Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2010, 13:46   #44
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nikt nie potrafił powiedzieć nic pewnego o nawiedzonym mieście, które - podobnie jak przed laty - rozciągało się po obu stronach rzeki. Za dawnych, bardzo dobrych czasów, tych sprzed zarazy, miasto zamieszkiwało wiele tysięcy mieszkańców. Ilu przeżyło zarazę i uszło z życiem? Nikt nie wiedział, ale podobno niewielu.
Ilu zamieniło się w ożywione trupy, miejscową wersję zombie? Tu stugębna plotka podawała najrozmaitsze liczby. Według niektórych nieumarłych można było spotkać na każdym rogu, inni natomiast twierdzili, że żywych trupów jest niewiele, ale wyczulone są na ludzką krew i bardzo szybko gromadzą się tam, gdzie można znaleźć jakieś źródło tej krwi.
Paru, a może nawet i więcej, śmiałków wybrało się do miasta, nie bojąc się klątwy ani żądnych krwi nieumarłych. Skuszeni pozostawionymi w Ethusalem skarbami wybierali się na poszukiwanie bogactwa samotnie, lub w mniejszym czy większym towarzystwie. Wróciło ich niewielu, a jeszcze mniej zachowało zdrowe zmysły by opowiedzieć, co widzieli.
Jedno było pewne - niektórzy zmarli przekształcili się w wyschnięte, przypominające mumie truposze. I na tym podobieństwa relacji się kończyły, bowiem nikt z opowiadających nie widział takich chodzących zwłok, za to każdy słyszał opis z ust od kogoś, kto znał kogoś, kto słyszał od kogoś innego... I tak dalej.
Tak więc, w zależności od wiedzy (lub fantazji) opowiadającego zwłoki były wyposażane w długie kły godne tygrysa szablastozębnego, pazury żywcem zdarte z dinozaura (równie długie, ostre i brudne), białe, szare lub czerwone oczy pozbawione źrenic. Trupy miały mieć świetny słuch i węch. Nie przepadały za słońcem i wolały cień i mrok, ale nawet w upalne południe nie wahały się wyjść ze swych nor by zapolować.
Widać bogini Nija nieźle się wkurzyła na mieszkańców, a zamiast zesłać deszcz siarki i ognia i zmieść z powierzchni niegodziwe miasto, nawiedziła ich przeklętą chorobą, pozostawiając ruiny miasta i chodzące zwłoki w charakterze ostrzeżenia dla ewentualnych innych niegodziwców.
Fantazja niektórych sięgała tak daleko, że powiększała wzrost tych truposzy dwukrotnie, albo też - wprost przeciwnie - zmniejszała o połowę, nie zważając na oczywisty fakt, że każda chodząca mumia była człowiekiem i została najwyżej wysuszona, a nie rozciągnięta czy skrócona o dwie stopy.
Wieści głosiły, że podejmowano liczne próby przedostania się przez miasto, ale nawet ekspedycja wojskowa przepadła bez śladu. Nie wypłynęły ani wraki, ani trupy, ani nawet deski.
Istna czarna dziura. Co było określeniem, oczywiście, Makbeta.

Makbet usiłował sobie przypomnieć znane z filmów i książek metody walki z różnymi nieumarłymi stworami. Srebrne kule, osikowe kołki, święte symbole, woda święcona, światło słoneczne.Nie należało zapominać również o najbardziej oczywistym sposobie, jakim było użycie ognia.
- Macie coś, co się łatwo pali? Ogień idealnie nadaje się do walki z czymś, co nie żyje a się porusza...
Wizja butelek z benzyną i płomień, ogarniający wysuszone zwłoki...
- Zapomnij! - powiedział Murion, którego Makbet zagadnął o łatwopalne materiały. - Najlepiej się palą smoła i alkohol. Smoły nie zdobędziesz, bo to typowo wojskowy artykuł o znaczeniu, że tak powiem, strategicznym. Alkoholu nikt ci nie da do wylania. Każdy powie, że lepiej wypić.
- A oliwa? - Makbet kontynuował wypytywanie, nie chcąc się rozstać z wizją broni ognistej.
Murion spojrzał na Makbeta z namysłem.
- No tak... O tym zapomniałem - powiedział. - Co prawda, jako że to pustynia, też jest dość droga, ale pewnie butelkę lub dwie da się załatwić...
- To może jeszcze trochę strzał - poprosił Makbet.


Klątwa Niji przybrała jakieś dziwne rozmiary i ujawniała się w różnych aspektach, na skutek czego Makbet nie zdołał zaopatrzyć się w coś, co by się paliło lekko , łatwo i przyjemnie. Nie dało się dostać wysoko procentowego alkoholu po niskiej cenie (widać bimbru nikt tu nie pędził, lub oni nie potrafili znaleźć odpowiedniej osoby), a oliwa okazała się towarem z gatunku luksusowych.
Innymi słowy - przygotowanie do akcji 'Ognista Burza" poszło kiepsko.


