Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2010, 12:01   #44
Epimeteus
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
Po nocy nastał poranek. Wspomnienie snów umknęło Kalelowi jeszcze zanim uniósł powieki, tak że pozostało tylko wrażenie czegoś niezwykłego, wymykającemu się wyobraźni i innego niż wszystko. Chociaż się starał z całych sił wytężając pamięć nie udało mu się do tego powrócić. W końcu poddał się z nadzieja, że ten sen powróci kiedyś. Gdy przestał zaprzątać sobie tym głowę, jego uwagę przyciągnął niecodzienny harmider za ścianą namiotu. No tak, teraz już nie we czwórkę podróżowali, lecz cały tłum się uzbierał. Próbował przypomnieć sobie kto teraz im towarzyszy... Helfdan - tropiciel z jastrzębiem, Laure - Złocisty jak go Sorg zwała, Raydgast, to paladyn - ciarki przeszły Kalela na myśl o tym i Iulus kapłan od Tyra. No i oczywiście ich najemnicy. Leżał wpatrując się w namiot nad sobą i rozmyślał nad sytuacją w jakiej się znalazł. Wszystko wskazywało na to, że panika jakiej uległ przed spotkaniem, była niepotrzebna. Nawet wręcz odwrotnie. Do pyłów zmierzali teraz w solidnym zbrojnym poczcie, tak że jeśli cokolwiek im tam groziło, to teraz byli dużo lepiej na to przygotowani.
Najemnicy. Zaczął myśleć o nich. Choć wyglądali na silnych i zaprawionych w bojach, to nie wyglądali na dobrych kompanów do podróży. Jakoś im tak źle z oczu patrzyło. Zdecydował się wstać zanim do końca popadnie w paranoję i po chwili był na zewnątrz namiotu. Przeciągnął się u jego wejścia jednocześnie rozglądając uważnie dookoła - chyba był ostatnim, który wstał. Aż dziwne, że go dziewczyny nie obudziły wcześniej. Odnalazł je i już wspólnie przygotowali śniadanie, niewiele w sumie mówiąc jeszcze niepewni tego na ile swobodnie mogą się zachowywać przy swoich nowych towarzyszach.
Nie wyruszyli od razu. Spotkanie obu drużyn wyłoniło wiele spraw do przedyskutowania. Młodsi, być może z powodu mniejszego doświadczenia życiowego, jakoś łatwiej zaadaptowali się do sytuacji. Inaczej było z Laure, Raydgastem i Iulusem, którzy wciąż roztrząsali jakieś swoje problemy. Tylko Helfdan się wyłamał i zabrał gdzieś Sorg. "Odważna jest" - pomyślał - "tak śmiało sobie poczyna z ledwie co poznanymi ludźmi. Oby to się nie zwróciło kiedyś przeciw niej"
Kalel przyglądając się swoim nowym towarzyszom, chyba tak mógł już ich nazwać, zaczął się zastanawiać czy na pewno do nich pasuje. Paladyn, kapłan... dosyć świątobliwe towarzystwo, czy był bezpieczny wśród nich? Jak do tej pory wyglądało na to, że albo nie wiedzieli, że jest łotrzykiem, albo ich to nie interesowało. Ruszył na spacer po obozie, uważnie, z ciekawością przyglądając się wszystkiemu.

W końcu jego uwagę przyciągnęli najemnicy, którzy dawno już zakończyli zadania, które wyznaczył im Raydgast i teraz zabijali nudę hałaśliwą grą w kości, czekając aż towarzysze ich pracodawcy raczą zawrzeć jadaczki i ruszyć w drogę. Nie było ich wielu, jednak już na pierwszy rzut oka wyglądali na wprawnych zabijaków... i swojaków jak dla Kalela. Szybko udało mu się też podsłuchać ich imiona. Uzbrojony po zęby, ćmiący jakąś śmierdzącą fajkę blondyn zwał się Atoli i najwyraźniej był skory zarówno do śmiechu, jak i do zwady. Pobliźniony Rado wyglądał na cichego przywódcę grupy, a przynajmniej czymś zasłużył sobie na respekt pozostałych. Chudzielca o nieco obcych rysach wołali Herso - to przed nim leżała największa kupka wygranych już miedziaków. Pod ciepłym płaszczem trząsł się z zimna nieśmiały chłopak, starszy od Kalela o jakieś trzy-cztery lata - Kario. Ostatni z najemników, małomówny Gruby Kerstan (zwany tak bardziej ze względu na ilość mięśni niż tłuszczu), miał chyba więcej szczęścia w gotowaniu - gdy Helfdan raczył go dopuścić do kotła - niż w kościach. Był wyraźnie nie w humorze.




