Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-11-2010, 01:46   #91
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Rayen jeszcze nigdy w całym swoim życiu nie zrobiła sama siodła. To prawda, że naprawiała je czasem przy pomocy innych lub zdana tylko na własne siły. Obserwowała także rymarzy przy pracy i potrafiła odtworzyć w myślach wszystkie kolejne etapy tworzenia. Ale nigdy nie wykonała całego siodła od początku do końca sama. Nigdy. Wiedziała natomiast, że teraz musi poradzić sobie bez niczyjej pomocy ani opieki. Każdy Jeździec powinien wykonać swoje siodło sam. I na Potęgi Samotny Księżyc zamierzała dorównać innym Jeźdźcom dając sobie radę z tym zadaniem. Podjęła się pracy z zapałem i energią odrzucając możliwość, że mogłoby się jej nie udać. Jednak gdzieś na dnie jej serca czaił się lęk, który cały czas starała się stłumić. Wszak bywało i tak, że nawet pomimo najlepszych chęci sprawy przybierały inny obrót niż by się życzyło.

Na początku brała udział w rozmowie jej towarzyszy z Karską jakby zbierając się dopiero w sobie i przygotowując do tego, co miała zrobić. Przygotowywała skóry i drewno, gromadziła potrzebne narzędzia. Kiedy wymiana zdań się skończyła nie było już nic co mogłoby ją odciągnąć od pracy. Skupiła się całą sobą i dała porwać natchnieniu. Natchnieniu, które nadeszło samo, nie wiadomo skąd i napełniło ją wiedzą i sprawnością potrzebną do pracy. Słyszała o tym, o czym mówili inni Jeźdźcy, jak wiedza i umiejętności poprzednich pokoleń zaczynały płynąć przez ciało twórcy jakby wszyscy Jeźdźcy stawali się jednością i mogli korzystać nawzajem ze swych zdolności. Powątpiewała w taką możliwość, ale w tym momencie sama jej doświadczała.

Kiedy Rayen ocknęła się z pasji w którą wpadła księżyc dawno już stał na niebie a jej dzieło było ukończone. Dziewczyna nie pamiętała większości poszczególnych faz tworzenia, ale ból mięśni był niepodważalnym dowodem na to, że to ona a nie, kto inny wykonał całą pracę. To było osobliwe wrażenie i odbierało część przyjemności i dumy z własnoręcznie stworzonego przedmiotu. Samotny Księżyc osiodłała wilczycę. Całość pasowała idealnie, włącznie z elementami, do których można było przytwierdzić worek z jej rzeczami. Chciała jeszcze przejechać się po okolicy by wypróbować nowe możliwości, jakie podczas jazdy dawało jej siodło, ale usłyszała nuconą przez Karską melodię i poczuła tak przemożną senność, że jedyne, co dała radę zrobić to rozkulbaczenie Neyar i zwinięcie się w kłębek tuż obok jej ciepłego ciała.

Blade promienie wschodzącego słońca obudziły Rayen. Chociaż dziewczyna wiedziała, że tak naprawdę z objęć snu wyrwała ją Karska tak samo jak wcześniej ją w nie wpędziła. Ją i pozostałych Wallawarów zsyłając im wspólną wizję, podczas której wyjawiła im swoją prawdziwą tożsamość. Ukazała twarz, której rąbek już odkryła, kiedy starła się z Jeźdźcem na Drra’Rhaku. Teraz objawiła im się w pełni. Jednak Samotny Księżyc czuła, że to nie odkrycie oblicza Potęgi było sednem tego śnienia. Czarnopióra powiedziała im o sobie po to żeby uświadomić im wagę nadesłanych przebłysków przyszłości. Żeby nie poddawali w wątpliwość, iż taka perspektywa była możliwa. Rayen poznała tylko swój okruch prawdy, ale nie wątpiła, że każdy otrzymał własny. Widziała to w zszokowanych i przerażonych minach towarzyszy, które odzwierciedlały ich emocje takie same, jakie ogarnęły w tej chwili także i ją.

Pędzili drogą ku zagładzie, ku porażce tak straszliwej, że nawet kolejne pokolenia Jeźdźców, bo tak dziewczyna odczytała obecność swego syna, a nie jako dziecka zrodzonego z jej lędźwi, nie będą świadome, że nie takiej przyszłości dla nich chcieli i nie o to walczyli. Historię piszą zwycięzcy powiadano a oni pozostaną milczącą skargą Stepu bez prawa do własnej opowieści. Już teraz Samotny Księżyc poznała przedsmak odebrania głosu, bo choć chciała wykrzyczeć swój ból i strach światu to jedynym, na co się zdobyła był cichy szloch. Czy potrafi wyssać truciznę? Czy da radę?

Melesugun pierwsza podała rękę pozostałym towarzyszom wyciągnąwszy wnioski z objawionej jej prawdy. Uczyniła gest pojednania i ci, którzy zrozumieli odwzajemnili go. „Szalona” wyznała także chęć dotarcia do miejsca, które nawiedzało jej sny. Nie zdążyli tego dobrze przedyskutować, bo nagłe wtargnięcie osób spoza ich towarzystwa zakończyło ten moment pojednania. Widok Jeźdźczyń bliźniaczek zaskoczył Rayen. Za to zupełnie nie zdziwiła ją obecność Samaka Dzikiego Zewu. Gdzież indziej miałby być, kiedy ważyły się losy jego ojca. Potęgi musiały sprowadzić go, w tej chwili, w to miejsce.

Młody Trygarrianin na widok swego ojca rozpiętego na tyczkach wydał wściekły okrzyk i ruszył w jego kierunku. Kiedy młodzieniec zbliżył się na, tyle że można było dostrzec wyraz jego twarzy wyraźnie było widać targający nim gniew. Nemain poruszyła się niespokojnie i zajęła dogodniejszą pozycję do ewentualnej interwencji obawiając się poczynań Samaka. Samotny Księżyc nie ruszyła się ze swego miejsca o krok. Sama nigdy nie wystąpiłaby przeciwko swemu ojcu i założyła, że Dziki Zew się opamięta. Nie pomyliła się. Chłopak wyhamował w ostatniej chwili, zeskoczył ze swej Bestii i kopnął kamień leżący tuż koło jego buta. Po czym odszedł na bok próbując się opanować.

Z nieznanych dla niej samej powodów Rayen zrobiło się żal chłopaka. Pomimo tego, że znała go od dwóch dni serce dziewczyny krajało się na widok sceny, która odegrała się przed jej oczami. Uświadomiła sobie, że wolałaby jeszcze raz pochować swego ojca niż oglądać go w takim stanie, w jakim młody Trygarrianin musiał oglądać swojego. Jeżeli chociaż połowa tego, co mówiono o Czaszce była prawdą to nie tylko Wallawarowie, ale także jego własne plemię a w szczególności jego rodzina musiały się przez Shuharuka wiele wycierpieć. I teraz cała nienawiść, jaką czuł do niego Samak skupiła się tylko w tym pozornie błahym kopnięciu kamyka. Rayen mogła tylko podejrzewać jak wiele wysiłku kosztowało chłopaka powstrzymanie się od wyładowania całego noszonego w sobie gniewu na ojcu. A wszystko to odbywało się na oczach prawie nieznanych mu osób, którzy byli świadkami jego bólu.

Samotny Księżyc chciała pomóc Samakowi, ale jedyne pomysły, które przychodziły jej na myśl mogłyby zostać źle zrozumiane przez chłopaka a dziewczyna wolałaby raczej zjeść cały garnek polewki Karskiej niż sprawić Dzikiemu Zewowi przykrość. Na szczęście Ilya przerwała niezręczne milczenie i poszła pomówić z chłopakiem a wkrótce dołączyła do niej Melesugun. Samak uspokoił się i rzeczowo wypytywał o przyszły los Czaszki. Szybko zdecydował się podążyć wraz z nimi do osiedla Szarych Wilków. Rayen przysłuchująca się rozmowie z pewnej odległości w końcu dołączyła do reszty i włączyła się do dialogu. Okazało się, że cała piątka tak jak Samotny Księżyc im radziła spędziła noc przy Ashashce, co zaowocowało wizjami, które doprowadziły ich do tego miejsca. Dwóch Jeźdźców Zawartan pozostało przy Rozdarciu pilnując, aby żaden ze zwabionych w to miejsce śmiałków nie próbował zmierzyć się z przebudzoną grozą.

Samak miał wyruszyć z nimi, ale jego towarzyszki chciały pozostać przy Kośćcu Ogiera.

- Przybyłyście w to miejsce żeby spotkać się z Karską? - Rayen zwróciła się do bliźniaczek i nie czekając na ich odpowiedź wskazała Staruchę ręką - Ona jest tam. Powodzenia- dodała uśmiechając się pod nosem.

Dziewczyny nic nie powiedziały, jak na dwie istoty zużywały tyle słów, że ledwo by wystarczyło na jedną, lecz skierowały swoje kroki we wskazaną stronę.

Samotny Księżyc oddała Karskiej pożyczone narzędzia. Starucha przy nowo przybyłych zrobiła się małomówna i strasznie tajemnicza i tylko jej porozumiewawcze spojrzenia rzucane Wallawarom pokazywały, że to jej nowa taktyka obrana wobec kolejnych gości. Pomogła za to przy pomocy ziół uśpić Czaszkę tak by nie sprawiał podczas drogi problemów. Wanej nie zamierzała ruszyć z nimi. Chciała porozmawiać jeszcze z Wiedzącą a potem podążyć swoją drogą. Rayen nie interesowały plany Białowłosej Zawartanki. Nadal odczuwała do niej pewien żal i uważała jej rozstanie z ich grupą jako coś naturalnego.

Ruszyli do osady w ósemkę wioząc ze sobą związanego Czaszkę. Wszyscy czuli na sobie pożegnalne spojrzenie Karskiej, ale przeczuwali także, że jeszcze nie raz przyjdzie im się spotykać ze Staruchą. W końcu ich wybrała a już wiedzieli, że nie należała ona do tych, co łatwo odpuszczają.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 19-11-2010, 14:22   #92
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Wizje, okropne senne koszmary możliwej przyszłości zesłane im przez Kapryśną. Chciało się jej płakać, gdy tylko o tym pomyślała. Jednakże wiedziała, wiedziała co powinna uczynić by znów byli stadem.

Rozmyślania Ilyi przerwała Karska, zwracając ich uwagę na przybywających gości. To Samak prowadzący ze sobą dwie Jeźdźczynie Zawarty. Serce dziewczyny na chwilę stanęło, przypominając sobie o więziach łączących chłopaka z ich wrogiem. Zamknęła oczy, kiedy zawył i rzucił się w kierunku rozciągniętego w powietrzu, nieprzytomnego ojca.

Ktoś musiał pójść i z nim porozmawiać. Załagodzić sprawę, wypytać dlaczego się tu pojawili. Ilya nie wiedziała skąd wzięła jej się odwaga by podejść do rozłoszczonego Samaka.

Stanęła w pewnym oddaleniu jak wtedy, gdy obserwowała jaguary. Tuż obok niej w pełnej godności pozie usiadła Sabah. Jej obecność dodała jej siły i odwagi.
- Przykro mi z powodu twego ojca - zdawkowym zdaniem próbowała zwrócić na siebie jego uwagę. Wypowiedziała je głośno, tak by nie mógł jej zignorować.
Spojrzał na nią, jakby dopiero co zobaczył. Uśmiech okrasił jego raczej surową i smutną twarz.
- Sam wybrał tą drogę - powiedział cicho. - Spróbuję mu pomoc, lecz … nie wiem czy to jest możliwe.
- On nie jest do końca... sobą... Tak mi się wydaje...
- Niestety jest... sobą. Zawsze był … podobny. Teraz przekroczył granicę.
- Nie jest sobą i nigdy już nie będzie. Jest shihar - Szalona włączyła się do rozmowy. Samak, syn Czaszki, miał prawo do poznania ujawionych jej przez Durshacka rewelacji.

Przykro jej było to słyszeć, może dlatego, że jej rodzina była zupełnie inna i nie mieściło jej się w głowie, że w niektórych rodzinach tak to bywa. Jej ojciec nigdy nie będzie podobny do jego ojca.Na pojawienie się Szalonej zareagowała uśmiechem pełnym wdzięczności. Dobrze jest mieć ze sobą towarzyszy, którzy wiedzą trochę więcej od niej. Nie wiedziała też czy powinna poruszać temat dalszego losu Czaszki, lecz kiedyś musiała o tym przypomnieć.
- Nie wiemy co stanie się z twoim ojcem... - zaczęła spokojnie, ale raczej ostrożnie. Nie była pewna, co może powiedzieć, a co powinna przemilczeć. - Pokonaliśmy go w walce, ale nie wiemy co będzie dalej.
-Jeśli pokonaliście go w walce, to jego życie jest w waszych rekach. jednak proszę o wyrozumiałość. Wszak to on przyczynił się do tego, kim się stałem i kim jestem.
- Trawi go szaleństwo. Ashaska zawładnęła jego duchem.
- Jego życie jest w rekach Rady naszego plemienia, Samaku. Nie naszych.
- Zatem udam się z wami prosić Radę o łaskę. Swoją drogą gratuluję tym, którym udało się pokonać mego ojca.
- Zgoda. Mieliśmy ruszać niebawem.
- To się dobrze składa.
Rayen przysłuchująca się rozmowie z pewnej odległości po tych słowach zbliżyła się na tyle żeby wziąć udział w rozmowie.
- Co skłoniło was do przybycia pod Kościec Ogiera?
- Wizje.
- Spędziliście noc przy Ashashce tak jak mówiłam?
- Tak. To była dobra rada. Wiele rzeczy zostało objawionych. Chyba zawdzięczamy wam coś więcej niż życie. Spłacę swój dług kiedy zażądacie.
Nemain rozluźniła mięśnie kiedy Samak nie okazał wrogich zamiarów. Podeszła bliżej i spytała.
- Samaku a gdzie się podziała reszta towarzyszących wam Jeźdźców?
- Zostali przy Rozdarciu. Mają trzymać innych, podobnych nam narwańców, na smyczy, jak wy utrzymaliście nas.
- Doskonale - Ilya uśmiechnęła się lekko. - W takim razie powinniśmy wyruszyć jak najszybciej.
- Kiedy tylko zachcecie. Mnie tutaj nic nie trzyma. Moje towarzyszki jednak chcą zostać tutaj z dzień lub dwa. Więc nie będą podróżować z nami - rzekł Samak raz jeszcze spoglądając w stronę ojca i energicznie ruszając w stronę swej Bestii.
- Przybyłyście w to miejsce żeby spotkać się z Karską? - Rayen zwróciła się do bliźniaczek i nie czekając na ich odpowiedź wskazała Staruchę ręką - Ona jest tam. Powodzenia- dodała uśmiechając się pod nosem.
Dziewczyny nic nie powiedziały, lecz skierowały kroki we wskazaną stronę.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 19-11-2010, 21:36   #93
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Na swój obraz i podobieństwo stworzyły Potęgi człowieka.

Z podmuchów wiatru Potęgi go stworzyły.
By wędrował wolny jak wiatr tam, gdzie powiedzie go los .

Z szumu wody Potęgi go stworzyły.
By słowa które wypowiadał miały moc kropli, która drąży skałę.

Z kości ziemi Potęgi go stworzyły.
By był twardy jak skała lecz i dający się kształtować jak glina.

Z żaru ognia Potęgi go stworzyły.
By w sercu miał ogień zarówno dla wrogów swych jak i dla przyjaciół ciepło.

A potem wtrąciła się Kapryśna.
I tchnęła weń Ducha, by jak ona często zmieniał zdanie i w sercu czuł tęsknotę.

Pieśń Wallwarskich szamanów.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=GgD0Z7pg27Q&list=ML4oVf-d_DwKCxnDue68sj62BXl5iE9X&playnext=20]YouTube - Michal Jelonek - Steppe
[/MEDIA]

Karska dotrzymała słowa, kiedy ruszaliście w drogę.

Okrwawiona Czaszka był potulny, niczym jagnię. Jakby ktoś odebrał mu ducha. Jakby ktoś przeciął emocje, wyszarpnął wolę, pozbawił emocji. Zdawało się, że potężny niegdyś jeździec stał się jedynie cieniem samego siebie.

