Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2010, 18:52   #42
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
O brzasku kapłan wychynął ze swojego namiotu. Opatulony magicznym płaszczem wyszedł na ziąb i chuchnął kilka razy w dłonie. Pozdrowił trzymających wartę i oddalił się kawałek od obozu ku wschodzącej tarczy słońca. Kilkanaście kroków od obozowiska przystanął, wyciągnął spod płaszcza miecz i odrzucił kaptur na plecy. Przez chwilę grzał twarz w pierwszych promieniach słońca, by po chwili przyklęknąć i oprzeć głowę chronioną hełmem o głownie miecza. Dłonie spoczęły na jelcu a usta i serce wypełniła modlitwa.

To był codzienny rytuał i jego kapłański obowiązek. Odkąd sięgał pamięcią każdy ranek się tak zaczynał. Za młodu nauczyciele musieli budzić jego i młodszych akolitów, ale po latach pobudka przed świtem była już nawykiem tak wszczepionym w jego jestestw, że zupełnie nie rozerwalnym z jego dorosłą już naturą. Z początku, były tylko słowa, zachwyt nad formą, strach może ale i zadziwienie - pięknem kaplicy, jednością rytmu, bliskością braci. Potem było swego rodzaju mistyczne uniesienie wsparte naukami w scholi i rozmowami z mistrzami zakonu. A potem iluminacja - oświecenie, natchnienie i pasja. I pewność pochłaniająca jego ciało. Na ułamek chwili zjednoczenie z boską istotą - kompletne oderwanie od rozterek i bólu kości na kamiennych płytach.

Manorian czuł się jak naczynie, w które Tyr wlewa ułamek swej istoty, swej boskości i powierza mu drobną cząstkę własnej mocy, tak by mógł czynić przykazania prawa i zakonu. Był wybrańcem i przez chwilę czuł się z tego powodu winny. Co dziennie ludzie i nie ludzie na Torilu słali modły do bogów, jednak większość z nich nie miała namacalnego efektu. Chodź on wiedział iż modły śmiertelnych trafiają do uszu bogów, inni tego pojęcia nie mieli, mimo to na ogół nie ustawali w modlitwie. Czymże więc był on lepszy od nich - od istot które mimo braku dowodów nie ustawały w swojej wierze, to oni powinni być nagrodzeni i byli w zaświatach. Radowało to serce Iulusa, lecz napełniało jednocześnie poczuciem wielkiej odpowiedzialności. Skoro on stał się jednym z nielicznych, przez których wola i moc boska płynęła, musiał co dnia, w każdej sytuacji stawiać świadectwo wiary, postępować z boskimi nakazaniami i być przykładem, być tym właśnie namacalnym świadectwem boskiej egzystencji na tym padole. Nieść pokrzepienie, odkupienie i światłość boga, który go naznaczył i nigdy nie ustać w swym obowiązku. Czasem było to trudnym, szczególnie dla siedmiolatka, lecz z czasem Iulus wyrzekł się siebie a Tyr dawał mu siłę i moc by czynił prawo i szerzy jego nauki.
Manorian nie czuł się śmiertelnym, był naczyniem swojego boga. I choć mogło by się wydawać takie myślenie krzywdzącym, podmiotowym i ubezwłasnowolniającym Iulus czuł się szczęśliwy i spełniony. Wiedział też, ze mimo wszystko Tyr nie poskąpił mu własnego rozumu i własnej woli - choć przepełnionej boskimi nakazami, jednak wciąż ułomnej na modłę śmiertelników. Faktycznie więc był rozdarty między te dwa istnienia - boski, idealny mistyczny świat i ten materialny, piękny lecz ułomny - kapłan uważał to za swoistą próbę jaką bóg gotował tym wszystkim których wybrał na głosicieli swojej woli.
Iulus miał nadzieje nigdy nie zawieść Tyra.

Gdy skończył modlitwę, spokojnym krokiem wrócił do namiotu i przywdział swoją zbroję - wszak wciąż nie wiadomo było jak zachowają się młodzi podróżnicy, a kapłan wolał na zimne dmuchać.
Tak przygotowany ruszył na śniadanie, które przygotowywał już Helfdan.

