Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2010, 12:00   #96
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Trudno było walczyć z czymś, co mogło zmaterializować się w środku sakiewki. I uciec, zanim człowiek zdążył dziabnąć to coś sztyletem.
Fakt, że innych spotkał ten sam los, był niezbyt pocieszający. To, że w końcu przyszła kryska na matyska i eteryczny rabuś oberwał, należało do zdarzeń z gatunku pozytywnych, ale poza radością niewiele dających. Złoto przepadło i szansa odzyskania go była dość mała.
- Wrócę niedługo - powiedział Bared.
Jako że niewielka była szansa, by eteryczny złodziej zechciał pojawić się jeszcze raz, zatem nie trzeba było ustanawiać podwójnych wart. A zatem można było poświęcić nieco czasu na mały spacer po lesie...

Strumyczek był niewielki. Wystarczył większy krok, by nie mocząc nóg Bared znalazł się na jego drugim brzegu. Ruszył przed siebie zastanawiając się, gdzie ktoś taki jak eteryczny złodziej mógł trzymać zrabowane innym skarby. Wszak nie na innym Planie.
Wędrował zatem Bared po ciemniejącym lesie, usiłując znaleźć jakiś, najdrobniejszy nawet ślad, mogący wskazać drogę do poszukiwanego skarbczyka. Niestety, łatwiej tu było o grzyby, niż okutą stalą skrzynkę, lub choćby zagubioną monetę.
- Tymoro - obiecał - jedna trzecia skarbu eterycznego złodzieja dla ciebie.
Czy to, że po trzech minutach wędrówki trafił na jaskinię było odpowiedzią na złożoną obietnicę? Nie wiedział. I nie mógł sprawdzić, bo jaskinia miała swego lokatora.
Stary niedźwiedź mocno śpi... Dziecięca wyliczanka jak na życzenie wyłoniła się z pamięci.
Czy ten niedźwiedź był stary, czy nie, czy spał mocno, czy tylko drzemał, tego Bared nie chciał sprawdzać. Po pierwsze idea niedźwiedzia jako wspólnika rabusia była co najmniej dziwna.
Po drugie łatwo byłoby sobie wyobrazić reakcję niedźwiedzia, gdyby Bared wszedł do jaskini i powiedział:
- Przepraszam, że budzę, ale chciałem się upewnić, czy w twoim mieszkanku pewien typ z innego Planu nie przechowuje skradzionych mi rzeczy.
Łatwo byłoby domyślić się reakcji...

- Grzyby, niedźwiedź i nic więcej ciekawego nie znalazłem - powiedział po powrocie do obozowiska.
- Turionie - zwrócił sie do druida - nie mógłbyś tak porozmawiać z tutejszymi zwierzętami? Może któreś coś zauważyło ciekawego?
- Rozmowa ze zwierzętami wymagałaby specjalnego zaklęcia, którego nie przygotowałem - odparł zagadnięty.
- A może mógłbyś przywołać jakiegoś tropiącego psa? Może on by coś wywęszył?
Oblicze druida nie pozostawiało wątpliwości - poczuł się dotknięty samymi słowami 'może mógłbyś, które poddawały w wątpliwość jego umiejętności.
Po kilku chwilach przed Baredem pojawiło się bardzo sympatyczne stworzenie, które wróżyło szybkie i skuteczne łowy.


Druid natychmiast wydał mu polecenie wytropienia stwora na podstawie krwi, która wciąż zalegała na ziemi. Pies błyskawicznie obwąchał zarówno ją, jak i wszystkich członków drużyny, po czym pognał w kierunku... z którego co przyszedł Bared - tak jak przypuszczał łotrzyk, zwierzę zatrzymało się przed jaskinią którą niedawno Bared określił jako zamieszkałą przez niedźwiedzia.
Wielce zadowolony z siebie, pies zaczął... strasznie ujadać. Ryk, jaki się od tego rozległ potwierdził, że niedźwiedziowi nie podobają się goście, którzy przyszli...
Chwilę po potężnym ryku ukazało się samo zwierzę - potężny czarny niedźwiedź. Turion momentalnie zaczął wykonywać różne gesty mające najwyraźniej na celu uspokojenie zwierzęcia.
To najwyraźniej zawiodło, bo zwierzę stanęło na dwóch łapach i ryknęło przeraźliwie - wtedy druid przekręcił lekko głowę i kontynuował wykonywanie... gestów.
Po chwili wymówił słowa zaklęcia, przez które w jego dłoniach pojawił się ogień: cisnął nim tuż obok niedźwiedzia raz... drugi...
Poskutkowało: niedźwiedź skulił się i powoli, niemrawo, jakby od niechcenia odszedł w bok, niknąc między drzewami.
W jaskini zaś, na samym jej końcu i to w bocznej pieczarze znajdowało się to czego Bared szukał - ich zagubione pieniądze. I nie tylko: były tam też inne "skarby" rabusia: potłuczone szkiełko, niewielki toporek, para gustownych rękawiczek, zepsuta harfa, poplamiony kapelusz skórzany i wiele przedmiotów, których nie dało się zidentyfikować.
- Eteryczny śmieciarz - westchnął Bared.
Z całego zbiorowiska 'skarbów' do zabrania nadawały się tylko rękawiczki i toporek.

Czy inni członkowie drużyny byli zadowolenie z obietnicy złożonej Tymorze tak samo, jak z odzyskania części pieniędzy - tego Bared nie zamierzał dociekać. Za to zamierzał obietnicy dotrzymać.
Tylko szaleńcy narażali się Pani Losu.

Kawałek nocy minął Baredowi na sporządzaniu z koców i drągów czegoś w rodzaju noszy, które można było przymocować do siodeł i wieźć Cristin, wykorzystując dwa wierzchowce. Nim jednak zdążyli ruszyć w drogę, na polance pojawiło się paru tutejszych.
Początkowo Bared nawet się ucieszył. Miejscowi z pewnością mieli wiedzę o znajdujących się w okolicy kapłanach, może któryś był gdzieś w pobliżu. Jednak ostatnie zdanie zniechęciło Bareda do współpracy...
- Jak masz na chędożenie ochotę, to do żonki wracaj - powiedział. - Albo i owieczkę se znajdź jaką, jeśli cię tak przypiliło, a o rudej nawet nie myśl.
Słowom Bareda towarzyszył charakterystyczny dźwięk napinanej kuszy.
- Chora jest i nie chłop jej potrzebny, co mu jedno dupczenie we łbie, a kapłan. Jeśli znacie jakiego, to drogę wskażcie. Potem o pomocy pogadać możemy. Jak nie, to wynocha stąd. Albo rodziny po was płakać będą, a winą wielo-łaka się obarczy.
 
Kerm jest offline