Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2010, 20:06   #303
Manji
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Strażnica Wschodu - różnie, Prowincja Shinda, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, wieczór.

Najniższa bryła twierdzy, jadłodajnia

Bayushi prowadził rozmowę z Krabem, Hida Sasori, gdy ten nagle wykrzyknął ostrzegawczo.

- Niech to Jigoku, człowieku, spójrz w lewo!

Odruchowo, Manji przekręcił lekko głowę, wciąż zachowując Hidę Sasori w polu widzenia. Tylko, że w odległości kilku centymetrów przed jego maską teraz kołysał się niewielki, czarny skorpion. Bayushi odruchowo palnął wiszącego skorpiona, który poleciał, po czym Manji wykonał przewrót w tył przy okazji przewracając stół i skupiając na sobie uwagę wszystkich przebywających w jadłodajni. Leżąc dostrzegł jak zwierzątko na lince leci pięknym łukiem i wraca w jego stronę, jednocześnie gwałtownie obniżając się. I tym razem, jak poprzednio, Bayushi zareagował kulając się na boki, tak aby 'przesympatyczne’ zwierzątko nie upadło na niego. Manji przeturlał się w bok, a następnie do tyłu kończąc w półpostawie seiza, z jedną stopą opartą na podłodze, a drugą leżącą na ziemi. Był już poza zasięgiem sznurka, na którym dyndał mały, silnie jadowity skorpion. Gdy znajdował się w półklęczącej postawie bojowej jadłodajnię wypełniły salwy śmiechu, trzech, nie, pięciu, nie sześciu bushi. Jeden z nich, kilkunastoletni chłopak o bardzo miłej twarzy podciągał na sznurku porządnie rozwścieczonego skorpiona. Zwierzę intensywnie próbowało kąsać, chłopak opuścił je do wiklinowego koszyka. Bayushi gotowy do odpierania dalszych ataków rozejrzał się po sali. Jego dłonie odruchowo znalazły się na rękojeści wakizashi, miecz leżał tam gdzie wcześniej Manji go odłożył. Jeden bushi siedział przy palenisku śmiejąc się wraz z innymi. Przed sobą miał miskę ryżu, w dłoniach pałeczki, a na głowie (a raczej teraz zrzucona na kark) jingasa - nietypowe u Krabów, gdzie zdecydowana większość wolała ciężką zbroję. Inny z mężczyzn siedział przy wejściu, przy stojaku na broń ciężką. Rechotał donośnie, że aż walił się dłonią po udach i kolanach, niemal się spłakał ze śmiechu. Manji pozostawał w pozycji przez chwilę z rękoma na rękojeści wakizashi, był gotów na walkę, krew w nim się burzyła, ale atak nie nadchodził, był tylko śmiech i roześmiane twarze bushi. Przez chwilę poczuł się jak w Chacie Pustelnika, gdzie padł ofiarą nie jednego i znacznie podlejszego dowcipu. Zaczynał oddychać coraz wolniej, adrenalina powoli ustępowała, nie było zagrożenia. Miał chwilę na to aby ochłonąć, pozostali rechotali, a Manji przypomniał sobie reakcję jakiej się nauczył będąc w Chacie Pustelnika, reakcję, która zwykle kończyła radość żartownisiów. Wciąż pozostając w tej samej pozycji zaczął się śmiać coraz to donośniej, śmiał się głośniej niż pozostali, śmiał się widowiskowym i wyuczonym śmiechem, śmiał się aż pozostali ucichli. W trakcie śmiechu uświadamiał sobie wartość lekcji jaką otrzymał, przecież tak jak on zareagował na jadowite zwierzę tak reagowali wszyscy z poza Klanu na obecność Skorpionów. Mieszkańcy Rokuganu obawiali się Skorpionów tak samo jak teraz Manji przestraszył się czarnego skorpiona. Gdy ucichli, Manji powoli się podniósł, poprawił ubranie. Wszystkie oczy były skierowane ku niemu, przestali się śmiać, bo byli zaskoczeni reakcją Skorpiona, bo liczyli na złość, liczyli na jakąś bijatykę. Byli rozczarowani takim, a nie innym zachowaniem. W młodego Bayushi wpatrywały się rozczarowane oczy znudzonych Krabów, a on spokojnie rozejrzał się po jadłodajni i ruszył na swoje miejsce dokończyć posiłek.

