Znów w drodze. Taki stan rzeczy pasował Melesugun. Była nieodrodną córką stepu. W pewnym bardzo konkretnym sensie droga była jej religią. Pęd miał moc uzdrawiania jej ducha. I głowy, w której mieszkało tyle sprzecznych myśli. Chmara kołujących złowróżbnie na popołudniowym niebie ptaków, przywiodła młodych Jeźdźców do decyzji o kolejnym rozdzieleniu szyków.
Ciemnowłosa znalazła się w grupie eskortującej Czaszkę, wraz z Callinem i Ilyą ruszyli ku obozowisku Wallawarów. Jeszcze nim dotarli pomiędzy namioty, jasnym się stało, że obóz został opuszczony przez jego mieszkańców. Choć serce wojowniczki drgnęło z niepokoju, nie dała tego po sobie poznać. Z kamiennym, właściwym dla siebie obliczem, wstąpiła pomiędzy porzucone sprzęty wypatrując śladów, które dałyby odpowiedź na pytanie, które rodziło się w ich sercach. Odnalazła namiot matki, wierząc, że Melesun odchodząc zostawiłaby dla niej jakąś wiadomość. Szukała na próżno. Zniknęło to, co matce mogłoby być potrzebne najbardziej. Zniknęły fetysze-pamiątki po ojcu. Wyszła przed namiot i rozejrzawszy się wokół, gwizdnęła przenikliwie. Osman nie przybiegał. Nie było go w zasięgu jej głosu, a to znaczyło, że plemię zabrało ze sobą konie.
Wróciła do pozostałej dwójki.
Niewiele czasu zajęło im ustalenie co dalej. Melesugun ruszyła topem uchodzącego w niewiadomą dal plemienia. Ślady były wyraźne. Tropy sięgały po horyzont, ruszyły we dwie z wilczycą, każda z nosem i oczyma wbitymi w ślady. Jakby mogły tam znaleźć otuchę.
Podążały w kierunku ruin tak szybko, jak tylko się dało. Lekką łapą przemykały po stepie, starając się wybierać drogę dającą osłonę.
Zatrzymały się dopiero, gdy w zasięgu ich wzroku znalazło się umarłe miasto. Siedziba Shar Rhaz. Melesgun wiedziała, że mieszka tam ogromna ich ilość. Wallawarowie żadną miarą nie poszliby tam z własnej woli. Chyba, że... Jak każdy lud Stepu ufali szamanom. Jeśli Ashaska dotknęła ich dusz, mogli powieść plemię ku zgubie. Z niedowierzaniem przyglądała się śladom wiodącym wprost pomiędzy zwietrzałe kamienne budynki. Ostrożnie, z wytężoną uwagą okrążyła ruiny, szukając śladów świadczących o tym, że plemię Szarego Wilka odwiedziło to miejsce jedynie na chwilę, a potem ruszyło dalej. Mimo nadziei, którą owa myśl w niej rozpaliła, tropów takich nie odnalazła.
Ze wzrokiem wbitym w nagie ściany z piaskowca, cofała się ku umówionemu miejscu, by zaczekać na pozostałych. Owszem, jej plemię, jej rodzina mogły być w wielkim zagrożeniu, ale sprawę należało potraktować z rozmysłem. Ich misja była ważniejsza niż zemsta. Ważniejsza... ważniejsza niż krew matki.
__________________ Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me |