Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2010, 12:28   #40
Bothari
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
Inez

Rubinshei pozostał nieugięty. Położenie katedry pozostało tajemne. A gdy powiedział, że on maszerował tam około 15 godzin - sprawa została zamknięta. Na szczęście szybko wracał do zdrowia i było niemal pewne, że w dniu łowów będzie na nogach i poprowadzi grupę do katedry.

Magazyny kusiły i nęciły. Pierwszy zapytany służący strapił się pytaniem tak wyraźnie, że było pewnym, że jest tam interesującego. Natomiast inny bardzo naturalnie opowiedział o belach siana, starych skrzyniach z meblami, workach z paszą i innych bardzo naturalnych rzeczach. Zapewne droga baronowa włamała by się do nich w nocy gdyby ... gdyby nie informacje o porwaniu. Oczywiście od służby.

Porwaną jest Caroline Santezu. Podobno ma jakąś rodzinę w Cynazji i podejrzewana była przez wszystkich o szpiegostwo. Porwał ją Nathaniel Witriel, syn innego pobliskiego wielmoży. Ponoć zakochanego w niej bez pamięci. Porwał ją nagą, z łaźni, na oczach jej trzech służących. Po prostu zabrał na konia i powiózł w nieznane. Pościgi straciły ślad w lesie.

Tylko jedna służąca zdradziła, że to nie pierwsze porwanie młodej i ładnej kobiety w tej okolicy. Chłopki boją się same poruszać po zmroku. W ciągu pół roku zniknęło aż siedem dziewcząt. Panna Santezu była jednak pierwszą szlachcianką. No i w jej sprawie doskonale wiadomo, kto porwania dokonał.

Sir Relmi ma w okolicy niemal samych wrogów. Ponoć pokłócił się ze wszystkimi z którymi mógł. Sam nieskłonny jest do zbrojnych starć, ale żołnierzy ma prawie 30 i to zbrojnych w muszkiety. Wszem i wobec podejrzewany jest o sprzyjanie zdradzieckim cynazyjczykom. Obecność panny Santezu tylko to potwierdzała. Jednak tak bezczelne porwanie spowodowało, że wszyscy zgodzili się pomoc i w lasach pełno jest teraz łowczych oraz żołnierzy całej okolicznej szlachty. Co ciekawe, to ludzie barona Totenhauza mają najwięcej do roboty, bo jego ziemie są najdalej wysunięte w lasy i jest wielkim miłośnikiem polowań.

A potem, niespodziewanie baronowa wskoczyła na koń i odjechała. Trzeba było wszak sprawdzić wszelakie ślady. Dotarcie do majątku sir Relmiego zajęło ledwie trzy godziny. Przekonanie go do możliwości obejrzenia wszystkich śladów trwało ledwie minuty. Ten człowiek był zrozpaczony. Kimkolwiek była dla niego Caroline Santezu w rzeczywistości rozpaczał jakby stracił najwspanialszą małżonkę. Przed baronową otwarto łaźnię i pokazano ślady. Nic z nich ciekawego nie wynikało. Pokazano znalezione w przy drodze kąpielowe prześcieradło. A potem wpuszczono ją nawet do prywatnych komnat kobiety. I tu, wśród ubrań, kosmetyków, bibelotów i książek nie znalazła w zasadzie nic ciekawego. Po przejrzeniu nie miała wątpliwości, że kobieta była czystej krwi cynazyjką, wychowaną na cynazyjską modłę. No ... i znalazła liściki od kawalera Nathaniela Witriela. Pisane niesprawnym i wręcz śmiesznym językiem głęboko zakochanego. Szybkie ich przejrzenie (oczywiście tak by gospodarz o tym nie wiedział) dało jasność - ta kobieta wodziła mężczyznę za nos. Rozbudziła w nim uczucie i bawiła się jak chciała. Najprawdopodobniej - przeciągnęła strunę.

Sir Relmi próbował dać swojego przybocznego do eskorty - ale odmówiła.

Wracała już, gdy z naprzeciwka nadjechała trójka zbrojnych. Początkowo nie wyglądało to niebezpiecznie. Ale jednak ... twarz wydawała się w jakiś sposób znajoma. I to właśnie ten człowiek przemówił, gdy tylko mogła usłyszeć.

- Pani baronowa Daae ... tak daleko od swego uniwersytetu? - mężczyźni za nim spokojnymi ruchami wyjęli pistolety. - To bardzo niebezpieczna okolica. Pozwoli pani, że odeskortujemy ją w bezpieczniejsze miejsce ...

Isabell

Wiadomość została wysłana, jak powiedziała Bianka. W jaki sposób? To pozostawało już jej tajemnicą.

Malowanie dworu rozpoczęła drugiego dnia. Sztalugi rozstawiono, przed nimi ustawiła się malarka i ... szło to jakoś niesporo. Pierwszy przyszedł zobaczyć efekty gospodarz. Jednak płótno było niemal puste. Potem przyszedł Gunther z kubkiem mleka i rogalem dla ciężko pracującej przecież artystki. Przez moment przypatrywał się. Skomentował ciepło plamy od farby na kaftaniku i twarzy, po czym nie przeszkadzał więcej. Potem okazało się, że odebrał ów posiłek Mariane, która właśnie chciała nakarmić swoją panią.

Gospodarz okazywał się przemiłym człowiekiem o zasadach niemalże doryjskich. Z godnością opowiadał o majątku i oprowadził po galerii. Było tam wiele interesujących eksponatów. Szczęśliwie - kapitan Felerhar nie towarzyszył im wtedy. Zapewne wściekł by się słysząc wesoły śmiech baronessy i zainteresowanie wywieszonymi dziełami. Rozmowa przeciągnęła się niepostrzeżenie do późnej nocy.

A jednak kapitan coś wyczuł bądź usłyszał. Formalność jego zachowania wobec niej trzeciego dnia, była prawie niczym policzek. Jak podczas podróży zdarzało mu się pomijać jej tytuł, czy wręcz w sytuacjach prywatnej rozmowy - użyć imienia raz czy dwa. Było to naturalne po prawie dwóch tygodniach wspólnej podróży. No i nigdy nie przekroczył delikatnej granicy szacunku jakim ją otaczał. Teraz jednak "baronessa" królowała. Wyraźnie gniewał się i ostentacyjnie zaraz po śniadaniu wyruszył na przejażdżkę.

Totenhauz nie zwrócił na zachowanie ani kapitana ani baronessy najmniejszej nawet uwagi. Tylko Rubinshei, który na obiad tego dnia już stawił się dał do zrozumienia, że widzi co się dzieje i niepokoi go to.

Felerhar wrócił po czwartej. Wypytał swojego sierżanta o sytuacje i ... zdębiał. Baronowa gdzieś pojechała a jej żołnierze zostali. Zły - prawie sklął ich. Powstrzymało go spojrzenie nieodległej malarki. Do jej uszu dotarł tylko wyraźnie wściekłe syknięcie: - Macie ją znaleźć do wieczora. Ze zmrokiem jest tu z powrotem. A jeżeli coś jej się stanie ... to popamiętacie mnie.

Na poszukiwania wysłano za dwoma nieborakami jeszcze sześciu żołnierzy.
 
Bothari jest offline