Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2010, 19:51   #43
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Podziękowania dla V.
================


Z obozowiska wyjeżdżał zadowolony jakby co najmniej pozbyłby się z głowy jakiegoś wielkiego kłopotu … albo miał plan jak tu sobie rozweselić podróż w typowy dla niego sposób. Jednak twarz zmieniła się mu jak tylko zniknęli jego towarzysze. Raczej nie była pochmurna lecz zdecydowanie nie można było wyczytać tam zadowolenia. Jechał na karym koniu bojowym. Po zwierzęciu widać było, iż słucha się swego pana… gdzieś w górze kołował jastrząb. Przez jakiś czas jechali starym traktem w stronę Twierdzy by ni z gruchy ni z pietruchy skręcić w las i podążać jakąś wąską ścieżką.

Nie odzywał się . Nasłuchiwał, wypatrywał z gadatliwego czy rozwrzeszczanego brodacza zamienił się w analizującego na chłodno otaczającą go przyrodę tropiciela. Szukał śladów czyjejś obecności. Coś zwróciło jego uwagę, jakiś trop na śniegu. Jednak po chwili już nie zaprzątał sobie tym głowy, tak jakby okazało się, że to nic czym powinien się przejmować. Kilkukrotnie się zatrzymał, nasłuchiwał jednak za każdym razem wracał do obranego wcześniej rytmu. Nic nie skomentował... tylko raz pokazał jej żeby się zatrzymała.

Sorg jechała za mężczyzną obserwując jego poczynania. Na usta cisnęły jej się pytania widząc jednak, że mężczyzna jest skupiony na nasłuchiwaniu i wypatrywaniu nie odzywała się również. Zastanawiała się jednak co takiego chce jej pokazać w tej głuszy i czemu to właśnie ją zabrał na ten swój objazd. Była przecież bardką a nie tropicielką, czy dobrze zrobiła zgadzając się pod wpływem chwili i uporu na ten wspólny objazd. Przypomniała sobie minę jaką zrobił kapłan na tą propozycję, przypomniała sobie strach Tui o nią i gest Laurego. “Może to jednak nie był dobry pomysł?” Za późno jednak było na to aby zawrócić, aby znów nie padło, że swoim zachowaniem udowodniła, że są jak dzieci.

Konie zapadały się w śniegu w niektórych miejscach po same brzuchy, a mróz zdążył zaczerwienić ich policzki nim Helfdan zdecydował się przemówić. – To kiedy byliście u Meyai? Krótkie i raczej dość nieoczekiwane pytanie sądząc z wyrazu jej twarzy.

Zaskoczyło ją pytanie, a może nawet bardziej niż pytanie to, że wreszcie się do niej odezwał. Spojrzała na niego i odparła: - Jak byliśmy w Uran - wiedziała, że nie o to chodzi, ale postanowiła nie ułatwiać mu sprawy. Jak chciał wiedzieć coś konkretnego niech po prostu zapyta. Nie wiedziała czy może mu zaufać, nie wiedziała o nim nic. Pamiętała jednak, że to on najbardziej upierał się aby zawrócić ich z drogi do Pyłów, pamiętała, że kapłan wspomniał o jego dziedzictwie. Zastanawiała się czemu ma służyć ten objazd i co chce jej pokazać, bo to rzekł proponując jej wspólny wyjazd. - Co chciałeś mi pokazać? - wyrwało jej się na głos.

- Już niedaleko, odrobinę cierpliwości. Gdyby słowa by wystarczyły to nie zabierałbym cię z dala od przyjaciół. Bez obaw to nie będzie bolało. Nie odpuszczał nie chcąc psuć sobie zabawy. – To kiedy się widzieliście z naszą ciemnooką znajomą o wielu talentach? Podczas Jarmarku czy później? Wyglądał na mężczyznę, którego słowem “później” nie dało się usatysfakcjonować.

