Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2010, 11:57   #115
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Znalezienie nowych tropów, jakimi były nazwiska Hollenbach i Wendell, pozowoliły ruszyć do przodu. Zamysł był taki, aby znów udać się do grubasa i starać się znaleźć coś na temat tych Hollenbachów. Najpierw trzeba było odzyskać księgę, którą wcześniej pożyczyli pod zastaw medalionu kislevskiej szlachcianki.

Gdy otworzyła im drzwi swojego pokoju w karczmie, Jost był wniebowzięty. Bretonka ubrana była jedynie w nocną koszulę, głęboko rozciętą na piersiach i do tego nie zawiązaną. Wyszczerzył zęby w uśmiechu i oparł się o framugę, bezceremonialnie gapiąc się na delikatnie prześwitujące przez materiał, kształtne piersi. Bretonka zupełnie nie zwróciła na to uwagi.
- Niezła sztuka, nie? - zwrócił się do męskiej części kompanii, gdy bretonka poszła po księgę. Przyniosła ją po dziesięciu minutach i Jost wrócił do swoich obserwacji z rozmarzonym wyrazem twarzy. Ktoś zapytał o organizację, do której należał Wendell i inni szlachcice z okolicy, jednak kobieta nie za bardzo orientowała się w temacie. Trzeba było pójść do Gephardta. Drapiąc się po kroczu, posłusznie ruszył za innymi.

Zanim dostali się do domu grubego naukowca, minęło trochę czasu. Najwidoczniej nie miał on w zwyczaju przyjmować gości o tak późnej godzinie, co zważywszy na jego wiek, niezbyt Josta dziwiło. Rewelacje jakie dotyczyły nazwiska „Hollenbach” były niepokojące. Ta rodzina szlachecka z Nordlandu skażona była klątwą wampiryzmu. Podobno elektor rozprawił się z nimi, ale nie do końca skutecznie.
- Tfu - na wieść o wampirach, Jost splunął przez ramię. Ślina spłynęła po szklanej szybie jakiejś szafki. Doker udawał, że nie zauważył karcącego spojrzenia gospodarza. - Jeszcze wampiry. Ale cóż to ma wspólnego z kurą? I gdzież Nordland a gdzie Pfeifendorf? Nic nie rozumiem...

Następny w kolejce był Wendell. Jednak nie dane im było dotrzeć do jego domostwa i przeszkodzić w nocnym odpoczynku. Prowadzeni przez Dwaliego, natknęli się w środku wsi na dziwaczną procesję. Sędzia Shnee, ten sam którego wcześniej tak brutalnie potraktowali, podążał przez wieś wraz z dwoma innymi mężczyznami. Jednego z nich Jost natychmiast rozpoznał. Był to Lauer, sołtys, który zlecił im to całe dziwaczne zadanie. Drugi z mężczyzn, sądząc po stroju i sposobie bycia, musiał być szlachcicem.
Przypuszczenia Josta okazały się prawdziwe. Oto stał przed nimi jeden z członków rodziny von Speier’ów, właścicieli wsi. Jost pokłonił się, ale niezbyt głęboko. Zbytniego szacunku do szlachty nie żywił, podobnie jak do kupców i kapłanów. Właściwie to nikogo zbytnio nie szanował.
Lukas, bo tak na imię miał mężczyzna, miał problem do rozwiązania. Doker miał nadzieję, że nie dotyczy on kolejnego zaginionego zwierzaka. Okazało się, że problem jest o wiele poważniejszy. Kult krwi, wampiry, zaginione zwierzęta. W tym momencie wszystkie elementy układanki trafiły na właściwe miejsca. Członkowie kultu, w tym starszy brat szlachcica, porywali zwierzęta aby składać ofiarę wampirowi, który znajdował się w krypcie na cmentarzu. Proste jak drut, ale... Skąd wampir w Pfeifendorfie? Przecież grubas czytał o Hollenbachach, że byli rodziną nordlandzką.
Analizowanie szczegółów zostawił sobie na potem, gdy szlachcic zaoferował zwrot broni, pieniądze i porzucenie śledztwa w sprawie przeklętego kurczaka. Prośba o pomoc, poparta dobrą mamoną, nie powinna zostać odrzucona.
- Tak jest - zakrzyknął Jost i pewnie wystąpił do przodu. Dopiero teraz uświadomił sobie, że może w tym mauzoleum jest wampir albo kultyści posługują się czarami. Mina mu znacząco zrzedła i z nadzieją spojrzał na stojących dwa kroki za nim towarzyszy. - To jak? Idziemy?
 
xeper jest offline