Wątek: C E L A
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2010, 23:26   #66
emilski
 
emilski's Avatar
 
Reputacja: 1 emilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodze
Pokonali spory odcinek. Gdy znaleźli się w pomieszczeniu, gdzie przywitała ich butelka z napisem „Wypij mnie”, nie zatrzymał na niej uwagi zbyt długo. Co innego go przyciągnęło. Spacerniak. Christopher potrzebował dawki świeżego powietrza – ten cholerny żart Lechnera z trupim odorem unoszącym się nad polem róż, utkwił mu w pamięci. Dlatego teraz podszedł do drzwi ostrożnie i z powątpiewaniem. Uchylił je delikatnie i wciągnął zapach.

Mmmmm... świeże powietrze... prawdziwe powietrze. I to orzeźwiające, bo niebo się zaciągało i powoli zaczynał padać deszcz. Otworzył drzwi na oścież i wszedł na spacerniak, który był otoczony stalową siatką. Stąd już było blisko do Lechnera, mogli iść prosto do niego, albo dalej bawić się z nim w chowanego w następnych pomieszczeniach. Chris nie myślał o tym. Stanął w miejscu i delektował się powietrzem. Głęboko oddychał i czuł spadające na niego krople deszczu.

-Chodźcie tu, powąchajcie.

Jill podeszła, ale jakoś nie robiło to na niej żadnego wrażenia. Przeszła do konkretów. Interesowało ją co robią dalej. Czy do Lechnera, czy w głąb korytarzy.

-Powinniśmy najpierw przeszukać to piętro. Nie jesteśmy gotowi na spotkanie doktorka. Może nam się poszczęści i znajdziemy jakąś skuteczniejszą broń. Znalazłam rewolwer ale niestety bez amunicji – powiedziała.

Torg spojrzał jej prosto w oczy i pozwolił sobie złapać ją za ramiona: -Jill... -wpatrywał się w nią i nic nie mówił kilka chwil. -Co to znaczy gotowi? Czy myślisz, że kiedyś będziemy gotowi? Przecież on tam siedzi i na nas czeka. Obojętnie, czy będziemy mieli noże, czy bazooki. Jill, spójrz prawdzie w oczy - on zrobi z nami, co chce. Powinniśmy zrobić coś, co go zaskoczy... - dalej się wpatrywał w jej oczy.

-No właśnie, spójrzmy prawdzie w oczy - może Jill tą prawdę chciała znaleźć w oczach Chrisa bo patrzyła weń głęboko i nieprzerwanie. - To będzie koniec. Jakkolwiek się nie skończy nasze spotkanie z Lechnerem to będzie finał tej przygody. A ja chcę się tu jeszcze pobawić - uśmiechnęła się jedną połową ust i położyła palec na miękkich wargach Chrisa. - Niech skurwiel na nas jeszcze trochę poczeka. Chodźcie, będzie fajnie - puściła im oko i ruszyła wgłąb budynku. Po drodze zgarnęła jeszcze buteleczkę wypełnioną zieloną cieczą.

-Przeniesiesz Jill do krainy czarów? - rzuciła, do nikogo w szczególności i wychyliła do dna. Szkło roztrzaskało się w drobny mak gdy cisnęła je o najbliższą ścianę.

Josh chyba poszedł za nią. Christopher powrócił do delektowania się deszczem. Rozłożył ręce i podniósł do góry głowę. Pozwalał, żeby krople wpadały mu do otwartych oczu i ust. Czuł w sobie potężny spokój. Przestał wreszcie się miotać. Przestał mieć nadzieję. Przestał mieć cel. Zrozumiał, że już nigdy stąd nie wyjdą. Zostaną tu do końca swoich dni. Albo zamordowani przez Lechnera, albo ten szaleniec zrobi z nich potwory, typu Maczety, które będę polowały na następnych naiwnych skazańców. To już jest koniec. Nie ma znaczenia, gdzie pójdą. Czy w lewo, czy w prawo.

Dobrze było to wreszcie zrozumieć. Ta prawda uderzyła Chrisa z potężną mocą, uwalniając go od wszelkich pragnień, pożądań, planów, nadziei. I kombinacji typu, co zrobimy z Lechnerem, gdy już go dorwiemy. Bzdura. On zyskał wolność właśnie teraz. Dlatego stał na deszczu coraz bardziej mokry i delektował się chwilą. Bo nie musiał już nigdy więcej nigdzie iść. Teraz została mu tylko Jill. Ale wraz z uwolnieniem się od wszelkich złudzeń, uzmysłowił sobie także, że ona i tak będzie jego, że to już tylko kwestia czasu. Jill też to zrozumie. To nieuniknione.

Jakby na dowód tych myśli, Torg usłyszał nagle przy swoim uchu: -Znaleźliśmy łaźnię. Pomyślałam, że może będziesz chciał do nas dołączyć - ruszyła z powrotem wgłąb korytarza zostawiając za sobą kałuże wody i dodała: - żeby się odświeżyć.

To była ona. Znikała teraz powoli w głębi korytarza. Zupełnie naga. Ociekająca wodą. Zostawiała za sobą mokry ślad, który był zaproszeniem dla Chrisa. „Stało się” - pomyślał Christopher i poszedł za nią. Nie odrywał od niej oczu. Był jak zahipnotyzowany. Cały czas nad wyraz spokojny i pewny siebie. Uśmiech nie schodził z jego ust. Jill już zrozumiała i przyszła mu to powiedzieć. Zrozumiała, że są dla siebie nawzajem szansą. Przechodzili przez jakiś magazyn, ale Torg w ogóle nie zwracał uwagi na otoczenie. Jego wzrok nie opuszczał ani na chwilę jej ciała, które zgrabnie poruszało się do przodu.

Wszedł za nią do łaźni. Jill kierowała się prosto do czynnego prysznica. Torg dopiero teraz zauważył, że już ktoś tam był. Nie ktoś, tylko Josh. Nagi. Jill dołączyła do niego i zlali się w jedno. Patrzyli na niego zapraszającym gestem.

„Aha, więc bawimy się, ale ciągle na jej zasadach... dobrze. To znaczy, że jeszcze jej nie udowodniłem, że jeszcze do końca nie zrozumiała. Sprawdza mnie. Wyzywa mnie” - Chris cały czas uśmiechał się pod nosem. Rozważając zaistniałą sytuację, zrzucał z siebie kombinezon. Obojętnie, co nią kieruje w tym momencie, on nie zrezygnuje z możliwości dotykania jej. Będzie musiał mieć tylko na wodzy swoje żądze, żeby zwierzę, które doprowadziło go do tej celi, tym razem z niego nie wyszło. Kombinezon zostawił na podłodze, nóż odłożył na narożną umywalkę. Może będzie musiał pozbyć się Josha w trakcie, kto wie...

Gdy byli pod prysznicem już we trójkę, znowu wrócił do niego spokój. Był grzeczny. Dał się jej prowadzić. To była jej zabawa. Wiedział, że gdyby byli sami, osiągnęliby zdecydowanie więcej. Wiedział też już chyba, czego od niego oczekuje. Zaproszenie Josha do wspólnej zabawy było tak jakby znakiem dla Torga, co powinien jeszcze zrobić, żeby całkowicie ją zdobyć. „Dobrze, zrobię to dla ciebie”, chociaż nie uważał wcale tego za potrzebne.

Nie nałożył swojego kombinezonu. Wybrał sobie jakiś znoszony kombinezon z pudła w magazynie. Josh poczęstował go znalezionymi fajkami. Zapalił. Znajomy smak połechtał mile jego płuca. Jill w tym czasie udało się już otworzyć następne drzwi, za którymi ukazał się znajomy korytarz. Już tu byli, ale od drugiej strony. Korytarz był wtedy odgrodzony. Teraz stał przed nimi otworem i zapraszał dziwnym zapachem.
 
__________________
You don't have to be weird, to be weird.
emilski jest offline