Wśród Ludu Stepu krążyło takie powiedzenie – „Lękaj się gniewu Potęg, lecz najbardziej Kapryśnej”. Teraz sami mogliście się przekonać, ile prawdy kryją te słowa.

Wyruszyliście w drogę w ósemkę, odprowadzani wzrokiem Karski, jak też Wanej i .. Jewy.

Białowłosa Wallawarka wybrała własną drogę. Być może tego chciała Kapryśna, a być może w sercu Jewy z Lodu nie było miejsca na wahanie. Było zimne, jak bryła lodu? Wątpiliście, tym bardziej, że uważni obserwatorzy bez trudu mogli zobaczyć łzy płynące po policzkach jasnowłosej dziewczyny.
Wybrała własną drogę. Ścieżkę, która mogła ją doprowadzić ... Właściwie gdzie? Może właśnie rozstanie uratowało by ją przed losem, który zapewne widziała w swojej wizji. Może stanie się wręcz przeciwnie.

Kiedy odjeżdżaliście niektórym z was przypomniało się dziwne uczucie, które towarzyszyło wam, gdy Jewa odłączyła się a Aime pojechał za nią. Najwyraźniej umrzeć można na wiele sposobów.

Droga wiodła was przez Step.





Cichy, majestatyczny, pełen życia.

Byliście wszyscy jego częścią. Byliście Wybrańcami Potęg. Dlatego czuliście to silniej, niż inni mieszkańcy Stepu.

Jakiś cień padł na krainę. Jakby niewidzialna chmura zakryła swoim całunem słońce.

Wszystko – zwierzęta i rośliny, kamienie i strumienie – zdawały się oczekiwać na coś. Coś złowrogiego.

Podróż mijała jednak spokojnie.
Jeden zachód, po drugim zachodzie słońca.



Jeden wschód, po drugim wschodzie słońca.

Aż do granic ziemi waszego plemienia. Znajomych pagórków, polodowcowych głazów stanowiących granicę ziemi łowieckiej waszego szczepu.

Wasza ojczyzna. Zaledwie trzy dni drogi od schronienia Karski.

Łapy Bestii przecinają znajome strumienie, w których gasiliście pragnienie, kiedy obowiązki względem plemienia zagoniły was aż w tak odległe strony.

Coś się jednak zmieniło.

Na gorsze.


* * *

Ciemne ptaki kołujące na południe od was zobaczyliście popołudniem. Wiele ptaków. Tyle padlinożerców gromadzi się jedynie wtedy, kiedy mają naprawdę mnóstwo pożywienia.





To budzi uzasadniony niepokój. Wręcz lęk, by nie powiedzieć przerażenie

Co prawda osada jest bardziej na zachód od was. W zupełnie innym kierunku. Ale to, co zwabiło pierzastych ścierwojadów jest na waszych ziemiach. Na ziemiach, które jako Jeźdźcy macie obowiązek bronić. Aby jednak sprawdzić, co zwabiło padlinożerców w takiej chmarze, musielibyście zjechać z wyznaczonej drogi. Nadłożyć czasu i starań. A to z kolei może opóźnić zarówno dotarcie do osady.

Wasze serca biją wylęknione. Macie tak wiele do zrobienia. Chociaż nadal nie wiecie, co tak naprawdę musicie zrobić. Udać się na spotkanie z Vuccovarem – w zasadzie ma się ono odbyć za dwa dni. Czy ono coś da?
A może szukać wcielenia dziecka, które stawiło już raz czoła Ashashce? Wtedy musielibyście się udać w przeciwnym kierunku niż wyznaczone miejsce spotkania z tajemniczym jeźdźcem Trygarran.

A może powinniście zrobić jeszcze coś innego? Może znów musicie podzielić swoje siły?


Wyczuwając wasze rozterki Bestie zatrzymały się. Wasz oczy wędrują - raz w stronę tańczących swój podniebny taniec czarnopiórych padlinożerców, raz w stronę, gdzie znajduje się obóz Szarych Wilków.

Serca biły niespokojnym rytmem. Musieliście podjąć decyzję. Nie wiedzieliście sami, czemu jest ona taka istotna.

Nagły śmiech przeciął ciszę wokół was.

Spojrzeliście zdumieni i zaskoczeni na osobę, która wydawała z siebie ten przerażający, obłąkańczy śmiech.

Okrwawiona Czaszka!




Upadły Jeździec, do tej pory spokojny jak trusia, teraz śmiał się okrutnie wykrzywiając twarz i wywalając oczy białkami ku górze.

- Mówiłem wam, za pierwszym razem jak was spotkałem, że zapłacicie za swoją zuchwałość.

Zimny głos. Znacie go. Słyszeliście go z ust martwego Cierniowego Krzaka.

Potem jednak upadły Jeździec znów powraca do swej biernej postawy.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 20-11-2010 o 09:45.
Armiel jest offline  
Stary 26-11-2010, 00:59   #94
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Chmury przesuwały się po niebie. Jedna miała kształt bizona, inna kraboliścia, inna zaś jakiegoś owłosionego faceta, który nie wiedzieć czeku uśmiechał się do Rayen. Rzecz jasna po chwili rozpływały się, by formować nowe kształty. Byłoby to zabawne, gdyby nie ogólny syf. Obozowisko wyglądało fatalnie, sprawa ślubu jeszcze fatalniej. Dobrze było, że przynajmniej wszyscy wyglądali na całych. Przynajmniej chwilowo, choć nie wiadomo, czy to miało być pocieszenie. Dlaczego bowiem pognani zostali do ruin? Pewnie jakaś szczególnie wymyślna ofiara. Trzeba było ich odbić. Chwilowo uwolnienie swoich stanowiło priorytet. Cisza była obezwładniająca. Jedynie wiatr poruszał fetyszami, wampumami, czy jakimiś innymi drobiazgami. Gwarzenie kobiet, stękanie mężczyzn, okrzyki dzieci, to wszystko nagle zastąpione zostało właściwie niczym. Widać było walkę, to znaczy plamy po tych marnych istotach, jednak namioty nie wydawały się poniszczone. Panował jaki taki właściwie ład. Wyglądało obozowisko ta, jakby napadnięto na nie, wywiązała się walką, po czym mieszkańcy nagle skapitulowali, posprzątali namioty oraz wyszli.

Wedle Melesugun po prostu zostali wzięci do niewoli. Cóż, kiedy ma się taka wojowniczkę, należy słuchać jej rad, jednak rodziły się natychmiast pytania: dlaczego taki tu porządek? Przecież podczas bitwy pewnie wszystko byłoby porozrzucane, poniszczone, jakieś ofiary, rany, cokolwiek wskazującego na toczenie walk. Tymczasem oprócz plam nie było nic. Owszem. Z namiotów zniknęły co ważniejsze do przetrwania rzeczy i przedmioty. Czasem nawet skóry pokrywające żerdzie. Ale kto im kazał sprzątać? Dziwne. Ktoś mógłby im kazał przerwać walkę, nim rozgorzała poważniej? Może walczyli, odparli atak, wiedząc jednak, że nie wytrzymają następnego uderzenia, zabrali co mogli oraz natychmiast opuścili osadę. Jednak pewnie nie poszliby wtedy do ruin.

Melesugun zdecydowała się ich tropić. Więcej zwiadowców nie było potrzeba, szczególnie takich, którzy kompletnie się na tym nie znali, jak on chociażby. Dlatego wrócili po resztę. Przynajmniej próbowali, bowiem właśnie wtedy, kiedy powzięli taki zamiar, reszta grupy pojawiła się. Trzeba było się streszczać oraz obmyślać ratunek, jeżeli takowy był jakoś potrzebny. Jednakże wedle przyjętej zasady starał się nie odzywać. Nie było co mnożyć planów. Gdyby miał genialny sposób, powiedziałby. Jednak taki chwilowo nie przychodził mu na myśl
 
Kelly jest offline  
Stary 26-11-2010, 20:32   #95
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Decyzja Jewy podjęta w ostatniej chwili stanowiła niemałe zaskoczenie, jednak jej poprzednie odseparowanie od grupy nie ściągnęło na kogokolwiek z nich problemów. Rayen żywiła przekonanie, że tym raz będzie podobnie, poza tym ufała Karskiej a ta nie wydawała się przejęta ani zagniewana wyborem Białowłosej. Czas pokaże – pomyślała Samotny Księżyc - co z tego wyniknie.

Tymczasem na miejsce Jewy zyskali innego towarzysza wędrówki, Samaka. Wprawdzie Dziki Zew miał im tylko towarzyszyć do ich osady, ale czekały ich trzy dni drogi a to czas wystarczający żeby poznać przynajmniej część z tego, co skrywał duch chłopaka. Niestety sytuacja, w której znalazł się Samak nie skłaniała go do otwartości, wręcz przeciwnie, kiedy Trygarranin zaczynał sprawiać wrażenie, że czuje się swobodnie wśród Wallawarów i przemawiał do nich otwarcie jedno spojrzenie na sylwetkę ojca skuwało ducha i myśli Samaka w miejscu, do którego nikt poza nim nie miał dostępu.

Wieźli Czaszkę na zmianę żeby odciążyć swoje Bestie, chcieli dotrzeć do domu jak najszybciej a wielki wojownik, pomimo że zupełnie bez życia a może właśnie, dlatego był dla nich kłopotem. Potrzebował opieki i uwagi a także oporządzenia, czym na szczęście zajmował się głównie Samak. Pod tym względem Trygarranin był dla nich wybawieniem, ale przez niego też nie mogli swobodnie porozmawiać o planach na przyszłość i dręczących ich pytaniach.

To była osobliwa podróż. Poprzez nieobecność Jewy, towarzystwo Samaka i nieprzytomne ciało Okrwawionej Czaszki wszystko, co podczas tej wędrówki robili i mówili zdawało się Rayen jak ze snu, takiego po zażyciu widmotrawy, zdającego się bardzo realnym, choć całkowicie nierzeczywistym, mimo że zwykle te dwa pojęcia wykluczały się wzajemnie.

Kiedy wjechali na dobrze jej znane ziemie należące do klanu Szarych Wilków Samotny Księżyc odetchnęła z ulgą. Upiorna wędrówka zbliżała się do końca. Teraz na innych, starszych i mądrzejszych będzie można zrzucić odpowiedzialność za los Okrwawionej Czaszki. Prawie u kresu podróży na południowej części nieba spostrzegli ciemną chmurę, która kiedy już podjechali bliżej okazała się całą chmarą ciemnych padlinożernych ptaków. Kołowały w powietrzu a ich skrzek niósł się daleko w step. Droga do wioski prowadziła w inna stronę, ale i tak takie stado padlinożerców budziło obawy. Początkowo Rayen myślała, że ptaki zgromadziły się nad miejscem gdzie wypasały się stada rogobyków należące do Szarych Wilków, ale szybko zrozumiała swój błąd. Stado krążyło nad zagłębieniem, które nazywano Niecką Lisów albo gdzieś w jej pobliżu. Z tego, co orientowała się Samotny Księżyc to w tamtym miejscu niczego nie było. Tym bardziej było to dziwne zjawisko. Kilka padłych sztuk bydła, które odłączyły się od swoich stad nie przyciągnęłoby tyle padlinożerców. Zagadkowa sprawa, której rozwiązanie było możliwe tylko poprzez naoczne sprawdzenie sytuacji.

Zastanawiali się, co począć i wtedy Shuharuk przemówił. Nie swoim głosem. Był tylko pustą skorupą, którą ktoś użyczył sobie na chwilę. Ten sam, który wcześniej korzystał już z martwego ciała Hunge by mówić do nich, teraz ponowił swoją obietnicę zemsty. Zdecydowali się szybko. Nie było, nad czym dłużej się zastanawiać. Aime, Nemain i Rayen mieli sprawdzić, co sprowadziło tyle padlinożernych ptaków na ich ziemię. Na zaproszenie Kamienia dołączył do nich również Dziki Zew. Calin z Ilyą spieszyli do obozu wioząc ze sobą Czaszkę. Melesugun po krótkim namyśle zdecydowała towarzyszyć parze narzeczonych by dopilnować wraz z nimi odpowiedniego potraktowania Shuharuka. Rozdzielenie ojca z synem było rozsądnym pomysłem. Okrwawiona Czaszka wraził wiele cierni w serca Wallawarów i jego przybycie mogło wzburzyć krew niejednego członka klanu. Szalona wraz z Cichym Ostrzem i Deszczem w Twarzy upilnują by nikt z Szarych Wilków nie próbował zmazać swego honoru poprzez niegodny czyn a Samak nie będzie świadkiem pierwszych na pewno gniewnych słów i gestów, jakimi Wallawarowie powitają jego ojca.