- Bardzo zabawny dowcip, gratuluję pomysłu Hida Sasori-san. Także dziękuje za lekcję.

Szybko powrócił do obojętnego wyrazu twarzy. I począł zjadać ryż z rybą jaki mu podano, a każdemu nabranemu kęsowi dokładnie się przyglądał, wprowadzając pokarm do ust dyskretnie obwąchiwał, następnie smakował gotów wypluć porcje gdyby wyczuł najdrobniejszy posmak trucizny. Nie był specjalistą od trucizn, jednak wiedział o nich wiele. Aby nie być niemiłym, kontynuował rozmowę, co także tłumaczyło jego powolne jedzenie.

- Dziękuję za dopełnienie gościny, panie - z uprzejmym uśmiechem zwrócił się do Sasori - twe informacje o tutejszych rzemieślnikach są niezwykle pomocne, pozwól więc abym się odwdzięczył w podobny sposób. Mianowicie, trakt wciąż jest skuty lodem, a niewielu zeń korzysta. Jakiś dzień drogi w stronę Muru rozsiadły się pennagolany, strasznie cuchnie tam octem, no i pozostawiają ogryzione zwłoki heiminów. – Kolejne słowa wypowiedział nieco głośniej, jednak nie musiał się specjalnie wysilać, bo w ciszy jaka panowała i tak byłby słyszanym - Na Murze dzieje się wiele, lecz zapewne nie jesteście ciekawi, więc nie będę mitrężył waszego czasu opowieściami typu: kto obecnie dowodzi w Twierdzy Ostrza Blasku, jak zginęła Hida Sago-sama, a tym bardziej o tak małostkowych rzeczach jak ruchy wojsk pomiotu Nienazwanego i Kraba.

Twarze zebranych zdradzały, że jego słowa ich zaciekawiły, teraz czekał na ich reakcję. Ciekawiło go jak bardzo są ciekawi nowin i na jaką zapłatę są gotowi, aby usłyszeć wieści, jakże ważne dla Krabów. Choć niewiele mówił, robił to dość mozolnie, przerywając pobieraniem i przeżuwaniem kolejnych kęsów pokarmu.

- Raz jeszcze dziękuję za jakże miłe przyjęcie i cieszy mnie to, że rozweseliłem towarzystwo. – Nawet dla wprawnego ucha słowa nie brzmiały sarkastycznie, a uśmiech wyglądał na przyjazny. - Teraz wybaczcie, ale pilno mi aby pozałatwiać ważne dla mnie sprawy.

Skorpion pozdrowił stosownym ukłonem przyglądających mu się bushi, po czym ruszył ku wyjściu z jadłodajni. Na odchodne, szeptem, powiedział w przestrzeń, na tyle cicho, że nawet Hida Sasori miałby problem tego dosłyszeć, choć był najbliżej – umiem pływać, żabko.

Manji miał zamiar uprzykrzyć życie tego Kraba najbardziej jak było to możliwe, nie dla tego, że zadrwił z niego, dla Manji była to bardzo dobra lekcja i wręcz był za nią wdzięczny. Gdyż lekcja ta otworzyła mu oczy na pewne sprawy, których do tej pory zwyczajnie nie rozumiał. Lecz naśmiewając się z niego, wyśmiewał Rodzinę Bayushi i Klan, a za to musiał zapłacić, musiał stać się przykładem dla pozostałych, a jako przykład miał przypomnieć reputację Klanu Tajemnic pozostałym rechocącym. Bayushi dobrze wiedział, że okazji będzie ku temu aż nadto, że ludzie żyjący w takim miejscu musieli ciężko pracować na pozycję i reputacje, którą można było szybko stracić.

Manji wyszedł na zewnątrz, zaczerpnął głęboki wdech, mimo wieczornego chłodu. Zimny wiatr nie miał takiej mocy jak na otwartym polu, jednak przywołał niemiłe wspomnienia z podróży, ale także oczyścił umysł. Na chłodno mógł spojrzeć na niedawne wydarzenia, widział teraz przyczynę dlaczego Fukurou mu nie ufał i się mu nie dziwił, był Skorpionem, który mógł znienacka zaatakować. Był nieprzewidywalny i niezrozumiały, a najstraszniejsze jest to co nieznane i nieprzewidywalne. Dzięki dowcipowi Kraba, Manji nie miał już za złe Fukurou jego zachowania, teraz rozumiał przyczyny. Szybkim krokiem ruszył w stronę przyległych do wierzy drewnianych chat. Drewno było w tej okolicy rzadkością, więc dla kogoś jak Manji, pochodzącego z rodu zarządców było jasne, że to tam znajdzie rzemieślników dość biegłych, bo stać ich było na to drewno. Z dość dużą wprawą odnajdował szyldy różnorakich rzemieślników. Po niedługim czasie odnalazł odpowiedniego rzemieślnika. Na zewnątrz chaty unosił się zapach gotowanej strawy i suszonych ziół. Zapukał do drzwi, odpowiedział głos starca, straszliwie przeklinającego niechcianego gościa i przeganiając go do stu demonów. Manji ponowił pukanie, a z wnętrza rozbrzmiała kolejna kanonada przekleństw. Głos starca pozornie nasączony był złością, jednak Manji rozpoznawał nutę strachu i rozumiał to. O tej porze i w takim miejscu stary zielarz miał powody do obaw. Złośliwie uśmiechając się, zapukał po raz trzeci, starzec zamilkł, i jak Manji mógł się domyślać, wahał się co czynić. Młody Skorpion ani myślał pomagać starcowi w decyzji, tylko zapukał czwarty raz, na co drzwi gwałtownie się otwarły, a w mrok wyskoczył starzec uzbrojony w kolek. Manji zapobiegawczo stał w odpowiednio bezpiecznym dystansie. Starzec na widok samuraja zamarł w pozie z uniesionym kołkiem nad głową gotów w każdej chwili zaatakować. Był zaskoczony widokiem bushi, zaczął przepraszać, odrzucił kolek, a potok przeprosin przesiąknięty był lękiem przed śmiercią. Bayushi odczekał, aż starzec skończy.

- Jak ci na imię?
- Ichizo Panie. Proszę wy...


Skorpion przerwał kolejny potok przeprosin gestem dłoni.
- Nie obawiaj się, nic ci z mojej strony nie grozi. Chciałbym kupić od ciebie co masz na sprzedarz. Zimno jest na zewnątrz, może byśmy załatwili sprawy wewnątrz – powiedziawszy to ruszył do środka nie czekając na zaproszenie, mijając wciąż klęczącego heimina.

- Jestem Bayushi Manji-san, samuraj z Klanu Chroniącego Cesarskie Prawo, nie musisz się mnie obawiać jeśli nie złamałeś Niebiańskiego Porządku.

W chacie unosił się intensywny zapach suszonych ziół, Manji przyglądał się wiszącym pod sufitem i na ścianach chaty wiązkom ziół, większości z nich nie znał, choć rozpoznawał kilka stosowanych w jego Klanie jako trucizny. Stary zielarz starał się być możliwie najbardziej uprzejmy, a z nadmiernej służalczości, Bayushi wyczytał, że ów wciąż się boi, choć nie tak bardzo jak wcześniej. Teraz strach mieszał się z ciekawością. W końcu stary zielarz odważył się zapytać.

- Czy Ty Panie nie jesteś aby z Klanu Skorpiona? - Po chwili starzec zgiął się w ukłonie - Proszę wybacz mi moją śmiałość.
Manji jedynie na potwierdzenie kiwnął potakująco głową.
- Zapłacę ci uczciwie za opatrunki, zioła przyśpieszające krzepnięcie i te suszki – wskazał na suszone kwiaty polne, które miały tę właściwość, że zmieszane z alkoholem rozwiązywały język nawet największym milczkom. - ładnie pachną.

Skorpion nie znał ich właściwości leczniczych, ale nie do leczenia ich potrzebował, chciał dowiedzieć się o Hida Sasori możliwie jak najwięcej. Ichizo–zielarz powoli składał wszystkie zamówione przez Manji rzeczy, przy czym cały czas o czymś gadał. Manji rozumiał, że nie przyśpieszy działań starca, więc postanowił skorzystać z okazji i wypytał o wszystkie interesujące go rzeczy. Starzec chętnie dzielił się swoją wiedzą, najwyraźniej brakowało mu kogoś do słuchania. Opowiadał Skorpionowi o kłopotach z pijanymi zbirami, pomijając fakt, że większość z owych zbirów to samuraje Kraba, którzy demolują co tylko się da. Opowiadał o trudach życia samotnie w takiej okolicy, opowiadał o niebezpieczeństwach samotnego zbierania ziół, wspomniał o niedaleko Twierdzy przycupniętych eta, zajmujących się garbowaniem skór, o rozmieszczeniu domów w osiedlu rzemieślników i o samych rzemieślnikach, którzy mogliby pomóc Skorpionowi. Opowiadał o tutejszym domu uciech, o tym, że czasem któraś z dziewcząt potrzebuje specjału do usunięcia ciąży, lub by wyleczyć się z jakiejś niewygodnej choroby, o którą w takim zawodzie łatwo. Strasznie zaciekawił tym Manji i podsunął mu pomysł na to jak uprzykrzyć życie Sasori. Bayushi interesował się domem trzcin nie dlatego, bo chciał pilnie zaspokoić swoje potrzeby, ale dlatego, że gejsze były istną kopalnią informacji. Manji korzystając z gadatliwości starego zielarza wypytał o szlaki handlowe, jak często karawany się tu pojawiają, kto tymi karawanami kieruje, czyje są to karawany i jak są liczne. Odpowiedzi starca nie były aż tak precyzyjne jak by tego sobie życzył, jednak dawało to pewne informacje, które mógł uzupełnić. W trakcie rozmowy, w przerwach na krzątanie się po domu, zielarz zaproponował swemu gościowi miskę cienkiej zupy, którą Manji przyjął z ogromną radością. Młody Skorpion zaczął czuć sympatię to tego gadatliwego, bezpośredniego w swych wypowiedziach jak większość Krabów, starca. Było w nim coś szlachetnego, coś co zmieniało opinię Skorpiona na temat tego upadłego przybytku. Uczciwość starego zielarza niczym się nie różniła od uczciwości większości heiminow Rokuganu, jednak w tym miejscu silnie kontrastowała, przez co wywierała znacznie większe wrażenie.

Na koniec starzec podał cenę za dość sporych rozmiarów pakunek, a była ona tak niska, że Manji nawet nie próbował się targować. Nawet stwierdził, że cena jest znacznie za niska, bo otrzymał więcej niż chciał opatrunków i ziół wraz z instrukcją ich stosowania. Dlatego zapłacił dwa razy tyle o ile starzec poprosił. Monety trafiły w dłoń starca, który nagle, patrząc na nie się rozpłakał. Bayushi nie bardzo wiedział jak ma się zachować, uśmiechnął się głupkowato i poklepał Ichizo po ramieniu.

- Nie martw się Ichizo, za jakiś czas się tu pozmienia, będzie lepiej. Jedyne co przychodziło Manji teraz do głowy to wlać w stare serce trochę otuchy i nadziei na lepsze jutro.
- Wybacz Panie, za moje zachowanie, ale nie masz tu samurajów, którzy bronią poddanych, oni nas... – słowa więzły mu w gardle, a szloch się nasilił. Starzec otarł oczy rękawem swej szaty, raz jeszcze przeprosił za zachowanie i podziękował na głos Fortunom za nadzieję niesioną przez przybyłych, niesioną przez takich jak Skorpion, samurai.
Manji opuszczając dom zielarza życzył pomyślności, zdrowia i łaskawości Fortun. Tym samym odpowiedział mu zielarz. Następnie Skorpion skierował swe kroki ku przydzielonej sypialni.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.

Ostatnio edytowane przez Manji : 02-01-2011 o 23:08. Powód: poprawki i takie tam ...
Manji jest offline