Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2010, 17:59   #119
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
- Oczywiście droga Soe, nauczę cię czytać z największą przyjemnością. – Angus mimo tego, że był nieco zaskoczony poufałością kobiety, która wskoczyła mu na kolana i objęła za szyję nie zapomniał języka w gębie. – Do Altdorfu szmat drogi, jak tylko porzucimy te kurze tajemnice zaczniemy nauki. Mam akuratnie pergamin, dobre pióra i inkaustu sporą butlę. Jak tylko wystarczy ci zapału to i z pisaniem uwiniemy się szybko.
- Za taki uśmiech i całusa, gotów jestem i zaraz do uczenia przystąpić – uśmiechnął się szelmowsko i skłonił się jej lekko głową gdy cmoknęła go w policzek.

Sporo chodzenia, sporo łomotania we drzwi po nocy… Ale w sumie nieźle im się opłaciło. Odzyskali zastaw nad podziw łatwo, choć coś w Bretonce nie dawało spokoju Angusowi. I nie była to wcale jej przezroczysta niemalże koszulka nocna. McTiernan podziękował grzecznie za pomoc w wyjaśnianiu zagadki, mimo tego że na jego pytania o Blauesblut odpowiedzi kobiety były dość enigmatyczne.
Zdziwiły zaś go znacznie rewelacje Herr Gephardta. Hollenbachowie mieli coś wspólnego ze znienawidzonymi krwiopijcami? Jeden z nich tutaj przypadł, tak daleko od rodzinnej ziemi? Dezorientację pogłębiło jeszcze bardziej spotkanie z młodszym dziedzicem tych ziem. Panicz von Speier tak otwarcie wypowiadał się przeciwko swojemu bratu? Bretonka mówiła że to świnia i łajdak… Możliwe że ten kult krwi to jego kompania? No ale tolerowałby na swoich ziemiach Bluesblut, który jawnie godzi w jego interesy wspierając prawa młodszych agnatów w rodzie? No i do cholery co z tymi kurami, świniakami i psami? Nieśmiały wampir im się trafił i ludzi żreć się wstydzi? Kto by zauważył, że wyssał by do cna kilku mieszczan wśród tej zawieruchy z krucjatą? Pomyśleliby że ruszyli za Sigmarem Odrodzonym… A może biedny Caspar dyndając z belki miał właśnie przykryć prawdziwą przyczynę swojej śmierci? Wampir go wykrwawił a potem wciągnął na belkę? A może Błękitnej Krwi mniej zależy na szlachetnej barwie a więcej na krwi jeno? Pytania, pytania i jeszcze więcej pytań… Tylko na odpowiedzi nie było czasu. Przed cmentarną konfrontacją Angus o wiele bardziej wolałby zasięgnąć więcej informacji, nawet stosując sprawdzone metody Soe. Skryta wizyta u Wendella brzmiała interesująco, no ale jak się okazało nie było na nią czasu.

Przytaknął głową Lucasowi von Speier. Nagroda swoją drogą, kolejne monety w kiesce nie zaszkodzą. O miasteczko i ich mieszkańców, prawdę powiedziawszy niezbyt dbał. Ale możliwość spotkania się oko w oko z legendarnym niemal złem? Zamyślił się zaraz i zaczął przypominać sobie wszystko co wiedział o tych stworach. Baśnie legendy, mity… Żadnych naukowych opracowań bo i niby skąd… Osinowe kołki, grzebanie twarzą do ziemi, czosnek, bieżąca woda, srebro, a dla bogatszych solne kręgi… Co z tego mogło pomóc? Z jednego się ucieszył. Pewniej się poczuje gdy tylko odbierze swój ulubiony oręż z niefortunnego depozytu. Racjonalny umysł ciągle mu podpowiadał że to humbug jakiś. No ale po cóż panicz Lucas miałby ich na cmentarz prowadzić, przy świadkach, a raczej ze świadkami, broń oddawać, nagrody obiecywać… A po cóż wampir miałby po miasteczku gonić i kury tylko dusić? Kto do jasnej cholery zamordował Caspara? Coś tutaj nie grało, ale wszystkie odpowiedzi były najwyraźniej na cmentarzu…

Założył uprzęż i z czcią niemal pogładził drewnianą kolbę i zimny metal. Po głębokim namyśle wyjął z sakiewki kilka srebrników i cęgi razem z młotkiem z plecaka. Jakoś ten mit wydał mu się najbardziej praktyczny… Chciał pozaginać monety tak by zmieściły się do lufy, na porządny odlew srebrnych kul nie było czasu. Broni nie uszkodzi, strzelał już śrutem i kawałkami hufnali jak z garłacza. Zaleta wielkokalibrowego rozwiązania konstrukcyjnego, z którego był tak dumny.
Krasnolud widząc jego niezdarne poczynania najpierw wybałuszył oczy, potem sklął go od najgorszych, a na końcu wyrwał mu narzędzia i sam wziął się do roboty. Angus uśmiechnął się tylko widząc siłę w rękach kwadratowego towarzysza i wspomagał jego kunszt resztówką mocnej gorzałki z piersiówki. W każdym razie khazad po minucie oddał mu cęgi i młot, a do ręki wcisnął pozaginane, srebrne krążki, którymi mężczyzna nabił wszystkie trzy obrotowe lufy. Na zapas nie starczyło czasu i nietypowego materiału.
Jak na jego gust za szybko to się działo. Pośpiech Lucasa von Speiera wydał mu się podejrzany i niebezpieczny… Pokiwał głową na słowa Nastii, ale jakoś ciężko mu szło sobie wyobrazić by miał swoim prostym pałaszem głowę wampirowi odcinać. Jeśli srebro okaże się mitem, może być kiepsko.
- Nie lepiej do świtu poczekać? – Angus przypomniał sobie jeszcze jeden przesąd, czy też może prawdę ze światłem słonecznym, ale jego życzenie nie trafiło na podatny grunt. Szlachcic najwyraźniej był zdania że każda chwila jest droga. Angus poprawił jeszcze srebrny medalion na szyi, wyciągając go zza koszuli i przecierając rękawem. Ułuda większego bezpieczeństwa… Spojrzał jeszcze na kompanów. Jost rwał się do boju, Soe już układała w ręce nowy sztylet, przyzwyczajając się pewnie do jego innego wyważenia. Dziewczyna była zdenerwowana, czym chyba nie odróżniała się zbytnio od reszty konfraterni. Dopiero gdy ruszyli Angus zdał sobie sprawę z tego w co się pakuje. Potyczki z wampirem mu się zachciało…
 
Harard jest offline