Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2010, 08:54   #204
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Vautrin.

- Naa i'omentien...- szept z ciemności był jak szmer strumienia - On zszedł już z góry. Przybędzie tu na wezwanie tego, który się budzi. Sii'! Czarownik...Summon'ne ho....Summon'ne ho...

Wspomnienie słów elfa zmroziło go bardziej niż sykliwe zdania Voutrina. Bardziej niż chłód grubego muru rotundy. Niż zimno, które spadło na zamek. Patrzył na rysunek i widział znów niewyraźny kontur głowy elfa, sterczące spiczaste liście uszu. Tak samo jak wtedy obrazy nakładały się. Nakładały się na ten sam, jeden obraz... Linie, ciągłe i przerywane... rysunki... regularne koła. Połówki. Plany.
Realne. Prawdziwe i namacalne jak otaczające zewnątrz ciemność i groza.
Pamiętał słowa elfa. Dobrze zapamiętał jego przesłanie.
Vautrin niemal całkowicie wynurzył się już z cienia, i choć Jaczemir był pewien, że tamten znał rysunki doskonale, przyglądał się im z uwagą. Starzec też wpatrywał się w rysunek niczym zahipnotyzowany. Treść napisów, a potem nagłe pojawienie się Vautrina wstrząsnęło nim do głębi. Potrzebował czasu, by ochłonąć. By złapać dystans. By wymyśleć szybko jakieś kłamstwo, bo odpowiedź przecież znał. Tak dobrze, jak to, że byle kłamstwem Voutrin się nie zadowoli.
Przesunął pochodnię. Nieco więcej światła padło na rysunki.



- Ja? - wybąknął z nieźle udanym zaskoczeniem - Dlaczego ja?
Vautrin udawał zaskoczenie równie dobrze.
- Dlaczego ty? Na pewno nie pojawiłeś się w zamku bez przyczyny. Wydaje się, że Strażnik...
Nie dokończył zdania. Przyglądał się teraz bardziej Jaczemirowi, niż pergaminom. Jaczemir zamarł. Niczym boża krówka pragnął przeczekać niebezpieczeństwo w bezruchu. Zcierpł cały, bo wiedział, jak zawodny to sposób.

Rozmówca podniósł wzrok, tam gdzie wysoko majaczyły ciągi liter.
- A to? - zapytał, jakby melancholijnie - Też nie ma nic wspólnego z Tobą, Jaczemirze?
Musiał zauważyć podobieństwa. Ten sam sposób pisania Fe, takim samym charakterem kreślił Że. Składnia. Jak miał wytłumaczyć tamtemu coś, czego sam do końca nie pojmował? W dodatku nie wzbudzając podejrzeń o brak szczerości... w sytuacji, kiedy nie chciał być szczerym?
- Sam zachodzę w głowę... - zaczął mocno ochrypniętym głosem. W zimnym powietrzu uniósł się zapach pleśni i przetrawionego alkoholu. Pauza była celowa. Miała sugerować chwilę zastanowienia, i powziętą decyzję. Kiedy Voutrin odwrócił wzrok od napisów, napotkał już harde spojrzenie starca.
- Toć wiecie, że ma. Nie igraj ze mną, herr zarządco, niby kot z myszą. Wszyscyśmy tu niczym palce jednej ręki...
- Skoro tak...- odparł mężczyzna - To i wy nie igrajcie ze mną, panie. Nie udawajcie, że plany nic wam nie mówią.
- Plany wpierw mus zbadać... oszacować... poznać, by mówić zaczęły. - nie dawał się zbić z pantałyku Jaczemir pakując jednocześnie pergaminy do tubusa.
- Już je badałem. - odezwał się, przysiadając na kamiennym brzegu - Technicznie rzecz biorąc, wszystko jest jasne. Sądziłem, że pomożesz mi znaleźć odpowiedź na inne pytania. Dwa pytania.
Odwrócił się półprofilem. Jedna z dłoni zacisnęła się na kolanie jak na oparciu tronu.
- Po pierwsze...Pytanie o miejsce. Ale to stosunkowo łatwo wyczytać, nawet jeśli ktoś nie jest architektem. Bardziej problematyczne jest pytanie drugie.
Jaczemir miał wrażenie, że wyczuł wahanie. W końcu Vautrin podniósł się powoli, niczym starzec. Popatrzyli sobie w oczy.
- Poświęcasz dużą część swojego życia, by znaleźć rozwiązanie...W pewnym momencie napotykasz mur, mur którego nie potrafią sforsować wszystkie twoje sposoby. Czas płynie. Gdy zaczynasz tracić nadzieję, pojawia się nagle obietnica. Drzwi, których szukałeś. Rozwiązanie jest w zasięgu twojej ręki, a jednak zastanawiasz się czy siły które ci go ukazały rzeczywiście pragną by ci się udało, czy też pod przynętą upragnionego sposobu czeka zdrada i twoja zguba.
Vautrin zatrzymał się na moment. Napięcie na jego twarzy nie mogło chyba być grą.
- To jest moje pytanie do Ciebie, Jaczemirze. Czy powinniśmy? Myślę, że Ty znasz odpowiedź.
W krypcie śmierdziało tak samo. Robiło się jednak coraz zimniej. I ciemniej.

Zdrada i zguba.....Summon'ne ho... miarowe uderzenia młotów, kamienie zamkowego dziedzińca i wirujący tubus...szumiała ulewa, waliły grzmoty...twarz była coraz bardziej wyraźna, wynurzała się...trzepotanie skrzydeł... szturmujący uszy pisk tysięcy stworzeń... gdy skończy się melodia, okaże się prawda!... krakanie ptaków...

- Nigdy się nie cofałeś przed osiągnięciem celu, herr Voutrin. Czemuś teraz zwątpił? Co Ci osąd mąci? Strach? Luksus? Czyś może sens utracił? Wiarę, że pomimo zdrady, nawet za cenę zguby będzie warto...
- Nigdy się nie cofałem. To prawda. - powiedział po chwili długiego milczenia. - Ale czy pisarz się cofa, w pogoni za efektem? Czy obchodzi Cię los tych, którzy wychodzą spod twojego pióra, Jaczemirze? Liczy się przecież to, co pozostaje w pamięci gdy kończy się ostatnie zdanie.
- Liczy się aplauz. Poklask i uznanie... - zełgał gładko Jaczemir.
Zarządca wyprostował się, składając ręce jedna na drugą.
- Przejdźmy się. Przekonajmy się, czy postąpisz wedle swoich słów.
Ruszył powoli, w jedną ze stron. Poruszał się w kierunku którejś ze ścian. W pewnym momencie zwolnił i obejrzał się.
Tubus, torba, pochodnia...Vautrin obrzucił go spojrzeniem, gdy kislevczyk chował plany, a na twarzy zarządcy zamku pojawił się dziwny wyraz - coś pomiędzy smutkiem, ekscytacją a kpiną. Nie powiedział jednak nic. Jaczemir postawił niepewny krok.
- Idziesz, panie? Znasz przecież drogę lepiej ode mnie.
Drogę znał. Bardzo go to zdziwiło. Ale znał. Pochodnia zdawała się coraz bardziej dogasać, na przestrzeni tych kilkunastu kroków prawie umarła. Gdy zatrzymali się przed drzwiami, widzieli już tylko swoje niewyraźne kontury w ciemności.
- Są otwarte. - powiedział Vautrin - Dla Ciebie.
Jaczemir zawahał się. Mimo wszystko nie ufał mu. I tylko jedna myśl nie dawała spokoju przez krótką chwilę wahania. Czy przez resztę życia zgadnie, co czekało za drzwiami, jeśli nie przestąpi teraz progu?

Nie chciał zgadywać.

Nie musiał.

- Powinniśmy? - pchnął przed nim odrzwia Vautrin, odsuwając się na bok - Co się tak naprawdę wydarzy? Co tak naprawdę dzieje się dookoła nas? W tym właśnie momencie, zależy to od Ciebie, Jaczemirze.
Za półotwartymi drzwiami widział kamienny korytarz, przedzielony udrapowaną zasłoną z ciężkiego materiału. Vautrin wyglądał, jakby sam nie miał zamiaru tu wchodzić. Nie zważając na to Jaczemir zrobił pierwszy krok.

W korytarzu było cicho. Jaczemir ostrożnie posuwał się ku zasłonie. Za swoimi plecami usłyszał, jak drzwi domykają się, a potem do jego uszu dobiegł jeszcze charakterystyczny dźwięk. Coś zadzwoniło o twardy kamień podłogi. Odwrócił głowę. Drzwi były domknięte, poza nim w korytarzu nikt nie stał. Pod jego nogami, w świetle ustawionego niedaleko na niewielkiej półce kaganka pobłyskiwało coś małego. Przyjrzał się wytężając wzrok.
 

Ostatnio edytowane przez Bogdan : 03-12-2010 o 11:56.
Bogdan jest offline