Poranek mijał szybko na jedzeniu i rozmowach i choć Manoriana do dalszej podróży wraz z nowo przybyłymi nie trzeba było zbytnio namawiać to już Helfdan, jak zwykle musiał mieć odmienne zdanie, głośno je artykułować i za wszelką cenę próbował nie dać nic sobie wytłumaczyć wymyślając co raz to nowe argumenta przeciwko teoriom interlokutorów.
Wszak co z uznaniem kapłan przyznać musiał, sprzeciw tropiciela był na ogół logiczny i spójny. I choć półelf zdawał się zamienne to być chłodnym i racjonalnym to znów postępować za intuicją i emocjami w zależności od własnego widzimisię ale najczęściej po prostu by kontestować towarzyszy miał on swoje racje nie pozbawione sensu, jednakże był dla prawego kapłana ucieleśnieniem chaosu w ludzkiej naturze. Czasem Iulus nie mógł tego ścierpieć, tak jak i "pomijania faktów" przez barda.

Mimo to, tegoż poranka bardziej wstrząsnęła nim postawa paladyna.

Raydgast wydawał się rozbity i zobojętniały. Dodatkowo Iulusowi wydawało się, iż mężczyzna powoli zaczyna poczucie obowiązku, a jego wiara we własne i boskie siły jakoś słabnie. Z dowodzeniem sobie nie radził, o faktach zapominał poruszał kilkakrotnie te same kwestie innych nie zauważając. Zdawał się paladyn dryfować w jakimś pół śnie, rzeczywistości trzymając się chyba jeno odruchami wpojonymi przez lata w zakonie.

Manorian domyślał się, iż z rozłąki z małżonką wynikać to mogło. Zastanawiał się czasem jak by on zachowywał się w podobnej sytuacji i wyobrazić sobie nie potrafił. Nie dość, iż uważał, że jako naczynie woli boskiej jest już rozdarty między świat realny a mistyczne objawienie, to jeszcze miałby dzielić miłość do boga, jego praw i obowiązków do kobiety, rodziny? Gdzież by mu sił starczyło, jakby mógł wszystkiemu temu podołać, nie zaniedbując czy to jednej czy drugiej strony.
I choć Tyr nie zabraniał związków swoim akolitom, to jednak jego zakon wyznawał zasadę, iż ich obowiązek jest ich życiem i niekończącym się sprawdzianem w drodze do doskonałości boskich praw. I nie ważne jak czystym i pięknym było by uczucie do kogoś innego, to jednak ktoś nie będący wybrańcem bożym nie potrafiłby zrozumieć natury bytu kapłana. Była by to tak naprawdę udręka dla obojga.

Iulusowi było żal Raydgasta, dlatego miał zamiar wspomóc towarzysza, jak tylko będzie potrafił.

Gdy zwinęli obóz podszedł do każdego z najemników chwaląc ich sprawną robotę i dziękując za wczorajszą organizację obrony obozu. Każdemu uścisnął prawicę i dodał jeszcze ku przestrodze ale i by przygotować ich na to co może nastąpić:
- Wkraczamy powoli na terytorium wroga, zło i bezprawie psują te ziemie. Lecz nie lękajcie się prawica Pana jest z nami, Raydgast święty rycerz i ja kapłan Tyra sprawiedliwego czuwamy nad waszymi duszami, jednako zbrojnym swym ramieniem wspierając Was w tej przygodzie. Takoż i reszta - Helfdan Tropiciel, Bard Laure, ale i wkrótce nasi młodzi towarzysze. - przerwał by najemnicy mogli poczuć choć skrawek zjednoczenia w grupie.
- Wiedzcie też, że z powodzeniem misji co ranek się modlę. Także i za naszym życie, chciałbym jednak do Tyra zanieść jutro prośby w intencji nas wszystkich i każdego z osobna...- tu wyciągnął pergamin - spiszę teraz wasze imiona i nazwiska by poświęcić dla Was pergaminy z modlitwami, które będą Was chronić. - i zabrał się za spisywanie ich danych.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline