Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2010, 22:43   #15
Raeynah
 
Raeynah's Avatar
 
Reputacja: 1 Raeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetny
Edith ocknęła się. Zerknęła przez przymrużone oczy, żeby stwierdzić, że powoli przesuwa się nad nią ciemna sieć, poprzetykana gdzie nie gdzie jaskrawymi światłami. Zemdliło ją nieco, kiedy ziemia zaczęła drżeć. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że ma nad sobą baldachim z gałęzi i liści, a pod sobą jeden z wozów najemników. Zrzuciła z siebie koc, którym była okryta i podniosła się. Pulsujący ból w skroniach i zawroty głowy przyczyniły się jednak do tego, że szybko znalazła się z powrotem w pozycji leżącej. Lądując na twardych, drewnianych palach służących do montowania namiotu nabiła sobie parę dodatkowych sińców.
- Jak się czujesz? - usłyszała. Swoim wierceniem się musiała przyciągnąć uwagę Rannalta, który teraz zaciekawiony zaglądał na wóz.
- Bywało dużo lepiej - jęknęła, powoli odzyskując pełnię świadomości. Ból rozsadzał jej czaszkę.
Ton kolejnych pytań zadawanych przez mężczyznę przekonał ją, że naprawdę się martwił. Zawahała się, po czym z uśmiechem zapewniła, że jej stan to efekt tygodniowego braku odpoczynku i że już czuje się dobrze. Uwierzył i po chwili sam pogodnie zaczął opowiadać, jak to zmuszony był spać na drzewie kiedy w lesie zaskoczyła go wataha wilków. Wspomnienie na pewno nie było przyjemne, mimo to uśmiechał się szeroko opowiadając jej o swoich przygodach. Uśmiechała się wesoło, choć wciąż dudniło jej w głowie. Już nie tak mocno, jak piętnaście minut temu, co nieco polepszyło jej nastrój.
Podniosła się na łokciach i ponownie spróbowała wstać. Ta próba również była nieudana. Całkiem szybko straciła równowagę na chyboczącym się wozie.
- Spokojnie, odpoczywaj póki możesz - powiedział Rannalt, w miarę możliwości pomagając jej się z powrotem położyć. - Stara żołnierska zasada, nigdy nie stój, kiedy możesz siedzieć i nie siedź, kiedy możesz się położyć.
Podziękowała i, zgodnie z radą, z powrotem naciągnęła na siebie zmechacony koc.
- Do usług - usłyszała.
Krasnolud siedzący obok niej na wozie przekręcił się i zamruczał coś do siebie. W milczeniu podziwiał krajobrazy. Nie włączył się do rozmowy, podobnie z resztą jak Shimko, który klnąc pod nosem włóczył się obok wozu.
Po chili milczenia, przerywanej od czasu do czasu rżeniem koni lub śmiechami otaczających ich najemników Rannalt zadał pytanie, które, choć wypowiedziane cicho i nieśmiało, sprawiło, że nabrała powietrza w płuca.
“Jaka tajemnicza sprawa nie pozwoliła mi spać w nocy? A co to? Wywiad środowiskowy, czy jak?” - pomyślała, ale po chwili zdała sobie sprawę, że mężczyzna nie musiał mieć żadnych złych intencji. Na to przynajmniej wyglądało. Uśmiechnęła się, zaskoczona.
- Tajemnicza? - zaśmiała się, umiejętnie kryjąc emocje. - Przecież przy was Czub wspominał, że mam odwiedzić lady De La Mort. Jakby nie patrzeć, oprócz niej jestem tu jedynym najemnikiem płci żeńskiej. Trzeba było po prostu ustalić, gdzie będę spać. Ot, cała tajemnica. - wzruszyła ramionami. - Pani Magister wyraziła sprzeciw, kiedy ulokowano mnie z wami w namiocie, twierdząc, że mogę nie czuć się tam komfortowo. Ale, w końcu, wylądowałam z wami, i to chyba tylko dlatego, że jako zwykłemu najemnikowi nie wypada mi spać w namiocie doradcy wojennego.
- Rozumiem - powiedział. Wydało jej się, że nie był zbyt usatysfakcjonowany tą odpowiedzią, ale nic więcej nie dodała. - Po prostu zdziwiłem się trochę, kiedy kazali ci łazić gdzieś po nocy.
- To całkiem zrozumiałe. Sama najchętniej zostałabym wtedy w namiocie, ale na razie postanowiłam nie kwestionować rozkazów.

