- Ja siądę na tanku. Przypadkowy strzał raczej mnie nie zabije w tym pancerzu, a poza tym w środku będę bezużyteczny. No i chętnie zażyję świeżego wozducha. A mechanik może pomóc w kierowaniu - powiedział Vlad pakując się na pancerz czołgu i opierając z tyłu jego wieży. Zdjął hełm i trzymał go pod ramieniem. Całą drogę wypoczywał z wyprostowanymi nogami i tylko leniwie obracał głowę, sprawdzając czy znikąd nie zbliżają się zergowie. Ale na szczęście panowała cisza i spokój, tak dziwne po krwawej jatce, jaka miała miejsce tak niedawno. Nieprzyjemny odór palonych zwłok powoli był wypierany z nozdrzy przez woń tutejszej roślinności. Ryk silnika i kołysanie pojazdu przyjemnie usypiały i kilka razy Zapalniczka wyłączył się na moment.
W końcu dotarli do bazy "Jastrząb". Niestety nie wszystko szło tak jak planowali. Lub przynajmniej jak on planował. Odebrali wezwanie z bazy, natychmiast przekazane przez interkom w pancerzu wspomaganym. Vlad zaklął szpetnie.
- No to prikrasno. A mieliśmy po cichutku wykraść transporter i zwiewać z tej planety. I cały plan wziął w łeb. Teraz dostaniemy drugą szansę, żeby bohatersko zginąć za ojczyznę, skoro pierwszą zmarnowaliśmy. Tego właśnie potrzebowaliśmy. Kto w ogóle robił tutaj zwiad? - mruczał do siebie, nie zwracając uwagi, że pozostali mogą go usłyszeć. Był naprawdę zły. Zdarzały mu się trudne walki, nawet niemalże niemożliwe. I nigdy nie uciekł, nie zdezerterował, nawet o tym nie myślał. Ale też nigdy dowódca nie wykazał się tak rażącą niekompetencją i tchórzostwem. To uprawniało go do żądania wakacji. Najlepiej w jakimś bezpieczniejszym miejscu niż Patriot IV. A może po prostu się starzał?
__________________ Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy |