Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-11-2010, 14:06   #41
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Sorg po tym jak oddała listy kapłanowi do przeczytania pospieszyła ponownie w stronę zwijanego namiotu, poinformować resztę współtowarzyszy o tym, że rusza na objazd i przygotować Skat do drogi.

- Jaki objazd? Chyba nie z nim? - spytała zaniepokojona Tua wskazując głową na Helfdana. Szykując się do dalszej drogi zauważyła, że i półelf zaczął się przygotowywać do wyruszenia, podczas gdy innym jakoś się jeszcze nie spieszyło.
- No objazd... - odparła Sorg, ponieważ sama nie wiedziała jaki to wolała się nad tym nie rozwodzić.- Z nim, a co?
Czarodziejka spojrzała na bardkę spod podniesionych powiek. Zdziwiła ją.
- Jesteś pewna? - w jej głosie dało się słyszeć troskę.
Sorg nie była pewna, ale nie chciała już się wycofać z obietnicy. “Znów okrzyknie nas dziećmi i każe do domu wracać. Przecież nic mi chyba nie zrobi?” Spojrzała na czrodziejkę i odparła:
- No...jestem. Kapłan nic nie powiedział na to, ze jadę na ten objazd. To chyba u nich coś normalnego - po czym szeptem powiedziała do Tui - może się czegoś nauczę co nam pomoże.

Tua przyjrzała się Sorg. Najchętniej by poprosiła bardkę, żeby ta została z nimi i nigdzie nie oddalała się bez osób, którym może zaufać.
- A nie może ktoś z tobą pojechać? Może Kalel? - spytała z nadzieją w głosie.
- Nie wiem... on poprosił tylko mnie. - odparła bardka, choć słowo “poprosił” było mocno naciągnięte, ale widząc niepokój Tui nie chciała aby młoda czarodziejka martwiła się jeszcze bardziej.
Kalel usłyszał swoje imię i skierował wzrok w stronę przyjaciółek - Sorg, Tua ma rację. Ledwie ich poznaliśmy, a Ty już wybierasz się z nim sam na sam. Wygląda na to, ze złych zamiarów nie żywi, ale to co robisz jest nieroztropne. - rozejrzał się dookoła na licznych mężczyzn i po chwili z westchnięciem dodał - W sumie co za różnica. Gdyby mieli złe zamiary to i tak wpadliśmy jak śliwka w kompot. Szkoda sobie zawracać głowę.
- Może zapytaj? Ja... ja mu nie ufam. Chyba lepiej żeby nikt z nas nie zostawał z nim, ani z tymi najemnikami sam na sam...
- Przecież kapłan słyszał jak on mi to proponował i nic nie rzekł...to znaczy, że mu ufa. - odparła Sorg. Choć po chwili zastanowienia przyznała, że Iulus miał dość zaskoczoną minę... ciężko rzec, czy było to pozytywne zdumienie. - Przecież mamy razem z nimi jechać do Pyłów, chyba musimy sprawdzić czy możemy im ufać czy nie?
Tua nieco się zdenerwowała. Argumenty Sorg były sensowne, a jednak podświadomie czarodziejka czuła, że nie był to najlepszy pomysł. Na zaufanie obcym będą mieli całą drogę do Pyłów. Dlaczego mają robić takie eksperymenty już teraz? A co jeśli jednak nie powinni im ufać? Czemu Sorg zawsze pcha się pierwsza pod nóż?
Czarodziejka westchnęła.
- Jak wolisz. Ale uważaj na siebie - odpowiedziała zmartwiona.
- Broń wezmę - powiedziała szeptem bardka. - Przecież nic mi się nie stanie - próbowała przekonać zarówno siebie jak i Tuę.

Aesdil podszedł do pakujących się dziewcząt.
- Dzień dobry pani Tuo. Zastanowiliście się nad moją prośbą o pokazanie tej … kuli o której wczoraj pani wspomniała? - zapytał.
Czarodziejka skinęła elfowi głową z nieco wymuszonym uśmiechem. Chciała pójść do lasu ze swoją księgą i poprosić Madraga by miał baczenie na bardkę. Trochę mogło potrwać namawianie go, więc powinna już zacząć... Gdy Laure wspomniał o kuli mina jej odrobinę zrzedła. Wieczorem zrelacjonowała przyjaciołom jej rozmowę z Aesdilem, ale żadnej decyzji nie podjęli.
- Właściwie to jeszcze nie... Sorg, co o tym sądzisz?
- Sama nie wiem. A po co mamy ją pokazywać? - spytała bardka zajęta przygotowaniami do drogi.
- Sorg, dokąd się wybierasz? - zdziwił się Laure.
Dziewczyna zerknęła na barda i odparła krótko:
- Jadę na... objazd.
Aesdil pokiwał głową. Tropiciel najwidoczniej usiłował zrobić dobre wrażenie. Choć w przypadku Helfdana “dobre” niekoniecznie musi oznaczać to co rozumie przez to większość ludzi.
Tua chciała już iść porozmawiać z duchem, ale jednak nie mogła zostawić elfa tak bez odpowiedzi.
- Skoro mamy razem jechać do Pyłów to musimy sobie zaufać. - zaczęła czarodziejka nieświadomie parafrazując słowa bardki sprzed chwili - Ma pan moją zgodę i postaram się namówić towarzyszy by i oni takową wyrazili. Ale nie w tej chwili, z resztą do Pyłów jeszcze daleko, zdążymy ze wszystkim. Teraz przepraszam.
I nie czekając na odpowiedź mężczyzny poszła do lasu szukając miejsca, w którym bez przeszkód mogłaby poprosić Madraga o pomoc.

Złocisty spoglądał chwilę za Tuą. Zastanawiało go jaki rodzaj magii bardziej do niej przemawia a to podobnie zwróciło jego myśli ku Maeve. Widząc jednak że Sorg szykuje się jazdy podszedł do niej i szepnął coś. Uśmiechnęli się, Laure szepnął raz jeszcze i wyciągnął dłoń. Uśmiechnął się znowu.
- Porozmawiamy w drodze? - zapytał potem.
- Dziękuję - odparła dziewczyna chowając to co dostała od Złocistego - porozmawiamy oczywiście - dodała z uśmiechem. Przygotowała się do drogi zabierając rzeczy o których wspomniał jej tropiciel. Wsiadając na Skat jeszcze raz uśmiechnęła się do stojącego obok barda - Do zobaczenia - rzekła i ruszyła w kierunku czekającego na nią Helfdana.
Gdy Sorg wyruszyła elf również oddalił się by przygotować czary.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 25-11-2010 o 14:22. Powód: byyyyyyki :/
Vantro jest offline  
Stary 25-11-2010, 18:52   #42
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
O brzasku kapłan wychynął ze swojego namiotu. Opatulony magicznym płaszczem wyszedł na ziąb i chuchnął kilka razy w dłonie. Pozdrowił trzymających wartę i oddalił się kawałek od obozu ku wschodzącej tarczy słońca. Kilkanaście kroków od obozowiska przystanął, wyciągnął spod płaszcza miecz i odrzucił kaptur na plecy. Przez chwilę grzał twarz w pierwszych promieniach słońca, by po chwili przyklęknąć i oprzeć głowę chronioną hełmem o głownie miecza. Dłonie spoczęły na jelcu a usta i serce wypełniła modlitwa.

To był codzienny rytuał i jego kapłański obowiązek. Odkąd sięgał pamięcią każdy ranek się tak zaczynał. Za młodu nauczyciele musieli budzić jego i młodszych akolitów, ale po latach pobudka przed świtem była już nawykiem tak wszczepionym w jego jestestw, że zupełnie nie rozerwalnym z jego dorosłą już naturą. Z początku, były tylko słowa, zachwyt nad formą, strach może ale i zadziwienie - pięknem kaplicy, jednością rytmu, bliskością braci. Potem było swego rodzaju mistyczne uniesienie wsparte naukami w scholi i rozmowami z mistrzami zakonu. A potem iluminacja - oświecenie, natchnienie i pasja. I pewność pochłaniająca jego ciało. Na ułamek chwili zjednoczenie z boską istotą - kompletne oderwanie od rozterek i bólu kości na kamiennych płytach.

Manorian czuł się jak naczynie, w które Tyr wlewa ułamek swej istoty, swej boskości i powierza mu drobną cząstkę własnej mocy, tak by mógł czynić przykazania prawa i zakonu. Był wybrańcem i przez chwilę czuł się z tego powodu winny. Co dziennie ludzie i nie ludzie na Torilu słali modły do bogów, jednak większość z nich nie miała namacalnego efektu. Chodź on wiedział iż modły śmiertelnych trafiają do uszu bogów, inni tego pojęcia nie mieli, mimo to na ogół nie ustawali w modlitwie. Czymże więc był on lepszy od nich - od istot które mimo braku dowodów nie ustawały w swojej wierze, to oni powinni być nagrodzeni i byli w zaświatach. Radowało to serce Iulusa, lecz napełniało jednocześnie poczuciem wielkiej odpowiedzialności. Skoro on stał się jednym z nielicznych, przez których wola i moc boska płynęła, musiał co dnia, w każdej sytuacji stawiać świadectwo wiary, postępować z boskimi nakazaniami i być przykładem, być tym właśnie namacalnym świadectwem boskiej egzystencji na tym padole. Nieść pokrzepienie, odkupienie i światłość boga, który go naznaczył i nigdy nie ustać w swym obowiązku. Czasem było to trudnym, szczególnie dla siedmiolatka, lecz z czasem Iulus wyrzekł się siebie a Tyr dawał mu siłę i moc by czynił prawo i szerzy jego nauki.
Manorian nie czuł się śmiertelnym, był naczyniem swojego boga. I choć mogło by się wydawać takie myślenie krzywdzącym, podmiotowym i ubezwłasnowolniającym Iulus czuł się szczęśliwy i spełniony. Wiedział też, ze mimo wszystko Tyr nie poskąpił mu własnego rozumu i własnej woli - choć przepełnionej boskimi nakazami, jednak wciąż ułomnej na modłę śmiertelników. Faktycznie więc był rozdarty między te dwa istnienia - boski, idealny mistyczny świat i ten materialny, piękny lecz ułomny - kapłan uważał to za swoistą próbę jaką bóg gotował tym wszystkim których wybrał na głosicieli swojej woli.
Iulus miał nadzieje nigdy nie zawieść Tyra.

Gdy skończył modlitwę, spokojnym krokiem wrócił do namiotu i przywdział swoją zbroję - wszak wciąż nie wiadomo było jak zachowają się młodzi podróżnicy, a kapłan wolał na zimne dmuchać.
Tak przygotowany ruszył na śniadanie, które przygotowywał już Helfdan.

Poranek mijał szybko na jedzeniu i rozmowach i choć Manoriana do dalszej podróży wraz z nowo przybyłymi nie trzeba było zbytnio namawiać to już Helfdan, jak zwykle musiał mieć odmienne zdanie, głośno je artykułować i za wszelką cenę próbował nie dać nic sobie wytłumaczyć wymyślając co raz to nowe argumenta przeciwko teoriom interlokutorów.
Wszak co z uznaniem kapłan przyznać musiał, sprzeciw tropiciela był na ogół logiczny i spójny. I choć półelf zdawał się zamienne to być chłodnym i racjonalnym to znów postępować za intuicją i emocjami w zależności od własnego widzimisię ale najczęściej po prostu by kontestować towarzyszy miał on swoje racje nie pozbawione sensu, jednakże był dla prawego kapłana ucieleśnieniem chaosu w ludzkiej naturze. Czasem Iulus nie mógł tego ścierpieć, tak jak i "pomijania faktów" przez barda.

Mimo to, tegoż poranka bardziej wstrząsnęła nim postawa paladyna.

Raydgast wydawał się rozbity i zobojętniały. Dodatkowo Iulusowi wydawało się, iż mężczyzna powoli zaczyna poczucie obowiązku, a jego wiara we własne i boskie siły jakoś słabnie. Z dowodzeniem sobie nie radził, o faktach zapominał poruszał kilkakrotnie te same kwestie innych nie zauważając. Zdawał się paladyn dryfować w jakimś pół śnie, rzeczywistości trzymając się chyba jeno odruchami wpojonymi przez lata w zakonie.

Manorian domyślał się, iż z rozłąki z małżonką wynikać to mogło. Zastanawiał się czasem jak by on zachowywał się w podobnej sytuacji i wyobrazić sobie nie potrafił. Nie dość, iż uważał, że jako naczynie woli boskiej jest już rozdarty między świat realny a mistyczne objawienie, to jeszcze miałby dzielić miłość do boga, jego praw i obowiązków do kobiety, rodziny? Gdzież by mu sił starczyło, jakby mógł wszystkiemu temu podołać, nie zaniedbując czy to jednej czy drugiej strony.
I choć Tyr nie zabraniał związków swoim akolitom, to jednak jego zakon wyznawał zasadę, iż ich obowiązek jest ich życiem i niekończącym się sprawdzianem w drodze do doskonałości boskich praw. I nie ważne jak czystym i pięknym było by uczucie do kogoś innego, to jednak ktoś nie będący wybrańcem bożym nie potrafiłby zrozumieć natury bytu kapłana. Była by to tak naprawdę udręka dla obojga.

Iulusowi było żal Raydgasta, dlatego miał zamiar wspomóc towarzysza, jak tylko będzie potrafił.

Gdy zwinęli obóz podszedł do każdego z najemników chwaląc ich sprawną robotę i dziękując za wczorajszą organizację obrony obozu. Każdemu uścisnął prawicę i dodał jeszcze ku przestrodze ale i by przygotować ich na to co może nastąpić:
- Wkraczamy powoli na terytorium wroga, zło i bezprawie psują te ziemie. Lecz nie lękajcie się prawica Pana jest z nami, Raydgast święty rycerz i ja kapłan Tyra sprawiedliwego czuwamy nad waszymi duszami, jednako zbrojnym swym ramieniem wspierając Was w tej przygodzie. Takoż i reszta - Helfdan Tropiciel, Bard Laure, ale i wkrótce nasi młodzi towarzysze. - przerwał by najemnicy mogli poczuć choć skrawek zjednoczenia w grupie.
- Wiedzcie też, że z powodzeniem misji co ranek się modlę. Także i za naszym życie, chciałbym jednak do Tyra zanieść jutro prośby w intencji nas wszystkich i każdego z osobna...- tu wyciągnął pergamin - spiszę teraz wasze imiona i nazwiska by poświęcić dla Was pergaminy z modlitwami, które będą Was chronić. - i zabrał się za spisywanie ich danych.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 25-11-2010, 19:51   #43
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Podziękowania dla V.
================


Z obozowiska wyjeżdżał zadowolony jakby co najmniej pozbyłby się z głowy jakiegoś wielkiego kłopotu … albo miał plan jak tu sobie rozweselić podróż w typowy dla niego sposób. Jednak twarz zmieniła się mu jak tylko zniknęli jego towarzysze. Raczej nie była pochmurna lecz zdecydowanie nie można było wyczytać tam zadowolenia. Jechał na karym koniu bojowym. Po zwierzęciu widać było, iż słucha się swego pana… gdzieś w górze kołował jastrząb. Przez jakiś czas jechali starym traktem w stronę Twierdzy by ni z gruchy ni z pietruchy skręcić w las i podążać jakąś wąską ścieżką.

Nie odzywał się . Nasłuchiwał, wypatrywał z gadatliwego czy rozwrzeszczanego brodacza zamienił się w analizującego na chłodno otaczającą go przyrodę tropiciela. Szukał śladów czyjejś obecności. Coś zwróciło jego uwagę, jakiś trop na śniegu. Jednak po chwili już nie zaprzątał sobie tym głowy, tak jakby okazało się, że to nic czym powinien się przejmować. Kilkukrotnie się zatrzymał, nasłuchiwał jednak za każdym razem wracał do obranego wcześniej rytmu. Nic nie skomentował... tylko raz pokazał jej żeby się zatrzymała.

Sorg jechała za mężczyzną obserwując jego poczynania. Na usta cisnęły jej się pytania widząc jednak, że mężczyzna jest skupiony na nasłuchiwaniu i wypatrywaniu nie odzywała się również. Zastanawiała się jednak co takiego chce jej pokazać w tej głuszy i czemu to właśnie ją zabrał na ten swój objazd. Była przecież bardką a nie tropicielką, czy dobrze zrobiła zgadzając się pod wpływem chwili i uporu na ten wspólny objazd. Przypomniała sobie minę jaką zrobił kapłan na tą propozycję, przypomniała sobie strach Tui o nią i gest Laurego. “Może to jednak nie był dobry pomysł?” Za późno jednak było na to aby zawrócić, aby znów nie padło, że swoim zachowaniem udowodniła, że są jak dzieci.

Konie zapadały się w śniegu w niektórych miejscach po same brzuchy, a mróz zdążył zaczerwienić ich policzki nim Helfdan zdecydował się przemówić. – To kiedy byliście u Meyai? Krótkie i raczej dość nieoczekiwane pytanie sądząc z wyrazu jej twarzy.

Zaskoczyło ją pytanie, a może nawet bardziej niż pytanie to, że wreszcie się do niej odezwał. Spojrzała na niego i odparła: - Jak byliśmy w Uran - wiedziała, że nie o to chodzi, ale postanowiła nie ułatwiać mu sprawy. Jak chciał wiedzieć coś konkretnego niech po prostu zapyta. Nie wiedziała czy może mu zaufać, nie wiedziała o nim nic. Pamiętała jednak, że to on najbardziej upierał się aby zawrócić ich z drogi do Pyłów, pamiętała, że kapłan wspomniał o jego dziedzictwie. Zastanawiała się czemu ma służyć ten objazd i co chce jej pokazać, bo to rzekł proponując jej wspólny wyjazd. - Co chciałeś mi pokazać? - wyrwało jej się na głos.

- Już niedaleko, odrobinę cierpliwości. Gdyby słowa by wystarczyły to nie zabierałbym cię z dala od przyjaciół. Bez obaw to nie będzie bolało. Nie odpuszczał nie chcąc psuć sobie zabawy. – To kiedy się widzieliście z naszą ciemnooką znajomą o wielu talentach? Podczas Jarmarku czy później? Wyglądał na mężczyznę, którego słowem “później” nie dało się usatysfakcjonować.

- Oglądanie chyba nie boli? - odparła bardka ironicznie na zaczepkę. - Jak chciałeś zadać te pytania nie było potrzeby ciągnąć mnie w te zaspy śnieżne. Mogłam na nie odpowiedzieć i przy ognisku. A reszta mogłaby potwierdzić, cobyś znów nie miał obaw, że kłamiemy. Czy to takie istotne kiedy to było? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Sorg.

- Faktycznie, już nie musisz odpowiadać na wszystkie pytania… skoro dwójka moich towarzyszy przedwcześnie wyraziła zgodę na wspólną podróż do Pyłów, a trzeci dla świętego spokoju nie oponował. To jednak ja mam ci coś do zaoferowania czego z całą pewnością od żadnego z niech nie uzyskasz. Stwierdził bezceremonialnie tropiciel, w jego głosie nie było śladu rozczarowania, entuzjazmu zresztą też nie. Zwrócił konia i zatrzymał go tak, że dziewczyna była strzemię w strzemię z nim. Przez chwilę uważnie się jej przyglądał by w końcu dodać. – To co jest dla jednych zupełnie nieistotne dla niektórych może być bardzo cenną informację. Pytanie zadaję przy okazji naszej wycieczki nie jest on jej przyczyną.

- Czy mnie pamięć myli.... czy to nie ty mówiłeś że szkoda czasu na jałowe gadki? - spytała bardka przyglądając się mężczyźnie z uwagą - To po co ta wycieczka? Będziemy sobie tak jeździć po tym lesie i gaworzyć? - machnęła ręką robiąc ruch w niekreślonym kierunku - Czy też naprawdę chcesz mi coś pokazać? Co masz takiego czego ktoś inny nie może mi zaoferować? - mimo woli w jej głosie słychać było zainteresowanie, co takiego tropiciel chce jej pokazać.

- Właśnie… apropos jałowej gadki i gaworzenia. Jeżeli próbujesz mi przypomnieć czego nie lubię i że mam was za gówniarzy to nie musisz się tak starać. Aż takim starcem nie jestem, żeby zapomnieć wczorajszy dzień. Odpowiedział jej już lekko zniecierpliwiony. Zaczynał podejrzewać, że każdy bard ma manierę odpowiadania pytaniem na pytanie lub w ogóle nie odpowiadania.

- To już wiem. Nic nowego mi nie powiedziałeś, ani tym bardziej nie pokazałeś. Okazujesz nam to od samego... pierwszego wejrzenia? Miałeś mi coś pokazać... więc jak będzie? - Z uwagą przyglądała się twarzy mężczyzny, widziała, że traci on cierpliwość, ale upierała się przy swoim. “Czemu mam mu odpowiadać na pytania, kiedy on nic w zamian mi nie oferuje?” przemknęło je przez myśl. Zastanawiała się czy straci do niej cierpliwość czy wreszcie pokaże to co obiecywał.

- Pierwszego? To nie jest nasze pierwsze spotkanie, na Jarmarku prawie wpadłaś mi w łapy. Pamiętał ten moment podczas turnieju kiedy nieomal ją dorwał… tak niewiele go wtedy dzieliło. – Po śladach znajdziesz drogę powrotną.

- Nie widziałam Cię na Jarmarku. I nie wiem po co miałabym wpadać w twoje łapy. Dużo obiecywałeś mało pokazałeś chłopczyku... - nazwała go tak na złość bo przecież sam mówił, że starcem nie jest - ale cóż mężczyźni... “obiecanki cacanki a...” Myślę, że drogę powrotną znajdę bez problemu, jeżeli to wszystko co miałeś mi do pokazania.- dodała zerkając do tyłu na ślady jakie zostawili. - Abyś znów nie był rozczarowany tak jak tym, że ci w łapy nie wpadłam to wiedz, że u twej wieszczki byliśmy kilka dni temu, już po Jarmarku. - rzuciła na koniec starając się zawrócić Skat.

- Eh, baby tak bardzo się od siebie nie różnicie. Najpierw lubicie sobie dużo pogadać, a na koniec dajecie to czego się od was oczekuje. Te, którym nie płacił za towarzystwo lubiły jakieś takie dziwne podchody. Nigdy niekończący się rytuał. Zawrócił konia i ruszył w dalszą drogę - Dziękuję. Teraz możemy jechać dalej, chyba, że już zobaczyłaś to po co jechałaś… Gwiazdo. To co usłyszał o niezwykle utalentowanej wiedźmie rzuciło mu nieco światła na ich stosunki. Może zbyt pochopnie ją osądził.

- Nie wiem czy zobaczyłam, wszak to ty mi chciałeś coś pokazać... - rzuciła w stronę pleców oddalającego się mężczyzny. “Ech faceci i ich wieczne tajemnice”. Stała jeszcze chwilę zastanawiając się w którą stronę ruszyć. Jednak ciekawość zwyciężyła i ruszyła dalej za oddalającym się tropicielem.

***

O tym miejscu dowiedział się jeszcze w Twierdzy Złamanego Kutasa, jak zwali ją mieszkańcy podzamcza. Niewdzięczni mieszkańcy, którzy nie doceniali “łaski” dzielnych i światłych paladynów jaką okazywali im swoją ochroną. Dokładnie rzecz ujmując to o ciepłych źródłach powiedzieli mu dwaj myśliwi, którzy za skórami zapuszczali się w te rejony, a zimę spędzali pod miastem dostarczając dziczyznę. Moc gotowizny roztrwaniali wtedy w lokalnym zamtuzie na różnego typu uciechy. Tam też brodacz miał okazję ich spotkać. Znali to miejsce od wielu lat i nie raz z niego korzystali, jak twierdzili w tych sadzawkach pozbywali się wesz na długie miesiąca… wprawdzie z jakiegoś powodu zwierzęta je omijały, lecz nigdy nic niepokojącego tam nie znaleźli. Dawali sobie ptaszki uciąć, że zimą nie zamarza.


Kłęby pary, odczuwalny wzrost temperatury i zieleń wyraźnie wskazywała na to, że nie pomylili się. Całe to miejsce wyglądało dość niesamowicie dla kogoś kto widział wypływającą gorącą wodę z ziemi po raz pierwszy. Helfdan jednak wychował się niedaleko termalnch źródeł bijących z głębi ziemi. Doskonale wiedział, że trzeba się upewnić w kilku kwestiach nim zażyje się prawdziwe królewskiej kąpieli. W górze krążył Ptaszysko lecz poza nim i wierzchowcami żaden zwierzak nie dawał śladów swojej obecności. Helfdan zeskoczył z karego konia bojowego i przywiązał go do gałęzi rosnącego w pobliżu drzewa. Następnie wziął jakiś pakunek z juków.

- Poczekaj tutaj. Powiedział do dziewczyny, zrzucił kaftan i wszedł z obnażonym ostrzem w parę. Zostawiając ją z jastrzębiem i narowistym wierzchowcem sprawiającym wrażenie jakby nie lubił nieznajomych. Po kilku minutach wyszedł, a z jego włosów skapywała osiadła para. Sądząc po uśmiechu nic nie znalazł coby go zaniepokoiło.

Bardka patrzyła z zachwytem na to co ukazało się jej oczom. - I jak? - spytała kiedy z pary wynurzył się Helfdan.

- Tak jak mówiłem. Ostatnia okazja na ciepłą kąpiel między Pyłami, a Twierdzą Złamasów. Nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar skorzystać z okazji. Zaczął zrzucać z siebie zbroję, ubrania i wszystkie klamoty jakie tam nosił na sobie. Gdy zrzucił koszulę było widać zdobiącą tułów okazałą bliznę. Wygolona smuga i biały zrost wyraźnie odznaczał się od reszty gęsto porośniętego włosem ciała. Wyglądał jakby ktoś próbował go wytrzewić rozcinając jego korpus na dwie części. Podobnie ozdobione były jego ręce... a w podbrzusze musiał mu ktoś wsadzić ładny kawał żelaza. Bardka mogła odnieść wrażenie, że komuś bardzo zależało na pozbawieniu go życia... i aż dziw, że mu się niepowiodło.

Sorg przyglądała się bliźnie z uwagą. Zanim się spostrzegła z jej ust padło pytanie: - Kto ci to zrobił?

- Hmmm ostatnim razem kiedy moi towarzysze zdecydowali się przyjąć nowych do ogniska nie zadawałem pytań. Paru z nich postanowiło mnie pokroić w dzwonki nim okazało się, że to mało rozsądne z ich strony. Powiedział tropiciel nie przeszkadzając sobie w rozbieraniu. – A to, pokazał bliznę na brzuchu… - To zrobiła pewna dama chcąca trafić do mojego serca, w myśl starego przysłowia przez żołądek. Tu się zaśmiał jakby opowiedział najprzedniejszy dowcip. – Oni z tego nie wyciągnęli wniosków… niektórzy głupcy musieli.

- Przez żołądek powiadasz? Toć jak Cię już tak rozkroiła to mogła od razu do serca. Skąd wiesz, że ja Cię tak nie rozkroję jak będziesz kąpieli zażywał? Wszak też jestem “nowa”. - rzekła bardka nie odrywając oczu od blizny. - Popilnuję koni jak będziesz kąpieli zażywał, potem chętnie i ja to zrobię... jeżeli nagle nie postanowisz się spieszyć z powrotem.

Zrzuceniem portek zakończył już cały proceder. Stał nagi jak w dniu narodzin i podobnie jak wtedy nie miał w sobie ani odrobiny wstydu. Bo i po prawdzie nie miał się czego wstydzić. Następnie rzucił jej przelotne spojrzenie wziął ciuchy, broń ze sobą i poszedł w stronę sadzawki świecąc bladymi pośladkami. – Jest czas kiedy pośpiech jest niewskazany. Kiedyś ci to wyjaśnię. Możesz popilnować koni, potem się zamienimy rolami… albo porządnie przywiąż swojego wierzchowca i umyję ci plecy... Złożył ekwipunek tak by mieć go pod ręką w razie czego po czym zanurzył się w gorącej wodzie. Z jego gardła wyrwał się głęboki pomruk zadowolenia. Tego mu było trzeba, stare rany i pogruchotane kończyny od czasu do czasu właśnie takich zabiegów potrzebowały. Po chwili było słychać pluski wskazujące, że się szoruje... od czasu do czasu rzedniejąca para pokazywała jak pracował mydłem.

- A co tam słychać u pięknej Meyai? Wspominała chwile spędzone ze swoim wielkim tropicielem? Krzyknął w stronę dziewczyny.

Bardka zeszła z konia i zaczęła szukać w sakwach mydła i płótna, którym będzie mogła się wytrzeć. Zdjęła płaszcz i położyła go na siodle. Słysząc pytanie odkrzyknęła nie odwracając się nawet: - Nie wspominała... Choć zaraz... coś tam mówiła, a raczej pochwalne pienia na temat twych wyczynów nam zademonstrowała - przypomniała sobie co takiego w tropicielu zachwalała wieszczka najbardziej. Znalazłszy mydło podeszła ze Skat do drzewa i mocno ją przywiązała,aby tropiciel nie czepiał się o to, że nie posłuchała jego rady.

- Eh, przebiegła żmijka z tej kobiety… ale jak to mówią, nawet najlepszy jeździec nie dojedzie do celu bez dobrej klaczy. Hahahahaaaa śmiech przeszedł w bulgotanie gdy zanurzył się w wodzie aby opłukać mydliny. Gdy skończył wyskoczył strącając z siebie nadmiar wody. Potem sięgnął po jakieś płótno i począł się dokładnie wycierać.

Słysząc przechwałki mężczyzny Sorg wypaliła zanim zdążyła ugryźć się w język: - Matulu chwalą nas wy mnie a ja was. - po czym nabrała śniegu w dłonie i przetarła nim boki swojej klaczy.

Gdy już był o tyle o ile suchy stwierdził – No to twoja kolej. Sadzawka sprawdzona i bezpieczna… woda ma odpowiednią temperaturę. Nic tylko zrzucać łaszki i używać sobie do woli.

- Poczekam, aż się ubierzesz, nie chcę abyś sobie czegoś odmroził i zgodnie z umową zamienisz się ze mną. - odpowiedziała dziewczyna tropicielowi.

- Spokojnie, dwoje oczu mam jednym rzucę na ciebie a drugim na wierzchowce. Jak mój rumak będzie spokojny to znaczy, że nic ci nie grozi. Zaśmiał się beztrosko, widać że ta sytuacja mocno go bawiła. – Chyba nie ukrywasz tam jakiś kolejnych tajemnic pod ubraniem… coś tam mówiliście o zaufaniu czy czymś. A z tropicielami jest tak, że jak nie zobaczy to nie zaufa. Przepuścił ją jednak nie nastając na cnotę niewieścią w inny sposób jak tylko werbalnie.

- Może lepiej okiem nie rzucaj bo ci jeszcze gdzieś w śnieg wpadnie i go nie znajdziesz. A jeżeli będę chciała ci pokazać tajemnice jakie ukrywam to zrobię to sama. Mi na twym zaufaniu nie zależy, nie chcesz to nie ufaj. Nie muszę twego zaufania swoimi gołymi pośladkami nabywać. - rzuciła mijając mężczyznę i kierując swe kroki na drugi brzeg sadzawki. Odwróciła się sprawdzić czy para ją zasłania przed wzrokiem tropiciela.

- Fakt czego oko nie widzi tego mężowi nie żal. Kąp się Gwiazdo do woli… ale pamiętaj, że nekromantom na niczym tak nie zależy jak na krwi dziewiczej. Więc jak w Pyłach bezpieczna chcesz być to mam nadzieję, że wianuszek zostawisz poza jego granicami. Począł się powoli ubierać, a jego niezwykle wyczulone zmysły (szczególnie na kobiece wdzięki) uważnie lustrowały okolicę. Tą bliższą i tą dalszą.

- Mój wianuszek, moja sprawa... - rzuciła jeszcze przez ramię.

Nie widząc go rozebrała się szybko i chwilę później słychać już było plusk jak zanurzyła się pospiesznie w ciepłej wodzie. Namydliła się spłukała, zanurzyła głowę i zaczęła szorować włosy. Kiedy już się umyła patrząc w kierunku gdzie powinien znajdować się mężczyzna pospiesznie wyszła z wody i zaczęła się wycierać cały czas nie odrywając oczu od pary, która ją przysłaniała. Ubrawszy się zawinęła włosy w płótno i poszła w kierunku koni.

- Pewnymi rzeczami trzeba się delektować bo jak je traktujemy tylko jak obowiązek to, to praktycznie strata czasu. Podsumował jej niezwykle krótką kąpiel.

- Możemy rozpalić ognisko? - spytała podchodząc do mężczyzny.

- Nikt nam tego nie zabroni. Nie wiem jednak czy to nie jest dobry moment na to żebyś wróciła do przyjaciół. Opowiedział na pytanie lub propozycję… nigdy nie był dobry w dostrzeganiu różnic między nimi. Tym bardziej gdy znajdowały się zbyt blisko jego żądz.

- Muszę włosy wysuszyć a nad ogniem będzie najszybciej - wytłumaczyła czemu chce rozpalać ognisko.

- A... włosy. Chyba jednak będziesz musiała je wytrzeć i schować pod jakimś kołpaczkiem bo w tej parze za bardzo nie wyschną. Oczywiście jako tropiciel znam parę sztuczek na to jak rozgrzać kobietę, to jednak... Półelf podszedł niebezpiecznie blisko dziewczyny.

- Nie prosiłam o rozgrzanie tylko o rozpalenie ognia. Jednak pewnie masz racje, że będzie to daremne. - zaczęła wycierać włosy.

- To jednak będą się zbytnio niepokoić i jeszcze ten twój elf wyruszy na poszukiwania zguby. Mężczyzna się wycofał. - Tylko żebyś później nie żałowała. Poszedł przygotować konie do powrotnej drogi.

Wyciągnęła z sakwy grzebień, rozczesała je i zaplotła w warkocz, który owinęła dookoła głowy. - Jaki mój elf? - spytała ze zdziwieniem w głosie. Czekając na odpowiedź zaczęła nakładać na siebie płaszcz i skryła głowę pod kapturem.

- Taki jeden co ładne listy pisze i często ptaszka głaszcze. Może go gdzieś ostatnio widziałaś?

Spojrzała na tropiciela próbując skojarzyć kogo miał na myśli. - Mówisz o Aesdilu i Kullu? Jeżeli tak to nie przypominam sobie aby on był moim elfem. Czemu tak twierdzisz?

- Słuchaj i patrz, tylko czasem staraj się też dostrzec i usłyszeć pewne sprawy. Helfdan był ciekaw jak Głatkolicy zareaguje na wieść o ich kąpieli. Chyba będzie zadowolony, że tropiciel dba o zdrowie i higienę ich młodej towarzyszki podróży.

Bardka spojrzała na mężczyznę, który według niej mówił zagadkami. Wzruszyła ramionami, wsiadła na konia i rzekła: - Możemy wracać. Ja jestem gotowa.
- Prosto do Twierdzy. Półelf zaśmiał się i zawrócił konia. - Tylko szybko i bez oglądania się za siebie.
- Sam se jedź do Twierdzy... ja jadę do Pyłów! - wykrzyknęła dziewczyna do pleców oddalającego się tropiciela. “Co za uparty osioł.”

Ruszyli w drogę powrotną znaną już im ścieżką. Czyści i pachnący… nawet tak do cna zepsuta kobieta (co akurat bardzo tropicielowi odpowiadało) jaką była trucicielka, a dla niektórych wieszczka wydawała się jakaś taka czyściejsza. Helfdan wracał na przedzie jak zwykle wyglądając niebezpieczeństwa. Był dość zadowolony z siebie, a im bliżej obozu tym bardziej się cieszył ze spotkania ze swoimi towarzyszami. Z sobie tylko znanych powodów. Po kilku kwadransach zza drzew dało się widzieć głupców zmierzających prosto do Pyłów. Ślepo podążających do upragnionego celu. Chyba zbyt poważnie go rozumiejących, a przede wszystkim nie widzących potrzeby by od czasu do czasu wyluzować, gdzieś zboczyć… odpuścić na parę chwil. Tak żeby nie sfiksować. W nozdrza uderzył zapach nadętych bufonów mieniących się jedynymi sprawiedliwymi, którzy nawet pierdzą w gacie po cichu, żeby im to ujmy na honorze nie przyniosło. Dał wierzchowcowi ostróg i ruszył naprzód. Widział już ich wyraźnie.

