Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-11-2010, 20:26   #111
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Hmm… to wszystko zaczynało się nie podobać Angusowi. Jak na początku zżymał się, że każą im zajmować się sprawą zaginionego ptactwa domowego, to teraz dochodzili do jakiś mrocznych tajemnic. Caspara Schmidta ktoś zamordował i to bez wątpienia. Ślady na belce sugerowały że ktoś upozorował morderstwo, wciągając zapewne martwe już ciało na drewnianą poprzecznicę. Porozrzucane dokumenty w gabinecie denata wskazywały z kolei, że mordercy szukali czegoś w jego rzeczach. Nie było śladów walki w pokoju gdzie znaleziono powieszonego, zaś jak żona mówiła odesłał ją po ich kłótni, więc może planował jakieś spotkanie z kimś kto go później zabił? No i chyba ostatnią osobą poza mordercą którą go widział był młodszy z panów władających tymi ziemiami. Tropy mnożyły się się jak króliki...
No a co z tą fascynacją Sigmarem Odrodzonym? Słowa Frau Schmidt znalazły potwierdzenie w znalezionej ulotce. Człowiek może tak nagle zapałać chęcią porzucenia wszystkiego i ruszeniem za jakąś mrzonką? McTiernan jakoś nie wierzył w cudowne nawrócenia w ciągu pięciu minut. Może denat chciał po prostu uciec przed czymś z miasta a krucjata była dobrą okazją i przykrywką?
No ale o co chodziło z heraldyką, powiązaniami z szlachtą i herbem znalezionym na płocie. Po cóż Caspar miałby kraść kurę, skoro mógł kupić sobie dziesięć innych legalnie? Biedakiem nie był przecież. Herb nie dawał spokoju Angusowi, teraz jeszcze to nazwisko zanotowane na marginesie. Może to jest podpowiedź na którą oczekiwał Herr Gephardt? Przecież Matematyk mówił że o wiele łatwiej pójdzie mu gdy oprócz graficznego przedstawienia herbu dorzucą do niego jakieś imię bądź nazwisko. Caspar też szukał informacji o herbie? Może je już znalazł, a nazwisko Hollenbach to wynik poszukiwań w bibliotece? Coraz więcej pytań coraz mniej odpowiedzi.
- Podejdźmy jeszcze do Herr Gephardta, może nazwisko Hollenbach pomoże w identyfikacji herbu. A może to ktoś znany w okolicy? Jako wykształcony człowiek powinien najwięcej wiedzieć ze znanych nam rezydentów Pfeildorfu. – myślał na głos. – Wizyta u naszych porywaczy z traktu też wydaje mi się konieczną.
Angus pluł sobie w brodę że od razu nie wypytał dokładniej o tą organizację kryjącą się pod kryptonimem Błękitnej Krwi. Może nie była to jedynie ciekawostka społeczna. A tonik usypiający? No i to od czego się zaczęła cała ta heca – znikające zwierzęta? Hmm…
- Zaglądnijmy może też do Bretonki… Powinna już kończyć z księgą, a może będzie coś wiedzieć na temat Blauesblut. W końcu to temat pokrewny jej zainteresowaniom… No i odzyskamy zastaw który uczyniła Anastazja Osipowna, przy wypożyczaniu księgi.
Wolał to załatwić od razu. Miał jakieś dziwne przeczucie, że bretonka może utrudniać zwrot własności imperialnego matematyka. Lepiej trzymać rękę na pulsie.
 
Harard jest offline  
Stary 21-11-2010, 22:30   #112
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Wzięła się pod boki, patrząc na olbrzymią stertę kartek, z których mieli coś wydobyć. A potem fuknęła, postawiła prosto jedno z krzeseł i na nim usiadła, zapatrzona bardziej w sufit niż co innego. Postawa jasno wskazywała, że nie miała zamiaru robić nic, fukając tylko, gdy Angus czy Nastia raz po raz głośno odczytywali jakieś informacje. Pisanie nie miało się jej przydawać. Podobnież czytanie. Za to strasznie denerwowało ją, że tego nie umie. Toteż udawała, że nie zniży się do czytania karteczek. Też mi śledztwo.
Ożywiła się trochę, gdy pojawiły się konkretne informacje i gdy Degnar zrobił swój dziwaczny obchód. Poszła z nim, z ciekawości i nudów, nie chcąc nic nie robić i na dodatek nie chcąc zrobić z siebie głupiej dziewczyny z ulicy, która nie umie odróżnić rachunku za rzepę od wartościowych informacji.
Niestety także krasnolud nie wydedukował nic ważnego, choć musiała trochę powstrzymywać śmiech, gdy wspomniał o psie. Reszta nawet była składna, ale pies?

Najlepszą dedukcją wykazał się chyba Angus, wiadomo, uczona głowa, co w księgach siedziała już długo. Popatrzyła na niego ciekawie, gdy tak siedział przy jednym ze stołów, a potem wskoczyła mu zwinnie na kolana.
- Naucz mnie czytać.
Uśmiechnęła się, obejmując go za szyję.
-Naucznaucznaucz!
Nawet dała mu buziaka w policzek. A potem zeskoczyła, puszczając oko Jostowi. Miała nadzieję, że zadziała. Nie będzie nieprzydatna w następnej takiej sytuacji! A co mogło być w tym trudnego? Przypasować odpowiednie znaczki. Każdy może się tego szybko nauczyć. Przystała też na jego pomysł, po części dlatego, że wydawał się sensowny, po drugie dlatego, że przytakiwanie mu było teraz całkiem rozsądne.
- Ale zastanowiłabym się nad bezpośrednimi odwiedzinami Wendella, czy jak mu tam. Mogłabym się zakraść najpierw, czy jakoś tak. Co jeśli to morderca, ma gdzieś na podorędziu swoich ludzi i tym razem będzie mu chodziło tylko o zabicie nas w ramach poprawienia sobie samopoczucia?
No i był szlachcicem. Od rozmów ze szlachtą dostawała bardzo brzydkiej wysypki we wstydliwym miejscu. No może jeszcze prócz Nastii, do której zdążyła się przyzwyczaić i przecież nie rozmawiały dużo. W ogóle nie rozmawiały.
 
Lady jest offline  
Stary 21-11-2010, 23:22   #113
 
Karenira's Avatar
 
Reputacja: 1 Karenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znany
Dziewczyna zadziwiała sama siebie uwagą, jaką poświęcała na oglądanie domostwa samobójcy. Czy też raczej zamordowanego mężczyzny jak się właściwie okazało po bliższych oględzinach. Miała niejasne przeczucie, że w obliczu tego odkrycia poszukiwania kury zejdą na dalszy plan. A szkoda, mimo wszystko tropienie zwierzaka wydawało jej się zajęciem prostszym. Kręcili się w kółko, odsyłani od osoby do osoby i zbierali strzępy przedziwnych informacji. Teraz rzecz nagle nabrała powagi i Dziewczyna prawdę mówiąc niewiele z tego rozumiała. Starała się skupiać i zapamiętywać nazwiska poszczególnych osób, ale sprawiało jej to sporo trudności i elementy układanki za nic nie chciały wskakiwać na właściwe miejsce.

Być może główną przyczyną był jednak fakt, iż pomimo starań, coraz mniej właściwie ją cała sprawa obchodziła. Zwłaszcza teraz. Nie czuła w sobie popędu do wymierzania sprawiedliwości i im bliżej było wieczora tym bardziej przypominała sobie, że do śledztwa zostali groźbą zmuszeni. W gabinecie nieboszczyka przysiadła podobnie jak Soe, choć w przeciwieństwie do niej nie emanowała nawet odrobiną ostentacji i zniecierpliwienia. Przekopywanie się przez sterty papierzysk niestety nie mogło być zajęciem dla niej, więc tylko patrzyła, jedną z odrzuconych kartek z zacięciem miętosząc w dłoni. Pokryty czarnym atramentem arkusz niczego jej nie mówił, ale fakturę miał ciekawą i wprost stworzoną do tego, by ją gładzić, składać, zwijać, tarmosić, rozkładać, zgniatać i słuchać jak delikatnie szeleści.

Zerkała na miny pozostałych, próbując określić poziom powagi sytuacji, w jakiej się znaleźli i słuchała ich prób wyjaśnienia zagadki. Nieco jej to rozjaśniło w głowie, ale niestety nie do końca. Ciekawość jaką odczuwała na samym początku, przygasła już i coraz trudniej było jej skupiać się na działaniach otaczających ją osób. Zwłaszcza, że jeśli na moment choć przestawała ich słuchać, przed oczami pojawiał jej się zgoła inny świat i dopiero konkretniejsze bodźce przywracały ją, nieco zdezorientowaną do rzeczywistości.

Zaskakiwały ją działania małej złodziejki. Żywa i wygadana wydawała się być całkowitym przeciwieństwem jej samej. Dziewczyna przyglądała się z boku rozsyłanym przez tamtą uśmiechom i mrugnięciom usiłując dociec dlaczego tyle uwagi poświęcała towarzyszącym im mężczyznom. Sama wzdrygnęła się niemal, gdy Soe bez strachu wspięła się na kolana jednego z nich i prędko odwróciła wzrok uciekając przed własnymi demonami.

W odpowiednim momencie pokiwała głową na znak, że zgadza się z propozycją kolejnych poszukiwań. Nawet jeśli zdawała sobie sprawę, że podobna aprobata nie była nikomu potrzebna. Musiało wystarczyć, że gotowa była do dalszego łażenia, nawet jeśli nie zdradzała się zbytnio z własnymi myślami. Przez ułamek sekundy uśmiechała się pod nosem wyobrażając sobie, że zostanie wprost zapytana o zdanie. Rzecz praktycznie nierealna. Rzeczywistość zdawała się odpłacać Dziewczynie podobnym stopniem uwagi, jaki sama od niej otrzymywała. I była to tylko jedna z setek rzeczy, która w niczym tej ostatniej nie przeszkadzała.
 
__________________
"...pogłaskała kota, który ocierał się o jej łydkę, mrucząc i prężąc grzbiet, udając, że to gest sympatii, a nie zawoalowana sugestia, by czarnowłosa czarodziejka wyniosła się z fotela."
Karenira jest offline  
Stary 24-11-2010, 22:43   #114
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Bretonka nie spała jeszcze, była jednakże bardzo zaskoczona ich wizytą - co zresztą przejawiało się także strojem, jaki na siebie założyła. Luźna koszula nocna pozwalała sobie wiele wyobrażać o tym, co jest pod spodem, ale kobieta nieszczególnie zwracała na to uwagę.
- Ah, khsiążka. Tak, kończę jhuż. Poczekhacie jeszcze chwilę?
Zniknęła jeszcze na jakieś dziesięć minut, podczas których musiała wprowadzać ostatnie poprawki do spisywanego teksu. Wróciła z księgą pod pachą, wręczając ją im nie bez pewnego wahania.
- Szkhoda, że mohłam ją mieć tak krótko...
O dziwo wcale nie zamierzała oponować, jednakże ich pytanie nie trafiło w żaden czuły punkt.
- To jhakaś tuthejsza orhanizacja prawda? Walcząca z dziedziczeniem przhez najstarszhego? Niewiele o niej whiem, muszę przhyznać, chociaż przychylam się. Lennhardt, najstarszhy, to podła śhwinia, nie myśląca o niczym innym od khobiet i wina. Lucas wydaje się znacznie bardziej khompetentny.
Nie było to jednakże nic, co mogłoby im pomóc w ich poszukiwaniach prawdy.
Następny kierunek: dom Gephardta.


