Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2010, 12:54   #41
szarotka
 
Reputacja: 1 szarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skał
Gdyby włos na człowieku mógł widowiskowo się jeżyć, Inez wyglądałaby jak nastroszony kot. Ale powód złości nie znajdował się przed nią, w postaci trzech obcych, lecz gdzieś tam w eliarskim dworku. Wyobraźnia podpowiadała jej rozmaite, mniej lub bardziej barwne obelgi, jakie w tej chwili pasowały do lekkomyślnego kapitana Felerhara za to, że pozwolił umknąć temu bezczelnemu łotrowi, który...
- … ach to pan napadł moją towarzyszkę w podróży, winszuję taktyki i obeznania bitewnego - na usta baronowej wpełzł cierpki uśmiech, zaś czujne spojrzenie omiotło bandytów i ich broń. W brzuchu czuła znajomy skurcz; tym niemniej myśli nadal pozostawały ostre i wyraźne. Zabawne, bowiem podobne uczucie towarzyszyło jej, gdy pierwszy raz zobaczyła deviria.
- Tak sądziłam, że pan jeszcze wpadnie na herbatę, więc zabrałam ze sobą przybocznych. Obawiam się, że jest ich trochę więcej niż trzech, pałętają się gdzieś tutaj - Nie szkodziło trochę nagiąć fakty. Ale nie oszukujmy się, przecież w swej wielkiej pewności siebie nie wzięła nawet broni, a co dopiero mowa o ochronie! - Poza tym puszcza pełna jest żołnierzy, więc co panowie chcą wskórać, jeśli można zapytać?
Doprawdy mogła pozwolić na chociaż jednego zbrojnego od sir Relmiego, przynajmniej ci tutaj mieliby do kogo strzelać.
- Zabrać panią ze sobą. Skorzystamy przy tym z uprzejmości pani przybocznych, którzy spóźnili się w to miejsce. Oczywiście, gdyby nie chciała pani współpracować … z żalem będziemy musieli panią przymusić. Och … a gdyby jakieś straże faktycznie się pojawiły … to gwarantuje, że pani już nie pomogą. Będą mogli jedynie pomścić. Proponuję więc grzecznie pojechać wraz z niami. Jak będzie? - szeroki uśmiech na twarzy mężczyzn zwiastował nieliche kłopoty.
Blada twarz nie mówiła za wiele o tym, co dzieje się w głowie czarno odzianej damy; może jedynie poza wrażeniem skupienia i wzmożonej czujności. Dosiadany koń nieco popsuł efekt, bowiem czując zbyt mocny raptem nacisk wędzidła, zarzucił łbem nerwowo.
- Same groźby i mocne słowa wobec bezbronnej kobiety. To naprawdę bardzo szlachetne, że tak przejmuje się pan moją osobą. Ale w świetle obecnej sytuacji długo się pan mną nie pocieszy, bo jak już wspomniałam, las roi się od zbrojnych, więc prędzej czy później będzie mnie pan musiał zabić. To jest zamysł tego arcy ciekawego porwania? Bo mam zamiar się nim cieszyć, dopóki wszyscy możemy. Dokąd szanowny pan raczy mnie zabrać?
Podjechała bliżej, leniwym końskim człapaniem i zatrzymała się przy boku wierzchowca szlachcica. Zdumiewał i zadowalał ją własny beznamiętny ton, po raz kolejny w życiu chyba. Miała wrażenie zamknięcia w kokonie emocjonalnej pustki, po którym śmigały same decyzje. Jednak do jego ścian ciasno przylepiał się strach i napięcie, czuła go jak przez szkło. Pozostawało mieć nadzieję, że nie jest kruche.
- Do mojego schronienia - odparł mężczyzna - Na poczatek pół mili na wprost a potem pewną ścieżka. Proponuję skupić się na modlitwie.
Wskazał jej kierunek dłonią.
- Niestety Jedyny nie słucha moich modlitw - rzuciła z przekąsem i przejechała pomiędzy końmi we wskazanym kierunku - Ale panowie mogą się modlić za siebie. Proszę się ruszyć, bo nie znoszę bezczynności.
Odpowiedzi nie było. Wszystkie konie ruszyły przed siebie. Zmusiła się, by jechać równym tempem i odgarniała chęć nagłego wyrwania się do przodu. Takie posunięcie równało by się kuli w plecach. A baronowa zamierzała pożyć jeszcze trochę.
Nie odjechali daleko. Z przodu doleciał ich tętent kopyt. Dwa konie w pełnym galopie. W ciemnościach w lesie … to musiała być para straceńców.
- Niech pani zachowa się spokojnie, dla własnego dobra. Przepuścimy te osoby. Może nie zwrócą na nas uwagi.
Zawróciła wierzchowca w stronę porywaczy. Oni też stanęli i cała trójka dobyła pistoletów. Szlachcic znacząco wycelował lufę swojego w jej pierś. Spotkało się to z pełnym dezaprobaty (i skrywanych nerwów) prychnięciem.
- Gdy zobaczą taką scenę, to gwarantuję, że się zatrzymają. Raczy pan nie celować tym zabytkiem w mój biust i zachowywać się jak moja obstawa, to przegalopują obok. Doprawdy, jak wam się udało w ogóle zaatakować powóz i przeżyć, nie mogę wyjść ze zdumienia.
- Jeżeli pani nie zamilknie, będzie to ostatnie zdumienie w tym życiu.
Jeźdźcy z naprzeciwka nadciągali. W półmroku ciężko było dotrzec barwy strojów ale … chyba były to mundury, a w okolicy nosili je tylko żołnierze Felerhara.
Patrzyła w stronę nadjeżdżających i słyszała głośne uderzenia własnego serca. Szklany ochronny kokon spokoju kurczył się. Obliczyła w myślach prawdopodobieństwo. Prace matematyczne pod naciskiem i w stresie nigdy nie wypadały dobrze, ale czas zacieśnił się drastycznie do kilku sekund. Przeprosiła w myślach dzielnego wierzchowca za to co robi i spięła go niespodziewanie, tak iż jego łeb oraz pierś znalazły się na linii strzału zamiast kobiety. Akurat gdy nadjeżdżający byli o kilka skoków od niej. Gwałtownie wstrzymali konie. Huknęły trzy wystrzały. Obaj żołnierze spadli na ziemię.
Kobieta miała wrażenie, że jej serce się zatrzymało, gdy las trząsł się od huku. Dopiero po ułamku chwili zdała sobie sprawę, że to nie w konia strzelano, ale nie zdążyła zobaczyć, kto padł. Zwierzę zadecydowało za nią, zatańczyło w miejscu i spłoszone rzuciło się przed siebie drogą, nieomal wpadając na dwa wierzchowce, pozbawione jeźdźców. Po drodze potknęło się o coś i Inez ze zgrozą zdała sobie sprawę, że jej rumak właśnie chyba dobił jednego z niedoszłych wybawicieli. Szklany kokon pękł i jęła nerwowo poganiać konia żywiej. Pozostawało jedynie mieć nadzieję, że porywacze nie umieją wystarczająco szybko przeładowywać broni.
Pościg ruszył natychmiast i w ciemnym lesie słychać już było jedynie dudnienie kopyt czterech pędzących wierzchowców.


--------
Ciąg dalszy u Blaithinn
 
__________________
Wszechświat stworzony jest z opowieści. Nie z atomów.
szarotka jest offline