Uderzyło go to nagle jakby dopiero teraz zrozumiał o co była ta awantura... jakie bezcelowe było to przesłuchanie... pytania, odpowiedzi. Oni to wszystko mieli głęboko w zadkach. Znał towarzyszy od paru miesięcy i tak naprawdę nieustannie go zaskakiwali bezrefleksyjnością, wszystko przyjmowali takim jakim im to sprzedawano. Jak coś wbili sobie do głowy to tak im już tam zostawało na wieki wieków amen. Motywacja, powody, rozterki... ich to przecież nie obchodziło. Mieli swój cel. Cel, tylko on się liczył. Przez wspólne tygodnie podróży nie zadali sobie trudu aby dowiedzieć się kim był podróżujący z nimi typek i po co taki zamiast zimę spędzić w ciepłym zamtuzie ciśnie na Pyły. To po co zadawać je jakimś gówniarzami, trzeba oszczędzać parę na misję...
 
baltazar jest offline  
Stary 26-11-2010, 12:01   #44
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
Po nocy nastał poranek. Wspomnienie snów umknęło Kalelowi jeszcze zanim uniósł powieki, tak że pozostało tylko wrażenie czegoś niezwykłego, wymykającemu się wyobraźni i innego niż wszystko. Chociaż się starał z całych sił wytężając pamięć nie udało mu się do tego powrócić. W końcu poddał się z nadzieja, że ten sen powróci kiedyś. Gdy przestał zaprzątać sobie tym głowę, jego uwagę przyciągnął niecodzienny harmider za ścianą namiotu. No tak, teraz już nie we czwórkę podróżowali, lecz cały tłum się uzbierał. Próbował przypomnieć sobie kto teraz im towarzyszy... Helfdan - tropiciel z jastrzębiem, Laure - Złocisty jak go Sorg zwała, Raydgast, to paladyn - ciarki przeszły Kalela na myśl o tym i Iulus kapłan od Tyra. No i oczywiście ich najemnicy. Leżał wpatrując się w namiot nad sobą i rozmyślał nad sytuacją w jakiej się znalazł. Wszystko wskazywało na to, że panika jakiej uległ przed spotkaniem, była niepotrzebna. Nawet wręcz odwrotnie. Do pyłów zmierzali teraz w solidnym zbrojnym poczcie, tak że jeśli cokolwiek im tam groziło, to teraz byli dużo lepiej na to przygotowani.
Najemnicy. Zaczął myśleć o nich. Choć wyglądali na silnych i zaprawionych w bojach, to nie wyglądali na dobrych kompanów do podróży. Jakoś im tak źle z oczu patrzyło. Zdecydował się wstać zanim do końca popadnie w paranoję i po chwili był na zewnątrz namiotu. Przeciągnął się u jego wejścia jednocześnie rozglądając uważnie dookoła - chyba był ostatnim, który wstał. Aż dziwne, że go dziewczyny nie obudziły wcześniej. Odnalazł je i już wspólnie przygotowali śniadanie, niewiele w sumie mówiąc jeszcze niepewni tego na ile swobodnie mogą się zachowywać przy swoich nowych towarzyszach.
Nie wyruszyli od razu. Spotkanie obu drużyn wyłoniło wiele spraw do przedyskutowania. Młodsi, być może z powodu mniejszego doświadczenia życiowego, jakoś łatwiej zaadaptowali się do sytuacji. Inaczej było z Laure, Raydgastem i Iulusem, którzy wciąż roztrząsali jakieś swoje problemy. Tylko Helfdan się wyłamał i zabrał gdzieś Sorg. "Odważna jest" - pomyślał - "tak śmiało sobie poczyna z ledwie co poznanymi ludźmi. Oby to się nie zwróciło kiedyś przeciw niej"
Kalel przyglądając się swoim nowym towarzyszom, chyba tak mógł już ich nazwać, zaczął się zastanawiać czy na pewno do nich pasuje. Paladyn, kapłan... dosyć świątobliwe towarzystwo, czy był bezpieczny wśród nich? Jak do tej pory wyglądało na to, że albo nie wiedzieli, że jest łotrzykiem, albo ich to nie interesowało. Ruszył na spacer po obozie, uważnie, z ciekawością przyglądając się wszystkiemu.

W końcu jego uwagę przyciągnęli najemnicy, którzy dawno już zakończyli zadania, które wyznaczył im Raydgast i teraz zabijali nudę hałaśliwą grą w kości, czekając aż towarzysze ich pracodawcy raczą zawrzeć jadaczki i ruszyć w drogę. Nie było ich wielu, jednak już na pierwszy rzut oka wyglądali na wprawnych zabijaków... i swojaków jak dla Kalela. Szybko udało mu się też podsłuchać ich imiona. Uzbrojony po zęby, ćmiący jakąś śmierdzącą fajkę blondyn zwał się Atoli i najwyraźniej był skory zarówno do śmiechu, jak i do zwady. Pobliźniony Rado wyglądał na cichego przywódcę grupy, a przynajmniej czymś zasłużył sobie na respekt pozostałych. Chudzielca o nieco obcych rysach wołali Herso - to przed nim leżała największa kupka wygranych już miedziaków. Pod ciepłym płaszczem trząsł się z zimna nieśmiały chłopak, starszy od Kalela o jakieś trzy-cztery lata - Kario. Ostatni z najemników, małomówny Gruby Kerstan (zwany tak bardziej ze względu na ilość mięśni niż tłuszczu), miał chyba więcej szczęścia w gotowaniu - gdy Helfdan raczył go dopuścić do kotła - niż w kościach. Był wyraźnie nie w humorze.




- Ej, młody, co się tak gapisz? - Drgnął, gdy usłyszał wołanie. To Kerstan, który miał już chyba dość gry, szukał innego zajęcia. Kalel, który początkowo miał zamiar coś odwarknąć, wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i zawołał - No proszę, proszę, kogo tu mamy. Panienki chętne do oskubania z paru miedziaków - Nie zwlekając skierował się w stronę grających w kości. - Jestem Kalel, co powiecie na partyjkę? Wolałbym jednak podbić stawkę, bo miedź brzęcząca jest dla cymbałów grzmiących. Ja stawiam na szlachetniejszy kruszec jakim jest srebro. Mężczyźni, w większości sporo starsi i ewidentnie zaprawienie w kościanych bojach uśmiechnęli się ponuro na pyszałkowate słowa młodzika. Zaczynanie znajomości od obelg i podpuch w takim towarzystwie nigdy nie kończyło się dobrze. Ledwie widoczny gest Rado - nieznaczny, przeczący ruch głową uspokoił pozostałych graczy - To stawiaj młodzieńcze, gdzie twoje srebro? - Kalel zadowolony spojrzał na szefa najemników i odparł - Dajcie minutkę, zaraz wrócę ze sreberkiem. - Szybko skoczył do namiotu, po drodze zastanawiając się czy nie przeholował. Miny mieli naprawdę ponure "Chyba będę musiał spuścić nieco z tonu, bo jeszcze któryś nie wytrzyma i oberwę". Odliczył z sakiewki 50 sztuk srebra i przełożył do drugiej tak, aby nie było widać, że ma więcej monet, gdy będzie grał. Trochę za późno zaczął się też zastanawiać po co w ogóle zaczepiał tych paskudnie wyglądających typków. Nie miał pojęcia i mógł mieć tylko nadzieję, że nie będzie tak bolało jak wtedy gdy zleciał z dachu.
- No jestem - Zatrząsł sakiewką tak aby monety dźwięcznie zabrzęczały. - Co powiecie, żeby na rozgrzewkę zacząć od 5 sztuk srebra?

Mężczyźni spojrzeli po sobie porozumiewawczo, po czym każdy dorzucił odpowiednią stawkę. Kości zagrzechotały w drewnianym kubku.
- Czyń honory - wyszczerzył się Herso, podając mu naczynie, które przeszło potem kolejno przez wszystkie ręce, a monety w ręce Rado, którzy wyrzucił karetę. Rzut Kalel wyłonił jedynie marną parę dwójek.
Kalel zdumiony popatrzył na kości - Nie pamiętam, kiedy spotkało mnie coś takiego ostatni raz, albo ja mam dzisiaj pecha, albo ci szczęście sprzyja. To powtórzmy, teraz będzie lepiej. Chłopak zatrząsł kubkiem z kośćmi dmuchnął na szczęście i wykonał rzut. Gdy kości się zatrzymały zamarł. Trzy trójki czerniły się na kościach, nie przebiły jednak pary i trójki Kerstana.
- Chyba to mnie szczęscie przynosisz, dziewuszko - ironicznie uśmiechnął się kucharz, zgarniając wygraną.
- Nie sądzisz, że za wcześnie jest by się cieszyć? To dopiero początek - ze śmiechem odpowiedział chłopak - To co powiesz na to? - i nie czekając na odpowiedź wykonał kolejny rzut.
- Kareta, nieźle - mruknął Kerstan i kubek ponownie okrążył zebranych, a kupka srebrników powędrowała do Atolego za dużego strita. Mężczyzna zgarnął ją z wesołym rechotem, dymiąc przy okazji Kalelowi fajką w nos.
- To co, podbijamy stawkę, dzieweczko? Do dziesięciu srebrników? - Kalel szybko przekalkulował, poszło już 15, wciąż do dyspozycji miał 35 srebrników - Co będziemy sobie żałować, do 15 - odparł. Wziął kości do ręki i spojrzał pytająco na pozostałych.
- Ja pasuje - uniósł ręce Kerstan i zebrał swoje drobniaki, ale pozostał przy ogniu.
- No to lu - monety zabrzęczały, zagrzechotały kości. Tym razem Kalel był blisko z karetą piątek, ale przebił go Kario, który zgarnął wygraną z niemal przepraszającym wyrazem twarzy. Na stosik poleciały kolejne stawki.
Nieco zrezygnowany łotrzyk bez słowa wziął kubek z kośćmi do ręki i wykonał następny rzut, a szczęscie uśmiechnęło się do Herso. Kalelowi zostało pięć monet.
- Pasujesz? - Atoli zaciągnął się głęboko fajką, z satysfakcją spoglądając na markotną minę chłopaka.
- No dobrze, idzie wam lepiej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Zostało mi 5 sztuk srebra, połakomicie się?
- Kogo nie stać ten nie gra - odezwał się pogardliwie milczący dotąd Rado, tym samym wykluczając Kalela z partii. Kości potoczyły się ponownie, wygrana przeszła w ręce Kario, ale po zbyt prostym oskubaniu nowoprzybyłego mężczyźni stracili nieco zapał do gry.

