Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2010, 13:25   #39
Bothari
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
Dalsza podróż minęła bez zakłóceń. Konie raźno rwały do przodu. Ranni pod opieką przygodnych medyków powoli dochodzili do siebie. Wydawało się, że Najwyższy wreszcie zaczął sprzyjać wyprawie.

* * *


Dwór najwyraźniej czasy świetności miał już za sobą, choć daleko mu było do stanu, w którym doktor Daae oglądała nie tak dawno stary zamek. Najwyraźniej cały Eliar miał swoją złotą erę dawno za sobą. I nic nie wskazywało, by miało się to zmienić.

Tu jednak czuć było pańską rękę. Ktoś dbał i o drzewa w okolicy i o pola i o budynki. Potężna sągiew porąbanego drewna stała i czekała na moment, gdy będzie potrzebna. Do zimy było co prawda daleko, ale drzewa zdążyły stracić już liście a powietrze nie było tak ciepłe jak jeszcze miesiąc temu.

Nie przeszkodziło to czterem kobietom dumnie wjechać galopem na dziedziniec. Zrobiły to cokolwiek znienacka, ale dla samych siebie. Nagły koniec lasu w który wybrały sobie na teren zmagań jeździeckich zaskoczył je wszystkie. Zaraz za nimi na ten sam podjazd wpadł kapitan. Wyraźnie niezadowolony z samowolnego oddalenia się drogocennych person. Gdy służba dworu spostrzegła przybyszy - i tam zaczęło się małe zamieszanie. Najwyraźniej nie było wiadomo, kto zacz i po co. Gdy na dokładkę z lasu wypadło czterech zbrojnych, na mocno strudzonych koniach - w dworze zapanował rozgardiasz. Czyżby baronowi Totenhauzowi szykowano już zbroję?
Baronessa przez moment zastanawiała się, czy wypada w stroju podróżnym pokazać się gospodarzowi. Planem było przecież przebrać się i wjechać w karocy. Dzielni wojacy czuli się już na tyle dobrze, że przez krótki odcinek mogli jechać konno, a dobre wrażenie było wszak konieczne. Teraz jednak i tak niewiele można było zrobić. Ruszono do przodu.

Nim spokojnym krokiem konie doniosły swych pasażerów pod dwór - pojawił się gospodarz. Na oko liczył sobie lat pięćdziesiąt, choć nie stracił nic z rycerskiej, męskiej postawy. Niegdyś czarną brodę i takież włosy przetykały już gęsto pasy siwizny. Oczy patrzyły bystro. Znać było w nim godność i dostojeństwo. Zbliżył się do swych gości. Na pierwszy rzut oka jego twarz nie zdradzała negatywnych emocji. Na pozór - była to tylko twarz troskliwego gospodarza, który bieży by usłużyć niezapowiedzianym co prawda, ale bardzo miłym gościom. Tylko biegła w tej sztuce Isabell odkryła jakiś niepokój drzemiący za tą uprzejmością. No - i dziwnie niechętne spojrzenie odnośnie pań. Czy chodziło o strój i jazdę po męsku? A może nie lubi kobiet w ogóle? Czy skrzywił się gdy Isabell przemówiła? A nóż należało posłać do rozmowy Gunthera.

Jednak powitanie przebiegało bez przeszkód, a nazwisko hrabiego Baudez i słowo: Ragada, otworzyło drzwi dworu szeroko. Każda z obu pań otrzymała dla siebie rozległą komnatę na pierwszym piętrze. Na przeciwko pokój otrzymały razem obie służące, oraz kapitan. Żołnierzy ulokowano także w pokojach dworu - dwóch większych izbach we wschodnim skrzydle.

