Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2010, 23:37   #17
Jendker
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
Gottri
Konował rzeczywiście rozmawiał z kapitanem. Ten sam człowiek, który wcześniej prowadził zapisy, bawił się teraz bródką rozglądając nieobecnym wzrokiem. Co jakiś czas wymieniał jakąś uwagę z głównodowodzącym. Po chwili zauważył ciebie. I twoja ranę. Obydwoje z kapitanem mieli bardzo pytające spojrzenia. Jednak jakiś znak od Czuba przekazał im, żeby nie poruszać na razie tej kwestii. Medyk zabrał cię do swojego namiotu i zaczął wyciągać sprzęt. Niewielka skrzyneczka a w niej znajdowały się nici, mała buteleczka przeźroczystego płynu, oraz zestaw różnych igieł i haków. Usadowił cię na krześle i przywiązał rękę pasem do podpórki. Bez najmniejszego dźwięku polał ranę odrobiną płynu z buteleczki a potem zaczął powoli zszywać.
-Masz szczęście. Nawet podwójnie. Obrażenia od szponów są bardzo podobne do tych od ostrza, łatwiej się goją. Z drugiej strony o mały włos nie przecięło ci ścięgna. To takie coś w ręce. Jak se to rozwalisz, to w najlepszym wypadku będziesz się mógł ręką po tyłku podrapać.-Mówił, powoli, lekko znudzonym tonem, nie odwracając nawet na chwilę wzroku od rany. Miał lekko kozi głos, jednak nie tak który mógłby denerwować.
-Ciekaw jestem coście tam nabroili. Czub wyglądał...no poważnie. A takiego go nie widziałem. Wściekłego, znudzonego, rozdrażnionego, czujnego, ale poważnym typem to on nigdy nie był. Nic dziwnego jak się tyle razy dostało w czerep. Nie daj se wcisnąć kitu że ta ksywa wzięła się od fryzury.
Konował pociągnął nić do końca a potem odciął nożem. Wyjął bandaże i zaczął owijać ramię.
-Całkiem ładnie się zszyło. Was się ładnie składa, macie grubą skórę. Ale staraj się nie nadwyrężać tej ręki przez parę dni. I przyjdź za jakiś czas, zobaczymy czy nie wdało się jakieś cholerstwo.




Shimko


Wódka była wyposażeniem dość typowym dla wszelkiej maści żołdaków. Uśmierzał ból i smutki, odciążała zbyt ciężki mieszek, a butelkę zawsze można przerobić na tulipana przy burdach. Kuchmistrz miał mały zapas i nalał ci mała szklaneczkę żytniej. Lekko podstarzały niziołek całkiem nieźle się trzymał, i tylko siwizna tu i ówdzie pośród brązowych loków zdradzała że nie jest już mężczyzną w kwiecie wieku. Postawił ci stołek obok swojego, lekko na uboczu, nalał kolejną szklaneczkę i zaczął wypytywać co to się tam wydarzyło. Do opowieści zachęcały kolejne szklanice, jakie obiecywał.



Rannalt.


Twoje bystre oczy szybko wypatrzyły grupkę grających ludzi. Widać podkomendni z drużyny piechoty byli bardziej rozrywkowi. Starszy mężczyzna o zaniedbanej brodzie, urany w skórzaną kurtę uśmiechnął się do ciebie. Pozostała dwójka, młodszy blondyn i piegowaty rudzielec z kozią bródką, odwrócili się i zrobili to samo.
-Witamy. Czyżbyś był jednym z tych nowych od czuba? Chciałbyś z nami zagrać tak po koleżeńsku? Nie na pieniądze.
Uśmiechnołeś się w swoim szelmowskim zwyczaju i zasiadłeś z twarda miną do prowizorycznego stolika z skrzynki i tarczy. Stary z uśmiechem potasował karty i rozdał wszystkim. Przyjżałeś się swoim. Nie było wątpliwości. Ci goście oszukiwali.


Edith.


Co by się nie działo, nadchodził czas na lekcje. Udałaś się do namiotu swojej mentorki. Wzięłaś księgę i rozłożyłaś na stole. Czytanie przy migotliwym świetle świecy nie było rzeczą łatwą. W dodatku ta księgę studiowałaś już chyba setkę razy. Niektóre wersety znałaś już na pamięć. Wtedy do namiotu weszła nauczycielka. Przyjżała się i uśmiechnęła a potem położyła przed tobą sporą sakiewkę. Wewnątrz coś pobrzękiwało, ale to nie były monety. Znajdowały się tam groty strzał.
-To komponenty do twojego podstawowego zaklęcia bojowego. Miałam cię po nie wysłać do Hansa po twoim ostatnim treningu, ale zemdlałaś. Jak widzisz, to nie jest łatwa sztuka. I dlatego potrenujemy to raz jeszcze. Ruchy marudo.
Wzięła swoją torbę, wewnątrz której widać było znajome kule. Zabrała swoją księgę i wyszła przed namiot.
 
Jendker jest offline