- Oglądanie chyba nie boli? - odparła bardka ironicznie na zaczepkę. - Jak chciałeś zadać te pytania nie było potrzeby ciągnąć mnie w te zaspy śnieżne. Mogłam na nie odpowiedzieć i przy ognisku. A reszta mogłaby potwierdzić, cobyś znów nie miał obaw, że kłamiemy. Czy to takie istotne kiedy to było? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Sorg.

- Faktycznie, już nie musisz odpowiadać na wszystkie pytania… skoro dwójka moich towarzyszy przedwcześnie wyraziła zgodę na wspólną podróż do Pyłów, a trzeci dla świętego spokoju nie oponował. To jednak ja mam ci coś do zaoferowania czego z całą pewnością od żadnego z niech nie uzyskasz. Stwierdził bezceremonialnie tropiciel, w jego głosie nie było śladu rozczarowania, entuzjazmu zresztą też nie. Zwrócił konia i zatrzymał go tak, że dziewczyna była strzemię w strzemię z nim. Przez chwilę uważnie się jej przyglądał by w końcu dodać. – To co jest dla jednych zupełnie nieistotne dla niektórych może być bardzo cenną informację. Pytanie zadaję przy okazji naszej wycieczki nie jest on jej przyczyną.

- Czy mnie pamięć myli.... czy to nie ty mówiłeś że szkoda czasu na jałowe gadki? - spytała bardka przyglądając się mężczyźnie z uwagą - To po co ta wycieczka? Będziemy sobie tak jeździć po tym lesie i gaworzyć? - machnęła ręką robiąc ruch w niekreślonym kierunku - Czy też naprawdę chcesz mi coś pokazać? Co masz takiego czego ktoś inny nie może mi zaoferować? - mimo woli w jej głosie słychać było zainteresowanie, co takiego tropiciel chce jej pokazać.

- Właśnie… apropos jałowej gadki i gaworzenia. Jeżeli próbujesz mi przypomnieć czego nie lubię i że mam was za gówniarzy to nie musisz się tak starać. Aż takim starcem nie jestem, żeby zapomnieć wczorajszy dzień. Odpowiedział jej już lekko zniecierpliwiony. Zaczynał podejrzewać, że każdy bard ma manierę odpowiadania pytaniem na pytanie lub w ogóle nie odpowiadania.

- To już wiem. Nic nowego mi nie powiedziałeś, ani tym bardziej nie pokazałeś. Okazujesz nam to od samego... pierwszego wejrzenia? Miałeś mi coś pokazać... więc jak będzie? - Z uwagą przyglądała się twarzy mężczyzny, widziała, że traci on cierpliwość, ale upierała się przy swoim. “Czemu mam mu odpowiadać na pytania, kiedy on nic w zamian mi nie oferuje?” przemknęło je przez myśl. Zastanawiała się czy straci do niej cierpliwość czy wreszcie pokaże to co obiecywał.

- Pierwszego? To nie jest nasze pierwsze spotkanie, na Jarmarku prawie wpadłaś mi w łapy. Pamiętał ten moment podczas turnieju kiedy nieomal ją dorwał… tak niewiele go wtedy dzieliło. – Po śladach znajdziesz drogę powrotną.

- Nie widziałam Cię na Jarmarku. I nie wiem po co miałabym wpadać w twoje łapy. Dużo obiecywałeś mało pokazałeś chłopczyku... - nazwała go tak na złość bo przecież sam mówił, że starcem nie jest - ale cóż mężczyźni... “obiecanki cacanki a...” Myślę, że drogę powrotną znajdę bez problemu, jeżeli to wszystko co miałeś mi do pokazania.- dodała zerkając do tyłu na ślady jakie zostawili. - Abyś znów nie był rozczarowany tak jak tym, że ci w łapy nie wpadłam to wiedz, że u twej wieszczki byliśmy kilka dni temu, już po Jarmarku. - rzuciła na koniec starając się zawrócić Skat.

- Eh, baby tak bardzo się od siebie nie różnicie. Najpierw lubicie sobie dużo pogadać, a na koniec dajecie to czego się od was oczekuje. Te, którym nie płacił za towarzystwo lubiły jakieś takie dziwne podchody. Nigdy niekończący się rytuał. Zawrócił konia i ruszył w dalszą drogę - Dziękuję. Teraz możemy jechać dalej, chyba, że już zobaczyłaś to po co jechałaś… Gwiazdo. To co usłyszał o niezwykle utalentowanej wiedźmie rzuciło mu nieco światła na ich stosunki. Może zbyt pochopnie ją osądził.

- Nie wiem czy zobaczyłam, wszak to ty mi chciałeś coś pokazać... - rzuciła w stronę pleców oddalającego się mężczyzny. “Ech faceci i ich wieczne tajemnice”. Stała jeszcze chwilę zastanawiając się w którą stronę ruszyć. Jednak ciekawość zwyciężyła i ruszyła dalej za oddalającym się tropicielem.

***

O tym miejscu dowiedział się jeszcze w Twierdzy Złamanego Kutasa, jak zwali ją mieszkańcy podzamcza. Niewdzięczni mieszkańcy, którzy nie doceniali “łaski” dzielnych i światłych paladynów jaką okazywali im swoją ochroną. Dokładnie rzecz ujmując to o ciepłych źródłach powiedzieli mu dwaj myśliwi, którzy za skórami zapuszczali się w te rejony, a zimę spędzali pod miastem dostarczając dziczyznę. Moc gotowizny roztrwaniali wtedy w lokalnym zamtuzie na różnego typu uciechy. Tam też brodacz miał okazję ich spotkać. Znali to miejsce od wielu lat i nie raz z niego korzystali, jak twierdzili w tych sadzawkach pozbywali się wesz na długie miesiąca… wprawdzie z jakiegoś powodu zwierzęta je omijały, lecz nigdy nic niepokojącego tam nie znaleźli. Dawali sobie ptaszki uciąć, że zimą nie zamarza.


Kłęby pary, odczuwalny wzrost temperatury i zieleń wyraźnie wskazywała na to, że nie pomylili się. Całe to miejsce wyglądało dość niesamowicie dla kogoś kto widział wypływającą gorącą wodę z ziemi po raz pierwszy. Helfdan jednak wychował się niedaleko termalnch źródeł bijących z głębi ziemi. Doskonale wiedział, że trzeba się upewnić w kilku kwestiach nim zażyje się prawdziwe królewskiej kąpieli. W górze krążył Ptaszysko lecz poza nim i wierzchowcami żaden zwierzak nie dawał śladów swojej obecności. Helfdan zeskoczył z karego konia bojowego i przywiązał go do gałęzi rosnącego w pobliżu drzewa. Następnie wziął jakiś pakunek z juków.

- Poczekaj tutaj. Powiedział do dziewczyny, zrzucił kaftan i wszedł z obnażonym ostrzem w parę. Zostawiając ją z jastrzębiem i narowistym wierzchowcem sprawiającym wrażenie jakby nie lubił nieznajomych. Po kilku minutach wyszedł, a z jego włosów skapywała osiadła para. Sądząc po uśmiechu nic nie znalazł coby go zaniepokoiło.

Bardka patrzyła z zachwytem na to co ukazało się jej oczom. - I jak? - spytała kiedy z pary wynurzył się Helfdan.

- Tak jak mówiłem. Ostatnia okazja na ciepłą kąpiel między Pyłami, a Twierdzą Złamasów. Nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar skorzystać z okazji. Zaczął zrzucać z siebie zbroję, ubrania i wszystkie klamoty jakie tam nosił na sobie. Gdy zrzucił koszulę było widać zdobiącą tułów okazałą bliznę. Wygolona smuga i biały zrost wyraźnie odznaczał się od reszty gęsto porośniętego włosem ciała. Wyglądał jakby ktoś próbował go wytrzewić rozcinając jego korpus na dwie części. Podobnie ozdobione były jego ręce... a w podbrzusze musiał mu ktoś wsadzić ładny kawał żelaza. Bardka mogła odnieść wrażenie, że komuś bardzo zależało na pozbawieniu go życia... i aż dziw, że mu się niepowiodło.