Z emerytowanym matematykiem nie poszło już tak łatwo i szybko. Wymagało to najpierw dłuższego walenia do drzwi, zanim pojawiło się światło, a wizjera wyjrzały oczy służącego, który nie dawał się łatwo przekonać co do ważności ich sprawy. Ostatecznie kwadrans zajęło im dostanie się do środka i ponowne spotkanie z zaspanym Gephardtem. Mężczyzna na początku sprawiał wrażenie wyjątkowo niezadowolonego, ale powrót księgi (po którym oddał Nastii naszyjnik) oraz po przedstawieniu wyczytanej w liście nazwy ożywił się znacznie, sięgając po tę samą księgę, co poprzednio. Wyszukał odpowiednie miejsce i wskazał je im. "Hollenbach" dopasowywało się do znalezionego przez Starego Eysena herbu. Był też krótki tekst.
"Rodzina Hollenbachów raz mogła mieć powody do dumy, gdy kilku jej wpływowych członków miało bezpośredni wpływ na elektorski tron Nordlandu, ale ich fortuna nie trwała zbyt długo. Chłopi zaczęli znikać w ogromnych liczbach na drogach wiodących z i do rezydencji Hollenbachów i nie potrwało długo, zanim kilka innych rodzin szlacheckich oskarżyło ich o rzeczy takie jak wampiryzm czy czarnoksięstwo. Łowcy czarownic przybyli na ich ziemie wraz z nadejściem Hextenstaga roku 2066 i spalili całą rodzinę na stosach, za konszachty z mrocznymi siłami. Jednakże, niektórzy podejrzewają, że Hollenbachowie nie spoczęli w pokoju. W rzeczy samej, jak tylko Elektor Nordlandu został zapewniony, że cała rodzina została spalona, chłopi wciąż znikali przez następne dziewięć lat. Zanotowane jest, że gdy "Groza Hollenbachów" powróciła w postaci znikających chłopów trzydzieści lat później, wiele z ciał ze szlacheckiej rodziny zostało odkopanych na rozkaz nowego Elektora. Każdy z Hollenbachów wciąż miał kołek wbity w swoją pierś."


Gdy wyszli z domy Gephardta, zgodnie ze wskazówkami Dwaliego kierując się ku domostwu Wendella, dojrzeli pewne, zaskakujące o tej porze poruszenie. Mały Schnee kulił się, idąc tyłem przed dwoma innymi mężczyznami, którzy najwyraźniej ich dostrzegli i pewnym krokiem skierowali w ich kierunku. Jednym z nich był Lauer, szybko poznali go po skrzywionej, pochylonej sylwetce. Drugim zaś okazał się dobrze ubrany, dość młody mężczyzna, którego twarz przedstawiała jakiś spory problem i frasunek. Schnee także ich dojrzał i pewnym strachem zatrzymał gestem.
- Pokłońcie się przed panem Lucasem...!
Nie dokończył, gdy szlachcic przerwał mu niecierpliwym gestem.
- W porządku Walther, poradzę sobie. Możesz odejść.
Poczekał aż mały człowieczek się oddali, po czym skłonił lekko.
- Jak już zaczął Główny Sędzia, jestem Lucas von Speier. Nie ukrywam też, że mam... duży problem, a Lauer twierdzi, że nadajecie się do tego zadania najlepiej.
Nie szukał nawet ustronniejszego miejsca, Pfeifeldorf i tak obecnie spał. A Lucasowi się wyraźnie spieszyło. Szybko okazało się dlaczego.
- Właśnie dowiedziałem się, że mój brat Lennhardt jest zamieszany w kult krwi. I opuścił niedawno naszą rezydencję! Z tego co wiem, obecnie udał się do rodzinnego mauzoleum w Ogrodzie Morra, by uczestniczyć w jakimś mrocznym, nieznanym rytuale. Nie mogę do tego dopuścić, oczywiście i muszę podjąć wszelkie kroki, aby temu zapobiec. Jak już mówiłem, rozmawiałem z tym tu Zacheriasem, który zapewnia, że prócz naszego zarządcy, obecnie leżącego prawie bez przytomności w swoim łóżku, a także innymi członkami Blauesblut, jesteście jedynymi, odpowiednio wyposażonymi i wyszkolonymi ludźmi w naszym miasteczku. Zapomnijcie o swoim dochodzeniu, zakupię nowe ptactwo dla Frau. Nie wiem ilu ludzi zamieszanych jest w ten kult, więc potrzebuję wszelkiej pomocy, jaką uda mi się zdobyć. Proszę, Blauesblut jest rozproszone po całym mieście i mogę skontaktować się tylko z czterema z nich. Proszę was o towarzyszenie mi do mauzoleum, zatrzymajmy to szaleństwo! Pomożecie Pfeifeldorfowi w tej trudnej chwili? Jestem w stanie zapłacić za natychmiastową, po dziesięć koron dla każdego i jeszcze pięćdziesiąt za zgładzenie "przyjaciela" Lennhardta. Lauer zwróci wam waszą broń.
Czekał na odpowiedź, choć widać było, jak nagli go potrzeba, aby ruszyć od razu do mauzoleum.
- Nie zostało nam wiele czasu!
 
Sekal jest offline  
Stary 26-11-2010, 11:57   #115
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Znalezienie nowych tropów, jakimi były nazwiska Hollenbach i Wendell, pozowoliły ruszyć do przodu. Zamysł był taki, aby znów udać się do grubasa i starać się znaleźć coś na temat tych Hollenbachów. Najpierw trzeba było odzyskać księgę, którą wcześniej pożyczyli pod zastaw medalionu kislevskiej szlachcianki.