Chłopak stracił humor. Szczególnie sprawa przebitej karety piątek go dołowała - coś takiego zdarzało się bardzo rzadko i po prostu zepsuło mu apetyt na grę. Po chwili dotarło też do niego, że zaaferowany grą zapomniał, że głównie chodziło o to, by się podpytać najemników, może dowiedzieć czegoś. Na myśl o tym znowu się poczuł jakby właśnie zleciał z dachu. Tak intensywnie, że aż zabolała go ręka i żebra. Na dodatek zdał sobie sprawę, że partyjka gry w kości nie pozostała niezauważona. Chyba wszyscy w obozie teraz uśmiechali się na jego widok i proponowali partyjkę w kości. W złości przez chwilę miał chęć oskubać kogoś, lecz powstrzymał się. To była zdecydowanie zbyt mała grupka ludzi na takie wybryki.
Obiektywnie patrząc nie wyszło tak najgorzej. Jedna osoba straciła humor, lecz tak wielu zyskało. Niestety to nic a nic nie wpływało na samopoczucie chłopaka. A na dodatek kiedy powróci Sorg, to mógł się spodziewać tylko jednego. Że nie przestanie z niego kpić do końca życia.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.
Epimeteus jest offline  
Stary 26-11-2010, 20:39   #45
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Gdy wreszcie po dwóch godzinach nieobecności (którą najemnicy umilali sobie dyskretnymi kpinami z Kalela), Helfdan i Sorg raczyli wrócić ze swej orzeźwiającej wyprawy karawana ruszyła w drogę i podążała mozolnie traktem przez kolejne trzy dni. Ciągłe polowania Helfdana ściągnęły w okolice traktu watahę wilków, która z kolei wypłoszyła wgłąb lasu zwierzynę płową - musieliście się więc zadowalać suchym prowiantem i lepiej pilnować koni. Prócz jazdy i rozmów nie było zbyt wiele do roboty, toteż tym ostatnim zabijaliście czas. Już pierwszego dnia Kario zaczął subtelnie adorować Tuę - jego niezgrabne, nieśmiałe zaloty, drobne przysługi jakie próbował jej świadczyć i krwiste rumieńce gdy tylko dziewczyna na niego spojrzała dostarczały rozrywki całej grupie. Reszta najemników preferowała jednak dojrzałe kobiety i energicznie poczęła emablować Maeve, której ognisty temperament wyraźnie zaimponował mężczyznom. Spokój od najemników miała tylko Sorg - zapewne uznali, że została już “naznaczona” przez Helfdana i postanowili nie wchodzić mu w paradę. To jednak w dwójnasób nadrabiał Laure, na zmianę rozmawiając z nią i Tuą, oraz próbując przekonać uprzedzoną nieco Maeve, że wcale nie są tacy źli.

Czarodziejka za to zaczęła mieć spore kłopoty z Sherinem. Podniecony taką ilością nowych osób, dźwięków i zapachów smoczek wiercił się i kręcił w swoim nosidełku, próbując wytchnąć na zewnątrz; rósł też praktycznie z dnia na dzień i robił się coraz cięższy. Nosidełko stawało się coraz bardziej nieporęczne, a siedzący w nim pisklak wyraźnie się nudził i zaczynał podgryzać zarówno swoją opiekunkę jak i - a może zwłaszcza - jej medalion, który bardzo go fascynował. A może zmieniał zęby? Wbrew przewidywaniom Madraga ukrywanie Sherina stawało się coraz bardziej kłopotliwe.

Dopiero trzeciego dnia po południu trafiliście na coś interesującego: małą bukową driadę, która głosem jak szelest zeschłych liści spytała: Przywieźliście Tiistrilla?
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 03-12-2010 o 18:14.
Sayane jest offline  
Stary 27-11-2010, 00:05   #46
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
Spotkanie z drugą grupą podróżników do Pyłów okazało się dla Kalela bardziej znaczące niż początkowo mu się wydawało. Do tej pory jego kontakt z dziewczynami zdawał smu się czymś normalnym i oczywistym, czymś nad czym się nie zastanawiał. Polubili się, razem podróżowali, spędzali czas, no i oczywiście walczyli z potworami i przeciwnościami losu. Jednak, teraz coś się zmieniło. Istotność zmiany nie dotarła do niego od razu, lecz w miarę jak nowopoznani mężczyźni coraz bardziej zaznajamiali się z Tuą, Maeve i Sorg on sam coraz bardziej zostawał na uboczu. Nie pomagała też przegrana w kości, która dodatkowo odebrała mu zapał i energię. No i oczywiscie upadek z dachu i późniejsze łamanie kości.... Tak, los ostatnio zdecydowanie mu nie sprzyjał.
Może i dobrze się stało. Teraz gdy miał więcej czasu dla siebie, gdy poczuł narastający dystans pomiędzy nim, a pozostałymi, miał okazję zastanowić się nad sobą i nad tym co nim kieruje. Do tej pory wszystko wydawało się oczywiste. Przypadkowe splecenie losów w zwiazku z oskarżeniem o morderstwo sprawiło, że od tej pory byli ze sobą związani i choć tamtą sprawę dawno załatwili, to wciąż podążali razem. Od miasta do miasta, od misji do misji. Aż do teraz.
Droga dłużyła mu się coraz bardziej, wkrótce do tego stopnia, że kroki swojego konia zliczał już do tysiąca, zanim mu się to nudziło i zostawiał. Coraz bardziej oddalał się też od pozostałych podróżników w poszukiwaniu czegoś co by przyciągnęło jego uwagę. Ożywił się dopiero gdy tropiciel odkrył driadę. Ze zdumieniem przyglądał się szaroskórej dziewczynie splecionej z drzewem. Po reakcji pozostałych mógł wnioskować, że to nie było żadne dziwo, on sam jednak wcześniej nie zetknął się z czymś takim. Znudzony i zniecerpliwiony nie pomyślał nawet o zachowaniu ostrożności i od razu podjechał do drzewnej nimfy. Chciał się zapytać kim jest, lecz ledwie otworzył usta, driada go ubiegła - Przywieźliście Tiistrilla?
- Jakiego Tri... Tiistrila? - ledwie udało mu się wydukać z powodu zaskoczenia.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.
Epimeteus jest offline  
Stary 02-12-2010, 09:40   #47
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
- Jeśli mogę przeszkodzić w trakcie podróży...? - chwile po wyruszeniu całej kompanii z obozu Manorian zbliżył się na parskającym wałachu do grupki młodych, zadając im raczej bardziej retoryczne pytanie, bo zaraz zresztą przeszedł do sedna - Chciałbym przeprosić za chłodne przyjęcie z naszej strony. Mus Wam wiedzieć, iż niedawno Helfdan i Laure ranieni byli; i choć w pełni sił już całkowicie, to zdrada wynajętej do pomocy magini wciąż zadrą nam pod paznokciem. Przeto nie gniewajcie się na nich, a i może pozwólcie, że pokrótce o nas opowiem. Uważam, iż Wam także szczerość i wiedza się należy, skoroć podróżować nam razem przyszło a i prawdopodobnie wspierać w znojach wyprawy będzie dane. W zamian prosiłbym jeno byście sami powiedzieli coś o swoich umiejętnościach, tak byśmy mogli obmyślić wspólnie metody na to jak wzajemnie sobie dopomóc - zrobił krótką pauzę, po czym znów podjął.
Zacznę może od siebie, skorom z inicjatywą wyszedł. Jak już wiecie kapłanem jestem w służbie Tyra; boga sprawiedliwości i prawa. Nie ograniczam się wszak do lektur i lekcyj dawania w scholi; także z wojaczkom po trosze obeznanym, jako że bracia zakonni często do walki z paladynami Tyra ruszał, by ich modlitwą i mieczem na równi wspierać. Takoż domeną kalekiego boga nie jeno prawo, ale i wojna jest. Generalnie obcym na tej ziemi - ze Srebrnych Marchii pochodzę w ślad za Stickiem w podróż się z nakazu zakonu udałem.
Sir Raydgast Silvercrossbow - wskazał na paladyna - jest świętym wojownikiem w służbie Torma bóstwa obowiązku, odwagi i prawa wszelkiego, co z Helmem i Tyrem Prawą Trójce tworzy. Sir Raydgast bardziej na wojaczce ode mnie zna się, boć i weteranem tutejszych walk z orkami jest, aczkolwiek talenta w leczeniu i modlitwach paladyńskich posiadł.
Barda Laure pewno już znacie z listów jego i opowiadań, warto zaznaczyć iż wprawnym jest czarownikiem, któremu magia zdaje się naturalnie przychodzi, nie zaś z foliałów i tomiszczy magicznych.
O Helfdanie można by wiele powiedzieć, że hulaka rubaszny, ale oddać półelfowi trzeba iż znawca dziczy wielki, myśliwy wytrawny i tropiciel cwany. Jednakże może z lochami nie obeznany, rozsądek w budowlach tracący. - uśmiechał się zagadkowo wpatrzony w plecy tropiciela - A Wy moi drodzy czym pochwalić się możecie?

Kalel się zamyślił. Pochwalić się? Przemknął wspomnieniami przez ostatni okres swojego życia i wyszło mu, że nie ma specjalnie czym się chwalić - Jestem prostym chłopem ze wsi i póki co nie ma w moim życiu niczego czym mógłbym się popisywać. Ot przez przypadek zostałem wciągnięty w sprawę śmierci swojego pryncypała i jedyne co próbuję od tej pory zrobić to przeżyć.
- A jak Ci się to udaje Kalelu, wszak trakt niebezpieczny, do domu daleko, łotrów na świecie pełno? - spytał zaciekawiony kapłan
- Nie wiem jakiego to boga ręka trzyma mnie w swojej pieczy, lecz dobrze się sprawuje. Tyle razy co się o śmierć otarłem, że zginąć mógłby od tego co najmniej dziesięć osób. - Kael spojrzał na swoje towarzyszki i kontynuował dalej - Nie mogę też odebrać zasług moim przyjacielom, którzy niejednokrotnie mnie z opresji wybawili.
Sorg z uwagą przysłuchiwała się temu co mówi kapłan a po chwili i Kalel. Zastanawiała się również co odpowiedzieć na pytanie Iulusa, wszak sama nie wiedziała czy ma czym się chwalić.
Kapłan chrząknął w rękawice
- Tak no cóż możem się nie fortunnie wyraził, boć nie o chwalenie życia historią i bliznami mi chodzi a raczej o Wasze umiejętności, czyście z orężem obeznani, a może z magią. Czy się skradać potraficie, śpiewać albo li tropić. O Wasze cechy przydatne w boju i podróży wywiedzieć się pragnę i o to jak sami mieliście zamiar w Pyłach sobie dać radę?

Tym razem bardka odparła już bez namyślania się:
- Śpiewać potrafię, wszak żem bardką jest. Sam wiesz, ze nauki pobierałam w różnych miejscach włócząc się ze Stickiem, bo o tym żem już ci opowiadała. A czy dobrze to robię nie mnie oceniać, choć na Jarmarku wygrłam konkurs i zaśpiewałam w nagrodę ze sławnymi bardami z Księstwa. - dodała lekko się chwaląc. - Razem z moimi towarzyszami podróży będąc w opałach używałam czaru “uśpienia” i pomógł on nam też z niebezpieczeństwa się wyplątać.
- Otóż to, o śpiewie słyszałem, iż zacny, a i czary przydatne będą, a czy jakieś inne znasz, boć uśpieniem i pieśnią na duchu podnoszącą na zjawy i ożywieńców nie wiele tutaj zdziałamy. A i jakimś orężem jeszcze może władasz Sorg? - spytał zachęcająco kapłan - i czy plan jakiś na Pyły już mieliście? - uczepił się tematu Iulus

- Ja od czasu jakiegoś magii zaczęłam się uczyć, a prócz tego z kuszy strzelać mogę, choć zaklęcia wolę. - odpowiedziała kapłanowi Tua - Czarów znam trochę, a moja księga jeszcze więcej ich ma. Mogę magię formować w różnego rodzaje promienie, pociski i strzały, mogę hipnotyzować, wzywać jakieś stworzenia, a niedawno nauczyłam się zaklęcia, co na krótko sprawić może by nikt cię nie zobaczył panie. - Powiedziała dumna ze swoich umiejętności. - Ale to tylko część z zaklęć, które mam jeszcze w księdze. Jeśli uznacie, że inny czar bardziej się nam przyda w Pyłach to postaram się go nauczyć. Najlepiej zaklęcie przywołujące mi wychodzą, a za to z nekromancją i poznaniem mam problemy. - Czarodziejka wyznała kapłanowi wszystko, jak na spowiedzi. Bezpieczniej będzie w Levelionie, gdy możliwości swoich kompanów znać będą.

- Świetnie - skinął głową kapłan - a to że nekromancja Ci nie wychodzi to nawet lepiej nie będziesz robić nikomu w Pyłach konkurencji - mrugnął do dziewczyny Manorian

Maeve stwierdziła,że skoro inni już swoje umiejętności zdradzili, to ona też może. W sumie bezpieczniej będzie wiedzieć, co i jak.
- Ja też zajmuję się magią, choć może nie znam się na tylu rzeczach, co Tua. - Uśmiechnęła się lekko zaklinaczka. - Nie umiem śpiewać ani tańczyć ani oczarowywać ludzi, a moje zdolności międzyludzkie pozostawiają sporo do życzenia, ale nie uważam siebie za słabą i wydaje mi się, że jestem dość wytrzymała.
- to też fantastycznie się składa - kiwnął głową - łatwo więc będzie Wam wspierać wojów w walce magią śpiewem i w ostateczności bełtami. Dziękuję Wam że się ze mną tym dzielicie, mam nadzieje że i Wy już wiecie więcej o nas i współpraca nam się świetnie ułoży- uśmiechnął się przyjaźnie spoglądając po twarzach młodzików.