Sorg przyglądała się bliźnie z uwagą. Zanim się spostrzegła z jej ust padło pytanie: - Kto ci to zrobił?

- Hmmm ostatnim razem kiedy moi towarzysze zdecydowali się przyjąć nowych do ogniska nie zadawałem pytań. Paru z nich postanowiło mnie pokroić w dzwonki nim okazało się, że to mało rozsądne z ich strony. Powiedział tropiciel nie przeszkadzając sobie w rozbieraniu. – A to, pokazał bliznę na brzuchu… - To zrobiła pewna dama chcąca trafić do mojego serca, w myśl starego przysłowia przez żołądek. Tu się zaśmiał jakby opowiedział najprzedniejszy dowcip. – Oni z tego nie wyciągnęli wniosków… niektórzy głupcy musieli.

- Przez żołądek powiadasz? Toć jak Cię już tak rozkroiła to mogła od razu do serca. Skąd wiesz, że ja Cię tak nie rozkroję jak będziesz kąpieli zażywał? Wszak też jestem “nowa”. - rzekła bardka nie odrywając oczu od blizny. - Popilnuję koni jak będziesz kąpieli zażywał, potem chętnie i ja to zrobię... jeżeli nagle nie postanowisz się spieszyć z powrotem.

Zrzuceniem portek zakończył już cały proceder. Stał nagi jak w dniu narodzin i podobnie jak wtedy nie miał w sobie ani odrobiny wstydu. Bo i po prawdzie nie miał się czego wstydzić. Następnie rzucił jej przelotne spojrzenie wziął ciuchy, broń ze sobą i poszedł w stronę sadzawki świecąc bladymi pośladkami. – Jest czas kiedy pośpiech jest niewskazany. Kiedyś ci to wyjaśnię. Możesz popilnować koni, potem się zamienimy rolami… albo porządnie przywiąż swojego wierzchowca i umyję ci plecy... Złożył ekwipunek tak by mieć go pod ręką w razie czego po czym zanurzył się w gorącej wodzie. Z jego gardła wyrwał się głęboki pomruk zadowolenia. Tego mu było trzeba, stare rany i pogruchotane kończyny od czasu do czasu właśnie takich zabiegów potrzebowały. Po chwili było słychać pluski wskazujące, że się szoruje... od czasu do czasu rzedniejąca para pokazywała jak pracował mydłem.

- A co tam słychać u pięknej Meyai? Wspominała chwile spędzone ze swoim wielkim tropicielem? Krzyknął w stronę dziewczyny.

Bardka zeszła z konia i zaczęła szukać w sakwach mydła i płótna, którym będzie mogła się wytrzeć. Zdjęła płaszcz i położyła go na siodle. Słysząc pytanie odkrzyknęła nie odwracając się nawet: - Nie wspominała... Choć zaraz... coś tam mówiła, a raczej pochwalne pienia na temat twych wyczynów nam zademonstrowała - przypomniała sobie co takiego w tropicielu zachwalała wieszczka najbardziej. Znalazłszy mydło podeszła ze Skat do drzewa i mocno ją przywiązała,aby tropiciel nie czepiał się o to, że nie posłuchała jego rady.

- Eh, przebiegła żmijka z tej kobiety… ale jak to mówią, nawet najlepszy jeździec nie dojedzie do celu bez dobrej klaczy. Hahahahaaaa śmiech przeszedł w bulgotanie gdy zanurzył się w wodzie aby opłukać mydliny. Gdy skończył wyskoczył strącając z siebie nadmiar wody. Potem sięgnął po jakieś płótno i począł się dokładnie wycierać.

Słysząc przechwałki mężczyzny Sorg wypaliła zanim zdążyła ugryźć się w język: - Matulu chwalą nas wy mnie a ja was. - po czym nabrała śniegu w dłonie i przetarła nim boki swojej klaczy.