Dwór był doprawdy ogromny. Z łatwością mógł pomieścić trzydzieści osób samych gości, wraz ze służbą. Parter (nie licząc trzech pokoi wypoczynkowych z których dwa zajęli żołnierze i salonu) stanowiły pomieszczenia gospodarcze: kuchnia, jadalnia, magazynek. Była tam też biblioteka i galeria, gdzie wisiały lub stały najrozmaitsze pamiątki świetności rodu. Piętro w całości poświęcono pokojom dla rodziny oraz gości. Teraz większość stała pusta z poprzykrywanymi tkaninami meblami. Dopiero teraz można było pozdejmować pokrowce z foteli. Można było dostrzec, że służba robi to nie tylko w izbach przygotowanych dla przybyszy, ale wszędzie. Dwór miał się przez czas ich pobytu prezentować jak dawniej. Jeszcze przez dwa dni po przyjeździe wszyscy pracowali trzy razy ciężej niż zwykle ale efekt był oszałamiający. Znać było, że bardzo dawno nikt u barona nie gościł, choćby po efekcie jaki wywołało to wielkie sprzątanie.

Oprócz dworu stały tu najróżniejsze zabudowania folwarczne: stajnia, chlew, kurnik, obora, drewutnia, dwa tajemnicze magazyny oraz stojąca na uboczu łaźnia połączona z wędzarnią. Goście też szybko dowiedzieli się, gdzie jest rzeczka, gdzie jeziorko, gdzie dziadek barona przygotował altanę w lesie.

Jak okazało się rychło, we dworze mieszka sam baron oraz jego służba i żołnierze. Tych ostatnich jest ledwie siedmiu i aktualnie ... nie było ich we dworze. Garnizon służby liczył aż 20 osób, co jest dość znaczną liczbą jak na obsługę jednego tylko szlachcica bez rodziny.

* * *

Pierwszy dzień minął dla gości nadzwyczaj spokojnie. Panie skierowano do odległej o 50 metrów łaźni, gdzie mogły odświeżyć się po podróży. Później dano im jeszcze czas na odpoczynek i przebranie się. Gospodarz nie narzucał się ze swoją obecnością. Zamienił tylko kilkanaście organizacyjnych zdań z kapitanem Felerharem. Czy rozmawiali o czymś więcej? Nie wiadomo.

Wieczorem była uroczysta wieczerza na cześć gości. Obecni byli: gospodarz, obie damy i kapitan. Służba krążyła pomiędzy kuchnią a jadalnią donosząc coraz to nowe specjały. Czuć było, że mistrz kuchni staje na głowie, by zadowolić gości. Wszyscy zachwycali się, że takich potraw to już w Ragadzie nie ma ...

Rozmowa była tak kurtuazyjna, że przytaczanie jej byłoby zbędnym. Ot - czworo prawie obcych sobie osób próbuje znaleźć wspólne tematy. Znaleziono jeden, ale tylko dla trojga. Sztuka. Baron i baronessa pogrążyli się w wymianie doświadczeń na temat rzeźby i malarstwa. Baronowa od czasu do czasu włączała się w dysputę. Tylko kapitan siedział zamyślony, odpowiadał zapytany i ... wpatrywał się tylko w przemawiająca i żywo gestykulującą baronessę.

Nie wydawało się, by baron miał coś przeciwko gościnie. Teraz już był przemiły i ani jeden gest nie wskazywał, by przybyszki były mu nie w smak. Sam z siebie zaproponował, by panie zostały tak długo, jak tylko zechcą. Nic więcej wszak osiągnąć nie chciały.

To kapitan Felerhar w którymś momencie poruszył temat łowów i polowań. Kilka minut obaj panowie zachwycali się możliwościami tutejszych borów. Krótko, gdyż szybko dostrzegli pewne zniecierpliwienie pań. Tak czy inaczej - łowy ustalono na za trzy dni. Szybciej się nie dało (pomimo pewnych nalegań baronowej) gdyż znający okolicę łowczy i żołnierze barona byli właśnie w terenie. Poszukiwano porwanej przez jakiegoś łotra siostrzenicy sir Relmiego, mieszkającego po sąsiedzku. Szczegółami baron nie chciał się raczyć. Nazwał tylko (z wyraźnym niesmakiem) całą sytuację "niesmaczną". Choć Isabell w jego twarzy wyczytała pewien fałsz ...

* * *
 

Ostatnio edytowane przez Bothari : 26-11-2010 o 15:08.
Bothari jest offline