Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-12-2010, 12:17   #11
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Tymczasem w Lucky Coin trwało spotkanie z Mr Johnsonem.

-Dobrze Panie Johnson - zaczął Urshak- jak rozumiem, każdy z nas jest tym wybranym, który może, wedle was i waszych...znajomych...odnaleźć dziewczynę ewentualnie jej ciało. Cóż, nie chcę być krytyczny ale z tego co wiem, to ta dzielnica prędzej wykorzysta ją jako jakąś... panienkę lekkich obyczajów aniżeli cokolwiek innego, zapewne jest jakąś sex zabawką jakiegoś gangu - Urshak zamknął oczy jakby myślał nad czymś konkretnym- jeżeli dziewczyna była...hm... grzeczna to osobiście uważam, że wciąż żyje, została zapewne pobita i zgwałcona, jeżeli jeszcze nikt się nie skontaktował to znaczy, że to nie było porwanie dla okupu.
Urshak pociągnął ze swojej szklanki
- Są tam metaludzie - ostatnie słowo powiedział, ze szczególnym obrzydzeniem - oni zazwyczaj nienawidzą korporacji. Jeżeli nie wygadała się kim są jej rodzice ma szansę przeżyć. Będzie miała traumę do końca życia, owszem, ale jak już mówiłem, będzie miała szansę. Jeżeli natomiast powiedziała to cóż. Możliwe, że nie odnajdziemy ciała... nie w całości.
Urshak rozejrzał sie do okoła czekając co na to powie reszta zebranych.
- Tutaj również są metaludzie i korpy - Adam uśmiechnął się lekko przyglądając się szklance stojącej na stole. Mówił cicho, wolno, ważąc słowa - O czym to świadczy? O niczym... tak naprawdę. Co wiemy o znajomych zaginionej? - pytanie raczej zawisło w przestrzeni niż zostało zadane komukolwiek. Zresztą, chyba przesadą było liczyć na dokładną odpowiedź.
Urshak spojrzał się na przedmówcę:
-Ty nawet nie wiesz co to za dzielnica i do czego są zdolne istoty tam mieszkające. Większość z ich nie nazwałbyś człowiekiem, dzikie zwierzęta posiadają więcej łaski i litości aniżeli to co tam mieszka. Poza tym pomyśl - kto zatrudnia runnerów do misji i płaci im tle, jeżeli misja jest bardzo prosta? Normalnie po tygodniu taką dziewczynę by znaleziono. Ją albo jej ciało. - Urshak westchnął - Ale czego spodziewać się po człowieku?
- Jeżeli to zadanie jest dla ciebie za trudne to wypad. Jęczących kretynów nie potrzebujemy. - odparł Adam mówiąc ciągle spokojnie, nawet lekko flegmatycznie - Przynajmniej ja nie potrzebuję. To chyba oczywiste, że zadanie nie jest z gatunku: “ojej, dostałem kasę za friko”. Więc może zamiast jęczeć; co to za dzielnica i jak źle tam jest skoncentrujemy się na robocie?
- Ty durniu, człeczyno głupia... Jakim cudem jeszcze żyjesz? Dlaczego ciebie nic nie zabiło to nie wiem... zreszta, nie zamierzam strzępić języka na takie coś jak ty - zmierzył Adama wzrokiem kogoś, kto jak by miał przy sobie broń to by jej użył - Ty myślisz, że tam jest jak w reszcie tego plexu... Jesteś prostym ignorantem, który nie wie nic o duchach, nie wie nic o życiu, nie wie nic o miejscu w którym żyje. Patrzysz ale nie widzisz, słuchasz ale nie słyszysz...
- Bla, bla, bla, bla. Skończysz biadolić? Tracimy cenny czas. Co wiemy o znajomych zaginionej panie Johnson? Wszystkich znajomych. - Adam miał już szczerze dosyć początków tej znajomości, niezależnie czy był to jeszcze objaw kaca czy może raczej kolejne przypomnienie kogoś.
Urshak spojrzał na runnera spode łba:
- Mimo, iż nie istnieje określenie w słowniku osób kulturalnych tego chamstwa, ignorancji i arogancji to musze przyznać, że to - pokazał skinięciem na Adama- zadało dobre pytanie i co więcej, kto potencjalnie mógł wiedzieć, że ta dziewczyna tam się wybiera...
- Spokojnie panowie - Mr. Johnson spojrzał na obu dyskutujących, po czym kontynuował - Znajomi Jessici to głównie koledzy i koleżanki ze szkoły. Jej rodzice bardzo dbali o to aby nie zawiązywała tak zwanych “niestosownych” znajomości.
- A co jeśli któryś z tych kolegów czy koleżanek dał znać komuś, kto miał “niestosowne” znajomości?- Urshak pokiwał głową- Mogłoby pójść o chłopaka, ładna dziewczyna jest z chłopakiem albo sprawia, iż ten chłopak się zakochuje w niej no i eks tego chłopaka dowiaduje się, co mała chce zrobić. Daj znać komu trzeba. Może nawet zostało to zlecone, choć nie wiem czym miałaby później zapłacić, w końcu w wieku piętnastu lat czy szesnastu nikt raczej nie posiada tysięcy kredytów, które “załagodziłyby” strach, strach zemsty potężnych i wpływowych osób. Choć oczywiście to jest tylko wątła hipoteza, jednak możliwa... teoretycznie. - Urshak dokończył napój. - Siedząc tutaj nie rozwiążemy sprawy, pora się ruszyć. - Ork wstał od stołu, zrobił uprzednio kopię z chipu i w polowie drogi do wyjścia stanął. - Ruszacie się, czy nie?
- Nie. - odparł Adam. - Ale nie przeszkadzaj sobie. - Zrobił znaczącą przerwę i przeniósł wzrok z powrotem na Johnsona - Ochroniarz, z którym wyszły dziewczyny był ochroniarzem zaginionej?
Ork wywrócił oczami po czym wyszedł.

- Był ochroniarzem rodziny. Jego zeznania znajdziecie na chipie. - podsunął przy tym chipa w stronę Adama.

Adamowi zajęło chwilę zapoznanie się z danymi zawartymi na chipie. Wolno przeglądał je na PDA otrzymanym w hotelu. Za długo bawił się w tym zawodzie, aby używać tu i teraz czegokolwiek własnego, czy w jakikolwiek sposób pokazać kim lub czym jest. W końcu dobrnął do końca zapisu i zapytał:
- Życiorys, doświadczenie, kontakty ochroniarza? Adres?
- Te dane nie są dostepne. Koncern przydzielił go rodzinie i twierdzi, że nie ujawni tych danych jeśli nie ma bezpośredniego elementu, który wskazywałby na współudział ochroniarza w zniknięciu Jessici. - powiedział z uśmiechem Mr Johnson
- Nie pomaga pan... panie Johnson - Adam znów uśmiechnął się lekko. - Zacząłbym się zastanawiać, czy koncern nie jest zainteresowany tym zniknięciem... zatrudniając tak niewykwalifikowanych ochroniarzy... Ale to inna kwestia.
Wymowne milczenie Mr.Johnsona zostało wykorzystane przez Adama do zainteresowania się leżącym przed nim kredchipem. Obrócił go kilkakrotnie w palcach i w końcu przesunął po metalizowanej powierzchni palcem czekając na to co na niej się pojawi. "Limit 15.000,00 NuYenów" - miło. Przynajmniej to można było uznać za załatwione - wsunął kredchipa do kieszeni koszuli i spojrzał po pozostałych. Wyglądało na to, że nikt nie jest zainteresowany dokładniejszym przepytaniem pana Johnsona. On miał jeszcze kilka pytań. Szkoda tylko, że wychodziło na to, że jest jedynym mózgiem w tym towarzystwie...

- Jakikolwiek zapis z kamer, kredchipu, comlinka, czegokolwiek... po wyjściu dziewczyny z metra? Zapis monitoringu samego wagonu metra, którym jechała?
- Jessica commlinka wyłączyła, kredstick nie był niestety używany. W wagonie kolejki podmiejskiej nie ma monitoringu. Drony dbaja o bezpieczeństwo pasażerów. A sam przystanek znajduje się na granicy z Westend- Sued i dalej po prostu żadnych kamer nie ma... A raczej żadne nie funkcjonują. - dodał po chwili
- Rozumiem, że wszystkie ślady urywają się na momencie wyjścia dziewczyny ze stacji metra... - Adam stwierdził oczywistą oczywistość, zastanawiając się jednocześnie nad czymś zupełnie innym. Jednak póki co nikt nie musiał o tym wiedzieć...
- Tak, ze stacji kolejki. A ostatnia osobą, która ją widziała był ten elf, pracownik Evo Corporation.

- Zeznania dziewcząt są intrygujące. - zagadnął Adam - Czy ktoś pytał je czy wiedzą czy z kimś konkretnym kontaktowała się zaginiona przez forum? Czy była to pierwsza taka akcja w ich wykonaniu?
- Tak, były o to pytane, ale nie wiedzą z kim się kontaktowała. To była pierwsza taka akcja Jessici. Koleżanki pomogły jej ze względu na przyjaźń a nie na poglądy.

- Panie Johnson, bez owijania w bawełnę, co może mi pan powiedzieć o rodzicach zaginionej - przez całą rozmowę Adam nie użył jej imienia. - Dobrze sytuowani, tolerancyjni, opiekuńczy - z drugiej strony przeczą temu wszystkiemu. Dziecko w okresie buntu... potrzebujące wyzwolić się z zakłamania rodziny... Rozumie pan do czego zmierzam? Jakie są faktyczne poglądy rodziców zaginionej? Przynależą do jakichś grup, stowarzyszeń, sponsorują kogoś?

- Rodzice zaginionej to typowe korpy, jeśli mogę to tak nazwać. Ojciec jest ambitnym naukowcem, chemikiem, do tego to Japończyk z zasadami, a tego chyba już nie muszę tłumaczyć. Matka jest z pochodzenia europejką, ale ona nie ma za wiele do powiedzenia w kwestii wychowania córki. Takie jest moje zdanie.

- Hmmm...
- Czyli wiemy tylko tyle, ile mogliśmy się sami domyślić. Mała raczej nie uciekła z domu w poszukiwaniu przygody, a skoro nie miała wcześniej kontaktu z mieszkańcami takich dzielnic, to nie może tam też nikogo, ale to... oczywiste - Ariel lekko się speszył.
- Masz coś na myśli? - rzucił nagle milczący dotąd Grim
- Nic konkretnego. Chyba nie mam już nic do dodania.

Siedzący do tej pory cicho dżentelmen -w granatowym garniturze w coś co przypominało latawce- zabrał głos dopiero gdy -chyba- Amerykanin i ork wystrzelali się z dowcipów zasłyszanych w rodzimych spelunach, tudzież domach. Nie zamierzał im tego jednak okazywać:
- ...a mi się wydaje, że owszem,zaplanowała przecież ucieczkę - jej koleżanka wspominała o tym. Jak nastolatka z takiego domu zdobywa informacje, jeśli nie przez sieć. Przeciętny komputerowiec mógłby sprawdzic historię stron, map i innych- które odwiedzała przed zaginięciem. A poszukiwania zaczalbym tam gdzie młoda mogła się kierować. Mówil pan, że dziewczyna chciała poznać życie meta-getta. Takich miejsc powinnismy szukac najpierw- taka meta-getto-turystyka.
- Panie Brewster... - zaczął Mr. Johnson - gdyby dziewczynę można było tak łatwo odnaleźć, rodzina nie zaoferowałaby tak wysokiego wynagrodzenia. Myślę, że któryś z panów - nie wymienił konkretnie osoby - poradzi sobie z wyciągnięciem pewnych informacji z forum, na którym działała dziewczyna, ewentualnie nawiąże kontakt z ludźmi, z którymi pisała. W samym gettcie jest mnóstwo miejsc, do których mogłaby pójść: podejrzane knajpy pozostające pod wpływem gangów, siedziby gangerów , domy publiczne i inne dziwne miejsca. Z tego co mi wiadomo na granicy miejsca, do którego się udała, rządził ostatnio gang orków i ludzi o wdzięcznej nazwie “Stecher”.

- Forum to na pewno jedno ze źródeł informacji. - Stwierdził Adam, gdy Johnson zakończył odpowiedź. W myślach zgodził się z sugestią Brewstera. Wszyscy zakładali, że dziewczyna nie żyła. To nie musiała być prawda. Ucieczka z domu również była prawdopodobną, a nawet bardzo prawdopodobną, w świetle togo co już usłyszeli i wiedzieli... - Przyjrzałbym się jednak również samemu pociągowi. Na zapisie z kamery widać, że zaginiona pozdrawia kogoś w wagonie. Musiała wiec jechać z kimś znajomym. W samej kolejce nie ma kamer, ale kiedyś ta osoba musiała wysiąść z pociągu i kiedyś musiała do niego wsiąść - może na tej samej stacji co zaginiona. Trzeba również sprawdzić trasę pociągu, czy nie zatrzymał się gdzieś pomiędzy stacjami, może po drodze zaszło coś nietypowego? - Adam zdawał sobie sprawę z faktu, że podrzuca tropy. Problem polegał tylko na tym, że sam miał dostatecznie dużo roboty, a póki co poza banalnym działaniem na hurra przy stole nie padły żadne konkrety...

-To duży obszar Panie Johnson, a nas jest nie wielu. Dobrze byłoby więc uściślić teraz czego szukamy i gdzie możemy to znaleźć na mapie i tam pytać. Nie będziemy chyba randomowo przeczesywać getta, prawda? -Rid rozłożył znacząco długie ręce, ale w jego mimice nie było śladu pytania- Ty -wskazał na przedmówcę-, jesteś ty biegły w komputerach? -zapytał pokrętnie, soft składni wymagał chyba patch’a.
-Może powinniśmy podzielić się na pół, to 50% czasu poszukiwań na godzine. Jak daleko jest terytorium Stecher’ów od stacji West-Suud? Tam warto by zajrzeć. Poza tym ktoś mógłby odwiedzić pana.. -zerknął na mały lcd w dłoni- Halberga, ale to jeszcze zanim ruszymy do getta. Acha.., jeśli to możliwe, zajrzyj na to forum pod kątem adresów na terenie getta- dziewczyna mogła mieć tam jakiegoś znajomego. -PDA blinknęło informując, że wysłało numer Rid’a wszystkim obecnym- Powiedzmy.., za godzinę wyruszamy. Ok?-upewnił się jednocześnie chowając kredchip do wewnętrznej kieszeni marynarki, razem z PDA w jakiejś chromowanej obudowie.

- Obawiam się, że to nie będzie możliwe - Adam spojrzał na zegarek - mamy 19:37... Zanim dotrzemy na miejsce będzie koło 21:00... A chyba każdy z nas musi się przygotować, zabrać sprzęt, etc.
-..ciepłe kalesony, szczotkę do włosów, szminkę.. Daj spokój, jeśli faktycznie jeszcze oddycha to w tych godzinach będzie na ulicy. Wszyscy tam będą.
- Sam zauważyłeś, że teren jest duży... Więc potrzebujemy więcej informacji zanim zaczniemy biegać po ulicach... lekko bez celu. Jeżeli zaginiona trafiła na ulicę to na pewno nie w okolicy miejsca, w którym ostatnim razem ją widziano... Jeżeli w ogóle trafiła na ulicę czy do innego pornobiznesu.
- Oczywiście nie zrozumieliśmy się. Mówiąc ulica- miałem na myśli to co się o tej porze dzieje, czyli kluby, większe meliny, może nawet przytułki czy jadłodajnie. Przynajmniej poznamy teren. Nie pasuje Ci, możesz być o 22:00, twoja sprawa. Mamy telefony, racja?-
- Ach - Adam uśmiechnął się z tym charakterystycznym wyrazem twarzy mówiącym “ale ze mnie idiota” - faktycznie... poznanie terenu na pewno nam pomoże. Jednak czy jest sens, abyśmy wszyscy się tam pchali? Jeżeli idzie o rozpoznanie to ja jestem średnim specjalistą z tej dziedziny... Zwłaszcza, że nie znam tutejszego slangu. - trzeba było zacząć odkrywać karty w tej grze.
- Nie rozumiem pańskiego cynizmu, ale nie za to mi płacą. Jest w tym jednak trochę racji. Z drugiej strony czekanie do rana to dla mnie strata czasu, a władanie tutejszym slangiem to chyba przeceniana umiejętność. Niemniej, kto może wyruszyć dzisiaj - i co ważniejsze, kto w czym jest specjalistą? Rid, broń krótka - przedstawił się zwięźle.
- Cynizmu? - zastanowił się czy jego niemiecki jest w pełni funkcjonalny. Wydawało mu się, że właśnie przestał rozumieć niektóre wyrażenia. - Mamy do sprawdzenia forum i kilka innych elektronicznych śmieci. To mogę zrobić z praktycznie dowolnego punktu; choć oczywiście wolałbym nie ostrzeliwać się przy tym... Nie wiem ile zajmnie to czasu. Dlatego mnie wygodniej się umówić na rano, co nie znaczy, że reszta ma się nudzić ze mną... Możemy się podzielić na jakieś zespoły i spotkać rano już z jakimiś informacjami...

Rozmowa nieuchronnie zmierzała do końca, pomimo tego, zę w zasadzie nic konkretnego nie zostało ustalone. Adam wyciągnął z kieszeni kilka wizytówek z nazwiskiem “Adam Jaxonn” i numerem telefonu z przysłowiowego “gdzieś na zapomnianym zadupiu”, chyba przy międzystanowej 92 w północnej Dakocie i położył na stole:
- Gdyby któryś z panów - przeleciał wzrokiem po twarzach zebranych, wyraźnie pomijając Johnsona - potrzebował się ze mną skontaktować... To moja wizytówka.
Ariel wyciągnął dłoń po kartonik, przelotnym spojrzeniem zlustrował treść zawartą na papierze, po czym schował wizytówkę do wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Jasne - odrzekł. - To znaczy, że skończyliśmy - spytał przejawiając totalny brak profesjonalizmu. Rozczochrał lekko włosy, ciekawsko rozglądając się przy tym po sali.
White wziął ze stołu wizytówkę i po raz pierwszy się odezwał. - Na granicy Westend Sud jest motel, prowadzony przez mojego znajomego. - Pozostali spojrzeli na niego. White mówiąc używał swojego PDA. Po chwili na jego wyświetlaczu pojawiła się mapa Frankfurtu. - Tak.. to tutaj. - Powiedział kładąc sprzęt na środku stołu, tak by każdy mógł zobaczyć mapę dojazdu. - Spotkajmy się tam jutro o dziewiątej rano, w piwnicach. Poinformuje mojego znajomego. - Uśmiechnął się na samą myśl o telefonie do jednorękiego Hansa. - Zostawimy tam graty, zaparkujemy wozy, zaczniemy stamtąd.
- Z jakimś konkretnym planem? - zapytał Adam, któerm pomysł zupełnie nie przypadł do gustu.
- Ustalimy wszystko na miejscu. Postaram się, żebyśmy byli tam sami. - Zaciągnął się papierosem. - Zresztą mam już jeden.
- Plany piwnic? - zapytał Adam równocześnie myśląc, że kolejny pali się do akcji na hurra. Cudownie...
White roześmiał się. - Pomieszczenie 10x10, które robi za składzik dla pubu na parterze. - Spojrzał na tamtego rozbawiony. - Takie są plany piwnic.
- Kolego, chyba nie sądzisz, że dam się zamknąć w piwnicy? - głos Adama był dalej spokojny, flegmatyczny - Czy ja cie znam? Czy kiedykolwiek z sobą współpracowaliśmy? Czy Ci ufam?
- Czy ja cie znam? Czy kiedykolwiek ze sobą współpracowaliśmy? Czy ci ufam? - White powtórzył ironicznie pytania. - Powiem Ci to po raz ostatni i mam nadzieje, że zapamiętasz. - Nie unosił się. Bez cienia gniewu. Nic osobistego. - Nieprzypadkowo siedzimy tutaj obok siebie, rozmawiając o tej robocie. Ktoś o krok wyżej od nas stwierdził, że się nadajemy i że można na nas polegać. - Czuł się, jakby rozmawiał z pietnastolatkiem. - Możemy podjąć się tej roboty razem, możemy zrobić to osobno, twój wybór. Nie mówię ci, idź za mną wykonuj moje rozkazy, mówię miejmy to już za sobą.
- To? - Adama zaczynało to spotkanie lekko nudzić, kolejny miszcz zgliszcz w zawodzie... Czasami nie mógł się pozbyć wrażenia, że metaludzie są skończonymi kretynami...
Na pytanie tamtego tylko pokręcił głową z rozczarowaniem. - Jutro, dziewiąta rano w motelu. Jestem pod telefonem.
- Pracuje dostatecznie długo w tym zawodzie, aby wiedzieć, że jeżeli ktoś o krok wyżej od nas podjął jakieś decyzje to równie dobrze mogła to być decyzja o odstrzeleniu nas wszystkich lub kogoś z nas. Jeżeli mam być szczery to ta robota dokładnie na to wygląda - kupa kasy za śliską robotę... Ponadto, to, że ktoś wyżej może na mnie polegać wcale nie determinuje tego, że ja mogę polegać na tobie. Lub zostawić cokolwiek u twojego znajomego, czy znajomego jego znajomego... Dlatego zapomnij, że osobiście będę w twojej piwnicy...
White parsknął śmiechem. - Więc co proponuje pan kowboj, co boi się wejść do ciemnej piwnicy?
- Masz mój numer telefonu, więc zadzwoń. Chyba nie przekracza to twoich możliwości intelektualnych? - ton głosu Adama zupełnie się nie zmienił, może nawet stał się jeszcze bardziej znudzony. - A jeżeli koniecznie proponujesz spotkanie osobiste bez pana Johnsona to proponuję neutralny grunt - stację na której dziewczynę ostatni raz zarejestrowała kamera. I tak będziemy musieli obejrzeć to miejsce.
White zignorował złośliwą uwagę tamtego. - Też proponuje zacząć od dworca. Popytamy, sprawdzimy okoliczne burdele, pobijemy kilku metaludzi. Coś znajdziemy. - White mówiąc to nieznacznie się uśmiechnął.
Przez głowę Adama przemknęło, że już drugi metaczłowiek w tym towarzystwie prezentuje intrygujące połączenie kompleksu niższości i kompleksu Diany... To było głupie. Metaludzie zawsze szybciej nawiazywali kontakt ze swymi pobratymcami niż ludzie; chyba, że zachowywali sie jak ci... Prawda była jednak taka, że ludzie nigdy ich nie zaakceptują, z powodu własnych kompleksów... To będzie ciężka robota. Uzbroił się ponownie w maskę "wisi mi to" i zlał wypowiedź o burdelach oraz dawaniu po mordzie. Do kompletu akcji “hurra” doszła jeszcze akcja “kill’em” - bardzo to rozwojowe i inteligentne... Gdyby dziewczyna trafiła do jakiegoś lokalnego burdelu - sprawa by już wypłynęła. Johnson miał w jednym rację - sprawa nie była banalna, wtedy rozwiązałaby ją policja; nie była również prosta, bo wtedy rozwiązał by ją jakiś lokalny detektyw... Tutaj ściągnięto ciężką kawalerię. Wyglądało na to, że naprawdę ciężką kawalerię... Samo przygotowanie tego spotkania kosztowało kilkanaście tysięcy, w kredchipach na stole leżało kolejnych 105... Adam rozejrzał się po lokalu - nie starając się nawet o wielką dyskrecję. Siedzieli tu już dostatecznie długo, za długo - jak dla niego.
Grim rozejrzał się po siedzących obok.
- A więc...
Wzrok padł na siedzącego po drugiej stronie człowieka.
- ...Panie Johnson co jeśli ktoś z nas zginie?
"To chyba dość oczywiste... Będzie trupem." - pomyślał Adam równocześnie zastanawiając się nad celowością tego pytania. Pracując w cieniach zawsze nadstawiało się kark czy klatę... Śmierć była wpisana w ten zawód i chyba lepiej było o niej nie myśleć... Nie wspominać... Pozostawić cienie Cieni w cieniach...
- Cóż.... to chyba wasze ryzyko zawodowe? - to był jedyny komentarz na jaki Mr Johnson się zdobył.
Grim wyciągną z kieszeni PDA i przejechał po nim palcem. Usłyszeć było można że PDA zgromadzonych tutaj otrzymały wiadomość.
- Macie tutaj mój nr. Będę czekał jutro w motelu w którym się umówiliśmy.
Grim wstał, zabrał ze stołu swój creditstick i skierował się w stronę wyjścia.
White dopił ostatni łyk ginu, wstał, uchylając rąbek niewidzialnego kapelusza. - Do zobaczenia jutro, na Weście. - Rzucił i skierował się do wyjścia.
Za nim wyszedł “Rid”, bez większych ceregieli. Nikt się nie przedstawił, to i z nikim się nie żegnał w żaden sposób.

Po tych słowach Adam również opuścił lokal nie podając nikomu ręki.


Kaspar podczas całego spotkania nie odezwał się ani słowem... Może to za sprawą bólu głowy, który skutecznie odbierał chęć do nawiązania jakiegokolwiek kontaktu, lub zwyczajnej niechęci do pozostałych runnerów. Cała dyskusję wysłuchał, jednocześnie dając do zrozumienia reszcie, w tym panu Johnsonowi, że ma ich wszystkich głęboko w dupie. Zdjętą marynarkę już na samym początku spotkania, jakby od niechcenia przewiesł przez krzesło, na którym siedział. Odwiązany krawat schował do kieszeni, którego większa część wystawała z niej dynadając niedbale. Spod pół przymkniętych oczu obserwował twarze wszystkich towarzyszy po kolei. Widząc wstających, sam zerwał się z krzesła, ubrał i wyszedł bez słowa. Zdawał sobie sprawę, że wywarł niezbyt dobre wrażenie.
“Jeszcze będzie czas na pokazanie się od innej strony. Póki co im mniej o mnie wiedzą tym lepiej...”
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 02-12-2010 o 13:10.
Felidae jest offline  
Stary 02-12-2010, 15:32   #12
 
Kenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodze
Grim wyszedł powoli z baru.
-Ehhh... Nie nienawidzę takich spotkań.
Włożył ręce w kieszeń i ruszył przed siebie. Szedł tak niespiesznym krokiem.
-Po co się spieszyć.? I tak zdążę.
Grim spojrzał się na zegarek. Była 20:11. Grim skręcił w alejkę i wszedł na po drabince na dach.
-Jaka piękna noc.
Powiedział to sam do siebie po czym ruszył przed siebie. Po jakiś 15 min. skakania po dachach dotarł do swojego mieszkania. Zeskoczył na ziemie i złapał za klamkę.
-Ach.! Witam Panie Fechner.
Starszy pan burkną coś pod nosem i zagłębił się w swoich obowiązkach. Grim ruszył po schodach w górę. Wszedł do swojego pokoju i od razu skierował się do sypialni. Wyjął z kieszeni swoje pda i położył je na stacji dokującej.
-Dobrze Alice. Otwórz zbrojownie.
W tym momencie na ścianie pojawiły się szerokie pasy. Zwinęły się i ukazały piękną zbrojownie. Miłośnik broni białej był by w niebie natomiast ktoś kto wolał broń palną nie znalazł by tam nic dla siebie.
-Alice która godzina.?
-20:40.
Grim wszedł do środka i zmienił ubranie. Wyglądał teraz zupełnie inaczej. Miał na sobie ciemny czarny płaszcz a pod spodem luźne ubranie oraz maskę zakrywającą usta i nos.
-Dobra teraz jeszcze tylko broń...
Zbliżył się do stojaka z katanami.
-Hmmm...
Wyciągną rękę i wyją średniej długości katanę z tsubą w kształcie gwiazdy która zabłysła kiedy jej dotkną oraz pięknie zdobioną tsuką. Schował katanę w pochwę i przyczepił ją do paska przy pasie. Sięgną drugą ręką i dotkną głowy smoka na stojaku. Otworzyła się szafka z której grim wyją długą katanę w białej pochwie z tsubą w kształcie smoka oraz tsuką ozdabianą złotymi nićmi. Wszystko było by dobrze gdyby nie fakt że katana obwiązana była czerwonym połyskującym łańcuchem który blokował wydobycie katany. Grim zrobił krok w tył i obrócił się na pięcie. Wziął z szafki pasek z kaburami wypełnionymi różnymi rzeczami od kabli do pda o shurikeny.
-Dobra jestem gotowy.
Grim cofną się do sypali a drzwi do zbrojowni zamknęły się za nim. Wyciągną rękę i wziął pda. Schował je do kieszeni i wyszedł z sypialni. Skierował się do kuchni. Odsłonił maskę i wyciągną deser czekoladowy z lodówki.
-Mniam.!
Grim wciągną deser i wyszedł z domu poprawiając maskę. Zamkną drzwi na klucz i wszedł na dach.
-Alice która godzina.?
-21:29
Grim spojrzał w niebo.
-Jakie piękne gwiazdy.
Po czym ruszył przed siebie i przeskoczył na następny budynek. Skakał tak po dachach aż nagle usłyszał krzyk dziewczyny. Zatrzymał się i zamkną oczy. Krzyk powtórzył się. Odwrócił się i spojrzał na alejkę na dole. Stała tam dziewczyna i dwoje mężczyzn.
-Ehhh... Nie łanie tak prześladować kobiety.
Grim ułożył ręce w pieczęć i użył czegoś w rodzaju teleportu. Było to jednak tylko złudzenie. Tak naprawdę jedynie szybciej się poruszał. Złapał dziewczynę i skoczył na dach.
-Nic ci nie jest.?
Dziewczyna spojrzała na grima.
-Nie. Kim jesteś.?
Przestraszyła się, widocznie zauważyła broń przy pasie grima.
-Nieważne. Jesteś już bezpieczna.
Grim spojrzał się na nią, pomachał jej i ruszył dalej przed siebie.
Chwilę potem zauważył całkowitą zmiane otoczenia. Nie było już to czyste świeże powietrze tylko coś bardzie według smogu.
-Nienawidzę takich miejsc jak te.
Wyją z kieszeni pda i zerkną na mape. Był jakiś kilometr od miejsca spotkania. Spojrzał jeszcze na zegarek. Zostało pięć minut. Wstał i ruszył w kierunku motelu. Po chwili zobaczył święcący neon z nazwą moteli.
-Grim jestes na miejscu.
Grim zeskoczył na ziemię i wszedł do środka.
-Dzień dobry.
Recepcjonista wskazał drzwi zaraz obok grima. Grim spojrzał na nie i otworzył je. Zobaczył schody prowadzące w dół. Zszedł po nich. Zobaczył małą piwniczkę i kilka osób w niej rozmawiających.
 
__________________
Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.

Ostatnio edytowane przez Kenny : 05-12-2010 o 11:21.
Kenny jest offline  
Stary 03-12-2010, 16:01   #13
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Rzuciwszy suche “dzięki” szatniarzowi, chyba kuzynowi bramkarza, odebrał kapelusz i nielubianego Colta. Pogoda za drzwiami nie zachęcała do spaceru, powiew wiatru wręcz wpychał z powrotem do środka. Gdy drzwi się zamknęły cug ustał. Brewster stał w milczeniu pod wejściowym markizem targanym gwałtownymi powiewami krzywiąc się na taki stan rzeczy. Stąd miał parę przecznic, może kwadrans drogi, do swojego lokum, swoich zabawek. Deszcz uparcie napieprzał o asfalt i blachy, jakby chciał raz na zawsze utopić Frankfurt i jego rezydentów. Rzygacze rynien zmieniały się w mini-wodospady, a ten na chodniku formowały kaskady deszczówki, kałuże długie po kilkadziesiąt metrów ciągnęły się jak prawdziwe, rwące strumienie. Co jakiś czas koryto takiej rzeki przeorała opona samochodu, ktoś zaklął oblany wodą z rynsztoka. Samurajowi zależało na czasie, ale widząc tą scenę ponownie rozważył wszystkie opcje...

~To mój ostatni czysty garnitur... -argument nie do przebicia, ..swoją drogą: kiedy stałem się takim snobem..? -auto-refleksja była jeszcze krótsza niż samo pytanie.

Wyciągnięte PDA po jednym geście mrugało komunikatem „dialling Mike...”. Znajomy solo, kierowca firmy, najbliższy określeniu „przyjaciel”- kryło się za tym lakonicznym pół-zdaniem.

-Tak szybko? Odstawiam klienta, będę za 10.. - głos w słuchawce ucichł niespodziewanie, ale Rid kojarzył fragment rozmowy o szwankującym zestawie HF.

-Ok..-odpowiedział, sam sobie.

Kwadrans później już otwierał zamek mieszkania 303, swojego mieszkania. Dwa pokoje, łazienka i aneks- bez szału. Wprowadził się przed dwoma tygodniami, właściwie „nocował” byłoby trafniejszym słowem. Nawet nie rozpakował porzadnie pudeł z poprzedniego adresu, leżały w sypialni pod ścianą. Pierwotnie jako piramida, któregoś ranka misterną konstrukcję trafił szlag, teraz cała zawartość walała się po podłodze. Szlag trafiał Rida za każdym razem gdy tam wchodził i patrzył na ten burdel okiem torturowanego pedanta obiecując sobie „..następnym razem posprzątam.., zdążę przed robotą..”. Pakowanie się na wycieczkę do getta okazało się dziecinnie proste, w ciuchach akurat miał porządek, trzy gnaty pod ręką, a Colt wylądował pod poduszką, gdzie jego miejsce. Marynarka w deltoidy zawisła obok jeszcze wilgotnego po praniu garnituru Wesson'a. Szafa suszyła jakoś powoli, pewnie ma zamiar się zepsuć. Kombinezon, który Ridley założył na siebie był wykonany ze sztucznego materiału o karmazynowej barwie. Z jednej z szuflad wydobył gogle. Ostatni rzuk oka na PDA, mapy publiczne, adres Halberga, adres motelu, stacja West-Sud. Drzwi zatrzasnęły się za elfem wychodzącym z mieszkania, winda odwrotnie, zapraszała do środka ciepłym światłem i czystością. Dziwne, ale jednak- to musiał być ten jeden dzień w miesiącu, kiedy ktoś tu sprzątał. Garaż sprawiał zupełnie inne wrażenie. Zimny, wilgotny, sztuczny. Nieprzyjazny wszystkiemu co żywe. W tym betonowym grobowcu metalowych monstrów, pod narzutą z logo Vamaha, stało cacuszko Rid'a. Motocykl o barwie identycznej co kombinezon, krwistej czerwieni, z czarnymi i srebrnymi elementami. Opięty w skórzano-metalową uprząż, kabury i sakwy. Brewster wypełnił te luki spluwą i granatnikiem, przypiął małą torbę na bagażniku i odpalił silnik. Podkręcił gaz, maszyna wyła jak marzenie. Sprawdził jeszcze raz wszystko po czym opuścił garaż, wturowały mu fanfary wysokoobrotowego silnika, grą świateł zajęli się mieszkańcy pobliskich mieszkań.

**

Tego wieczoru o szaleństwach na jednośladzie nie było mowy, ale to co kierowca z niego wyciskał w tych warunkach i tak robiło wrażenie. Nieliczni przechodnie widzieli jedynie czerwoną smugę przecinającą ścianę deszczu, błysk jednej z luf czy tłumika, podświetlany HUD gogli czy świateł. Kierowca tymczasem doskonale ogarniał przestrzeń jezdną- mało tego, śledził czerwony trójkąt (siebie) na mini-mapie przesuwający się po nitkach ulic Frankfurtu i obmyślał strategię wywiadu, który przeprowadzi lada moment. Czerwony symbol nieuchronnie zbliżał się do znacznika użytkownika podpisanego „Halberg”. Zamierział potwierdzić zeznania z taśm, wypytać o osoby, które towarzyszyły dziewczynie w wagoniku, ale też bardziej szczegółowe i istotne kwestie. Jak była ubrana w kolejce? Co miała przy sobie, plecak, torbę, psa...? Czy może słyszał i przypomina sobie o czym rozmawiała podczas jazdy, albo sam ma jakieś pojęcie gdzie mogła pójść ze stacji West..? Każdy detal był na wagę nieskromnej wypłaty, jaką oferował mister Johnson.

-Może być even więcej... -karmazynowy jeździec mruknął niesłyszalnie spod drive-gogli, ~ Kurwa, muszę coś zrobić z tym softem niemieckiego.. -przeklął w myślach.
 
majk jest offline  
Stary 04-12-2010, 15:40   #14
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Wstając od stołu Jax po raz ostatni omiótł go wzrokiem. Tak, jedyną rzeczą jakiej dotknął w lokalu, a która nie znajdowała się obecnie w jego kieszeniach, były jego wizytówki. Tu jednak nie było się czego obawiać - papier nasączony był chemikaliami, które degradowały DNA na tyle mocno, że stawało sie bezużyteczne, podobnie jak odciski... Dla jednych była to paranoja, dla niego tylko ostrożność. Wyszedł z lokalu i przeszedł kilkanaście metrów piechotą. Ubrał cieńkie skórkowe rękawiczki i rozejrzał się. Za rogiem złapał taksówkę i usadowił się z tyłu. Z przodu i tak nie było miejsca - klientów zresztą sadzało się z tyłu za ścianą z plexiglasu - tak, na wszelki wypadek:
- Chciałbym zwiedzić miasto - powiedział z wyraźnym rosyjskim akcentem. Taksówka ruszyła tocząc się żwawo ulicą w dowolnie wybranym kierunku.
- Jak długo chce pan zwiedzać? - kierowca dopiero po chwili zapytał, kiedy wykonali już kilka zakrętów i byli pewni, że nikt za nimi nie jedzie.
- Z dwie godziny...
- To będzie 45 NuYenów.

Jax wyciągnął z kieszeni otrzymanego od Johnsona kredsticka i przyłożył do czytnika. Wpisał 50 i zatwierdził. Było OK... Miał chwilę czasu na załatwienie PDA. Zapamiętał jego numer i numery otrzymane podczas rozmowy. Najwięcej problemu będzie z orkiem w gorącej wodzie kąpanym, i tym niemową, ponieważ poza twarzami nic o nich nie wiedział... Jednak nie takie rzeczy się znajdowało. W zasadzie to chodziło tylko o orka; niemowa - jeżeli tylko miał przy sobie PDA to dostał jakieś namiary od innych, wiedział zresztą gdzie ma odbyć się spotkanie... Adam zastanowił się przez chwilę dlaczego stara się załatwić sprawy za innych? Nie był już spoiwem pomiędzy “wpierdolić ci?!?” a “ojej, zapomniałam...”; gościem, który musi pamiętać o wszystkim i wszystkiego dopilnować, bo pozostała dwójka po otrzymaniu dwu metalowych kulek jedną zgubi, a drugą zepsuje...
Uśmiechnął się krzywo i wrócił do własnego PDA. Przejrzał rejestr techniczny. Cztery inne urządzenia znalazły się w promieniu działania Niebieskiego Kła... Istniała szansa, że jedno z nich należało do Orka. Sam numer urządzenia to niewiele, ale było to wystarczające, aby zmusić sieć do wysłania informacji...

Cytat:
Mimo, iż nie istnieje dobre określenie w słowniku osób inteligentnych tej głupoty, ignorancji i arogancji... Zadzwoń na ten numer jeżeli chcesz poznać szczegóły.
Jax miał nadzieję, że ork jest na tyle inteligenty, aby złapać podtekst, dla pozostałych powinna to być zwykła reklama...

Ustawił przekierowanie wszystkich przychodzących połączeń na jeden z kilkudziesieciu swoich numerów i zsynchronizował z centralą. Z urządzenia wyjął kartę i baterię. Jego życie właśnie się zakończyło.

- Proszę zatrzymać. Kupię tylko kawę. - Taksówkarz skinął głową i zjechał do chodnika. Jax wysiadł i machnął taksówkarzowi, dając do zrozumienia, że dalsza jazda już go nie interesuje. Ruszył chodnikiem upuszczajac po drodze PDA, które wpadło w jakąś kratkę i definitywnie zakończyło żywot w kanale, czy innej piwnicy. Jego taksówka wyprzedziła go - było mu obojętne czy kierowca będzie jeździł pusty, czy pojedzie na kawę czy złapie kolejnego klienta. Złapał kolejną taksówkę, wsiadając wyrzucił kartę i kilkanaście minut później był na dworcu północnym towarowym. W Sheratonie nie musiał się pojawiać - rachunek był już zapłacony... Niezależnie czy przyjąłby robotę czy nie - hotel nie nadawał się już do zamieszkania i po spotkaniu nie zamierzał do niego wracać. Z dworcowej skrytki wyjął torbę ze swoim dobytkiem. Oficjalnie nie można było przechowywać w skrytkach broni czy materiałów niebezpiecznych, ale na takich stacjach zawsze było kilka skrytek, które nie miały z tym problemów... Dzielnica również była z tych gdzie zadawanie za dużej ilości pytań kończyło się wybitymi zębami. Znalazł jakiś motelik, którego migający neon bardziej odstraszał niż zachęcał. Pokój był nawet czysty, choć zniszczony; ale nie można było za tą cenę wiele wymagać. Wszedł pod prysznic i po kilku minutach jego włosy i broda odzyskały kolor blond. Przy okazji zgolił zarost.




Trzeba się było się zabrać za robote. Było kilka rzeczy, które należało sprawdzić. Najpierw coś ogólnego. Wbił w wyszukiwarkę imiona i nazwisko dziewczyny i jej rodziców. Maszyna zaczęła szukać - elektroniczne wydania gazet, potrale społecznościowe, blogi... Wszystko co było oficjalnie dostępne, a zawierało często więcej informacji niż sami byśmy sobie życzyli... Kiedy komputer szukał Jax zajrzał na forum. Na razie tak - jako gość, zorientować się ile jest użytkowników, postów, jak to wygląda z tak zwanego zewnątrz...

Wyszukiwarka nie spisała się, więc: albo państwo Tatsumato umiejętnie unikali rozgłosu, albo po prostu nie było o czym pisać... Informacji nie było dużo - w zasadzie to tylko o Tadashi Tatsumato była krótka notka biograficzna na jednej z głęboko ukrytych podstron AG Chemie. Młody japoński chemik, zatrudniony przez niemiecki koncern pięć lat temu; niezrzeszony w żadnym stowarzyszeniu naukowym, związku, kole; nie udzielający się nigdzie, absolutnie niczym się nie wyróżniajacy. Do notki było dołączone zdjęcie typowego japońskiego szaraczka, w za dużych okularach i za zniszczonej twarzy... Siłą rzeczy pojawiła sie też notatka o żonie, z pochodzenia Niemce, choć zdjęcie pokazywało jakąś hybrydę - najwidoczniej poprawki kosmetyczne uwydatniające czy wprowadzające wschodnie rysy twarzy były modne w tej rodzinie... Albo pan Tatsumato był despotyczny i potrafił postawić na swoim...

Na chwilę obecną jednak spokojnie można było założyć, że to typowa rodzina. On - szary, szeregowy korp tyrający na dom i rodzinę. Ona - kura domowa do gotowania obiadków i przynoszenia bamboszków. Szczęśliwa rodzina szanująca tradycyjne wartości... Cholera...

Teraz trzeba było się zająć czymś poważniejszym. Zalogował się do jakiegoś serwera w Stanach, z niego na maszynę w Santa Fe, Hong Kongu, Moskwie, Essen, Nowym Yorku... Ilość serwerów proxy skutecznie zamaskowała jego samego. Niektóre rzeczy przychodziły automatycznie; nawet jeżeli nie myślał jego palce dotykały odpowiednich klawiszy, komputer otrzymywał odpowiednie komendy...

Włam na forum nie zasługiwał tak naprawdę na miano włamu. Powiedzmy, rozgrzewka... przed włamem. Jessica nie kryła się zresztą specjalnie ze swoimi danymi - typowa nastolatka myśląca, że sieć daje możliwości ukrycia tożsamości, tajemnicę... swoistą intymność... Ah, droga pani J... tutaj jest pani - Biene. Miło poznać - Awatara. Jego palce prześlizgnęły się po klawiaturze… Matryca go wołała, mamiła go idealnym porządkiem zer i jedynek cyfrowego świata. Jednak nie teraz, jeszcze nie teraz, nie tutaj... Crawler przeczołgał się przez wszystkie wątki, w których wypowiadała się zaginiona. Obraz jaki się wyłonił był co najmniej ciekawy.
Dziewczyna koncentrowała się na tematach związanych z metaludźmi; zasadniczo omijając tematy ogólne i typowy dla każdego forum szeroko pojęty HydePark. Z forumowej siatki zależności wynikało, że Biene najczęściej wchodziła w interakcje z Aresem i Ajaxem. Z analizy postów wynikało, że to dwaj orkowie. Wynikało również, że posprzeczali się o kilka kwestii - równouprawnienie rasowe, pochodzenie... Bzdury... Rozmowy jednak dotyczyły również spotkań forumowych... organizowanych w gettcie w knajpie “Metalzone”. No tak “smaczek ryzyka” i “dreszczyk emocji” na spotkaniu forumowym... Jeżeli się spotykali to ktoś musiał ją znać od tej drugiej strony, widzieć na miejscu spotkania... Wszyscy runnerzy uczepili się myśli, że dziewczyna nie żyje... Te posty były kolejnym dowodem, że niekoniecznie to musiała być prawda.

*****

Ikona "V-Link" zmieniła kolor na czewrwony i Jax dotknął jej palcem. Okno wideo przez trzy sekundy pozostało ciemne, aby później wyświetlić awatara i komunikat: "RSA 1024. Połączenie nienamierzalne."


- Barbie? Czemu zawdzięczam? - powiedział w przestrzeń
- Jax, jest robota. Co ty na to?
- Niespecjalnie. Jestem na niskim profilu...
- Ah. - w głosie dało się wyczuć zawód. - No nic. Do kiedyś.
- Do kiedyś. Mochito dalej jest twoim ulubionym?
- Tak... Za miesiąc?
- Za miesiąc. - dotknął ekranu i okno zniknęło. Za miesiąc to nas już może nie być. To, że staramy się dotrzymywać naszych obietnic trzyma nas na tym zafajdanym świecie... - pomyślał Adam zanim jego myśli nie wróciły do sprawy.

Dotknął jeszcze ikony “Vol -” i na sekundę komputer wyświetlił informacje o strumieniu:
Strumień: http://scfire-mtc-aa06.stream.aol.com:80/stream/1065
Serwer: Firehose Ultravox/SHOUTcast Relay Server - Pasadena
Nazwa strumienia: Trance - D I G I T A L L Y - I M P O R T E D - a fusion of trance, dance, and chilling vocals!
Bieżący tytuł: DJ Melo - Vocal De Luxe Edition 28 (Falling...)

*****

Czas było wrócić do postów... Zrozumienie sposobu w jaki dziewczyna rozumowała i na jakie bodźce była wystawiona mogło znacznie ułatwić sprawę. Aby znaleźć zbiega trzeba myśleć jak on...

Z dyskusji dość jasno wynikało, że Biene prezentuje dość typowy dla jej wieku poziom percepcji świata i rzeczywistości. Taki typ romantyczki z wielkimi różowymi okularami i wiedzy niewykraczajacej poza szkolną ławę i Discavery TV Network...
Przykładowo twierdzenie, że nie istnieje problem nietolerancji metaludzi zwłaszcza wśród osób wykształconych było cokolwiek idylliczne, żeby nie powiedzieć dosadniej. Choć metaludzie jako ogół sobie usilnie pracowali na niechęć...
Ha, wielka forumowa wojenka dotyczyła Japończyków w Europie. Powiedzmy sobie szczerze, że na zrobienie czegokolwiek z rozrastajacymi się wschodnimi korporacjami było już za późno. Kilkadziesiąt lat za późno. Tak samo jak było za późno na biadolenie, że europejskie firmy zatrudniają wschodnich... Oni po prostu potrafili pracować, czego nie potrafiło już wielu Europejczyków przyzwyczajonych przez lata, że wszystko - począwszy od zapałek, skończywszy na rakietach kosmicznych zrobią żółtki... Ciekawe natomiast było to, że przez dyskusję przewijał się stale wątek “zdrajców” poprawiających swoje rysy, aby upodobnić się do wschodnich nacji. To oczywiście stawiało Biene w niedobrej sytuacji - w zasadzie wszystko z czym walczono, czy co wyciągano jako złe, ona sama uosabiała; ona lub jej rodzice...

Ciekawe...


“Metalzone”... Maszyna wyświetliła beznadziejną i pretensjonalną, jak dla Jaxa, stronę sieci. Umieszczona na jakimś darmowym serwerze była bardziej wzmianką o istnieniu takiego miejsca niż faktyczną stroną. Wzmianką napisaną z błędami... Żadnych zdjęć, żadnych komentarzy, żadnych opinii. I na dodatek czynne od 1400...
Dobrze, ze przynajmniej adres był: Keiserstrasse. 10. Westend-Sued.



Jakieś plany i rozkład jazdy kolejki był ogólnie dostępny, ale on wolał wiedzieć jak wyglądało to tego konkretnego dnia. Pechowo wyglądało jak codzień. Pomiędzy stacją na której musiała wsiąść dziewczyna, a tą, na której po raz ostatni widziały ją kamery nie było bezpośredniej linii. Trzeba się było przesiadać na Wasserwerk... Pierwsza kolejka kursowała co kwadrans i była na tyle obciążona ludźmi, że szukanie czegokolwiek na tej trasie było poszukiwaniem igły w stogu siana. Jednak na linii 73 pomiędzy Wasserwerk a “god forsaken station” było już zdecydowanie luźniej. Tu pociągi kursowały co godzinę. Można było się pokusić o sprawdzenie z kim jechała dziewczyna. Po przystanku 0225, czyli West-Suud, było tylko pięć kolejnych do końca linii - to nie było jakoś specjalnie dużo... Nie było też mało - kilkadziesiąt minut nudnego wideo... Komputer odegrał krótką fanfarę i Jax spojrzał na zegar.

Cholera, zrobiło się późno i Adam zostawił sobie resztę na dzień następny. Inni też mogli się wykazać. Zresztą trzeba się było wyspać. Póki co nie liczył na to, że może liczyć na kogolowiek w zakresie osłaniania tyłów czy innego ratowania dupy... Musiał zadbać o siebie sam, a do tego musiał być przytomny. Ustawił budzik i praktycznie momentalnie zasnął. Nie zważając specjalnie na jednoszynowe kolejki przemieszczające się za oknem - cóż mieszkanie koło dworca miało swoje zalety... i swoje wady.


Rankiem Jax wstał koło godziny siódmej, choć na dworze było już jasno. To dawało dostatecznie dużo czasu na prysznic (nie wiadomo kiedy będzie okazja na następny), toaletę; śniadanie i wyjście. Nie było specjalnego sensu już teraz brać całego wyposażenia - jakby było go specjalnie dużo... Pistolet wylądował w kaburze, elektronika na łapie... Kamizelka płytowa schowała się razem z resztą pod kurtką. Założył czapkę z daszkiem i wyszedł na zewnątrz. W drodze na stację kupił dwie krwistoczerwone szminki. Znalazł się w kolejce i pojechał na West-Suud. W końcu trzeba było obejrzeć stację na własne oczy, a nie tylko z perspektywy kamer. Kolejka, którą jechał powoli pustoszała, i może dobrze... Przed wyjściem z pociągu Jax zebrał jakąś gazetę i wyszedł na peron, praktycznie wpadając na miejscowy “modern art”...




Rozejrzał się po stacji udając, że porównuje coś z gazetą, dla postronnego obserwatora musiało wyglądać to na szukanie czegoś na planie, podobnie jak dla kamer monitoringu... Po chwili skierował się do przejścia na drugi peron co znów dało mu dłuższą chwilę na obejrzenie stacji. Pomyślał, że miłoby było gdyby ktoś inny się tym zajął, ale po wczorajszym spotkaniu miał bardzo mieszane odczucia. Może z elfem przestawiającym się Brewster coś uda się zrobić... Jego podejście do sprawy wydawało się rozsądnym kompromisem pomiędzy myśleniem, a działaniem. Reszta... Resztę trzeba będzie wyczuć. Choć Adam już teraz nie wiązał wielkich nadziei z niektórymi z obecnych wczoraj. Rozsądnie trzeba było założyć, że jest ich trzech w tej robocie.
Było kilkanaście minut przed dziewiątą...
 
Aschaar jest offline  
Stary 11-12-2010, 21:11   #15
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Był w tym jego burdelu tylko raz. I szczerze mówiąc nie chciał wracać. Jednak teraz jednoręki Hans mógł się przydać. Kto jak kto, ale ten bydlak na pewno wie wszystko o prostytutkach na jego części Westu. Pieprzony alfons, opiekun zagubionych dusz, jak pierdziel sam o sobie mówił. Jebany.
W słuchawce rozbrzmiewał jednostajny "biiip" oczekującego połączenia.
Mógł to sobie nawet wyobrazić. Jak ten szmatławiec posuwa właśnie jakąś małoletnią pannę, próbując swoim, świńskim parskaniem zagłuszyć dzwonek telefonu. Twoje niedoczekanie.
Poznali się jakiś pięć lat temu. Hans handlował prochami, nielegalnymi wszczepami, obracał trochę panienek. Nic szczególnego. Na swoim terenie był kimś znanym, ale w mieście tylko nieznaczącą płotką. W sumie niewiele się zmieniło. Jednego dnia jednoręki podpadł niewłaściwym ludziom. Sprzedał coś co kosztowało dużo, a było dobrze prezentującą się kupą złomu. Kilka osób wzięło to do siebie, gdy chciał zwiać z kasą. Tamci zamiast po prostu go sprzątnąć zechcieli się zabawić z nim w kotka i myszkę. Obstawili cały teren dookoła jego budy i nie odpuszczali dzień i noc.
Rozumiał bycie psychopatą, nie że to akceptował, ale rozumiał. A tamci to byli debile. Po prostu debile. A może chcieli się po prostu zabawić? Nie wypuszczali go przez tydzień z jego nory. Gdy tylko chciał wystawić łeb posyłali mu serie z pozdrowieniami od wydymanych. Debile.
Gliny szybko wywęszyły o co chodzi z całym tym bagnem, pokiwali głowami z politowaniem i zostali w swoich ciepłych komisariatach. Po co mieli narażać swoich ludzi dla jednego Hansa? Wiesz, podobno grubas oddzwonił wtedy wszystkich swoich znajomych. Jeśli miał Cię wtedy w liście kontaktów to mogłeś spodziewać się ze sto połączeń dziennie.
Kuźwa, jak o tym teraz myślał, to wydawało mu się, to całkowicie nierealne. Pieprzone oblężenie, trwające tydzień w jednej z dzielnic Frankfurtu.
Podobno piątego dnia w całej swojej desperacji zaczął dzwonić na policje. W końcu i oni zablokowali jego numer. I wtedy doszedł do całkiem niegłupiego wniosku. Pierwszego dnia wystrzelał całą amunicję, dalej uciekły od niego wszystkie dziwki, jego telefon milczał, zamrażalnik świecił pustkami, a on z nerwami na postronkach został całkiem sam. Choć niezupełnie. Dalej miał torbę pieniędzy z szemranej transakcji, którą ściągnęła na niego cały ten syf. Miały mu przynieść lepsze życie, byle dalej od tego zawszenego miasta, ale ostatecznie miały po prostu uratować jego grube dupsko.
Wynajął dziesięciu Runnerów, w tym White'a. Wyciągnęli go stamtąd. Zresztą to długa historia i jeśli mieszkasz na Weście to pewnie słyszałeś kilkanaście jej wersji.
A i jeszcze jedno. Jednoręki Hans ma dwie ręce. To tak na marginesie.
- Halo? ... Kurwa, halo?! - Wysapał zachrypnięty głos po drugiej stronie słuchawki. White uśmiechnął się. Facet i owszem był odrażający, ale było w nim coś, co musiało budzić sympatie. - Potrzebuje zielony pokój. - Oferta specjalna. Zabezpieczony kilkoma potężnymi sztabami. Dobre miejsce dla Runnera. - Na czas nieokreślony. A na dziś wieczór niech będzie Astrid. - Na jej wspomnienie, aż przebiegł go miły dreszcz. W słuchawce panowała cisza. Po kilku sekundach tamten odezwał się. - A jak mi nie zapłacisz, jak ostatnim razem, to Cię White... - Gruby prosiak. - Słuchaj, Hans. Dobrze, wiesz, że ta amunicja miała uszkodzone ogniwa. Nie dam Ci za nią ani kredytu. Przygotuj pokój i oczyść jeszcze piwnicę na rano. Będzie większe spotkanie. Wpłacę Ci za to wszystko zaliczkę. Za trzy dni z góry. - White był pewien, że tamten wyszczerzył się w tym swoim przegniłym uśmiechu. Bez słowa rozłączył się.
White właśnie otwierał drzwi swojego apartamentu. Na pisk elektronicznego zamka odezwał się kobiecy głos. - To ty? - White pokręcił głową z niedowierzaniem. Mimo wszystko wciąż tu była. - Mówiłem Ci, żebyś się stąd zabierała. - Gardzili sobą. Prawie co wieczór pieprzyli się gardząc sobą. W tym układzie i on i ona byli przelatywani. W końcu wychyliła się z kuchni.


- Zrobiłam sobie obiad.. choć wiele nie masz w tej lodówce. - Szybkim ruchem naciągnęła na siebie leżące obok łóżka spodnie, minęła go w korytarzu, wzięła kurtkę i otworzyła drzwi. - Będę jutro o siedemnastej. Zadzwonię. - Powiedziała. - Nie będzie mnie. - Spojrzała na niego obojętnie. - Zadzwonię. - Powtórzyła i wyszła na zewnątrz.
Nareszcie mógł odetchnąć. Ruszył w stronę barku, wyciągnął syntetyczny gin i tonik. Po kilku chwilach popijał drinka.
Podszedł do ściany i nacisnął ukryty przycisk. Część wysunęła się ukazując schowek wypełniony uzbrojeniem. Sprawdził broń i amunicje. Wszystko, łącznie z naprędce przygotowanymi ciuchami i torbą wcześniej przygotowaną na wyjazdy, wrzucił do zaparkowanego w podziemiach pojazdu.
Ruszył. Samochód pędził w stronę Westu. Czym był bliżej tym miasto coraz bardziej miasto zmieniało się. Szarzało, ciemniało i coraz bardziej krwawiło.
Jak bardzo go nienawidził.
 
Lost jest offline  
Stary 12-12-2010, 13:48   #16
 
Kiep_oo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kiep_oo nie jest za bardzo znanyKiep_oo nie jest za bardzo znanyKiep_oo nie jest za bardzo znany
Kaspar wyszedł z baru lekko poirytowany. Nie lubił takich oficjalnych i nadętych spotkań... Właściwie to żadnych spotkań nie lubił. Wsiadł do swojej Toyoty i wygodnie rozsiadł się w skórzanym fotelu.

Cieszył się, że oddalił się już od reszty tej nieszczęsnej grupy i z radością obserwował mijające się samochody. Jedyne, co podobało mu się we Frankfurcie była noc. Miasto ożywało i tętniło życiem. Świeciło tysiącami świateł, neonów i innych błyskotek przyciągających spragnionych klientów. Obserwował spieszących się wiecznie ludzi. Dopiero teraz docenił jak wspaniały jest jego zawód. Żadnego szefa, zobowiązań. Mógł robić właściwie wszystko to, co mu się podobało. Trzeba było jednak przygotować się do najnowszego zlecenia, a to niezbyt przypadło do gustu Kasparowi. Siedząc tak w samochodzie i pogrążając się w niewesołych myślach nie zwracał zupełnie uwagi na uciekający czas. W końcu jednak doszedł do wniosku, że najkorzystniej będzie, znaleźć się czym prędzej w mieszkaniu.

Wyciągnął ze schowka swoje ciemne okulary i włożył je. Bardziej zależało mu rzecz jasna na tym, by nikt go nie rozpoznał, a na fakt, że w nocy nosi okulary przeciwsłoneczne zupełnie nie zwracał uwagi. Wygiąwszy zapalniczkę, zapalił papierosa po czym odjechał z parkingu przed barem. Snuł się przez ciemne uliczki Frankfurtu, aż dotarł do swojego apartamentu. Trzask drzwi Toyoty, krótki pisk alarmu i wolne kroki po schodach... później już tylko szczęk zamka w drzwiach i lekkie skrzypnięcie sprężyn łóżka.

"White... Pojadę do White'a..." - ostatnia myśl przed zaśnięciem. Facet nie wiadomo dlaczego, ale chyba jako jedyny z runnerów nie wywoływał u niego odruchów wymiotnych. Możliwe, że ze względu na podobny stosunek do pozostałych. Takie przynajmniej odniósł wrażenie...
 
Kiep_oo jest offline  
Stary 13-12-2010, 09:31   #17
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xWA_GHoPGgw[/MEDIA]


WSZYSCY
Środowy poranek zapowiadał kolejny szary, zimny i deszczowy dzień. Jednak robota, której się podjęliście nie pozwalała na leniuchowanie w łóżku. Mieliście plany, umówione spotkania, a kasa, którą zaoferował Mr. Johnson była dobrą motywacją.
Zleceniodawca wyraźnie zaznaczył wam na koniec, że rodzice chcieliby tę sprawę załatwić dyskretnie. Trzeba więc było pomyśleć nad dobrym, skutecznym planem poszukiwań.


'Rid' Brewster

Wybrałeś się wczoraj wieczorem na rozmowę z Edwardem Halbergiem, jednak nie zastałeś go w domu. Gosposia powiedziała ci, że Halberg ma popołudniową zmianę. Rad nierad zostawiłeś więc wizytówkę z prośbą o kontakt. Jeszcze późnym wieczorem Halberg zadzwonił do ciebie i umówiliście się na rozmowę rano, w barze śniadaniowym, w galerii handlowej w City.
Przyjechałeś wcześniej i zająłeś dogodne miejsce w rogu, przy stoliku oddalonym od innych i dającym trochę prywatności.
Halberg pojawił się punktualnie o ósmej.



Z wyglądu nie różnił się niczym od innych znanych ci korpów. Młody elf, dobrze ubrany i pewny siebie. Jedyne co wyróżniało go w tłumie, to zmodyfikowane uszy. Nie mogłeś zrozumieć jak ktoś dobrowolnie mógł poddać się takiej operacji. Mężczyzna dostrzegł odrazę w twoich oczach i zaczerwienił się.
Mimo tego wyciągnął dłoń na przywitanie. Powtórzyłeś jeszcze raz, to co wczoraj wieczorem przez telefon, że z ramienia rodziców poszukujesz zaginionej dziewczyny i że prosisz o zweryfikowanie kilku faktów.

Halberg potwierdził to, co już wiedziałeś, że dziewczyna jechała razem z nim w wagonie, że zdziwił się kiedy chciała wysiąść w takim miejscu, sama, bez opieki i że żałuje, że nie zdążył zareagować, ale małolata był szybka. Nie znał dziewczyny, podał ci tylko opis ubrania, który zgadzał się z tym co podawała policja.
Wydawał się mówić szczerze. Kiedy skończył przemowę popatrzył na ciebie wyczekująco.

Jakob Adam Xened "JAX"

Trasa mija bez większych sensacji. Próbujesz zrozumieć, co czuła Jessica jadąc kolejką... Podniecenie? Zdenerwowanie? Chyba coś podobnego...
Gdy wysiadasz na przystanku, witają cię porozbijane ławki i skrytki oraz mnóstwo kolorowego graffiti. Kamerę monitoringu też ktoś niedawno rozwalił.

Przystanek - jak wszystkie przystanki kolejki jednoszynowej - był prostokątną plasbetonową platformą. Jeden z dłuższych boków przylega do torów, drugi do ściany z tego samego materiału. Na tej ścianie kiedyś umieszczono kilka ławek i płatnych szafek-skrytek; po jednych i drugich zostały zaledwie porozbijane resztki. Ten sam los spotkał kamerę monitoringu. Sądząc po śladach, ktoś użył jej jako celu do ćwiczenia umiejętności strzeleckich.
Cały peron zasmarowany jest różnobarwnym graffiti; łatwo odczytać napisy w stylu Orkz Rulez czy nieśmiertelne JetBlack żyje. Najbardziej jednak w oczy rzucają się dwa duże rysunki. Pierwszy przedstawia szponiastą dłoń, przecinającą biały księżyc; namalowano go jaskrawą, bioluminescencyjną farbą. Jest też widoczny w AR (ktoś musiał tutaj przyczepić RFID-taga, wyświetlającego ten obraz). Drugi - przekreślony - to żółto-niebieski płomień.

Ten drugi znałeś. To był znak jakim posługiwali się gangerzy z gangu Stecher. Czyżby dziewczyna trafiła akurat na wojnę gangów?

Schody, po których zbiegła dziewczyna znajdują się zaledwie parę metrów dalej. Kiedy kończysz przeglądać gazetę pojawia się na nich dwóch młodocianych normalos, ubranych w skórzane kombinezony. Dostrzegają cię i ruszają wolno w twoją stronę.

Następny pociąg odjeżdża dopiero za 15 minut...

MR WHITE

Hans przygotował wszystko jak chciałeś. Pokój i piwnica czekały na twoje przybycie.
Dobrze było wyrwać się z codziennej rzeczywistości. Czułeś w żyłach przypływ nowej energii i dreszczyk podniecenia.
Ponętna Astrid zapewniła ci jeszcze trochę dodatkowych emocji i potrzebne przed robotą odprężenie.
Rano, oczekując w piwnicy na przybycie pozostałych runnerów, rozmyślałeś nad dalszym działaniem. Zwołana przez pana Johnsona grupa była zbieraniną różnych dziwaków. Nie byłeś pewien czy uda wam się dogadać. Byłeś ciekaw kto w ogóle się pojawi.

GRIM, URSHAK, KASPAR KREMER

Przybyliście niemal jednocześnie. Motel, o którym powiedział wam Mr White, okazał się być jednopiętrowym budynkiem, odnowionym z zewnątrz, co odróżniało go od pozostałych budynków w okolicy. Czerwony neon nad wejściem zapraszał do pubu na parterze.
Kiedy w wejściu powołaliście się na Mr White’a skierowano was od razu do piwnicy.
Elf czekał już na was.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 13-12-2010 o 09:41.
Felidae jest offline  
Stary 14-12-2010, 19:11   #18
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Stacja 0225 nie była jakimś specjalnie zachwycającym oko budynkiem, w zasadzie nie była nawet budynkiem senso stricte. Plastikowa wiata, brzydka jak deszczowa noc listopadowa dzielnie stawiała opór usiłującym ją zdewastować. Ławeczki były również w miarę odporne na działanie wandali, jednak szafki na bagaż, rozkład jazdy, tablice informacyjne i kamery miały mniej szczęścia...

Kamery, przynajmniej jedna z nich musiały zostać skasowane w ostatnich dniach... Zakładając, że zdjęcia dziewczyny były prawdziwe - kamera musiała zostać zniszczona po tym jak zarejestrowała zaginioną wychodzącą z peronu. Oczywiście istniało prawdopodobieństwo, że zapis z kamery monitoringu został sfingowany, ale w takim przypadku cała ta sprawa śmierdziała jeszcze bardziej.




Tagi zawsze należało pooglądać. Tak jak zwierzęta znaczyły swoje terytorium moczem tak gangi znaczyły tagami. Problem polegał na tym, że teren wokół stacji był albo zaplątany w wojnę gangów, albo właśnie zmienił "właściciela". Wyjął swoje PDA i zrobił zdjęcia emblematom. Jego pamięci nie było to potrzebne, ale pewnie trzeba będzie to przekazać innym... Trzeba było ustalić kto przejął schedę po "Stitchers". Wojna gangów była po prostu wisienką na torcie tych poszukiwań. Szlag jasny by to trafił. Podziwianie ulicznych mądrości zawartych w graffiti zostało przerwane przez dwu lokalsów którzy pojawili się na peronie i najwidoczniej nie zamierzali spokojnie poczekać na kolejkę.




Jax miał tego dnia taką ochotę na bitkę... jak na stanie na deszczu bez parasola. Cholera. Ochoty na ganianie się po dzielnicy też nie miał, więc wypadało poczekać na ruch panów i spróbować rozwiązać sprawę polubownie. Przynajmniej spróbować... Jasne, że można było wyciągnąć gnata i załatwić sprawę szybko i głośno. Tyle, że właśnie głośno było tutaj wyjątkowo nieodpowiednie... Cholera.


Chłopaki podeszli i nawinęli jakąś standardową do bólu gadkę o papieroskach i częstowaniu, ale przyglądali się natarczywie i dokładnie, szczególnie przyglądając się rysom twarzy. Na Jaxie ta natarczywość nie zrobiła specjalnego wrażenia, a swoim rysom twarzy też nie miał nic do zarzucenia. Nie wyglądał na lokalsa, ale był biały i wyglądał na człowieka. To powinno wystarczyć.

- Niestety nie mam, nie palę. - odparł z całkowitym brakiem zainteresowania w głosie, czy w postawie... Bardziej zainteresowany był tagami na ścianie, co pozwalało również na uniknięcie bezpośredniej konfrontacji wzrokowej.
- Nietutejszy? - spytał jeden z nich - Nie pasujesz do okolicy... ale jak będziesz miał ochotę na coś mocniejszego, albo na wirtualną rozrywkę to wpadnij do Metalzone - wyciągnął z kieszeni ulotkę. Wtedy na ręce jednego z nich dało się zauważyć tatuaż podobny do taga z księżycem.
- Dzięki. - Jax zabrał ulotkę i przyjrzał się jej ciekawie - Czynne dopiero od 14? - zapytał przebiegając ją wzrokiem, godzin otwarcia nie było, a sama ulotka była napisana znacznie lepszym i bezbłędnym językiem - A wcześniej da się coś załatwić? Może? Coś by się wypiło... i nie tylko.

Drugi z chłopaków, wyższy i cięższy uśmiechnął się z dumą i powiedział:
- Było otwierane o 14tej, tera można na okrągło. Ale tylko dla normalos koleś. Nie przyprowadzaj żadnych zwierzaczków, bo źle się to skończy. Klar?
- Yeah. - mężczyzna uśmiechnął się krzywo, drwiąco. Umysł Jaxa wyłowił słowo "było". W powiązaniu z informacją, że na spotkanie forumowe wybrano tą knajpę pozostawały dwie opcje - panowie na A nie byli Orkami, albo... knajpa właśnie zmieniła właściciela - Dobrze, że ktoś w końcu robi z tym gównem porządek... Na pewno wpadnę... Dzięki za info.

Jeden z chłopaków splunął tylko, drugi wzruszył ramionami.
- Nara.

Na peronie nie było już nic do znalezienia, było krótko po dziewiątej rano więc spotkanie u znajomego znajomego już się zaczęło... Wybrał numer White'a i powędrował wolno w kierunku "Metalzone".
 
Aschaar jest offline  
Stary 15-12-2010, 20:27   #19
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Milchbar Pfeifung był miejscem więcej niż dyskretnym, anonimowym wręcz. Klienci nade wszystko pochłonięci swoimi gazetami/śniadaniami/kawami całkowicie zajmowali się sobą. Błękitne kasetony na ścianach hipnotyzowały spokojem i harmonią. Zapach kawy i świeżego pieczywa unosił się w całym lokalu. Po sterylnie czystych, białych kafelkach przechadzały się kelnerki w seledynowych fartuchach. Dwie młode elfki, widocznie koleżanki, robiły wszystko by Rid je zauważył- dla zgrywy czy poważnie, to już było dla niego tajemnicą. Halberg też na nie zerkał, gdy mówił, ale z jakiegoś powodu był bardzo nieśmiały. Nieprzydatny również. Ślepy zaułek. Nic dodać, nic ująć. Ridley dyskretnie wyłączył dyktafon, wstał.

-To już wszystko. Słuchaj.., przepraszam, nie chciałem być obraźliwy. A tak między nami- powinieneś zapytać ją o numer.. dobrze wiesz "którą". Dziękuję za twój czas. - potrząsnął ręką Halberga z pokorną miną i kierował się do wyjścia.

PDA w kieszeni na piersi zawibrowało, połączenie od jednego z runnerów, odebrał:

- Słuchaj. Nie potrafię dodzwonić się do nikogo w tej piekielnej piwnicy, nie mają zasięgu. Sam za chwilę będę offline. Sprawdziłem stację - nic, ale... Gang nie jest już właścicielem dzielnicy. Nowy, logo zaraz dostaniesz, nie znosi metaludzi i takie tam. Mam do sprawdzenia knajpe Metalzone, gdzie dziewczyna miała sie spotkać z kimś z forum. Zadzwonie kiedy będę w stanie...

Aparat przerwał połączenie komunikatem "no signal...". Chwilę później przyszedł -z tego samego numeru- mms z tagiem "nowych" i adresem Metalzone. Brewster szybko wstukał odpowiedź:

-Skoro nie lubią meta- to nic tam po mnie, ale ty śmiało możesz powęszyć. Jak ci normalos na siebie wołają, skoro to nie Stetcher'si? Gadałem z Halbergiem, to pionek, nic nie wie, potwierdził tylko rysopis. Widzimy się w motelu. R.

Bo taki właśnie miał plan- wsiąść na Vamkę i pruć na West. Przystanąć koło 'strefy metalu', a może nawet nie, prosto do motelu...
 
majk jest offline  
Stary 18-12-2010, 14:47   #20
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Po pierwszym sygnale na numerze White’a odezwała się automagiczna seksretarka zwana również pocztą głosową. Miał wyłączony telefon lub był poza zasięgiem, bo nie było technicznej możliwości, aby zdążył odrzucić połączenie. Spotkanie miało się odbyć w piwnicy... Był poza zasięgiem. Szlag. Jax wybrał kolejny numer... Szlag. I jeszcze jeden... Szlag jasny! Piwnica, cholera... Były znacznie prostsze sposoby zapewnienia sobie prywatności podczas rozmowy niż dekowanie się w piwnicy... Ale najwyraźniej jednak nie wszyscy je znali... Nie wysilał się z nagrywaniem wiadomości - sam prawie nigdy ich nie odsłuchiwał, a jak już wylezą to zobaczą, że ktoś usiłował ich złapać.

Pomyślał o Brewsterze - ten miał coś jeszcze załatwiać, więc może nie był jeszcze w tej pieprzonej piwnicy... Jego własny telefon wygaszał kolejne paski z ikony zasięgu. Tutaj nawet zasięg telefonii kradli... Zatrzymywanie się jednak nie miało sensu. I tak ukradkowe spojrzenia śledziły go cały czas. I tak, już, zgrywał ważniaka włażąc w tę cholerną dzielnicę i nie chciało mu się przy okazji wpaść w jakąś niepotrzebną burdę.

Brewster odebrał. Wyrzucił więc z siebie z prędkością karabinu maszynowego:
- Słuchaj. Nie potrafię dodzwonić się do nikogo w tej piekielnej piwnicy, nie mają zasięgu. Sam za chwilę będę offline. Sprawdziłem stację - nic, ale... Gang nie jest już właścicielem dzielnicy. Nowy, logo zaraz dostaniesz, nie znosi metaludzi i takie tam. Mam do sprawdzenia knajpę “Metalzone”, gdzie dziewczyna miała się spotkać z kimś z forum. Zadzwonię kiedy będę w stanie...
- Commlink failed. Signal lost. - zajefajnie; skwitował w myślach komunikat elektroniki.

Zatrzymał się jednak mimo to połączenie nie utrzymało się, a ikonka dopełniła reszty. Cholera, był teraz głuchy i ślepy... Cholera.

Odwrócił się wolno trzymając telefon w dłoni. Wyglądało, że się po prostu rozgląda. Antena złapała zasięg i ekran rozjarzył się tekstem wiadomości:
Cytat:
Skoro nie lubią meta- to nic tam po mnie, ale ty śmiało możesz powęszyć. Jak ci normalos na siebie wołają, skoro to nie Stecher'si? Gadałem z Halbergiem, to pionek, nic nie wie, potwierdził tylko rysopis. Widzimy się w motelu. R.
To była dobra informacja - przynajmniej jeden nadawał się do roboty. Jax miał nadzieję, że informacja zostanie rozpropagowana. Skasował wiadomość i wrzucił telefon do kieszeni. Podążył wolno dalej. Starał się zapamiętać dzielnicę, wyłowić z pomazanych ścian treści, tagi, historię... Brak zasięgu rozwiązywał jeszcze jeden problem - zaginiona dziewczyna nie wyłączyła telefonu. Tu po prostu telefon nie działał, co od strony centrali wyglądało na wyłączenie. Również nieużywanie kredsticka było uzasadnione - tu po prostu nie było szans tym zapłacić, ani podjąć gotówki... Za jednym z zakrętów w poprzek ulicy zbudowana była barykada na tyle porządna, aby samochodem nie dało się przez nią przedrzeć. Pewnie nawet czołgiem byłoby ciężko...


Uzbrojona straż graniczna pobrała tylko opłatę pobytową, którą Jax wliczył w koszta akcji. Było pewnym, że komuś za coś trzeba będzie zapłacić zwłaszcza jak były to informacje... czy “wejściówki”.
Był przyzwyczajony do tego typu sytuacji, w końcu od jakiegoś czasu żył w cieniach. Musiał nauczyć się grać obcego na terenie - z jednej strony na tyle mocnego, aby wejść i przeżyć, z drugiej - na tyle słabego, aby przeżyć i wyjść. Ktoś kiedyś powiedział, że prawdziwymi wojownikami są ci, którzy wiedzą kiedy walczyć, a kiedy się układać. On może nie był wojownikiem, ale...


*****


Metalzone okazała się lokalem w uroczym, niewielkim, szeregowym budyneczku, no, niech będzie - kamienicy... Okolica była nawet sympatyczna... Z oknami częściowo zamurowanymi, częściowo zakratowanymi... Ale przynajmniej całymi. Ściany oczywiście były obsmarowane grafitti, ale przynajmniej nie było widać odpadających tynków.


Wielki limonkowo-żółty neon pod niewielkim balkonikiem, a jednocześnie nad wejściem i dwu ludzkich ochroniarzy z dobrze widoczną bronią na bramce dopełniało obrazu zewnętrznego knajpy. Wzrok goryli prześliznął się po sylwetce Jaxa. On również otaksował ich wzrokiem zauważając na kurtkach logo z peronu. Kolejny klocek zaskoczył na miejsce w tej układance; a raczej znalazł wytłumaczenie... Tamci zamarudzili coś o nietutejszości (jakby starał się to ukrywać) i zapytali o broń. Jeden z nich miał niewielki wykrywacz metali, wiec ewentualne kłamstewko miało by bardzo krótkie nóżki... Jax wyciągnął gnata i rozładował magazynek. Pistolet oddał jednemu z bramkarzy, ale magazynek wsunął do własnej kieszeni. Głupio byłoby dostać z własnej broni. Jeden z ochroniarzy machnął ręka i runner wszedł do środka. Wnętrze było dość duże, choć z samego wejścia nie było widać baru. Lokal najwidoczniej musiał być w kształcie litery L.

Wnętrze lokalu było intrygujące, tak należałoby je określić. Zaraz po wejściu, w sali ze stolikami, w jakiej znalazł się Jax, przy stoliku już o tej porze zastawionym masą pustych butelek po piwie spało dwu przedstawicieli lokalnej degrengolady. Jeden z innych stolików również przypominał fortece zbudowana z butelek po piwie. Stoliki też nie były zbyt czyste - widocznie sprzątanie odbywało się tylko czasami i niezbyt dokładnie.

Po kilku krokach, za rogiem pojawił się bar noszący ślady ciężkiego ostrzału - wyglądało na to, że z broni automatycznej. Ściany w wielu miejscach miały skuty tynk i to wiele maskowało i uniemożliwiało jednoznaczne określenie czy również zostały ostrzelane. Prawdopodobnie tak. Meble nie były uszkodzone, ale to o niczym nie świadczyło - można je było wymienić po wszystkim... znaczy po zmianie właściciela. Metalzone wiec najprawdopodobniej należała jeszcze kilka dni temu do Stecher's. Dlaczego spotkanie miało się odbyć właśnie tutaj? - pomyślał Jax zabierając z baru butelkę z piwem i wymieniając z barmanem jakieś grzecznościowe uśmiechy.


W kącie lokalu kilku normalnych lokalnych tłukło orka. W zasadzie to już katowało, bo był w takim stanie, że nawet się nie bronił, a jego morda wyglądała jak skrzyżowanie dojrzalej śliwki z arbuzem. Cholera. W zasadzie Jaxa to nie interesowało, za bardzo, ale były pewne zasady.

- Przepraszam można? - zapytał Jax lekko jakby chodziło o zmieszczenie się w drzwiach budynku. Tamci spojrzeli w kierunku Jaxa zdziwieni, a ork miał sekundę na złapanie oddechu. Jax wolno podszedł i odstawił butelkę z piwem na stolik. Przeszedł pomiędzy gangerami i postawił meta do pionu. Zanim ktokolwiek zareagował wyprowadził podbródkowy, który posłał chłopaka pięknym łukiem w tył na spora odległość. Któreś mięśnie na twarzy Jaxa drgnęły, ale w tym ciosie nie było miejsca na markowanie...

- Hehehehhe - zarechotał któryś z tyłu, ale runner prawie go nie słuchał, gdy tamten kontynuował - to gratis od właściciela...
Ktoś zaklaskał, ktoś gwizdnął z aprobata...

Tamci trochę się odsunęli chcąc mieć lepszy widok, a Jax dopadł orka lezącego pomiędzy stolikami kilka metrów dalej. Nachylił się i podnosił mówiąc: “W którą stronę cie rzucić, abyś miał moż...” Ostatnie ślady świadomości w oczach zgasły i ork spłynął. Jax przesunął palce na szyje - tętno było, wiec był tylko nieprzytomny... Potrząsnął kolesiem bardziej na pokaz, niż aby faktycznie go ocucić i cisnął pod stół:

- Cholera. I po zabawie... Na chwile. - powiedział wracając po piwo. Po chwili siedział przy stoliku wygodnie obierając swoje buciory na orku. “To nie tak miało być, ale przynajmniej go nie zatłuką” - pomyślał Jax. Jeden z gangersow z irokezem na głowie przysiadł się i zagaił rozmowę:
- Niezłe przedstawienie. Ale nie jesteś tutejszy... Co cie sprowadza na nasz teren?
- E tam, nie lubię tracić okazji do zabawy... co to za ścierwo? - szturchnął butem orka - Nieważne. Miałem się tu spotkać z jakimś Xedem ze Stecher, ale widzę, że spotkanie jest nieaktualne...
- Spotykasz się z odmieńcami? - ton głosu gangera zmienił się na zdecydowanie mniej przyjazny
- Mówiąc miedzy nami mam na gościa kontrakt... - kolejna informacja o Stecher i kolejne pytanie do kolekcji.
- A, to już nie musisz się martwić - powiedział a reszta zarechotała - Teraz ten teren jest nasz
- Nie, bez jaj - teatralnie załamanym głosem powiedział Jax - wszystko czyste? Szukam jeszcze dwu... Aresa i Ajaxa. To też takie ścierwa... - but wylądował na twarzy leżącego, z daleka wyglądało to na niezłego kopa.
- Nie kojarzę, ale kilku udało się zwiać do katakumb. Choć to właściwie to samo jakby ich nie było... Hhhahahahhahah!
- Bardzo by wam przeszkadzało jakbym pobawił się w jakieś małe polowanie w kanałach?
 
Aschaar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172