Gdy już był o tyle o ile suchy stwierdził – No to twoja kolej. Sadzawka sprawdzona i bezpieczna… woda ma odpowiednią temperaturę. Nic tylko zrzucać łaszki i używać sobie do woli.

- Poczekam, aż się ubierzesz, nie chcę abyś sobie czegoś odmroził i zgodnie z umową zamienisz się ze mną. - odpowiedziała dziewczyna tropicielowi.

- Spokojnie, dwoje oczu mam jednym rzucę na ciebie a drugim na wierzchowce. Jak mój rumak będzie spokojny to znaczy, że nic ci nie grozi. Zaśmiał się beztrosko, widać że ta sytuacja mocno go bawiła. – Chyba nie ukrywasz tam jakiś kolejnych tajemnic pod ubraniem… coś tam mówiliście o zaufaniu czy czymś. A z tropicielami jest tak, że jak nie zobaczy to nie zaufa. Przepuścił ją jednak nie nastając na cnotę niewieścią w inny sposób jak tylko werbalnie.

- Może lepiej okiem nie rzucaj bo ci jeszcze gdzieś w śnieg wpadnie i go nie znajdziesz. A jeżeli będę chciała ci pokazać tajemnice jakie ukrywam to zrobię to sama. Mi na twym zaufaniu nie zależy, nie chcesz to nie ufaj. Nie muszę twego zaufania swoimi gołymi pośladkami nabywać. - rzuciła mijając mężczyznę i kierując swe kroki na drugi brzeg sadzawki. Odwróciła się sprawdzić czy para ją zasłania przed wzrokiem tropiciela.

- Fakt czego oko nie widzi tego mężowi nie żal. Kąp się Gwiazdo do woli… ale pamiętaj, że nekromantom na niczym tak nie zależy jak na krwi dziewiczej. Więc jak w Pyłach bezpieczna chcesz być to mam nadzieję, że wianuszek zostawisz poza jego granicami. Począł się powoli ubierać, a jego niezwykle wyczulone zmysły (szczególnie na kobiece wdzięki) uważnie lustrowały okolicę. Tą bliższą i tą dalszą.

- Mój wianuszek, moja sprawa... - rzuciła jeszcze przez ramię.

Nie widząc go rozebrała się szybko i chwilę później słychać już było plusk jak zanurzyła się pospiesznie w ciepłej wodzie. Namydliła się spłukała, zanurzyła głowę i zaczęła szorować włosy. Kiedy już się umyła patrząc w kierunku gdzie powinien znajdować się mężczyzna pospiesznie wyszła z wody i zaczęła się wycierać cały czas nie odrywając oczu od pary, która ją przysłaniała. Ubrawszy się zawinęła włosy w płótno i poszła w kierunku koni.

- Pewnymi rzeczami trzeba się delektować bo jak je traktujemy tylko jak obowiązek to, to praktycznie strata czasu. Podsumował jej niezwykle krótką kąpiel.

- Możemy rozpalić ognisko? - spytała podchodząc do mężczyzny.

- Nikt nam tego nie zabroni. Nie wiem jednak czy to nie jest dobry moment na to żebyś wróciła do przyjaciół. Opowiedział na pytanie lub propozycję… nigdy nie był dobry w dostrzeganiu różnic między nimi. Tym bardziej gdy znajdowały się zbyt blisko jego żądz.

- Muszę włosy wysuszyć a nad ogniem będzie najszybciej - wytłumaczyła czemu chce rozpalać ognisko.

- A... włosy. Chyba jednak będziesz musiała je wytrzeć i schować pod jakimś kołpaczkiem bo w tej parze za bardzo nie wyschną. Oczywiście jako tropiciel znam parę sztuczek na to jak rozgrzać kobietę, to jednak... Półelf podszedł niebezpiecznie blisko dziewczyny.

- Nie prosiłam o rozgrzanie tylko o rozpalenie ognia. Jednak pewnie masz racje, że będzie to daremne. - zaczęła wycierać włosy.