Po kolacji, podczas której wszyscy przekonywali Lenę do pomysłu rejsu statkiem, Makbet zaczął się zastanawiać, co mogło być powodem znikania wszystkiego, co usiłowało przepłynąć przez miasto.
Klątwa stale działała i ktokolwiek wpłynął na przeklęte wody stawał się zombiakiem, który na dodatek za swoje pierwsze zadanie obiera doszczętne zniszczenie statku?
Na widok płynącego statku miejskie zombie dokonują abordażu z różnych łodzi czy też skacząc na pokład z mostu?
W działaniu klątwy biorą czynny udział rzeczne potwory, które wygryzają dziury w dnach statków?
Z dna rzeki wyrosły nagle skały/piaszczyste łachy, uniemożliwiające żeglugę i posyłające łodzie i statki na dno, lub chwytające3 wszystkie płynące jednostki w piaszczyste objęcia?
W mieście rozgościła się banda opryszków, która przegrodziła rzekę łańcuchami, zabija wszystkich, rabuje towary i zatapia statki?
W końcu, po paru godzinach rozmyślań, zasnął.


Łagodne kołysanie nie przeszkadzało w obserwacji brzegu.


Miasto, a raczej to, co z niego pozostało, przybliżało się z wolna.
Przybył tu specjalnie po to, by narysować kilka scen do najnowszej książki i teraz żal mu było czasu by zejść pod pokład po notes i ołówek.
Potarł brodę uświadamiając sobie, że nie pamięta nazwy tego miasta, jakby nagle uleciała mu z pamięci. Coś kojarzyło mu się z Świętym Miastem, ale mimo wszystko był pewien, że nie zwiedza Jerozolimy zniszczonej przez wojska Nabuchodonozora Drugiego czy też Dwunasty Legion Rzymski pod wodzą Tytusa.
Żałował nieco, że nie będzie mógł zejść na ląd, bowiem zbliżał się wieczór a chodzenie po nocy po zrujnowanym mieście było czynnością bardzo mało inteligentną. Nadzwyczaj łatwo można było zabłądzić, wpaść w jakąś dziurę, złamać nogę na wertepach.
Ktoś jeszcze coś wspominał o jakichś niebezpieczeństwach, ale jakich?


Nagle zapadł zmrok i wygląd miasta zmienił się nie do poznania.


Ruiny stały się nagle ponure i groźne. Światło księżyca, miast rozjaśnić mało pociągający widok, nadało całości wygląd niesamowity, zniechęcający do dokładnego zwiedzania miasta.
Nagle na brzegu pokazała się niesamowita sylwetka. Obok druga. I kolejna...


Ich głodny wzrok skierował się na głupców, którzy trafili w te strony.
- Jedzonko...! - zdawały się mówić ich spojrzenia.

I wtedy sobie przypomniał.
To było przeklęte miasto, Maeh’ta Ethusalem.
Ponownie poczuł się tak, jakby sama Śmierć przespacerowała się po jego grobie.


Zbudził się zdecydowanie nie wypoczęty.
I średnio pozytywnie nastawiony do zbliżających się atrakcji.


Statek którym dysponował Zorion nie wyglądał zbyt okazale. Nieco przerośnięta rzeczna barka z napędem na żagiel. A że wioślarzy szkutnicy nie przewidzieli, to szczęście mieli, że płynęli z prądem i nie musieli czekać na pomyślny wiatr.
Ale zalet łajba też parę miała. Burty były wysokie i górowały nad falami. W dodatku "Pelikan" był statkiem dość ładownym, więc było pod pokładem dość miejsca, by się zmieścili wszyscy 'goście'. Dzięki temu mogli ze spokojem ćwiczyć skryci przed wzrokiem marynarzy i, ewentualnych, znajdujących się na brzegu ciekawskich.
A treningu było pod dostatkiem.
Dla sprawnie władających bronią gwardzistów (czy też raczej eks-gwardzistów) umiejętności Ziemian stale były niewystarczające. W dodatku istniał jeden, koronny argument...
- A macie coś innego do roboty?
Oczywiście można by poleżeć wygodnie w hamakach, albo też rozkoszować się widokiem leniwie płynących fal. I denerwować marynarzy, trudzących się w pocie czoła.
Już lepiej było ćwiczyć (białą broń z Vilith i Murionem, łuki z Asmelem i Urmielem, chociaż ze względu na ograniczoną przestrzeń to ostatnie było ciut utrudnione), niż siedzieć pod pokładem i się nudzić czekając na zezwolenie, którego ciągle nie mógł otrzymać Zorion.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 28-11-2010 o 17:36. Powód: O statku słów parę
Kerm jest offline