Jakżeż mylne było to pojęcie choć współpraca z młodzikami faktycznie zapowiadała się spokojnie to ich własny obóz gotował się na wojnę domową.
W między czasie jednak Kapłan opuścił uprzejmie młodych a w trakcie krótkiej przerwy przekazał wszelkie informacje o ich umiejętnościach Raydgastowi, tak by paladyn mógł jakąś taktykę opracować i wiedział z kim ma do czynienia.
Jedynie Kalel - dziecko szczęścia jak sam prawie się określił zdawał się specjalizować tylko w uprawie roli czy wypasaniu kóz niż w zbrojnej wyprawie. Czy coś ukrywał? Czy faktycznie będzie pilnował koni w Pyłach? Czas pokaże...

 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 02-12-2010, 12:36   #48
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nuda podróży nie męczyła paladyna. Wieści o kąpieli Sorg i Helfdana, obchodziły Silvercrossbowa, tyle co zeszłoroczny śnieg. Jedyne co było ważne, to to że tropiciel nie zrobił niczego zakazanego prawem wobec dziewczyny. A reszta...była najwyżej problemem Laure, nie zaś Raydgasta. Co do samej bardki, paladyn miał do niej sprawy, które dotąd nie zostały rozwiązane.
A które chciał omówić, przy najbliższej okazji...

… I tą okazję dał najbliższy wspólny postój. Raydgast podszedł do trzymającej się obecnie na uboczu Sorg z dość poważną miną.
-Powinniśmy porozmawiać panienko Sorg o twej sytuacji.- powiedział spokojnym acz łagodnym tonem głosu.
- Przecież już rozmawialiśmy - odpowiedziała dziewczyna zerkając na mężczyznę.
-Na razie to ty opowiadałaś o swojej sytuacji, a teraz ja chciałbym nakreślić ogólną. Listów gończych nie odwołuje się tak łatwo. Trzeba rozesłać gońców, a to zajmuje czas. Lepiej by było, gdybyś z Pyłów wróciła pod moją...- potarł brodę w zamyśleniu poszukując odpowiedniego, by rzec po chwili.-... pod moją opieką, do Sir Thunderdragona. A on wydałby ci list żelazny, gwarantujący bezpieczeństwo. Swoją drogą, czemuż to tak się musiałaś ukrywać? Wszak miałaś być doprowadzona cała i zdrowa na rozmowy i przesłuchanie w sprawie Sticka.
- To zaczęło się jeszcze w Wheelon grałam tam na jednym weselu, po nim poproszono mnie abym zagrała na jakiejś rocznicy rodziców jednego z mieszkańców miasta. Poszłam pod wskazany adres, jednak nigdy tam nie dotarłam. Dzwoniąc do bramy oberwałam po głowie. Obudziłam się w zamkniętym pomieszczeniu, a zza drzwi dobiegały głosy i rozmowa. Wynikało z niej że ci co mnie porwali zrobili to na rozkaz rycerza,który chciał mnie przepytać o kontakty ze Stickiem. Mówili, że mnie powieszą, to co miałam robić? -
spytała dziewczyna butnie zadzierając brodę do góry.
-Nie wyciągać pochopnych wniosków na przykład. Rycerz to nie paladyn, i nie każdy rycerz jest członkiem któregoś z Zakonów. Poza tym... twym mentorem interesuje się nie tylko Iulus i Zakony. - odparł spokojnie Raydgast, nie przejmując się spojrzeniem dziewczyny.
- Łatwo ci mowić to nie ciebie chcieli torturować i powiesić po cichu... - odparła dziewczyna - Kiedy udało mi się uciec, ścigali mnie... byłeś kiedyś ścigany?
-Tak... za plecami mając hordę orków, gdy wycofywaliśmy do Browntown się podczas ostatniej dużej napaści na Królestwo.
kiwnął głową paladyn.- Rozumiem, że się bałaś. Niemniej strach może być wrogiem, gdy zaciemnia myśli.
- Nie jestem pewna czy to nie o paladyna chodziło, gdy mówili “rycerz”. Jak dotarłam na Jarmark, to jednej nocy za późno się zorientowałam i musiałam nocować za murem miasta. Znalazłam sobie takie wygodne miejsce w stogu siana. Przespałam spokojnie całą noc. A rankiem obudziły mnie glosy. Obok mojego stogu w którym sobie drzemałam stało dwóch paladynów. Rozmawiali o szpiegach, o tym że wrócili bez wieści, o tym, że w ich szeregach są tacy co złu chcą służyć. Z ich rozmowy zrozumiałam, że oni też Sticka szukają, czyli również i mnie. Potem dowiedziałam się ich imion.... -
odparła bardka.
Paladyn oparł dłonie osłonięte żelaznymi rękawicami i spoglądając jej w oczy spytał poważnym tonem głosu.- Wiesz kim oni byli, ci paladyni? Do jakiego Zakonu należeli? Mogłabyś ich opisać?
- Symbole wiszące na ich szyjach wskazywały że są z zakonu Helma. Pierwszy z nich potężny mężczyzna koło czterdziestki, ze schludnie przystrzyżonymi wąsami. Drugi, nieco starszy lecz równie dobrze zbudowany, z blizną ciągnącą się od ucha aż po obojczyk. -
opowiadała bardka to co jej się przypomniało.
-Helmici? Nic dziwnego, że drowy przemykają im między palcami, a ja mam za wsparcie jedynie ich dobre słowo.- westchnął smutno Raydgast.- Mają wystarczająco dużo problemów, we własnych szeregach.
Pogłaskawszy bardkę po głowie rzekł łagodnie.- Współczuję ci, bo wplątałaś się w dość niebiezpieczną sprawę. I jak wspomniałem, najchętniej bym cię po powrocie z Pyłów “aresztował”, co by bezpiecznie dowieźć cię do Thunderdragona. I u niego dostać dla ciebie list żelazny.
Wzruszył ramionami.- Ale... nic na siłę. Jesteś dorosła, więc sama zadecyduj o swym losie. Co zamierzasz zrobić po powrocie z Pyłów?
Słysząc współczucie w głosie paladyna i czując jego głaszczącą ją po głowie dłoń w Sorg coś pękło. Strach, który ją gnał do ucieczki, obawa o życie, wszystko to razem wzięło górę. Przytuliła twarz do ramienia mężczyzny i zaczęła łkać opierając mu głowę o ramię.

Raydgast przytulił dziewczynę delikatnie i nie przestawał głaskać, szepcząc cicho.- No już...już...jesteś bezpieczna. Jesteś wśród przyjaciół. Nie dam cię skrzywdzić.- w sumie Silvercrossbow mówił szczerze. Wypadało mu jako paladynowi bronić słabszych.
Bardka chlipała jeszcze chwilę pociągając nosem, wstyd jej było że tak się rozkleiła. Zaczęła macać się po spodniach w poszukiwaniu czegoś w co mogła by wytrzeć nos.
- Wytrzyj o mój płaszcz.- zasugerował cicho paladyn, bardzo cicho.
Sorg jednak znalazła kawałek płótna w kieszeni i głośno wysmarkując nos, wyjąkała jeszcze drżącym od łkania głosem:
- Oni się zwali sir Ulf Valstrom, jeden z dowódców Twierdzy Złamanego Topora, drugi to był Bernard Alstar. Ci paladyni o których ci mówiłam. Jak nie dasz mnie skrzywdzić? Wszak co może jeden paladyn przeciw wszystkim innym? Zresztą, może już nie będzie trzeba mnie bronić, wszak sam wiesz jak jest w Pyłach... - znów chlipnęła bardka.
-Paladyni nie zajmują się polowaniem na dziewczęta, nie składają ofiar z ludzi, ani...- westchnął Raydgast, kiwając głową na boki.- Zakony w królestwie zostały założone, by bronić słabszych, przed orczymi hordami, drowami i nieumarłymi. Nie masz tedy, co się obawiać. Poza tym... paladynom, których podsłuchałaś, nie chodziło o ciebie.- Silvercorssbow nie bardzo wiedział, jak powiedzieć skołowanej dziewczynie, że nie jest pępkiem świata. I dwa Zakony, mają też inne ważniejsze sprawy na głowie, a nie tylko pościg za nią. Znowu pogłaskał ją po głowie.- Jeśli powiem, że jesteś pod moją opieką z polecenia Thunderdragona to niewielu będzie w stanie coś zrobić. To ważna persona w Zakonie Torma i w Królestwie.
Delikatnie głaskając ją po głowie, mówił cichym i spokojnym głosem, jak do małego dziecka.- Wiem jak jest w Pyłach. I tam też przyjdzie mi was...ciebie bronić. Skoro już uparłyście się tam jechać, to miej więcej wiary w nas i swoje możliwości.
Sorg starała się uspokoić łkanie. Czuła się z nim, jak wtedy, gdy była mała i coś jej się złego przytrafiło. A spokojny głos paladyna i jego głaskanie po głowie przypomniało jej jak pocieszał ją wtedy wujo. Na to wspomnienie znów się rozpłakała. Tuląc się więc dalej do Raydgasta moczyła mu łzami płaszcz i znajdującą się pod nim zbroję.
Paladyn objął delikatnie i trzymał w objęciach, pozwalając się półelfce wypłakać. Czule cmoknął ją w środek czoła, jak to zwykle robił swej małżonce, gdy się żaliła na coś... lub na kogoś. Dając w ten sposób znak, że jest przy niej i słucha... i kocha. Ale to była jego żona, a to jest Sorg...Raydgast miał nadzieję, że nie będzie nadinterpretowała jego zachowania.

Powoli łzy przestały płynąć z oczy dziewczyny, tylko ramiona jeszcze drgały od szlochu który wyrywał jej się raz po raz z ust. Słysząc jego zapewnienia o obronie i gesty świadczące o chęci opieki nad nią dziewczyna ostatni raz pociągnęła nosem i uspokoiła się. “Już wiem czyich pleców trzymać się w razie niebezpieczeństwa... Słuchając go i jego zapewnień, od razu mi lepiej... czyż to nie paladyni mogą wszystko? Czy nie o tym nas zapewniał Lusus? Muszę porozmawiać i podpytać Kalela, on znał go dłużej.” Przelatywały jej kolejne myśli przez głowę. Odsunęła się milimetry od piersi paladyna i wyszeptała w stronę jego ucha zawstydzona swoim płaczem:
- Przepraszam... ja... ja... nigdy nie płaczę.
-Ciiii...każdy czasem płacze...nie ma się czego wstydzić.-
odparł Raydgast, kciukiem ocierając ślady łez z jej policzków. Następnie spytał.- Lepiej ci?
- Yhm... -
mruknęła bardka kiwając głową - kąd wiesz, że nie o mnie? Przecież o Sticku chyba prawili więc i o mnie. Jak myślisz jaki to rycerz mógł mnie ścigać i nasłać na mnie tych porywaczy? Oni mi przywalili tak jak Kalel albo jeszcze bardziej aby mnie porwać i mówili z przekonaniem o stryczku. Jak im umknęłam to ścigali mnie długo, gdybym nic nie znaczyła dla ich celów to przecie by sobie dali spokój. Czyli jak będę pod twą opieką to mnie nie powieszą? - spytała chcąc się upewnić.
Paladyn pogłaskał półelfkę po policzku, mówiąc z przekonaniem w głosie.- Nie dam cię nikomu powiesić. A Iulus pewnie też nie. A rycerzy... jest wielu. I nie każdy jest w Zakonie. I nie każdy zasługuje na ostrogi rycerskie.
- To jak się wywiemy kto on zaś? Całe życie będę z tobą podążać, bo przecie nigdy nie będę pewna czy już jestem bezpieczna -
zaczęła Sorg - Co mi po odwołaniu listów gończych? I zapewnień, że jestem pod opieką twego Zakonu, jak on sobie nic z tego robić nie będzie i znów zbiry mi głowę rozbiją. - zaczęła coraz bardziej żałośnie a oczy znów jej niebezpiecznie zabłyszczały.
-Na razie...mógłbym cię umieścić w rodowej siedzibie, pod opieką mojej żony i moich straży. A potem...znajdziemy go. Zresztą, gdy sprawa ze Stickiem zostanie rozwiązana, pewnie straci zainteresowanie tobą.- odparł w odpowiedzi paladyn.
- Macie dzieci? - spytała nagle bardka.
-Tak..dwójkę...Jarona i Adelcię.- odparł Raydgast spogladając na dziewczynę z zaciekawieniem. Czemu ją to interesowało?
- I nie boisz się im na głowę niebezpieczeństwa ściągnąć? Wszak mogą coś im zrobić chcąc dostać mnie... - zaczęła panikować dziewczyna - Myślisz że twa żona mnie z otwartymi ramionami przyjmie wiedząc, że mogę ściągnąć kłopoty na wasz dom?
-Moja żona to silna kobieta, a jej ród dość znaczący w królestwie. Nie można bezkarnie zadzierać z córką de Greyfort. I nie można łatwo zdobyć ich rodowej siedziby.-
rzekł w odpowiedzi paladyn z kwaśnym uśmieszkiem wymawiając nazwisko “de Greyfort”. Skinął glową dodając.- To miło, że się o nich troszczysz. Świadczy o tym, że masz dobre serce.
- Nie chcę nikogo narazić, już źle się stało że Kalela, Tuę i Maevę w to wplątałam -
odparła ze smutkiem. - A ja po prostu chciałam zostać bardem... Może mój wujo ma rację, powinnam w domu siedzieć, wydałby mnie za mąż, pewnie już bym miała dzieci, nosa z domu nie wyściubiała. A mi się bardować za chciało i ojca odnaleźć... ech... - spuściła głowę ze smutkiem.
- Teraz Pyły przed nami... może... może one ci kłopot z głowy zdejmą - dodała cichutko.

