyli Orlamm Whitehorn został zaproszony na prywatną wizytę do kamienicy Yllaatris.

I po tych kilku godzinach kapłanka opuściła wreszcie domostwo. Było dobrze po południu, zresztą nie musiała wcale na zegar spoglądać. Jej żołądek jej o tym dobitnie przypominał.
Postanowiła zjeść już u siebie, zwłaszcza, że czekała ją jeszcze jedna ważna sprawa do załatwienia dziś wieczorem. A na tę okoliczność musiała się specjalnie przygotować. Po za tym musiała swojemu nowemu ochroniarzowi pokazać co i jak.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline