| - Chyba to coś nie tylko tamtych dwóch dziadów wydupcyło, ale też tą resztę zgrai wraz z zawartością ich łbów - odezwała się szeptem do Turiona, patrząc spode łba na wiejską inkwizycję. Nigdy nie słyszała bowiem o czymś takim jak ‘wielołak’.
- Widać... chyba masz większe doświadczenie w kontaktach z takimi co lubią ganiać wszystko z widłami, może się nimi zajmiesz? - odparł Turion z paskudnym uśmieszkiem. Cerre staksowała zgraję fanów wiejskiego ekwipunku militarnego swoim cwanym spojrzeniem i pokręciła z politowaniem głową. Nie zważała na cynizm płynący z mowy uszczypliwego druida.
- Jeżeli już tak bardzo proszą, to oczywiście, że im pomożemy - jednak i w wypowiedzi pani mnich kryło się drugie dno. - Ponoć ta metoda z karym koniem i rudą kobietą jest przestarzała i nieskuteczna. Lepiej do tego nadają się wiejskie kmiotki.
W międzyczasie Bared dodał coś wyjątkowo 'chamskiego' i zwieśniaczył jeszcze bardziej całe zajście. Po prostu wesoła, niedochędożona zgraja wieśniaków i jeszcze bardziej kontenta grupa zgorzchniałych podróżników, którym kmiecie dupę zawracają, zmieszały się ze sobą i spłodziły niezłą, nieco mroczną bukolikę.
Chłop nadął się, a czerwony na twarzy się zrobił jak burak.
- Ty... pochędóżki nam żałujesz, chamie jeden? Patrzcie go, jak baran jeden: sam nie wydupczy i innym nie da. A jak chora to i jej pomóc możemy!
- No, nasza baba będzie wiedziała co robić! - podekscytował się drugi. - Ostatnio jak gorączka kogoś wzięła to podała mu takie zielone coś z takim niebieskim... i ten tego... jeszcze cosik różowe... i bum! Chłop wyzdrowiał!
- To jak będzie, ludziska? - spytał ten na przodzie. - Wy nam babę i karego użyczycie, a my wam kobitę wyleczymy?
- I wych... - zaczął ten z burakiem na twarzy, ale inni go uciszyli.
'Tak - wychędożyć', dokończyła za niego w myślach pani mnich. Cerre sądziła, że ci chyba szukają nie pogromców potworów, tylko lafiryndy, która dałaby hojnie dupę (tym razem za nic). Rogata była rozdarta między przyłożeniem temu kijem w łeb, daniem mu pięścią w twarz, a zakatrupieniem napaleńca na miejscu.
- Nie tak prędko, chamie - odezwała się zimno Cerre, stając tym razem po stronie łotrzyka. - Ruchać to możesz własną babę, a nie, kurwa, tą tutaj. Nie damy wam ot tak ani jej ani ‘karego’. Coś za coś... - na wszelki wypadek przygotowywała się do ataku, bo gawiedź potrafiła być czasem nieobliczalna. - Możemy zająć się tym ścierstwem, ale wy w zamian doprowadzicie nas do kapłana, a poza tym dacie nam trochę pieniędzy. A jak nie pasuje, to wypierdalać do wiochy dupczyć się z tym wielołakiem i nie zawracajcie nam dupy...
Rozmowa wrzała jak kute żelazo. A jak się kuje żelazo, póki gorące, to... trzeba go jeszcze bardziej podgrzać. Do dyskusji przyłączył się zaklinacz, próbujący ostudzić tą sytuację, gdzie wkroczyły pieprzne tematy.
- Dobrzy ludzie. - odezwał się Dant - po co się kłócić. Mamy tu potężnego zielarza o wielkiej wiedzy - wskazał na Turiona. - On na pewno wam powie, że z wielołakami się tak nie walczy, trzeba zupełnie innych rzeczy, niż konia i baby. Wiem, bo opowiadał mi dokładnie swego razu, jak trzeba z tym stworem postąpić.
- A co do chędożenia, to powiem wam tak. Ta kobita już została wychędożona raz, 3 dni temu. I od tego czasu straszne choróbstwo ją złapało, nijak nie można jej wyleczyć. O, patrzcie, cała się trzęsie. Daję 5 sztuk złota, że was to także, dobrzy ludzie, złapie, jak ją będziecie chcieli dupczyć. O ile wam się przyrodzenie we krwi nie utopi - obrazowo stwierdził Dant.
Zabrzmiało to bardzo naukowo. A chłopi o prostym jak konstrukcja cepa rozumowaniu nie bardzo byli w stanie przyjąć do siebie taką mądrą pogadankę. Cepem jednak można było nieźle wojować, Cerre dobrze o tym wiedziała.
- To wszystko prawda - przytaknęła na tą pogadankę miedzianowłosa. Niezły argument, trafiony, ale...
- Eee, co wy tam pieprzycie? - chłop spojrzał głupkowato na Danta. - Starczy gadania, bo mię łeb puchnie, jako ten burak. Dajecie karego i dziewkę, co byśmy stwora upolowali i ją wyleczyli, albo idziemy gdzie indziej szukać. Mało to karych kulabek na tym świecie?