Pacnął dziewczynę w czoło, delikatnie ją karcąc słowami.- Nie opowiadaj głupot. A co do żony, utalentowy bard to zawsze ozdoba zamku.
Usmiechnął się.- Gdyby cię teraz oni usłyszeli, to by ci się od nich oberwało, za te ponure myślenie. Jakiż ty dla nich ciężar. Przyjaciółką ich jesteś.
- Taaaa... ostatnio tylko mnie tłuką, jak nie Kalel to ty -
roześmiała się przez łzy. - Nie boisz się tej podróży do Pyłów Raydgaście? - spytała bardka patrząc w oczy paladynowi.
-Boję się...jak każdy.- pogłaskał dziewczynę po policzku.- Wybacz to uderzenie, w zasadzie mnie jako paladynowi, nie wypadało.- uśmiechnał się dodając żartobliwie.- Powinienem chyba poprosić Helfdana o pacnięcie cię, ale... on pacnął by cię w pośladki. I w zupełnie innym celu.
Roześmiała się już teraz na głos - Oj.. Helfdan nie pacnął mnie w pośladki a przecież zabrał mnie w takie piękne miejsce gdzie mogliśmy się wykąpać. Ciekawe skąd o nim wiedział. Czemu myślisz, że chciałby mnie w nie pacnąć? - spytał dziewczyna z zainteresowaniem. - I nie gniewam się za twoje pacnięcie... najwyżej poproszę kapłana aby mi siniaka uleczył - dodała i w ostatniej chwili pohamowała chęć wystawienia języka.
-Myślę, że chciałby i pacnąć i wychędożyć ciebie.-
odparł krótko paladyn, wypuszczając w końcu dziewczynę ze swych objęć. Nie bardzo wiedział czy powinien to wyjaśnić, ale...cóż..- Czasami lekki klaps dodaje pikanterii w alkowie.
Bardka czuła jak na jej policzki wpływa rumieniec. Sama nie wiedziała jak to się stało, że ich rozmowa zeszła na chędożenie i pikanterie alkowy. Zerknęła mężczyźnie w twarz i odchrząknowszy spytała: - Czemu Helfdan jedzie z wami do Pyłów? Ty jedziesz, bo dostałeś taką misję, kapłan też chyba, ale oni i Laure?
Spojrzenie paladyna, zetknęło się z oczami zarumienionej dziewczyny. Że też nie pomyślał, o tym, że ona zapewne niedoświadczona. No cóż, tropiciel paplający o chędożeniu przy każdej kobitce jaką napotkał, na pewno zwiększy jej wiedzę teoretyczną w tej sprawie.
-Laure, bo wierzy, że...- Raydgast stłumił niechęć do elfa, by rzec.- Laure jedzie ponieważ w pyłach jest zło do zwalczenia. Helfdan, bo lubi łupy, a i w Pyłach ukrywa się kobieta, która rozpruła go jak prosiaka. Więc pewnie chce jej się odwdzięczyć.
- Ta co mu przez żołądek do serca chciała wleźć -
spytała dziewczyna przypominając sobie co mówił tropiciel o swojej bliźnie, której się przyglądała jak się rozebrał.
-Raczej zatrzymała się na żołądku... widać jego serce nie jest tak atrakcyjne.- wzruszył ramionami Raydgast, a wspominając tamto wydarzenie i rozbebeszonego tropiciela wzdrygnął się mimowolnie.
- Czy to nie ta sama niewiasta co Laurego połamała?- dopytywała się dalej dziewczyna.
-Taaak...choć tu też wina po stronie elfa leży, bo zamiast trzymać się grupy, pogonił naprzód.- odparł paladyn ze źle tłumioną ironią.- Tak to jest, gdy moc zaślepia na tyle, że się zapomina o własnej śmiertelności.
Wzrok paladyna powędrował do oczu bardki, spoglądał w nie pytając z troską w głosie.- Już ci lepiej? Humor się poprawił?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-12-2010 o 12:38.
abishai jest offline  
Stary 02-12-2010, 12:45   #49
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
- Tak... przepraszam za to, że ci płaszcz zmoczyłam, ja nigdy nie płaczę... nie wiem czemu teraz się rozryczałam jak dziecko - odpowiedziała dziewczyna zerkając na niego i znów się rumieniąc. - Wiesz... my z Kalelem chyba widzieliśmy tą kobietę.
-Tak, słyszałem o tym z drugiej ręki. A płaczem się nie martw. To przyjemność obejmować tak śliczną dziewczynę.-
rzekł z lekkim uśmiechem paladyn. - Nie przejmuj się tym. To nawet urocze było z twojej strony. Nie musisz być twarda na siłę.
Uśmiechnęła się do niego i spytała: - Czemu zostałeś paladynem?
-Tak jakoś wyszło...-
odparł Raydgast, sam się nad tym zastanawiając w tej chwili. Wszak w dzieciństwie i młodości wcale nie chciał być paladynem. Zaczął więc tłumaczyć.- ...Po prostu. Paladynem trzeba czuć się w sercu. Pragnąć szlachetnych ideałów, dążyć do nich. Być tarczą dla słabszych, pilnować sprawiedliwych praw. A potem... wybrałem tą drogę, by lepiej chronić tych co kocham, oraz ziemie które kocham.
- Opowiesz mi jakie są twoje dzieci i żona? Nie tęsknisz za nimi? -
podpytywała bardka z ciekawością zerkając na twarz paladyna, której rysy łagodniały jak wspominał tych, których kocha.
-Bardzo... Ale cóż poradzić. Torwald ma rację. Nie można zostawić zagrożenia, tylko dla własnej wygody. -odparł paladyn po czym zaczął wspominać.- Helena jest piękną, mądrą i wyrozumiałą kobietą. Największym skarbem jaki udało mi się zdobyć. Ma śliczne oczy, cudownie miękkie i długie włosy, zmysłowe usta... I cudowny charakter. Urocza, wesoła, odważna. A Adelcia i Jaron są rozpieszczone, ale... miłe z nich dzieciaki. Jaron jest małym urwisem i wciąga w swe psoty siostrę.- spojrzał na dziewczynę po tych słowach.- A jak jest z tobą. Masz już kogoś kto przyciąga twój wzrok, na którego widok serce wali ci mocno?
- Na razie to moja lutnia wali, po głowach -
westchnęła dziewczyna przypominając sobie ile razy już nią przywaliła, a wspominając ostatnie wydarzenie z Kalelem mimowolnie zadrżała.
-Znaczy że się musisz od adoratorów odganiać. Nie dziwota. I ładna i miła z ciebie dziewuszka.- rzekł wesołym tonem paladyn.
- Taaaaaa jednemu takiemu “panu młodemu” amantowi od dziesięciu boleści to i klejnoty rodzinne musiałam przetrzepać - westchnęła na wspomnienie zdarzenia z wesela na którym ostatnio grała - Ech... życie bardki wcale nie jest takie łatwe wiesz?
-Jak i niejednej ślicznej dziewczyny.-
odparł paladyn, wspominając.- Gdy byłem w straży miejskiej, zdarzało mi się odganiać takich amantów, którzy chcieli siłą brać, to co biedaczki po dobroci dać nie chciały. Po pijaku różne bestie z człeka wychodzą.
Sorg przyglądała się paladynowi z uwagą. - Skąd wiesz Raydgascie czy ktoś jest prawy czy nie? Skąd paladyni biorą ta swoją pewność, że ich racja jest słuszna? A może oni się jednak mylą, nie zawsze białe jet białe a czarne czarne. - podpytywała póki chciał z nią rozmawiać i nie traktował jej z góry jak nic nie wiedzącego dzieciaka, którym przecież już dawno nie była. Wyglądała młodo, często zachowywała się jak młoda dziewczynka, ale jednak swój wiek już miała.
-Z tą racją to różnie bywa... przyznaję. Paladyni nie są nieomylni, jednakże... zło wyczuć potrafią. - odparł pocierając kciukiem brodę. -Zło w sercach, zło miejsc, zło istot...ono cuchnie jak rozkładające się w smole zwłoki.
- Nas zawsze Lusus pouczał... Cokolwiek robiliśmy to było, źle...
- zaczęła wspominać dziewczyna - Pewnie by nas odwodził od wyprawy do Pyłów. Ale my musimy tam jechać, tak nam i Ruda Wiedźma mówiła, tak nam taki jeden wróż Henryczek przepowiadał, tak nam przepowiedziała ta wieszczka co ja wasz tropiciel zna. Tyle znaków na naszej drodze... to nie jest tak, że jesteśmy żądnymi przygód dzieciakami. To nie jest tak, że nam się kilka razy z niebezpieczeństwa udało wyjść zwycięsko i to nam w głowie przewróciło. To... to.. po prostu nasze przeznaczenie. A przed przeznaczeniem chyba, nikt nie ucieknie?
-Rozumiem.-
potwierdził kiwnięciem głowy paladyn i westchnął.-Już o tym wspominaliście. Rozumiem czemu tam jedziecie.- i zmienił temat.- A ten Lusus, to kto?
- Jak kto?Toć on na paladyna u was się szkoli... -
spojrzała podejrzliwie na stojącego przed nią mężczyznę.
Raydgast się zaśmiał, dodając po chwili.- Toć Zakon szkoli ponad stu paladynów co roku. A zakony są dwa.- pokiwał głową na poki.-Nie...imię Lusus, nie jest mi znane. Tylko tyle, że jego raport czytałem. A z raportu buta biła. Zły to nawyk u paladyna, Pycha. Zbyt często w złą stronę prowadzi.
- O to on jak nic to on, jakiś raport zdawała,jak ich poznałam na Jarmarku i do nich dołączyłam -
pokiwała dziewczyna głową. - Myślałam, że każdy paladyn jest takim nadętym d... - ugryzła się w język w ostatniej chwili i dodała pospiesznie - Ty jesteś nawet miły - uśmiechnęła się do mężczyzny.
-Giermek z aspiracjami do profesji paladyna...to jeszcze nie paladyn.- odparł Raydgast spoglądając na Sorg, trochę się zarumienił...słysząc określenie “miły”. Nieco zakłopotanym tonem głosu, rzekł.- Dziękuję .
- Ale na paladyna się szkoli. Co trzeba zrobić aby zostać paladynem?-
spytała nagle zaciekawiona.
-Być szlachcicem, zazwyczaj. Choć poza Królestwem taki warunek nie jest chyba konieczny. A i szlachectwo można otrzymać. A nie tylko urodzić się z nim. Potem, cóż... trzeba mieć wiarę w jakieś ideały i się jej trzymać. Tak było w moim przypadku, choć...moja wiara nie jest dość silna co bym mógł magii kapłańskiej używać, jak starsi Zakonu.- wyjaśnił Raydgast.
Sorg zastanowiła się chwilę po czym rzekła:
- To na ten przykład nasz Kalel... Gdybyś go tak przyjął na giermka do siebie, bo chyba żaden z tych ponuraków co nam towarzyszą twym giermkiem nie jest? To potem Kalel mógłby zostać paladynem mimo iż nie ma szlachectwa? Mógłbyś się za nim ując i został by? - zadawała pytanie za pytaniem. - On bardzo wierzy... naprawdę bardzo - nie dodała jednak w co.
-Nie wiem... może.- zaczął się zastanawiać paladyn spoglądając na milczka Kalela. Chłopak nie wyglądał na wojaka.