Gdy otworzyła im drzwi swojego pokoju w karczmie, Jost był wniebowzięty. Bretonka ubrana była jedynie w nocną koszulę, głęboko rozciętą na piersiach i do tego nie zawiązaną. Wyszczerzył zęby w uśmiechu i oparł się o framugę, bezceremonialnie gapiąc się na delikatnie prześwitujące przez materiał, kształtne piersi. Bretonka zupełnie nie zwróciła na to uwagi.
- Niezła sztuka, nie? - zwrócił się do męskiej części kompanii, gdy bretonka poszła po księgę. Przyniosła ją po dziesięciu minutach i Jost wrócił do swoich obserwacji z rozmarzonym wyrazem twarzy. Ktoś zapytał o organizację, do której należał Wendell i inni szlachcice z okolicy, jednak kobieta nie za bardzo orientowała się w temacie. Trzeba było pójść do Gephardta. Drapiąc się po kroczu, posłusznie ruszył za innymi.

Zanim dostali się do domu grubego naukowca, minęło trochę czasu. Najwidoczniej nie miał on w zwyczaju przyjmować gości o tak późnej godzinie, co zważywszy na jego wiek, niezbyt Josta dziwiło. Rewelacje jakie dotyczyły nazwiska „Hollenbach” były niepokojące. Ta rodzina szlachecka z Nordlandu skażona była klątwą wampiryzmu. Podobno elektor rozprawił się z nimi, ale nie do końca skutecznie.
- Tfu - na wieść o wampirach, Jost splunął przez ramię. Ślina spłynęła po szklanej szybie jakiejś szafki. Doker udawał, że nie zauważył karcącego spojrzenia gospodarza. - Jeszcze wampiry. Ale cóż to ma wspólnego z kurą? I gdzież Nordland a gdzie Pfeifendorf? Nic nie rozumiem...

Następny w kolejce był Wendell. Jednak nie dane im było dotrzeć do jego domostwa i przeszkodzić w nocnym odpoczynku. Prowadzeni przez Dwaliego, natknęli się w środku wsi na dziwaczną procesję. Sędzia Shnee, ten sam którego wcześniej tak brutalnie potraktowali, podążał przez wieś wraz z dwoma innymi mężczyznami. Jednego z nich Jost natychmiast rozpoznał. Był to Lauer, sołtys, który zlecił im to całe dziwaczne zadanie. Drugi z mężczyzn, sądząc po stroju i sposobie bycia, musiał być szlachcicem.
Przypuszczenia Josta okazały się prawdziwe. Oto stał przed nimi jeden z członków rodziny von Speier’ów, właścicieli wsi. Jost pokłonił się, ale niezbyt głęboko. Zbytniego szacunku do szlachty nie żywił, podobnie jak do kupców i kapłanów. Właściwie to nikogo zbytnio nie szanował.
Lukas, bo tak na imię miał mężczyzna, miał problem do rozwiązania. Doker miał nadzieję, że nie dotyczy on kolejnego zaginionego zwierzaka. Okazało się, że problem jest o wiele poważniejszy. Kult krwi, wampiry, zaginione zwierzęta. W tym momencie wszystkie elementy układanki trafiły na właściwe miejsca. Członkowie kultu, w tym starszy brat szlachcica, porywali zwierzęta aby składać ofiarę wampirowi, który znajdował się w krypcie na cmentarzu. Proste jak drut, ale... Skąd wampir w Pfeifendorfie? Przecież grubas czytał o Hollenbachach, że byli rodziną nordlandzką.
Analizowanie szczegółów zostawił sobie na potem, gdy szlachcic zaoferował zwrot broni, pieniądze i porzucenie śledztwa w sprawie przeklętego kurczaka. Prośba o pomoc, poparta dobrą mamoną, nie powinna zostać odrzucona.
- Tak jest - zakrzyknął Jost i pewnie wystąpił do przodu. Dopiero teraz uświadomił sobie, że może w tym mauzoleum jest wampir albo kultyści posługują się czarami. Mina mu znacząco zrzedła i z nadzieją spojrzał na stojących dwa kroki za nim towarzyszy. - To jak? Idziemy?
 
xeper jest offline  
Stary 27-11-2010, 11:31   #116
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Nie mogła się opanować, by nie kopnąć Josta, gapiącego się na tą całą Bretonkę. Co oni sobie wyobrażali? Co ona sobie wyobrażała! Soe uniosła dumnie brodę, udając, że nie widzi co i jak i że wcale, ale to wcale, nie jest zazdrosna. No bo kto by się interesował taką małą myszą jak ona?
Jeśli by miał do wyboru tak... okazałą kobietę, ma się rozumieć.
Znów jej umknęły informacje, jakie wymieniali. Chyba nie były ważne, więc potraktowała je wzruszeniem ramion. Dlaczego miałaby się martwić jakimś tam śledztwem? Była już noc, jak dla niej to powinni już uciekać w siną dal. Zanim ktoś by się połapał, byliby już wystarczająco daleko. A tak? Uganiali się jak głupcy za urojoną kurą.
Może tej kury nawet nie było?

Przysypiała u uczonego, rozłożona bezczelnie na jednym z jego foteli. Ziewała prawie ostentacyjnie, nie ukrywając, że to wszystko nie do końca ją obchodzi. Wampiry? Któż wierzy w wampiry! Bujdy, bujdy, bujdy! Do jej umysłu, dopominającego się obecnie już tylko snu, nie dochodziły racjonalne przesłania, z których najprostszym było porównanie. Skoro istniały zmutowane obrzydlistwa, to dlaczego i nie wampiry?
Wychowana w błogiej nieświadomości co dzień musiała się mierzyć z innymi, znacznie bardziej przyziemnymi i ludzkimi problemami. Ostatnie tygodnie bardzo to zmieniały i nie do końca wiedziała, czy to dobrze, czy nie do końca. Niby nie musiała się obawiać, że zaraz ją porwą do bocznej alejki i zrobią co będą chcieli, co zazwyczaj sprowadza się do jednego, powtarzanego wielokrotnie. Ale wampiry? Nawet nie wiedziała czym są. Pamiętała tylko o tym, że były martwe i piły krew.

Nawet zdążyła szybko o nich zapomnieć, gdy opuścili dom Gephardta i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie kolejne spotkanie. Tym razem już z "samą górą" i na pozór przypadkowe. Nie istniało coś takiego jak na pozór przypadkowe, trochę się o tym nauczyła. Szukał ich, a to bardzo niedobrze, gdy ktoś bardzo bogaty i wpływowy szuka takich jak oni. I nie myliła się.
Chciał czegoś.
A dokładniej chciał zabijania.
Przyjrzała mu się dokładniej. Mogli odmówić, pewnie, że mogli. Spojrzała jeszcze na Josta i Degnara. Hm. Chyba jednak nie mogli, a w każdym razie prawie na pewno się to nie zdarzy. Dygnęła nieporadnie, odchrząkując.
- Mamy tam iść bez przygotowania? A jeśli będzie tam... ten no... wampir?
Lucas przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, ale szybko się opanował i pokręcił głową.
- Nie wiem kim jest ten, który manipulował moim bratem. Na wszelki wypadek wziąłem dwa srebrne sztylety, prócz swojego. Lauer je wam wręczy wraz z resztą wyposażenia.
Czy srebro działało na wampiry? Ona z głupich opowieści przypominała sobie tylko coś z osinowym. Młotek? Kołek? Jakoś tak.
- A tych pozostałych czterech z tej... organizacji? Nie możemy na nich poczekać? W międzyczasie spróbowałabym się tam zakraść i zobaczyć co na prawdę tam robią.
Jeszcze jeden zdecydowany gest głową.
- Nie ma czasu. Nie wiadomo co na celu ma ten rytuał, nie mogę pozwolić na śmierć Lennhadrta! Możesz iść trochę przed wszystkimi, jeśli się na tym znasz.
Westchnęła i skinęła głową. Chyba nie mieli wyboru. A ona nie wiedziała jak się przygotować, inaczej niż tylko wzięciem od Lauera swoich sztyletów i jednego z tych srebrnych.
- To jedyna broń, którą umiem władać. W razie czego wbiję mu to w plecy, obiecuję!
Może czuła się z tym bezpieczniej? Tak czy inaczej szybko zastąpiła swój zwykły sztylet srebrnym, ten pierwszy dzierżąc cały czas w dłoni.
Coś było bardzo nie tak. Tego jednego miała świadomość. A włosy na jej ciele wręcz stały dęba.
 
Lady jest offline  
Stary 27-11-2010, 18:21   #117
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Szlachciankę cieszyło, że Angus zachował przytomność umysłu i w przeciwieństwie do niej pamiętał o uczonym Gephardcie. Mając więcej tropów, powinni tym razem zdobyć więcej odpowiedzi. Kobieta wciąż nie mogła uwierzyć, by chodziło tu jedynie o kurę. Niemożliwe, by poważni ludzie, przywódcy miasta, dali się terroryzować jednej kobiecie – nawet takiej, jak Frau Gertruda – z powodu ptaszyska. Anastazja Osipowna przeczuwała, że kryje się za tym wszystkim – samobójstwem Schmidta, ginącymi zwierzętami, szlacheckim herbem – coś więcej. Odkrycie, co takiego, zaczynało być dla niej kwestią honoru.

Odczuła ulgę, gdy Bretonka zwróciła księgę bez większych problemów. Obawiała się nieco, czy odebranie cennego tomu pójdzie gładko, szczęściem jednak obyło się bez przeszkód i wkrótce (no, może nie tak bardzo wkrótce; jak się przekonali, starość rządzi się swoimi prawami – kiedy ktoś stoi u progu końca, dokąd miałby się spieszyć?) zawieszała znów na szyi srebrny medalion. Uśmiechnęła się lekko, czując jego ciężar na piersi. Chwała Ursunowi! Gdybyż jeszcze mieć znów szpadę przy boku...

Herr Gephardt bez trudu odszukał nazwisko Hollenbach w swoim herbarzu. Kislevitce nie spodobało się, co usłyszała. Wampiry, stosy, pachniało to złymi mocami i nie wróżyło niczego dobrego. Była skłonna uwierzyć w historię o wampiryzmie, wszak i do Jarska docierały opowieści o złowrogich mieszkańcach Sylvanii, zresztą – tu w szlachciance drgnęły struny patriotyzmu - cóż to, czy w Kislevie nie mieli swoich, kislevickich wampirów? Nawet jej pradziad ubił jednego swego czasu. Tylko skąd jakiś zbłąkany Hollenbach w Kislevie?

- Tfu! - Na wieść o wampirach Jost splunął przez ramię. - Jeszcze wampiry. Ale cóż to ma wspólnego z kurą? I gdzież Nordland a gdzie Pfeifendorf? Nic nie rozumiem...
- Może byt', że ktos po prostu wykorzystuje zlą slawę Hollenbachów, by swoje niecne postępki ukryt'. Ale jaki sens by to mialo, zupelnie ja nie wiem. Tak glosno o tej rodzinie bylo?
– zastanowiła się raczej retorycznie. - Nu, a jesli tu rzeczywistie wampir jaki krąży, to lepiej wladzom o tym doniest'. Niech nam broń oddają. Najlepszy na wampira sposób – głowy go pozbawit' – dodała z przekonaniem.

Jej życzenie, by oręż odzyskać, zaraz miało się spełnić – po prawdzie, żadne z nich się raczej nie spodziewało, że nastąpi to tak szybko. W człowieku, spieszącym w ich stronę w towarzystwie Schnee i Lauera, od razu rozpoznała szlachcica. Wyglądało na to, że nie tylko wiedział, gdzie są, ale wręcz specjalnie ich szukał. Zaraz też zdradził, dlaczego. Kobieta słuchała go, kiwając lekko głową. Wszystkie elementy układanki wskakiwały na swoje miejsce, niczym zębatki w mechanizmie ratuszowego zegara, który kiedyś widziała.

- Proszę was o towarzyszenie mi do mauzoleum, zatrzymajmy to szaleństwo! Pomożecie Pfeifeldorfowi w tej trudnej chwili? Jestem w stanie zapłacić za natychmiastową pomoc po dziesięć koron dla każdego i jeszcze pięćdziesiąt za zgładzenie "przyjaciela" Lennhardta. Lauer zwróci wam waszą broń. Nie zostało nam wiele czasu! – zakończył swój wywód von Speier.

Nastia ściągnęła brwi. To mogło być niebezpieczne, ale czyż wszystko, co niedawno przeżyli w Marienburgu, nie było niebezpieczne? Dalej. Lucas von Speier był szlachcicem, jego intencje powinny być czyste, jeśli nie chciał skalać honoru rodu. Iluż to jednak szlachciców widziała, którzy nie wahali się szargać dobrym imieniem przodków i deptać własną cześć? Nie była pewna, czy powinni mu zaufać. Z drugiej strony, czyż poniechaniem przysporzy sławy sobie i swoim przodkom? Skoro macki Chaosu czy innych złych mocy sięgnęły do Pfeifeldorfu, a oni tu byli i mieli możliwość ukrócić ich knowania, ich obowiązkiem było to zrobić. Kobieta krótko skinęła szlachcicowi.

- Spieszmy się zatem. A po drodze opiszetie wy może cmentarz i sam grobowiec, bysmy wiedzieli, czego się spodziewat'? I, wybacztie ciekawost', wlasciwie skąd wiecie o udziale brata w kultie? O jego popleczniku?
Przypasała szpadę i lewak. Wspaniale było znów mieć je na właściwym miejscu. Dłoń Kislevitki spoczęła na rękojeści, gdy ruszali w kierunku ostatniego miejsca spoczynku umarłych.
- Byleby magii żadnej przeciw nam nie użyli... – mruknęła, na wszelki wypadek zmawiając modlitwę do Ursuna, a potem i Thora.
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 28-11-2010 o 18:38. Powód: literówki
Suarrilk jest offline  
Stary 28-11-2010, 15:51   #118
 
Karenira's Avatar
 
Reputacja: 1 Karenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znany
„Wcale już nie chodzi o kurę. Ciekawe czy w ogóle o nią się rozchodziło. Myślisz, że nie? Może tylko my o tym nie wiedzieliśmy. Tak jak ja, nie wiem czy szukam. Czegokolwiek.” Pokonywali tę samą drogę. Tylko w odwrotnym kierunku. Najpierw Bretonka, potem uczony. Dziewczyna przez moment zastanawiała się czy będą tak krążyć bez końca. Bez szans na wyjaśnienie zagadki. Dostawali nowy trop, by na koniec i tak cofnąć się do początku. Niemal czuła pętlę zamykającą ich w tym miejscu. Wściekle nieprzyjemne uczucie.

Ciężko było nie przysłuchiwać się czytanym przez uczonego słowom. Zwłaszcza, że opis upadku rodziny przykuwał uwagę. „Wampiryzm...” Dziewczyna zmarszczyła brwi usiłując dopasować odpowiednie do tego skojarzenia. Po karku prześlizgnął jej się nieprzyjemny dreszcz i bardzo powoli wypuściła powietrze z pieści. „Wysysać...” Zamglone spojrzenie błękitnych oczu utkwiło w martwym punkcie. Wyobrażenie rosło i nabierało kształtów. Najpierw głos, jego barwa i siła, jaką z sobą niósł. Potem dopiero kształt, ludzki, obcy, nieznany, wyłaniający się powoli z cienia. Śmiech. Kpiący. Z niej. W końcu to krawędź śmierci. Wreszcie dotyk. „Krew... Spływa tak samo?” Szorstka, pokryta zmarszczkami skóra. Westchnęła ledwo słyszalnie. Nieumarli się przecież nie starzeją. Tego pragnął, wiedziała o tym. Tego pragnął nim umarł.

Uniosła głowę i machinalnie wstała za resztą. Nieznane czaiło się blisko. Uśmiechnęła się, wbrew sobie i całkiem bez sensu. „Chcę zobaczyć. Tak samo jak ty.” Pragnienia mogą się spełniać. Dokładnie to pomyślała, gdy odnalazł ich młody szlachcic. Skinęła mu głową, przyklękając niezgrabnie, na sztywnych, nienawistnych, niewolniczych kolanach. Mogą spełniać się dużo szybciej niż sądziła. Popatrzyła po własnych towarzyszach zastanawiając się czy byli równie ciekawi. Może tylko znowu chcieli poczuć własną broń w rękach. „Nie. Niesprawiedliwie ich osądzam. To twoje myśli odgradzają mnie od nich.” Chcieli pomóc. Przecież znowu padły słowa o Chaosie. I pieniądzach. Dziewczyna nie przeoczyła błysku w niektórych oczach. Sama w najmniejszym nawet stopniu nie była zainteresowana zapłatą. Za czyjeś życie i czyjąś śmierć.

Mroczny rytuał na cmentarzu. Kult krwi, tyle im szlachcic powiedział. Niemal co krok natykali się na podejrzaną mocno działalność. Wcześniej bagna i kanały, teraz mauzoleum i cmentarz. Dziewczyna zaczynała się zastanawiać czy w ogóle istniało miejsce wolne od mrocznej potęgi, skoro nawet mała, nic nieznacząca mieścina nie była od niej wolna. Ludzie zdawali się pragnąć w to wierzyć. Ona sama... I tak niczego nie była pewna. Wiedziała tylko, że coś korciło ją. Ciekawość i jeszcze dziwne pragnienie. Chciała zobaczyć. Przekonać się raz jeszcze, że słusznie nazywano to złem. Jakby lekcji wciąż było za mało.

„Tylko co jeśli...” Nawet w myślach strach było wątpliwości do końca wypowiadać. Znajome twarze o dziwo odrywały ją od tego. Sięgnęła ku szyi, jak zawsze, gdy była zdenerwowana. „Nie będzie rozkazów. Powiedz to. Powtórz. Ja niczego nie muszę już słuchać.”

Ostatnie ciche, słowa Nastii i w Dziewczynie uderzyły w czułą strunę. „Byle by nie było Maga”. Zła, które już znała z pewnością nie chciała raz jeszcze oglądać. Nie chciała myśleć, że może iść prosto w sidła. Dokładnie jak te, które z takim trudem przyszło jej zerwać.
 
__________________
"...pogłaskała kota, który ocierał się o jej łydkę, mrucząc i prężąc grzbiet, udając, że to gest sympatii, a nie zawoalowana sugestia, by czarnowłosa czarodziejka wyniosła się z fotela."
Karenira jest offline  
Stary 28-11-2010, 17:59   #119
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
- Oczywiście droga Soe, nauczę cię czytać z największą przyjemnością. – Angus mimo tego, że był nieco zaskoczony poufałością kobiety, która wskoczyła mu na kolana i objęła za szyję nie zapomniał języka w gębie. – Do Altdorfu szmat drogi, jak tylko porzucimy te kurze tajemnice zaczniemy nauki. Mam akuratnie pergamin, dobre pióra i inkaustu sporą butlę. Jak tylko wystarczy ci zapału to i z pisaniem uwiniemy się szybko.
- Za taki uśmiech i całusa, gotów jestem i zaraz do uczenia przystąpić – uśmiechnął się szelmowsko i skłonił się jej lekko głową gdy cmoknęła go w policzek.

Sporo chodzenia, sporo łomotania we drzwi po nocy… Ale w sumie nieźle im się opłaciło. Odzyskali zastaw nad podziw łatwo, choć coś w Bretonce nie dawało spokoju Angusowi. I nie była to wcale jej przezroczysta niemalże koszulka nocna. McTiernan podziękował grzecznie za pomoc w wyjaśnianiu zagadki, mimo tego że na jego pytania o Blauesblut odpowiedzi kobiety były dość enigmatyczne.
Zdziwiły zaś go znacznie rewelacje Herr Gephardta. Hollenbachowie mieli coś wspólnego ze znienawidzonymi krwiopijcami? Jeden z nich tutaj przypadł, tak daleko od rodzinnej ziemi? Dezorientację pogłębiło jeszcze bardziej spotkanie z młodszym dziedzicem tych ziem. Panicz von Speier tak otwarcie wypowiadał się przeciwko swojemu bratu? Bretonka mówiła że to świnia i łajdak… Możliwe że ten kult krwi to jego kompania? No ale tolerowałby na swoich ziemiach Bluesblut, który jawnie godzi w jego interesy wspierając prawa młodszych agnatów w rodzie? No i do cholery co z tymi kurami, świniakami i psami? Nieśmiały wampir im się trafił i ludzi żreć się wstydzi? Kto by zauważył, że wyssał by do cna kilku mieszczan wśród tej zawieruchy z krucjatą? Pomyśleliby że ruszyli za Sigmarem Odrodzonym… A może biedny Caspar dyndając z belki miał właśnie przykryć prawdziwą przyczynę swojej śmierci? Wampir go wykrwawił a potem wciągnął na belkę? A może Błękitnej Krwi mniej zależy na szlachetnej barwie a więcej na krwi jeno? Pytania, pytania i jeszcze więcej pytań… Tylko na odpowiedzi nie było czasu. Przed cmentarną konfrontacją Angus o wiele bardziej wolałby zasięgnąć więcej informacji, nawet stosując sprawdzone metody Soe. Skryta wizyta u Wendella brzmiała interesująco, no ale jak się okazało nie było na nią czasu.

Przytaknął głową Lucasowi von Speier. Nagroda swoją drogą, kolejne monety w kiesce nie zaszkodzą. O miasteczko i ich mieszkańców, prawdę powiedziawszy niezbyt dbał. Ale możliwość spotkania się oko w oko z legendarnym niemal złem? Zamyślił się zaraz i zaczął przypominać sobie wszystko co wiedział o tych stworach. Baśnie legendy, mity… Żadnych naukowych opracowań bo i niby skąd… Osinowe kołki, grzebanie twarzą do ziemi, czosnek, bieżąca woda, srebro, a dla bogatszych solne kręgi… Co z tego mogło pomóc? Z jednego się ucieszył. Pewniej się poczuje gdy tylko odbierze swój ulubiony oręż z niefortunnego depozytu. Racjonalny umysł ciągle mu podpowiadał że to humbug jakiś. No ale po cóż panicz Lucas miałby ich na cmentarz prowadzić, przy świadkach, a raczej ze świadkami, broń oddawać, nagrody obiecywać… A po cóż wampir miałby po miasteczku gonić i kury tylko dusić? Kto do jasnej cholery zamordował Caspara? Coś tutaj nie grało, ale wszystkie odpowiedzi były najwyraźniej na cmentarzu…

Założył uprzęż i z czcią niemal pogładził drewnianą kolbę i zimny metal. Po głębokim namyśle wyjął z sakiewki kilka srebrników i cęgi razem z młotkiem z plecaka. Jakoś ten mit wydał mu się najbardziej praktyczny… Chciał pozaginać monety tak by zmieściły się do lufy, na porządny odlew srebrnych kul nie było czasu. Broni nie uszkodzi, strzelał już śrutem i kawałkami hufnali jak z garłacza. Zaleta wielkokalibrowego rozwiązania konstrukcyjnego, z którego był tak dumny.
Krasnolud widząc jego niezdarne poczynania najpierw wybałuszył oczy, potem sklął go od najgorszych, a na końcu wyrwał mu narzędzia i sam wziął się do roboty. Angus uśmiechnął się tylko widząc siłę w rękach kwadratowego towarzysza i wspomagał jego kunszt resztówką mocnej gorzałki z piersiówki. W każdym razie khazad po minucie oddał mu cęgi i młot, a do ręki wcisnął pozaginane, srebrne krążki, którymi mężczyzna nabił wszystkie trzy obrotowe lufy. Na zapas nie starczyło czasu i nietypowego materiału.
Jak na jego gust za szybko to się działo. Pośpiech Lucasa von Speiera wydał mu się podejrzany i niebezpieczny… Pokiwał głową na słowa Nastii, ale jakoś ciężko mu szło sobie wyobrazić by miał swoim prostym pałaszem głowę wampirowi odcinać. Jeśli srebro okaże się mitem, może być kiepsko.
- Nie lepiej do świtu poczekać? – Angus przypomniał sobie jeszcze jeden przesąd, czy też może prawdę ze światłem słonecznym, ale jego życzenie nie trafiło na podatny grunt. Szlachcic najwyraźniej był zdania że każda chwila jest droga. Angus poprawił jeszcze srebrny medalion na szyi, wyciągając go zza koszuli i przecierając rękawem. Ułuda większego bezpieczeństwa… Spojrzał jeszcze na kompanów. Jost rwał się do boju, Soe już układała w ręce nowy sztylet, przyzwyczajając się pewnie do jego innego wyważenia. Dziewczyna była zdenerwowana, czym chyba nie odróżniała się zbytnio od reszty konfraterni. Dopiero gdy ruszyli Angus zdał sobie sprawę z tego w co się pakuje. Potyczki z wampirem mu się zachciało…
 
Harard jest offline  
Stary 29-11-2010, 09:47   #120
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
- Ha! Wampiry, cóż za człecze dyrdymały! - ryknął śmiechem khazad, zginając się w pół i klepiąc po udach. - Jakiemuś pisarczykowi musiało się nielicho nudzić, skoro takie bzdury tam nakreślił. Toż nie od wczoraj wiadomo, że wampierze to ino wymysły niedochędożonych podlotek, co im nocami chłopa między nogami brakuje!
W końcu uspokoił się trochę, tylko z trudem łapiąc oddech.
- Wy chyba nie wierzycie w te głupoty co? - zdziwiony dostrzegł zaskakująco poważne miny towarzyszy. - Ha! Też mi coś... wampierze... a o złotym smoku i zaczarowanej baryłce tam przypadkiem nie wspomnieli ? - prychnął, zanosząc się drwiącym rechotem.
- Ech te człeczyny i ich fikuśne bajdy...

W końcu wydostali się z tej nudnej biblioteki (bo i cóż ciekawego było w zakurzonych księgach bez pasujących do nich kultystów) i ruszyli w kierunku następnego punktu śledztwa. Nim jednak zdołali dotrzeć do szlacheckiej posiadłości, niespodziewanie przechwycił ich krewniak poszukiwanego złoczyńcy. Już pierwsze słowa bogato odzianego człeczyny wzbudziły w krasnoludzie spore zainteresowanie. Mieli odzyskać broń! Później robiło się już tylko lepiej... złoto... dziesięć krążków wspaniale połyskującego, szlachetnego kruszcu... Kto wie? Może te monety nareszcie udałoby się zaoszczędzić, by przeznaczyć je na ostateczny cel jego tułaczki po ludzkim Imperium? W myślach już widział potężny, kamienny dom, który sprezentuje swojej powabnej małżonce. Jego serce zabiło mocniej, a w oku pojawiła się łezka wzruszenia.

Chwilę później pozwolono im się nareszcie przezbroić. Rozczulony krasnolud serdecznie uścisnął stylisko swojego topora, składając na ostrzu soczysty pocałunek.
- Ach... moje ukochane maleństwo - pogładził czule wierny oręż.
Posiadając już za pasem dyndające wdzięcznie narzędzie przyszłych zbrodni chciał skierować się natychmiast ku siedlisku plugawców. Powstrzymał go jednak widok profanacji popełnianej właśnie przez ich egzotycznego towarzysza.
- Na lędźwia Grungniego! Cóż ty najlepszego wyprawiasz, człeczyno! - czym prędzej podczłapał do Angusa wyrywając mu z dłoni narzędzia.
Dopiero teraz miał okazję przyjrzeć się uważnie jego niecodziennej broni. Widać było, że rusznikarz niewątpliwie zainspirował się szlachetną krasnoludzką myślą techniczną. Niestety uzupełnił ją typową dla ludzi nierozwagą i absolutnym brakiem jakiegokolwiek pomyślunku i poszanowania tradycji! Z niesmakiem spojrzał na fikuśne kręcące się lufki. Nie mieściło się w głowie, by aż tak sromotnie dało się spaprać porządny khazadzki pierwowzór! Degnar skrzywił się boleśnie, chwytając ostrożnie człeczy wynalazek, by zbadać rozmiar lufy. W każdym momencie mógł wybuchnąć - co do tego nie miał wątpliwości. W końcu oddał go właścicielowi, bacząc, by front podczas całego manewrwu skierowany był w przeciwną do niego stronę. Wszak i o nagłych wypałach człeczych podrób słyszało się w krasnoludzkich kręgach niemało...

Byli gotowi. Machnął toporem na próbę, czując już złowrogi oddech zbliżającej się bitwy.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 03-12-2010 o 19:39.
Tadeus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172