- Tak. To raczej nie byłby dobry pomysł. - pokiwał głową.
Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Przewróciła się na drugi bok i odetchnęła z ulgą. Elegant łyknął kłamstwo, i choć nie chciała okłamywać nowych kompanów cieszyła się, że, chociaż na razie, nikt nic nie podejrzewa. Już dawno nauczyła się nie mówić wszystkiego komu popadnie. Już wielu było takich, co się “martwili”. Lepiej trzymać gębę na kłódkę.

***

Zaczynało zmierzchać, kiedy dotarli do miejsca obozowiska.
- Co to za rudera? - mruknęła do siebie, kiedy jej oczom ukazał się prawie doszczętnie zrujnowany budynek. Stara stacja poboru myta, ot co.
Kompania rozłożyła się wewnątrz starego, rozsypującego się muru.
Edith nie pomagała przy rozbijaniu namiotów. A właściwie, to w niczym nie pomagała. Najemnicy co rusz wyrywali jej z dłoni liny i co tylko, kpiąc, że taka dziewuszka to z mało czym da sobie radę. Cóż, jej to pasowało. Rozłożyła się na trawie pod murem w najdalszej części obozowiska, tam, gdzie stanąć miała “piątka”, i przyglądała się, jak mężczyźni pocą się żeby złożyć wszystko do kupy. Czekała aż w końcu będzie można się rozłożyć z rzeczami w namiotach.


Nagle coś przykuło uwagę dziewczyny, kiedy kręciła się po obozie, rozglądając się po ruinach. Przez rozwaloną część muru dostrzegła biegnącą przez trawnik, nieregularną, ciemną smugę. W blasku zachodzącego Słońca nie dało się odczytać jej koloru, zaciekawiona podeszła bliżej. Z każdym krokiem poczynionym ku murze uświadamiała sobie, że ta linia biegnie od lasu prosto pod ruiny stacji. Kiedy z ciekawości wyjrzała za wyłam w murze zobaczyła kolejną plamę, większą. Tuż przed nią, w sporej kałuży krwi leżał mężczyzna. Krzyknęła z przerażenia, alarmując towarzyszy, którzy dość szybko wybiegli z namiotu. Po jego podziurawionej, poplamionej szacie zorientowała się, że jest on kapłanem. Pierś, brzuch, praktycznie cały tors miał poharatany i poorany głębokimi ranami, z których obficie sączyła się krew.
- Oh, mój...! Żyjesz?! - prędko skoczyła ku rannemu. - Powiedz coś! - Klęcząc w krwistej kałuży zaczęła oszacowywać wielkość jago obrażeń. Biedak krztusił się własną krwią, próbując złapać oddech. Chciał coś powiedzieć. - POMOCY! - warknęła zrozpaczona do zbliżających się kompanów. - ON TU UMIERA!
Poczuła na sobie dotyk jego zimnych dłoni. Chwycił ją za rękaw i ostatkami sił przyciągnął do siebie. Dziewczyna uciszyła resztę i pochyliła się nad konającym.
-To... to nie może... wpaść...w... w ich ręce... - wychrypiał, wciskając jej w ręce małą paczuszkę. - To...musi dotrzeć do Kar... Karak Kardin.
Te słowa były ostatnimi, jakie z siebie wykrztusił, po czym bez życia legł na murawie.
W momencie, kiedy oszołomiona Edith podniosła się i wcisnęła paczuszkę do kieszeni, od strony lasu, tam, skąd prowadził krwawy ślad, rozległ się głośny ryk. Wszyscy, jak stali, natychmiast odwrócili się w tamtym kierunku, żeby zobaczyć, jak szóstka mutantów wyłania się z pomiędzy drzew. Jeden z nich błyskawicznie zaszarżował na krasnoluda.
Edith wyciągnęła broń, mimo, że na ułamek sekundy sparaliżował ją strach. Ktoś za nią zaczął zwoływać resztę najemników do pomocy. Przyjęła pozycję obronną. Jeden z potworów obrał ją sobie za cel. Zaszarżował. “No chodź.” - jej brwi groźnie zbiegły się u nasady nosa. Wykonała szybki piruet unikając w ten sposób drewnianej pałki owrzodzonego odmieńca, po czym sparowała jego atak.
- Pomóż jej! - zawołał do kogoś Rannalt i chwilę potem pojawił się przy niej Hein. Zamachnął się, chcąc pozbawić poczwarę pokrytej cieknącymi ropą wrzodami gęby, ale chybił. Jego miecz świsnął ponad nią. Dało się słyszeć przekleństwa rzucane pod adresem potwora.
Khazad, zabiwszy swojego przeciwnika w szaleńczej furii rzucił się z toporem w stronę jej napastnika i zakręciwszy nim w powietrzu wbił go w ciało bestii uwalniając ją od jednej z nóg. Potwór wywrócił się i wymachując resztą kończyn wił się i chrypiał u jej stóp.
Spojrzała na krasnoluda i uśmiechnęła się wdzięcznie, ale chyba nie zauważył. Po chwili oddalił się parę kroków wywijając toporem w powietrzu i tłukąc wyimaginowanych przeciwników.
Wzruszyła ramionami i odsunęła się od owrzodzonej paskudy, która teraz była niemal bezbronna. Postanowiła skupić się na innym potworze. W jej polu widzenia pozostał tylko jeden z nich. Wielki, oślizgły grubas stojący około 10 metrów od niej. Już miała pobiec ku niemu z mieczem, kiedy nagle się zawahała. Spojrzała ku górze. Słońce już powoli zachodziło, a świetliste pasma dodały jej niespodziewanej otuchy. Snujące się ponad rozpościerającym się przed nimi lasem kolorowe wiatry i krwawe plamy na trawniku w ostatniej chwili zmieniły jej decyzję. Wyczuwała obok siebie śmierć, co jakimś sposobem sprawiło, że poczuła się silniejsza. Stanęła ponad krwawym śladem na trawie. Skoncentrowała się na opasłej paskudzie i po cichu, tak, żeby nikt nie słyszał, wypowiedziała zaklęcie, chcąc wysłać w jej stronę magiczny pocisk. Barwne smugi nawet nie drgnęły, przelewając się sennie nad jej głową. “N-nic?!” Kolejne nieudane zaklęcie wyprowadziło ją z równowagi.
- NO NIECH TO SZLAG!! - krzyknęła do siebie. Momentalnie poczuła na sobie wzrok paru towarzyszy.
Ale pomimo nieudanego zaklęcia grubas runął na ziemię. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że w jego nieproporcjonalnie małej głowie tkwi parę strzał. I po chwili zza muru wyskoczyło wsparcie w postaci podporucznika i podchorążego. Krasnolud zorientowawszy się, że spaślak jest martwy zaklął do Cichego. Parę sekund później ostatni z atakujących monstrów czmychnął do rzeki, szczęśliwie unikając strzał podchorążego, uprzednio porażając broniącego się Shimka prądem.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Wyglądało na to, że już po wszystkim. Spojrzała na Czuba. Ku jej zdumieniu krasnolud właśnie świdrował ją wzrokiem. Jego wzrok biegał po śladach krwi zatrzymując się to na martwym kapłanie to znowu na niej. Nabrała powietrza do płuc. Z pewnością musiało to wyglądać podejrzanie. Pytająco zerkał na resztę swoich podwładnych.
- Co tu sie właśnie, psia mać, stało?!
Milczeli. Dowódca chrapliwym głosem dał im znać, że domaga się natychmiastowej odpowiedzi. Jako pierwszy odezwał się krasnolud. Walnął prosto z mostu zawierając wszystkie informacje w jednym, krótkim zdaniu, wskazując przy tym Edith swoim wyszczerbionym, ubabranym krwią toporem. “Czy on zdaje sobie sprawę, że całkiem mocno krwawi?” - pomyślała, i w tym samym momencie khazad spytał o medyka. Czub warknął na niego, nakazując mu zwracać się do niego “podporuczniku” i kazał spotkać się z Igłą. Dziewczyna chyba go kojarzyła. Łysol z bródką w szpic. Nie wyglądało jednak na to, że krasnolud zrozumiał. Kiedy on powoli człapał ku rzece podporucznik Torik po żołnierskiemu przepędzał gapiów, którzy zebrali się wokół nich z zaciekawieniem przyglądając się trupom. Potem, kiedy wszyscy się rozeszli odwrócił się do Edith i podszedłszy tak blisko, że dzieliło ich zaledwie parę cali szepnął:
- Pokaż mi to.
Bez zastanowienia powędrowała dłonią do kieszeni. Wyjęła paczuszkę i spokojnie przekazała ją dowódcy. Jego krzaczaste brwi zbiegły się w wyrazie zamyślenia.
 
__________________
"Jeśli płomień mnie nie oślepia i nie spala to ja jestem płomieniem"

Ostatnio edytowane przez Raeynah : 14-12-2010 o 23:04.
Raeynah jest offline