- A od czego to “może” zależy - dopytywała się dalej zerkając w stronę przyjaciela.
-Od samego Kalela i od władz Zakonu.-odparł wymijająco Raydgast.
- To może ja z Kalelem pogadam, że chcesz go na giermka wziąć? - spytała dziewczyna ponownie zerkając na paladyna. - Tylko go nie męcz za bardzo on ostatnio dwa razy rękę miał złamaną, jeszcze nie doszedł do siebie. Pobolewa go często, choć nie chce się do tego przyznać. - dodała pospiesznie.
-Eeee...raczej może, popytaj go czy chce być paladynem i jaki ma stosunek do Torma i idei jakie on reprezentuje.- odparł dyplomatycznie paladyn. Widząc nadmiar entuzjazmu u bardki nieco się przestraszył.
Sorg pomyślała chwilę i kiwając głową powiedziała - Dobrze spytam... Czyli od jutra może zacząć giermkowanie jakby co? - upewniała się jeszcze.
-Od jutra? Nie... może po Pyłach. Ta wyprawa to nie czas na szkolenie. Zresztą giermkowanie, to służba rycerzowi. Czyszczenie zbroi, dbanie o konia...- zaczął wymigiwać się Raydgast.- Na razie niech przemyśli, czy chce być...a potem się zobaczy.
- Oj troszkę mógłbyś mu pokazać jak to jest. Skąd będzie wiedział że chce? A jak się zgodzi to mu pokażesz i wtedy będzie już mógł podjąć decyzję czy tak, czy nie. Do Pyłów daleka droga co będziesz robił przez ten czas?-
dopytywała się dalej przekonana, że nie ma co odkładać na później tego co można zacząć już.
-Jeśli się zgodzi. Jeśli przyjdzie do mnie i powie, że chce.- odparł Raydgast, widząc że z Sorg nie wygra pod tym względem.
- Dziękuję! - wykrzyknęła dziewczyna i cmoknęła paladyna w policzek - Porozmawiam z nim. Na pewno z nim porozmawiam. Coś jeszcze ode mnie chcesz wiedzieć? - spytała się chcąc jak najszybciej przekazać dobra nowinę Kalelowi.
-Może przy innej okazji, jak będziesz chciała ze mną porozmawiać.- odparł paladyn i uśmiechnął się.- To chętnie cię wysłucham.
- Opowiesz mi o jakiejś swojej bitwie przy okazji?
- spytała bardka jeszcze zanim odeszła w stronę Kalela.
-Nie tak pięknie jak zawodowy bard, ale tak...czemu. Znałem paru ludzi i nie tylko, którzy zasługują na balladę o ich czynach.- odparł paladyn melancholijnym tonem głosu.
- Wiesz niekiedy trzeba też ułożyć balladę o tych co uważają, że na nią nie zasługują - odparła na to z przekonaniem Sorg. - A jak mi więcej opowiesz o żonie i dzieciach to może i dla nich ułożę ci balladę abyś im podarował ją w prezencie jak do nich wrócisz. Myślisz że by ich ucieszyła?
-Ballada? Tak... o ile to ja nie będę jej śpiewał.
- odparł wesołym tonem głosu paladyn.
- Czemu nie? Myślisz, że nie potrafisz? Wiesz taka sama nas czeka długa droga powrotna... Nauczysz się, toć to nie jest trudne. - zaczęła go zapewniać z entuzjazmem.
-Niektórzy nie mają talentu.- próbował oponować Raydgast.
- Poćwiczymy i sprawdzimy... - poklepała go po ramieniu na którym jeszcze parę minut temu chlipała i dodała - nie martw się będzie dobrze. Zobaczysz!
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 02-12-2010, 13:21   #50
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
Skończywszy rozmowę z paladynem Sorg odwróciła się na pięcie i widząc zmierzającego w stronę drzew Kalela wydarła się ile sił w płucach:
-Kalel! Kaaaaaaaaalel!!! Poczeeeeeeeeekaj!!! Coś ci muszę powiedzieć! - po czym chwyciła poły płaszcza w garść i popędziła szybko w stronę chłopaka.
Głos Sorg sprawił, że Kalel zatrzymał się i obrócił kierując spojrzenie w stronę biegnącej do niego dziewczyny. Uśmiechnął się i zamachał ręką do niej. Po chwili bardka była już obok niego.
- Co tam Sorg? O czym chcesz mi powiedzieć?
Bardka z poślizgiem wyhamowała na śniegu wpadając na chłopaka:
- Przepraszam... wydyszała - Kalel kim chcesz być jak wrócimy z Pyłów? No wiesz jak to wszystko się skończy - machnęła ręką jakby chciała pokazać “to wszystko” - Ja jestem bardką, więc pewnie będę znów śpiewem i balladami innym życie umilać, Tua jest czarodziejką to...no będzie robić to co czarodziejki, Meave... - tu się zatrzymała zastanawiajac nad przyjaciółką - no... Meave to jedna wielka tajemnica, ale zapewne też będzie coś robić,a ty? Wrócisz do domu czy będziesz... no wiesz... aż cię złapią i powieszą? - spytała smutniejąc nagle na ostatnią możliwość.
Kalel ze zdumienia szeroko otworzył oczy. Pytanie zadane przez Sorg zabrzmiało dla niego abstrakcyjnie. Przez chwilę przyglądał się uważnie twarzy dziewczyny próbując odgadnąć, czy nie żartuje sobie z niego. - Sorg, co to za pytanie? Zastanawianie się nad tym co będzie kiedyś nie ma sensu. Nie chce mi się tracić czasu na to, co może nigdy nie nastąpi. Poza tym nigdy mnie nie złapią. - roześmiał się mówiąc ostatnie słowa.
- Oj... no... bo... - zaczęła się jąkać bardka, po czym machnęła ręką w kierunku paladyna i wypaliła - a nie chciałbyś zostać sławnym paladynem? Wiesz... sława, bogactwo.. życie pełne przygód... ballady będą o tobie śpiewać!
Łotrzyk zdębiał. Jego oczy rozszerzyły się tak, że stały się okrągłe jak monety. - S...Sorg? Przez chwilę nic nie mówił tylko wpatrywał się w usta, z których padły słowa najdziwniejsze, jakie słyszał kiedykolwiek w życiu. - Sorg, zapomniałaś czym się zajmowałem w życiu? To chyba tak jakoś jakbym był przeciwieństwem paladyna? Poza tym sądząc po Lususie, to bycie paladynem jest dla... dla bardzo wyjatkowych osób.
- Jakich tam wyjątkowych? Chcesz czy nie chcesz?- upierała się bardka nie wyjaśniając chłopakowi o co chodzi.
- Sorg - Kalel mówił powoli i wyraźnie - Ja się nie nadaję na paladyna. To takie do mnie niepodobne! Trzeba czcić jakigoś boga, modlić się. No i nie grzeszyć... - Ostatnie słowa powiedział bardzo zmartwiony.
- No coś ty! Toć to paladyn a nie kapłan, jakie czcić i modlić? A zresztą próbowałeś? -podpytywała dziewczyna. Odwróciła się w stronę gdzie stał paladyn i wskazując na niego palcem dodała - Raydgast zgodził się byś został... - tu zawiesiła głos czekając aż ciekawość Kalela weźmie nad nim górę.
Kalel w skupieniu wpatrywał się w Sorg próbując zrozumieć co chce mu powiedzieć - Radygast zgodził się na.... No chyba nie chcesz powiedzieć, że... Sorg? Chłopak ze zdumienia opuścił szczękę i spojrzał w stronę wskazywanego przez bardkę paladyna.
- No chcę... chcę ci powiedzieć! Zgodził się abyś został jego geirmmkiem! Od giermka do paladyna droga już nie daleka, sam mówileś o Lususie! - z entuzjazmem przekazała mu nowinę Sorg
Kalel w końcu zauważył, że Sorg mówi poważnie. Zdziwił się trochę, bo wcześniej nigdy nie wspominał, że jego najtajniejszym marzeniem jest zostać paladynem. Nie wspominał, bo i nigdy nie było. Niemniej... zastanowił się przez moment, zostałby giermkiem, musiałby dla paladyna prać, sprzątać, gotować, nosić jego rzeczy, słuchać się we wszystkim i być gotowym na wszystko. Czy mogłoby być coś wspanialszego?? Ze zgrozą pomyślał o tym jaki los chce mu uszykować jego przyjaciółka. - Sorg, zacząłem się bać ciebie.... Naprawdę pomyślałaś, że jest we mnie coś, co się nadaje na paladyna?
- A czemu nie? Młody jesteś toć wszystkiego jeszcze się możesz nauczyć Lusus był chyba młodszy od ciebie a giermkiem był. Chcesz czy nie? Jak chcesz to musisz pogadać z Radygastem to on cię powie co i jak. Przecież on paladyn, jakbyś nie mógł to chyba by od razu powiedział ze nie. Co nie? - kontynuowała bardka machając chłopakowi rękami przed nosem.
- Echh... Sorg, muszę Cię rozczarować. Nigdy nie będę paladynem. Żeby zostać rycerzem, trzeba być szlacheckiego rodu, a bycie wiecznym giermkiem mi nie pasuje. Wolę nie mieć pana nad sobą, tak długo jak tylko się da.
- Wcale nie trzeba! - wcięła mu się we słowo dziewczyna - on powiedział - machnęła w kierunku paladyna - że nie trzeba być z rodu szlacheckiego. Jak mi nie wierzysz to sam spytaj. Przecież ja ci na siłę nie każę zostać paladynem, po prostu sobie to przemyśl i... w razie czego pogadaj z nim.
Może i tak - pomyślał Kalel - Pogadać nie zawadzi. Przecież nic nie stracę. Poza tym Sorg w mojej sprawie z nim rozmawiała, to teraz nie zrobię jej wstydu. - No dobrze, skoro mówisz, że jest zainteersowany rozmową, to pogadam z nim. Nie powinno zaszkodzić - spojrzał pytająco na Sorg przy ostatnich słowach.
- Na pewno nie zaszkodzi. Przecież możesz go zapytać jak to jest być paladynem. On chyba jest inny nie taki nadęty i wszystko wiedzący. Porozmawiasz i zobaczysz czy chcesz czy nie - uśmiechnęła się do chłopaka.
Uśmiech Sorg podziałał na Kalela mobilizująco. NIe tylko on, również postawa Raydgasta nie wydawała mu się odpychająca, tak jak to co obserwował u Lususa. Wciąż co prawda nie miał pojęcia jakim cudem mógłby zostać paladynem, lecz czemu miałby o tym nie pogadać? W końcu podjął decyzję - Dziękuję Sorg, nie wiem co z tego wyniknie, ale ten Twój paladyn nie wygląda jakby miał mnie zjeść - uśmiechnął się do bardki i ruszył w stronę rycerza. Ostatnie parę kroków dał wolniej, tak jakby wciąż nie był przekonany do tego co robi, jednak nie powstrzymało go to od zadania pytania: Sorg wspominała coś o tym, że nawet ja mógłbym zostać paladynem. Nie bardzo w to wierzę, ale ciekaw jestem jak naprawdę to wygląda.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.
Epimeteus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172