Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2010, 12:17   #11
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Tymczasem w Lucky Coin trwało spotkanie z Mr Johnsonem.

-Dobrze Panie Johnson - zaczął Urshak- jak rozumiem, każdy z nas jest tym wybranym, który może, wedle was i waszych...znajomych...odnaleźć dziewczynę ewentualnie jej ciało. Cóż, nie chcę być krytyczny ale z tego co wiem, to ta dzielnica prędzej wykorzysta ją jako jakąś... panienkę lekkich obyczajów aniżeli cokolwiek innego, zapewne jest jakąś sex zabawką jakiegoś gangu - Urshak zamknął oczy jakby myślał nad czymś konkretnym- jeżeli dziewczyna była...hm... grzeczna to osobiście uważam, że wciąż żyje, została zapewne pobita i zgwałcona, jeżeli jeszcze nikt się nie skontaktował to znaczy, że to nie było porwanie dla okupu.
Urshak pociągnął ze swojej szklanki
- Są tam metaludzie - ostatnie słowo powiedział, ze szczególnym obrzydzeniem - oni zazwyczaj nienawidzą korporacji. Jeżeli nie wygadała się kim są jej rodzice ma szansę przeżyć. Będzie miała traumę do końca życia, owszem, ale jak już mówiłem, będzie miała szansę. Jeżeli natomiast powiedziała to cóż. Możliwe, że nie odnajdziemy ciała... nie w całości.
Urshak rozejrzał sie do okoła czekając co na to powie reszta zebranych.
- Tutaj również są metaludzie i korpy - Adam uśmiechnął się lekko przyglądając się szklance stojącej na stole. Mówił cicho, wolno, ważąc słowa - O czym to świadczy? O niczym... tak naprawdę. Co wiemy o znajomych zaginionej? - pytanie raczej zawisło w przestrzeni niż zostało zadane komukolwiek. Zresztą, chyba przesadą było liczyć na dokładną odpowiedź.
Urshak spojrzał się na przedmówcę:
-Ty nawet nie wiesz co to za dzielnica i do czego są zdolne istoty tam mieszkające. Większość z ich nie nazwałbyś człowiekiem, dzikie zwierzęta posiadają więcej łaski i litości aniżeli to co tam mieszka. Poza tym pomyśl - kto zatrudnia runnerów do misji i płaci im tle, jeżeli misja jest bardzo prosta? Normalnie po tygodniu taką dziewczynę by znaleziono. Ją albo jej ciało. - Urshak westchnął - Ale czego spodziewać się po człowieku?
- Jeżeli to zadanie jest dla ciebie za trudne to wypad. Jęczących kretynów nie potrzebujemy. - odparł Adam mówiąc ciągle spokojnie, nawet lekko flegmatycznie - Przynajmniej ja nie potrzebuję. To chyba oczywiste, że zadanie nie jest z gatunku: “ojej, dostałem kasę za friko”. Więc może zamiast jęczeć; co to za dzielnica i jak źle tam jest skoncentrujemy się na robocie?
- Ty durniu, człeczyno głupia... Jakim cudem jeszcze żyjesz? Dlaczego ciebie nic nie zabiło to nie wiem... zreszta, nie zamierzam strzępić języka na takie coś jak ty - zmierzył Adama wzrokiem kogoś, kto jak by miał przy sobie broń to by jej użył - Ty myślisz, że tam jest jak w reszcie tego plexu... Jesteś prostym ignorantem, który nie wie nic o duchach, nie wie nic o życiu, nie wie nic o miejscu w którym żyje. Patrzysz ale nie widzisz, słuchasz ale nie słyszysz...
- Bla, bla, bla, bla. Skończysz biadolić? Tracimy cenny czas. Co wiemy o znajomych zaginionej panie Johnson? Wszystkich znajomych. - Adam miał już szczerze dosyć początków tej znajomości, niezależnie czy był to jeszcze objaw kaca czy może raczej kolejne przypomnienie kogoś.
Urshak spojrzał na runnera spode łba:
- Mimo, iż nie istnieje określenie w słowniku osób kulturalnych tego chamstwa, ignorancji i arogancji to musze przyznać, że to - pokazał skinięciem na Adama- zadało dobre pytanie i co więcej, kto potencjalnie mógł wiedzieć, że ta dziewczyna tam się wybiera...
- Spokojnie panowie - Mr. Johnson spojrzał na obu dyskutujących, po czym kontynuował - Znajomi Jessici to głównie koledzy i koleżanki ze szkoły. Jej rodzice bardzo dbali o to aby nie zawiązywała tak zwanych “niestosownych” znajomości.
- A co jeśli któryś z tych kolegów czy koleżanek dał znać komuś, kto miał “niestosowne” znajomości?- Urshak pokiwał głową- Mogłoby pójść o chłopaka, ładna dziewczyna jest z chłopakiem albo sprawia, iż ten chłopak się zakochuje w niej no i eks tego chłopaka dowiaduje się, co mała chce zrobić. Daj znać komu trzeba. Może nawet zostało to zlecone, choć nie wiem czym miałaby później zapłacić, w końcu w wieku piętnastu lat czy szesnastu nikt raczej nie posiada tysięcy kredytów, które “załagodziłyby” strach, strach zemsty potężnych i wpływowych osób. Choć oczywiście to jest tylko wątła hipoteza, jednak możliwa... teoretycznie. - Urshak dokończył napój. - Siedząc tutaj nie rozwiążemy sprawy, pora się ruszyć. - Ork wstał od stołu, zrobił uprzednio kopię z chipu i w polowie drogi do wyjścia stanął. - Ruszacie się, czy nie?
- Nie. - odparł Adam. - Ale nie przeszkadzaj sobie. - Zrobił znaczącą przerwę i przeniósł wzrok z powrotem na Johnsona - Ochroniarz, z którym wyszły dziewczyny był ochroniarzem zaginionej?
Ork wywrócił oczami po czym wyszedł.

- Był ochroniarzem rodziny. Jego zeznania znajdziecie na chipie. - podsunął przy tym chipa w stronę Adama.

Adamowi zajęło chwilę zapoznanie się z danymi zawartymi na chipie. Wolno przeglądał je na PDA otrzymanym w hotelu. Za długo bawił się w tym zawodzie, aby używać tu i teraz czegokolwiek własnego, czy w jakikolwiek sposób pokazać kim lub czym jest. W końcu dobrnął do końca zapisu i zapytał:
- Życiorys, doświadczenie, kontakty ochroniarza? Adres?
- Te dane nie są dostepne. Koncern przydzielił go rodzinie i twierdzi, że nie ujawni tych danych jeśli nie ma bezpośredniego elementu, który wskazywałby na współudział ochroniarza w zniknięciu Jessici. - powiedział z uśmiechem Mr Johnson
- Nie pomaga pan... panie Johnson - Adam znów uśmiechnął się lekko. - Zacząłbym się zastanawiać, czy koncern nie jest zainteresowany tym zniknięciem... zatrudniając tak niewykwalifikowanych ochroniarzy... Ale to inna kwestia.
Wymowne milczenie Mr.Johnsona zostało wykorzystane przez Adama do zainteresowania się leżącym przed nim kredchipem. Obrócił go kilkakrotnie w palcach i w końcu przesunął po metalizowanej powierzchni palcem czekając na to co na niej się pojawi. "Limit 15.000,00 NuYenów" - miło. Przynajmniej to można było uznać za załatwione - wsunął kredchipa do kieszeni koszuli i spojrzał po pozostałych. Wyglądało na to, że nikt nie jest zainteresowany dokładniejszym przepytaniem pana Johnsona. On miał jeszcze kilka pytań. Szkoda tylko, że wychodziło na to, że jest jedynym mózgiem w tym towarzystwie...

- Jakikolwiek zapis z kamer, kredchipu, comlinka, czegokolwiek... po wyjściu dziewczyny z metra? Zapis monitoringu samego wagonu metra, którym jechała?
- Jessica commlinka wyłączyła, kredstick nie był niestety używany. W wagonie kolejki podmiejskiej nie ma monitoringu. Drony dbaja o bezpieczeństwo pasażerów. A sam przystanek znajduje się na granicy z Westend- Sued i dalej po prostu żadnych kamer nie ma... A raczej żadne nie funkcjonują. - dodał po chwili
- Rozumiem, że wszystkie ślady urywają się na momencie wyjścia dziewczyny ze stacji metra... - Adam stwierdził oczywistą oczywistość, zastanawiając się jednocześnie nad czymś zupełnie innym. Jednak póki co nikt nie musiał o tym wiedzieć...
- Tak, ze stacji kolejki. A ostatnia osobą, która ją widziała był ten elf, pracownik Evo Corporation.

- Zeznania dziewcząt są intrygujące. - zagadnął Adam - Czy ktoś pytał je czy wiedzą czy z kimś konkretnym kontaktowała się zaginiona przez forum? Czy była to pierwsza taka akcja w ich wykonaniu?
- Tak, były o to pytane, ale nie wiedzą z kim się kontaktowała. To była pierwsza taka akcja Jessici. Koleżanki pomogły jej ze względu na przyjaźń a nie na poglądy.

- Panie Johnson, bez owijania w bawełnę, co może mi pan powiedzieć o rodzicach zaginionej - przez całą rozmowę Adam nie użył jej imienia. - Dobrze sytuowani, tolerancyjni, opiekuńczy - z drugiej strony przeczą temu wszystkiemu. Dziecko w okresie buntu... potrzebujące wyzwolić się z zakłamania rodziny... Rozumie pan do czego zmierzam? Jakie są faktyczne poglądy rodziców zaginionej? Przynależą do jakichś grup, stowarzyszeń, sponsorują kogoś?

- Rodzice zaginionej to typowe korpy, jeśli mogę to tak nazwać. Ojciec jest ambitnym naukowcem, chemikiem, do tego to Japończyk z zasadami, a tego chyba już nie muszę tłumaczyć. Matka jest z pochodzenia europejką, ale ona nie ma za wiele do powiedzenia w kwestii wychowania córki. Takie jest moje zdanie.

- Hmmm...
- Czyli wiemy tylko tyle, ile mogliśmy się sami domyślić. Mała raczej nie uciekła z domu w poszukiwaniu przygody, a skoro nie miała wcześniej kontaktu z mieszkańcami takich dzielnic, to nie może tam też nikogo, ale to... oczywiste - Ariel lekko się speszył.
- Masz coś na myśli? - rzucił nagle milczący dotąd Grim
- Nic konkretnego. Chyba nie mam już nic do dodania.

Siedzący do tej pory cicho dżentelmen -w granatowym garniturze w coś co przypominało latawce- zabrał głos dopiero gdy -chyba- Amerykanin i ork wystrzelali się z dowcipów zasłyszanych w rodzimych spelunach, tudzież domach. Nie zamierzał im tego jednak okazywać:
- ...a mi się wydaje, że owszem,zaplanowała przecież ucieczkę - jej koleżanka wspominała o tym. Jak nastolatka z takiego domu zdobywa informacje, jeśli nie przez sieć. Przeciętny komputerowiec mógłby sprawdzic historię stron, map i innych- które odwiedzała przed zaginięciem. A poszukiwania zaczalbym tam gdzie młoda mogła się kierować. Mówil pan, że dziewczyna chciała poznać życie meta-getta. Takich miejsc powinnismy szukac najpierw- taka meta-getto-turystyka.
- Panie Brewster... - zaczął Mr. Johnson - gdyby dziewczynę można było tak łatwo odnaleźć, rodzina nie zaoferowałaby tak wysokiego wynagrodzenia. Myślę, że któryś z panów - nie wymienił konkretnie osoby - poradzi sobie z wyciągnięciem pewnych informacji z forum, na którym działała dziewczyna, ewentualnie nawiąże kontakt z ludźmi, z którymi pisała. W samym gettcie jest mnóstwo miejsc, do których mogłaby pójść: podejrzane knajpy pozostające pod wpływem gangów, siedziby gangerów , domy publiczne i inne dziwne miejsca. Z tego co mi wiadomo na granicy miejsca, do którego się udała, rządził ostatnio gang orków i ludzi o wdzięcznej nazwie “Stecher”.

- Forum to na pewno jedno ze źródeł informacji. - Stwierdził Adam, gdy Johnson zakończył odpowiedź. W myślach zgodził się z sugestią Brewstera. Wszyscy zakładali, że dziewczyna nie żyła. To nie musiała być prawda. Ucieczka z domu również była prawdopodobną, a nawet bardzo prawdopodobną, w świetle togo co już usłyszeli i wiedzieli... - Przyjrzałbym się jednak również samemu pociągowi. Na zapisie z kamery widać, że zaginiona pozdrawia kogoś w wagonie. Musiała wiec jechać z kimś znajomym. W samej kolejce nie ma kamer, ale kiedyś ta osoba musiała wysiąść z pociągu i kiedyś musiała do niego wsiąść - może na tej samej stacji co zaginiona. Trzeba również sprawdzić trasę pociągu, czy nie zatrzymał się gdzieś pomiędzy stacjami, może po drodze zaszło coś nietypowego? - Adam zdawał sobie sprawę z faktu, że podrzuca tropy. Problem polegał tylko na tym, że sam miał dostatecznie dużo roboty, a póki co poza banalnym działaniem na hurra przy stole nie padły żadne konkrety...

-To duży obszar Panie Johnson, a nas jest nie wielu. Dobrze byłoby więc uściślić teraz czego szukamy i gdzie możemy to znaleźć na mapie i tam pytać. Nie będziemy chyba randomowo przeczesywać getta, prawda? -Rid rozłożył znacząco długie ręce, ale w jego mimice nie było śladu pytania- Ty -wskazał na przedmówcę-, jesteś ty biegły w komputerach? -zapytał pokrętnie, soft składni wymagał chyba patch’a.
-Może powinniśmy podzielić się na pół, to 50% czasu poszukiwań na godzine. Jak daleko jest terytorium Stecher’ów od stacji West-Suud? Tam warto by zajrzeć. Poza tym ktoś mógłby odwiedzić pana.. -zerknął na mały lcd w dłoni- Halberga, ale to jeszcze zanim ruszymy do getta. Acha.., jeśli to możliwe, zajrzyj na to forum pod kątem adresów na terenie getta- dziewczyna mogła mieć tam jakiegoś znajomego. -PDA blinknęło informując, że wysłało numer Rid’a wszystkim obecnym- Powiedzmy.., za godzinę wyruszamy. Ok?-upewnił się jednocześnie chowając kredchip do wewnętrznej kieszeni marynarki, razem z PDA w jakiejś chromowanej obudowie.

- Obawiam się, że to nie będzie możliwe - Adam spojrzał na zegarek - mamy 19:37... Zanim dotrzemy na miejsce będzie koło 21:00... A chyba każdy z nas musi się przygotować, zabrać sprzęt, etc.
-..ciepłe kalesony, szczotkę do włosów, szminkę.. Daj spokój, jeśli faktycznie jeszcze oddycha to w tych godzinach będzie na ulicy. Wszyscy tam będą.
- Sam zauważyłeś, że teren jest duży... Więc potrzebujemy więcej informacji zanim zaczniemy biegać po ulicach... lekko bez celu. Jeżeli zaginiona trafiła na ulicę to na pewno nie w okolicy miejsca, w którym ostatnim razem ją widziano... Jeżeli w ogóle trafiła na ulicę czy do innego pornobiznesu.
- Oczywiście nie zrozumieliśmy się. Mówiąc ulica- miałem na myśli to co się o tej porze dzieje, czyli kluby, większe meliny, może nawet przytułki czy jadłodajnie. Przynajmniej poznamy teren. Nie pasuje Ci, możesz być o 22:00, twoja sprawa. Mamy telefony, racja?-
- Ach - Adam uśmiechnął się z tym charakterystycznym wyrazem twarzy mówiącym “ale ze mnie idiota” - faktycznie... poznanie terenu na pewno nam pomoże. Jednak czy jest sens, abyśmy wszyscy się tam pchali? Jeżeli idzie o rozpoznanie to ja jestem średnim specjalistą z tej dziedziny... Zwłaszcza, że nie znam tutejszego slangu. - trzeba było zacząć odkrywać karty w tej grze.
- Nie rozumiem pańskiego cynizmu, ale nie za to mi płacą. Jest w tym jednak trochę racji. Z drugiej strony czekanie do rana to dla mnie strata czasu, a władanie tutejszym slangiem to chyba przeceniana umiejętność. Niemniej, kto może wyruszyć dzisiaj - i co ważniejsze, kto w czym jest specjalistą? Rid, broń krótka - przedstawił się zwięźle.
- Cynizmu? - zastanowił się czy jego niemiecki jest w pełni funkcjonalny. Wydawało mu się, że właśnie przestał rozumieć niektóre wyrażenia. - Mamy do sprawdzenia forum i kilka innych elektronicznych śmieci. To mogę zrobić z praktycznie dowolnego punktu; choć oczywiście wolałbym nie ostrzeliwać się przy tym... Nie wiem ile zajmnie to czasu. Dlatego mnie wygodniej się umówić na rano, co nie znaczy, że reszta ma się nudzić ze mną... Możemy się podzielić na jakieś zespoły i spotkać rano już z jakimiś informacjami...

Rozmowa nieuchronnie zmierzała do końca, pomimo tego, zę w zasadzie nic konkretnego nie zostało ustalone. Adam wyciągnął z kieszeni kilka wizytówek z nazwiskiem “Adam Jaxonn” i numerem telefonu z przysłowiowego “gdzieś na zapomnianym zadupiu”, chyba przy międzystanowej 92 w północnej Dakocie i położył na stole:
- Gdyby któryś z panów - przeleciał wzrokiem po twarzach zebranych, wyraźnie pomijając Johnsona - potrzebował się ze mną skontaktować... To moja wizytówka.
Ariel wyciągnął dłoń po kartonik, przelotnym spojrzeniem zlustrował treść zawartą na papierze, po czym schował wizytówkę do wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Jasne - odrzekł. - To znaczy, że skończyliśmy - spytał przejawiając totalny brak profesjonalizmu. Rozczochrał lekko włosy, ciekawsko rozglądając się przy tym po sali.
White wziął ze stołu wizytówkę i po raz pierwszy się odezwał. - Na granicy Westend Sud jest motel, prowadzony przez mojego znajomego. - Pozostali spojrzeli na niego. White mówiąc używał swojego PDA. Po chwili na jego wyświetlaczu pojawiła się mapa Frankfurtu. - Tak.. to tutaj. - Powiedział kładąc sprzęt na środku stołu, tak by każdy mógł zobaczyć mapę dojazdu. - Spotkajmy się tam jutro o dziewiątej rano, w piwnicach. Poinformuje mojego znajomego. - Uśmiechnął się na samą myśl o telefonie do jednorękiego Hansa. - Zostawimy tam graty, zaparkujemy wozy, zaczniemy stamtąd.
- Z jakimś konkretnym planem? - zapytał Adam, któerm pomysł zupełnie nie przypadł do gustu.
- Ustalimy wszystko na miejscu. Postaram się, żebyśmy byli tam sami. - Zaciągnął się papierosem. - Zresztą mam już jeden.
- Plany piwnic? - zapytał Adam równocześnie myśląc, że kolejny pali się do akcji na hurra. Cudownie...
White roześmiał się. - Pomieszczenie 10x10, które robi za składzik dla pubu na parterze. - Spojrzał na tamtego rozbawiony. - Takie są plany piwnic.
- Kolego, chyba nie sądzisz, że dam się zamknąć w piwnicy? - głos Adama był dalej spokojny, flegmatyczny - Czy ja cie znam? Czy kiedykolwiek z sobą współpracowaliśmy? Czy Ci ufam?
- Czy ja cie znam? Czy kiedykolwiek ze sobą współpracowaliśmy? Czy ci ufam? - White powtórzył ironicznie pytania. - Powiem Ci to po raz ostatni i mam nadzieje, że zapamiętasz. - Nie unosił się. Bez cienia gniewu. Nic osobistego. - Nieprzypadkowo siedzimy tutaj obok siebie, rozmawiając o tej robocie. Ktoś o krok wyżej od nas stwierdził, że się nadajemy i że można na nas polegać. - Czuł się, jakby rozmawiał z pietnastolatkiem. - Możemy podjąć się tej roboty razem, możemy zrobić to osobno, twój wybór. Nie mówię ci, idź za mną wykonuj moje rozkazy, mówię miejmy to już za sobą.
- To? - Adama zaczynało to spotkanie lekko nudzić, kolejny miszcz zgliszcz w zawodzie... Czasami nie mógł się pozbyć wrażenia, że metaludzie są skończonymi kretynami...
Na pytanie tamtego tylko pokręcił głową z rozczarowaniem. - Jutro, dziewiąta rano w motelu. Jestem pod telefonem.
- Pracuje dostatecznie długo w tym zawodzie, aby wiedzieć, że jeżeli ktoś o krok wyżej od nas podjął jakieś decyzje to równie dobrze mogła to być decyzja o odstrzeleniu nas wszystkich lub kogoś z nas. Jeżeli mam być szczery to ta robota dokładnie na to wygląda - kupa kasy za śliską robotę... Ponadto, to, że ktoś wyżej może na mnie polegać wcale nie determinuje tego, że ja mogę polegać na tobie. Lub zostawić cokolwiek u twojego znajomego, czy znajomego jego znajomego... Dlatego zapomnij, że osobiście będę w twojej piwnicy...
White parsknął śmiechem. - Więc co proponuje pan kowboj, co boi się wejść do ciemnej piwnicy?
- Masz mój numer telefonu, więc zadzwoń. Chyba nie przekracza to twoich możliwości intelektualnych? - ton głosu Adama zupełnie się nie zmienił, może nawet stał się jeszcze bardziej znudzony. - A jeżeli koniecznie proponujesz spotkanie osobiste bez pana Johnsona to proponuję neutralny grunt - stację na której dziewczynę ostatni raz zarejestrowała kamera. I tak będziemy musieli obejrzeć to miejsce.
White zignorował złośliwą uwagę tamtego. - Też proponuje zacząć od dworca. Popytamy, sprawdzimy okoliczne burdele, pobijemy kilku metaludzi. Coś znajdziemy. - White mówiąc to nieznacznie się uśmiechnął.
Przez głowę Adama przemknęło, że już drugi metaczłowiek w tym towarzystwie prezentuje intrygujące połączenie kompleksu niższości i kompleksu Diany... To było głupie. Metaludzie zawsze szybciej nawiazywali kontakt ze swymi pobratymcami niż ludzie; chyba, że zachowywali sie jak ci... Prawda była jednak taka, że ludzie nigdy ich nie zaakceptują, z powodu własnych kompleksów... To będzie ciężka robota. Uzbroił się ponownie w maskę "wisi mi to" i zlał wypowiedź o burdelach oraz dawaniu po mordzie. Do kompletu akcji “hurra” doszła jeszcze akcja “kill’em” - bardzo to rozwojowe i inteligentne... Gdyby dziewczyna trafiła do jakiegoś lokalnego burdelu - sprawa by już wypłynęła. Johnson miał w jednym rację - sprawa nie była banalna, wtedy rozwiązałaby ją policja; nie była również prosta, bo wtedy rozwiązał by ją jakiś lokalny detektyw... Tutaj ściągnięto ciężką kawalerię. Wyglądało na to, że naprawdę ciężką kawalerię... Samo przygotowanie tego spotkania kosztowało kilkanaście tysięcy, w kredchipach na stole leżało kolejnych 105... Adam rozejrzał się po lokalu - nie starając się nawet o wielką dyskrecję. Siedzieli tu już dostatecznie długo, za długo - jak dla niego.
Grim rozejrzał się po siedzących obok.
- A więc...
Wzrok padł na siedzącego po drugiej stronie człowieka.
- ...Panie Johnson co jeśli ktoś z nas zginie?
"To chyba dość oczywiste... Będzie trupem." - pomyślał Adam równocześnie zastanawiając się nad celowością tego pytania. Pracując w cieniach zawsze nadstawiało się kark czy klatę... Śmierć była wpisana w ten zawód i chyba lepiej było o niej nie myśleć... Nie wspominać... Pozostawić cienie Cieni w cieniach...
- Cóż.... to chyba wasze ryzyko zawodowe? - to był jedyny komentarz na jaki Mr Johnson się zdobył.
Grim wyciągną z kieszeni PDA i przejechał po nim palcem. Usłyszeć było można że PDA zgromadzonych tutaj otrzymały wiadomość.
- Macie tutaj mój nr. Będę czekał jutro w motelu w którym się umówiliśmy.
Grim wstał, zabrał ze stołu swój creditstick i skierował się w stronę wyjścia.
White dopił ostatni łyk ginu, wstał, uchylając rąbek niewidzialnego kapelusza. - Do zobaczenia jutro, na Weście. - Rzucił i skierował się do wyjścia.
Za nim wyszedł “Rid”, bez większych ceregieli. Nikt się nie przedstawił, to i z nikim się nie żegnał w żaden sposób.

Po tych słowach Adam również opuścił lokal nie podając nikomu ręki.


Kaspar podczas całego spotkania nie odezwał się ani słowem... Może to za sprawą bólu głowy, który skutecznie odbierał chęć do nawiązania jakiegokolwiek kontaktu, lub zwyczajnej niechęci do pozostałych runnerów. Cała dyskusję wysłuchał, jednocześnie dając do zrozumienia reszcie, w tym panu Johnsonowi, że ma ich wszystkich głęboko w dupie. Zdjętą marynarkę już na samym początku spotkania, jakby od niechcenia przewiesł przez krzesło, na którym siedział. Odwiązany krawat schował do kieszeni, którego większa część wystawała z niej dynadając niedbale. Spod pół przymkniętych oczu obserwował twarze wszystkich towarzyszy po kolei. Widząc wstających, sam zerwał się z krzesła, ubrał i wyszedł bez słowa. Zdawał sobie sprawę, że wywarł niezbyt dobre wrażenie.
“Jeszcze będzie czas na pokazanie się od innej strony. Póki co im mniej o mnie wiedzą tym lepiej...”
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 02-12-2010 o 13:10.
Felidae jest offline