- To jednak będą się zbytnio niepokoić i jeszcze ten twój elf wyruszy na poszukiwania zguby. Mężczyzna się wycofał. - Tylko żebyś później nie żałowała. Poszedł przygotować konie do powrotnej drogi.

Wyciągnęła z sakwy grzebień, rozczesała je i zaplotła w warkocz, który owinęła dookoła głowy. - Jaki mój elf? - spytała ze zdziwieniem w głosie. Czekając na odpowiedź zaczęła nakładać na siebie płaszcz i skryła głowę pod kapturem.

- Taki jeden co ładne listy pisze i często ptaszka głaszcze. Może go gdzieś ostatnio widziałaś?

Spojrzała na tropiciela próbując skojarzyć kogo miał na myśli. - Mówisz o Aesdilu i Kullu? Jeżeli tak to nie przypominam sobie aby on był moim elfem. Czemu tak twierdzisz?

- Słuchaj i patrz, tylko czasem staraj się też dostrzec i usłyszeć pewne sprawy. Helfdan był ciekaw jak Głatkolicy zareaguje na wieść o ich kąpieli. Chyba będzie zadowolony, że tropiciel dba o zdrowie i higienę ich młodej towarzyszki podróży.

Bardka spojrzała na mężczyznę, który według niej mówił zagadkami. Wzruszyła ramionami, wsiadła na konia i rzekła: - Możemy wracać. Ja jestem gotowa.
- Prosto do Twierdzy. Półelf zaśmiał się i zawrócił konia. - Tylko szybko i bez oglądania się za siebie.
- Sam se jedź do Twierdzy... ja jadę do Pyłów! - wykrzyknęła dziewczyna do pleców oddalającego się tropiciela. “Co za uparty osioł.”

Ruszyli w drogę powrotną znaną już im ścieżką. Czyści i pachnący… nawet tak do cna zepsuta kobieta (co akurat bardzo tropicielowi odpowiadało) jaką była trucicielka, a dla niektórych wieszczka wydawała się jakaś taka czyściejsza. Helfdan wracał na przedzie jak zwykle wyglądając niebezpieczeństwa. Był dość zadowolony z siebie, a im bliżej obozu tym bardziej się cieszył ze spotkania ze swoimi towarzyszami. Z sobie tylko znanych powodów. Po kilku kwadransach zza drzew dało się widzieć głupców zmierzających prosto do Pyłów. Ślepo podążających do upragnionego celu. Chyba zbyt poważnie go rozumiejących, a przede wszystkim nie widzących potrzeby by od czasu do czasu wyluzować, gdzieś zboczyć… odpuścić na parę chwil. Tak żeby nie sfiksować. W nozdrza uderzył zapach nadętych bufonów mieniących się jedynymi sprawiedliwymi, którzy nawet pierdzą w gacie po cichu, żeby im to ujmy na honorze nie przyniosło. Dał wierzchowcowi ostróg i ruszył naprzód. Widział już ich wyraźnie.

Uderzyło go to nagle jakby dopiero teraz zrozumiał o co była ta awantura... jakie bezcelowe było to przesłuchanie... pytania, odpowiedzi. Oni to wszystko mieli głęboko w zadkach. Znał towarzyszy od paru miesięcy i tak naprawdę nieustannie go zaskakiwali bezrefleksyjnością, wszystko przyjmowali takim jakim im to sprzedawano. Jak coś wbili sobie do głowy to tak im już tam zostawało na wieki wieków amen. Motywacja, powody, rozterki... ich to przecież nie obchodziło. Mieli swój cel. Cel, tylko on się liczył. Przez wspólne tygodnie podróży nie zadali sobie trudu aby dowiedzieć się kim był podróżujący z nimi typek i po co taki zamiast zimę spędzić w ciepłym zamtuzie ciśnie na Pyły. To po co zadawać je jakimś gówniarzami, trzeba oszczędzać parę na misję...
 
baltazar jest offline