....zatopiony.
Łeb mu puchnie? Nie ma problemu - jak łeb popęka, to puchł nie będzie. Kijaszek tutaj bardzo prosił o solidny raz w czyjąś głowę. Mózg diablęcia pracował jednak na wyższych obrotach i nie zamierzał tym razem bawić się w mordobicie; czasem bardziej wyrafinowane metody dawały lepsze rezultaty niż rozwiązywanie problemu siłą.
- Hmm, wielołak w postaci kilku chłopów będzie miał zapewnione obfite śniadanie - diablę zerkało z wyższością na prostego chłopka. - Po co narażać niepotrzebnie własną skórę na to cholerstwo, skoro w zamian za drobną przysługę można się kłopotu pozbyć w inny sposób? Wy doprowadzacie nas i tą kobietę do kapłana, później pozbywamy się tego wielołaka i po problemie.
- Yyy... - zaczął chłop niezdecydowany. Spojrzał po swoich towarzyszach. Po krótkiej wymianie spojrzeń powiedział:
- Ale skąd wy wiecie gdzie szukać wielo-łaka?
- Dowiemy się - odparła po prostu. - Przecież to coś nie może znajdować się daleko, skoro powiadacie, że niedawno wam zarżnęło parę istot.
Nastąpiła swoista "narada" wśród mężczyzn, po czym doszli do wniosku:
- Kapłona to my ni mamy... ale możemy was przedstawić naszej Babie. Ona wszystko wie, na pewno uradzi na rudą. - odchrząknął. - Jak chcecie to ją możecie do nas przenieść, nasze gospod...gos... chaty niedaleko tu są.
- Ale pierw. - dodał po chwili. - Ustalim warunki polowania na wielo-łaka. Mus wam, uważajcie, przynieść łeb jego splugawiony. Ładnie będzie wyglądał nad paleniskiem, rozumiecie. A nagroda... ee... nie mamy pieniędzy, może Baba coś wymyśli. Dużo ma tam u siebie różnych staroci i papierów i ni pozwala nam ich spalić. A pięknie by się paliły, mówim wam!
Zastanowiła się wtedy Cerre chwilę nad propozycją zgrai.
Papiery? Starocie? Może jednak mają jakieś pieniądze? Może ta gra w tropienie wielo-cośtaka (i szpanowanie jego odrąbanym łbem nad paleniskiem) była warta świeczki? Cerre kombinowała, jakby na tych kmieciach zarobić wystarczająco dużo. Nie jak najwięcej - może jakieś bóstwo dostanie napadu złego humoru i stwierdzi sobie, że "ci zarobili za dużo i trzeba im uciąć pensję". Nie należało się zatem zbytnio zapędzać w materializm - czasem utrata czegoś w tej dziedzinie istnienia kosztowała zbyt dużo.
Ale i nie przesadzać z altruizmem i nonkorformizmem - taka postawa sprawiała jeszcze więcej niepotrzebnych kłopotów. Cerre zadała wtem niezwykle rzeczowe pytanie:
- Moglibyście nas do tej Baby zaprowadzić?
- Noo... moglibyśmy. Ale chyba powinniście ją też zabrać. - wskazał na Cristin. - Ni wim... zebrać się jakoś...
- Idziemy tam wszyscy. Ją też zabieramy - diablę potwierdziło wypowiedź "wasala".
- A żeby ją zabrać to mamy sposób - powiedział Bared. - Niech was łeb nie boli. Powiedzcie jeszcze, gdzie tu najbliższe miasteczko - dodał. - I jak się zwie.
- Miasteczko to trochę jeszcze kawałek dalej. - chłopek machnął ręką w kierunku z którego przyszli. - Zwie się... hmm... Gistrzyce, jakoś tak.
Tak, Gistrzyce! Miejscowość, o której wspomniała ta zjebana skuta pała. Ta pała, która chciała się z nimi policzyć w tym miasteczku. To tak - pała policzy sobie złamane kości, a Cerre najwyżej policzy sobie zaliczone siniaki. Czy tam na odwrót. Jakkolwiek - musieli uważać na siebie i nieprzytomną rudowłosą panią sponsor. Drużyna bowiem zbliżała się do miejsca, gdzie Tormowiec zapowiedział następne spotkanie twarzą w twarz, w cztery oczy [ludzkie i diabelskie], kijem [ogniem] i mieczem. Bared przy wydatnej pomocy Turiona, przymocował zbudowaną przez siebie konstrukcję do dwóch wierzchowców, swojego i Cristin, a potem, również przy pomocy druida, przeniósł tam chorą dziewczynę.
Sprawdził, czy gdzieś nie zostało coś z ich bagażu, a potem powiedział:
- Możemy jechać. Cerre skinęła głową na tą propozycję. Uważała jednak na to, by kaptur nie zsunął się jej z głowy.
Mogli jechać. Nic nie stanęło na przeszkodzie, by gang z nowymi pracodawcami mógł ruszyć dalej w kierunku napadniętej przez wielołaka wioski i przez nadgorliwie broniących dobra rycerzyków Gistrzyc.
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania.
Ostatnio edytowane przez Ryo : 01-12-2010 o 19:48.
|