- Ej, młody, co się tak gapisz? - Drgnął, gdy usłyszał wołanie. To Kerstan, który miał już chyba dość gry, szukał innego zajęcia. Kalel, który początkowo miał zamiar coś odwarknąć, wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i zawołał - No proszę, proszę, kogo tu mamy. Panienki chętne do oskubania z paru miedziaków - Nie zwlekając skierował się w stronę grających w kości. - Jestem Kalel, co powiecie na partyjkę? Wolałbym jednak podbić stawkę, bo miedź brzęcząca jest dla cymbałów grzmiących. Ja stawiam na szlachetniejszy kruszec jakim jest srebro. Mężczyźni, w większości sporo starsi i ewidentnie zaprawienie w kościanych bojach uśmiechnęli się ponuro na pyszałkowate słowa młodzika. Zaczynanie znajomości od obelg i podpuch w takim towarzystwie nigdy nie kończyło się dobrze. Ledwie widoczny gest Rado - nieznaczny, przeczący ruch głową uspokoił pozostałych graczy - To stawiaj młodzieńcze, gdzie twoje srebro? - Kalel zadowolony spojrzał na szefa najemników i odparł - Dajcie minutkę, zaraz wrócę ze sreberkiem. - Szybko skoczył do namiotu, po drodze zastanawiając się czy nie przeholował. Miny mieli naprawdę ponure "Chyba będę musiał spuścić nieco z tonu, bo jeszcze któryś nie wytrzyma i oberwę". Odliczył z sakiewki 50 sztuk srebra i przełożył do drugiej tak, aby nie było widać, że ma więcej monet, gdy będzie grał. Trochę za późno zaczął się też zastanawiać po co w ogóle zaczepiał tych paskudnie wyglądających typków. Nie miał pojęcia i mógł mieć tylko nadzieję, że nie będzie tak bolało jak wtedy gdy zleciał z dachu.
- No jestem - Zatrząsł sakiewką tak aby monety dźwięcznie zabrzęczały. - Co powiecie, żeby na rozgrzewkę zacząć od 5 sztuk srebra?

Mężczyźni spojrzeli po sobie porozumiewawczo, po czym każdy dorzucił odpowiednią stawkę. Kości zagrzechotały w drewnianym kubku.
- Czyń honory - wyszczerzył się Herso, podając mu naczynie, które przeszło potem kolejno przez wszystkie ręce, a monety w ręce Rado, którzy wyrzucił karetę. Rzut Kalel wyłonił jedynie marną parę dwójek.
Kalel zdumiony popatrzył na kości - Nie pamiętam, kiedy spotkało mnie coś takiego ostatni raz, albo ja mam dzisiaj pecha, albo ci szczęście sprzyja. To powtórzmy, teraz będzie lepiej. Chłopak zatrząsł kubkiem z kośćmi dmuchnął na szczęście i wykonał rzut. Gdy kości się zatrzymały zamarł. Trzy trójki czerniły się na kościach, nie przebiły jednak pary i trójki Kerstana.
- Chyba to mnie szczęscie przynosisz, dziewuszko - ironicznie uśmiechnął się kucharz, zgarniając wygraną.
- Nie sądzisz, że za wcześnie jest by się cieszyć? To dopiero początek - ze śmiechem odpowiedział chłopak - To co powiesz na to? - i nie czekając na odpowiedź wykonał kolejny rzut.
- Kareta, nieźle - mruknął Kerstan i kubek ponownie okrążył zebranych, a kupka srebrników powędrowała do Atolego za dużego strita. Mężczyzna zgarnął ją z wesołym rechotem, dymiąc przy okazji Kalelowi fajką w nos.
- To co, podbijamy stawkę, dzieweczko? Do dziesięciu srebrników? - Kalel szybko przekalkulował, poszło już 15, wciąż do dyspozycji miał 35 srebrników - Co będziemy sobie żałować, do 15 - odparł. Wziął kości do ręki i spojrzał pytająco na pozostałych.
- Ja pasuje - uniósł ręce Kerstan i zebrał swoje drobniaki, ale pozostał przy ogniu.
- No to lu - monety zabrzęczały, zagrzechotały kości. Tym razem Kalel był blisko z karetą piątek, ale przebił go Kario, który zgarnął wygraną z niemal przepraszającym wyrazem twarzy. Na stosik poleciały kolejne stawki.
Nieco zrezygnowany łotrzyk bez słowa wziął kubek z kośćmi do ręki i wykonał następny rzut, a szczęscie uśmiechnęło się do Herso. Kalelowi zostało pięć monet.
- Pasujesz? - Atoli zaciągnął się głęboko fajką, z satysfakcją spoglądając na markotną minę chłopaka.
- No dobrze, idzie wam lepiej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Zostało mi 5 sztuk srebra, połakomicie się?
- Kogo nie stać ten nie gra - odezwał się pogardliwie milczący dotąd Rado, tym samym wykluczając Kalela z partii. Kości potoczyły się ponownie, wygrana przeszła w ręce Kario, ale po zbyt prostym oskubaniu nowoprzybyłego mężczyźni stracili nieco zapał do gry.

Chłopak stracił humor. Szczególnie sprawa przebitej karety piątek go dołowała - coś takiego zdarzało się bardzo rzadko i po prostu zepsuło mu apetyt na grę. Po chwili dotarło też do niego, że zaaferowany grą zapomniał, że głównie chodziło o to, by się podpytać najemników, może dowiedzieć czegoś. Na myśl o tym znowu się poczuł jakby właśnie zleciał z dachu. Tak intensywnie, że aż zabolała go ręka i żebra. Na dodatek zdał sobie sprawę, że partyjka gry w kości nie pozostała niezauważona. Chyba wszyscy w obozie teraz uśmiechali się na jego widok i proponowali partyjkę w kości. W złości przez chwilę miał chęć oskubać kogoś, lecz powstrzymał się. To była zdecydowanie zbyt mała grupka ludzi na takie wybryki.
Obiektywnie patrząc nie wyszło tak najgorzej. Jedna osoba straciła humor, lecz tak wielu zyskało. Niestety to nic a nic nie wpływało na samopoczucie chłopaka. A na dodatek kiedy powróci Sorg, to mógł się spodziewać tylko jednego. Że nie przestanie z niego kpić do końca życia.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.
Epimeteus jest offline