Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2010, 10:47   #23
seto
 
seto's Avatar
 
Reputacja: 1 seto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znany
Kosma krzątał się w magazynie przygotowując skrzynie z rumem i jedzenie. Wychodziło na to że marynarze dostaną tylko po pół szklanki rumu. Jemu wydawało się to dawką zbyt małą, ale w końcu on nie musiał przez cały dzień uwijać się przy żaglach, linach, armatach i tym podobnych rzeczach. Kruk pakował żywność nie myśląc o tej czynności. Pochłaniała go inna sprawa. Zastanawiał się nad tym co widział wczoraj wieczorem. Istniała też teoria, że nic nie widział tylko mu się zdawało, a wiatr przypadkiem zdmuchnął świecę. Był jeden problem. Malaparte nie wierzył w przypadki tylko w Boga. Jeśli w Niego wierzył to uznawał także istnienie Złego. Z drugiej strony czy Szatan nie miał ważniejszych rzeczy na głowie i postanowił pomęczyć duchownego? Kruk postanowił, że (przynajmniej na czas tych rozważań) weźmie tą opcję pod uwagę.

Szatan, rzecz to wiadoma dla każdego kto znał Pismo, był niegdyś aniołem więc można przyjąć, że obejmują go te same prawa dotyczące pojawiania się na ziemi co resztę zastępów. Co oznaczało, że Zły mógł przemierzać ziemię w postaci człowieka jak czynił to np. anioł który podróżował razem z Tobiasem do Medii czy ten którego spotkał Jakow zwany także Israelem na bydlęcej drodze. Istniało zatem prawdopodobieństwo, że Crick mógł być samym Panem Ciemności. Jeśli rzeczywiście tak było to Kosma był w niezbyt dobrym położeniu. Tak czy inaczej...

Rozmyślania duchownego zostały przerwane przez jakieś dziwne uczucie. Czuł, że jest obserwowany, że ktoś jest za nim i wręcz przewierca go wzrokiem. Płaszcz zatrzepotał pod wpływem błyskawicznego obrotu Kosmy. W jego dłoni znajdował się sztylet, ale po ewentualnym przeciwniku nie było nawet śladu. Duchowny westchnął ciężko. Coś było z nim nie tak. Z nim albo z tym statkiem. Dyskretnie podpytani marynarze opowiadali legendy o mrocznym kapitanie, który mógłby być samym Szatanem i jego składającym legionie osób, które zaprzedały mu duszę. Malaparte zaśmiał się do swoich myśli. Przypomniał sobie, że Sanchez opowiadał mu podobne historię z tym, że dotyczyły one innych kapitanów. Widać w kręgu marynarzy topos kapitana-diabła był dość popularny. Nie tłumaczył jednak dziwnego uczucia bycia obserwowanym. Za to doskonale tłumaczyłaby to autosugestia i przemęczenie... Ostatecznie żywność została przygotowana zanim kucharz zdążył się o nią upomnieć. Kosma zamknął magazyn i wrócił do swojej kajuty.

Kiedy siedział rozparty na swoim chwiejącym się krześle drzwi się otworzyły. Stał w nich wysoki i muskularny mężczyzna, który mógłby z powodzeniem robić za osobę ściągającą długi bądź też wykidajłę. Kosma rozpoznał w nim przydupasa kucharza. Swoją drogę po co kukowi taki pomocnik? Raczej nie podaje mu łyżek, ani noży.
- Te! Klucz do magazynu daj to wezne rzeczy na śniadanie. - Rozbrzmiał tubalny głos osiłka.
- Też cię witam i wprost nie mogę wyrazić radości, że cię widzę. - Kosma posłał mu złośliwy uśmiech. - Klucza jednak nie dostaniesz.
- Kucharz mnie przysyła. Kazał odebrać składniki.
- Ach... rozumiem. Szkoda, że sam nie chciał przyjść. Próżność i lenistwo, wiedzieć to powinieneś, grzechami są, które na sądzie ostatecznym wypomniane z pewnością zostaną. - Malaparte rozłożył ręce w kapłańskim geście. Wprost uwielbiał grać rolę charyzmatycznego duchownego.
- Ta... to gdzie te składnik?. - Tępy wyraz twarzy wskazywał na niezbyt wysoki stopień możliwości pojmowania osiłka.
- Chodź ze mną. Przecież nie ich tu nie trzymam.
Mężczyźni ruszyli szybkim krokiem w kierunku magazynu.
- Nie waż się wchodzić! - Duchowny upomniał pomocnika kucharza.
Już po chwili obaj prawie biegli do kucharza niosąc mu odpowiednie składniki. Warto nadmienić, że Kosma niósł tylko mały woreczek z przyprawami podczas gdy drugi mężczyzna targał dwie skrzynki rumu oraz zapakowane jedzenie. Kosma dziwił się, że mięśniak się na to godzi. Nie wyglądał na zwykłe popychadło. Czyżby kucharz coś planował, że kazał mu być tak miłym?

Drzwi prowadzące do kuchni otworzyły się ze zgrzytem. Osiłek odstawił pakunki i odetchnął. Minę miał nie tęgą. Do tego stopnia, że Kosma wolał się od niego nieco odsunąć. Tak dla bezpieczeństwa. Kucharz uśmiechał się tajemniczo.
- Witaj drogi duchowny. - Głos kucharza był wręcz słodki. Wyraźnie czegoś chciał.
- Witaj zacny kucharzu. - Kosma postanowił podjąć grę.
- Jak się czujesz na statku? Pływałeś już kiedyś?
- Całkiem mi tu dobrze, a pływałem tylko raz. Żeby dostać się do Port Rolay.
- Ach tak... - Kucharz rzucił okiem na przyniesione pakunki. Zdawał się zauważyć je dopiero teraz. Za jego placami pojawił się osiłek. - Nie policzyłeś czegoś źle? Powinno być więcej rumu.
- Nie. - Odparł twardo Kosma. Znudziła mu się zabawa.
- Na pewno? Zresztą nieważne. Lepiej żeby się nie popili z samego rana. Głowy oni słabe mają. Zresztą to dzieci w sporej mierze. Nie mają mocnych głów jak ja czy ty... - Kosma wbrew oczekiwaniom kucharza milczał. - Wiesz... tak mi przyszło do głowy. Może mógłbyś mi udostępnić klucz do magazynu... - Niewzruszona twarz Kruka nie mówiła zupełnie nic. - Oczywiście nie za darmo i nie na długo... Jedną noc? W razie kłopotów mógłbyś powiedzieć, że ktoś się do ciebie włamał i zabrał klucz. Czy coś koło tego. To jak? - Kucharz uśmiechał się chytrze.
- A tak klucz. - Kosma udawał rozkojarzonego. - Oczywiście. Nie ma problemu. - Twarz kucharza rozpogodziła się. - Tylko gdzie ja go włożyłem... - Kosma zaczął grzebać w kieszeniach. Błyskawicznym ruchem wyciągnął obie ręce przed siebie. W jednej miał pistolet, którym celował w twarz osiłka, a drugiej sztylet mierzący w gardło kucharza.
- Słuchaj uważnie. Nie mam zamiaru powtarzać. Widać, że mnie nie znasz i tylko dlatego nie posiadasz jeszcze sztyletu w brzuchu. Następnym razem nie będzie takiej taryfy ulgowej, ale do rzeczy. Nie ze mną te numery. Moim obowiązkiem jest pilnowanie klucza, więc nie łudź się, że go dostaniesz. Jeśli jakimś dziwnym trafem któregoś razu nie znalazłbym go tam gdzie go zostawiłem to będziesz pierwszą osobą do której przyjdę. Wtedy nie będę taki miły jak dziś. To chyba tyle. - Kosma powoli schował broń do kieszeni i wycofał się w kierunku drzwi. Przed ich otwarciem odwrócił się trzymając jedną rękę w kieszeni.
- Jeszcze jedno. Naucz swojego pomocnika pukać do drzwi przed ich otwarciem. Taka mała, ale przydatna sprawa. Niech Bóg będzie z wami moi mili. - Kosma uśmiechnął się i wyszedł nie zamykając za sobą drzwi.

Był zadowolony ze swojego wystąpienia. Spokojnym krokiem udał się na posiłek. Cały czas czuł na sobie czyjś wzrok...
 
seto jest offline