Cel osiągnęli po godzinie jazdy. Rzeczywiście ptaki zebrały się nad Niecką Lisów. Jechali z wiatrem, więc dopiero, kiedy stanęli na skraju zagłębienia poczuli przejmujący smród, który skaził okolicę. Odór Shar’Rhaz i woń gnijących ciał ludzkich i zwierzęcych oraz zaśmierdłej krwi. Oprócz ptaków na ucztę zleciały się muchy i osy z okolicy. Dopiero przybycie młodych Jeźdźców przepłoszyło część z pożywiających się stworzeń i odsłoniło koszmarny obraz. Dziesiątki ludzkich i zwierzęcych zwłok nie do rozpoznania po tym jak zdarto z nich skóry a powstałe w ten sposób makabryczne skalpy zawieszono na żerdkach. Wiszące skóry sprawiały wrażenie wychudłych istot, które pochylały się nad okrwawionymi ochłapami szczątków. Czarne, tłuste plamy zniszczenia, jakie pozostawia posoka Shar'Rhaz wskazywały dokładnie sprawców owego okropnego dzieła.

Samotny Księżyc zsunęła się z siodła niezdolna wymówić słowa. Pozostali uczynili podobnie wpatrując się z przerażeniem w znalezisko. Dopiero po dłuższej chwili Rayen powiedziała:

- To będzie chyba Czerwony Liść, to Mały Wilk a to Skaczący Zając – wymieniała imiona, tych których zdawało się jej, że rozpoznała – to wojownicy naszego klanu!

Sama nie wiedziała, dlaczego to powiedziała. Zdawała sobie sprawę, że Goniąca Wiatr i Kamień też ich rozpoznali a na pewno nie zwracała się do Samaka, bo w tym momencie nie pamiętała nawet o jego obecności. Starała się odszukać wzrokiem kogoś jeszcze, ale pozostałe ciała były zbyt mocno zmasakrowane żeby je rozpoznać, choć i tak nie miało to już znaczenia, bo przecież domyślała się, kim byli zabici. Ciał było tyle, że stanowiły piątą część liczebności ich klanu. Znaleźli trupy prawdopodobnie większości wojowników ich osady. To oznaczało, że wioska pozostała praktycznie bez żadnej ochrony. Rayen wskoczyła na siodło. Wtedy też zjawiła się Nemain, która poświeciła czas na coś innego niż próbę rozpoznania poległych. Zdała im relację z czytania tropów. Dwa czy może też trzy dni temu, kiedy oni opuszczali siedzibę Karskiej wojownicy z ich klanu starli się z dużą grupą Zwierzoludzi. Dlaczego akurat w tym miejscu to pozostawało zagadką. Kiedy ludzie zaczęli przegrywać wycofali się prawdopodobnie do osady. Część Shar’Rhaz od razu podążyła za nimi a pozostała część została by oskalpować trupy, potem ruszyli w ślad za pozostałymi. Goniąca uważała, że Zwierzoludzie nadal mogą być w wiosce i pozostali Jeźdźcy wpadną w pułapkę. Samotny Księżyc była innego zdania, w końcu minęło już tyle dni.

- Cokolwiek się wydarzyło w osadzie, jesteśmy za późno, ale i tak jedźmy, czym prędzej do domu - głos uwiązł Rayen w gardle, tak, że ledwo wymówiła te słowa.

Pognali jakby Potęga Powietrza i Ziemi dodawały im sił. Ale pomimo tego, że gnali jak na skrzydłach wiatru a ziemia umykała spod łap ich Bestii to Rayen cały czas słyszała w myślach te gorzkie słowa: za późno, za późno, jesteśmy za późno!

Tym razem jechali dłużej niż godzinę. Aime kiedy tylko dostrzegł Ilyę i Calina zjechał w ich stronę. Rayen tylko minęła ich w pędzie wjeżdżając prosto do osady, skierowała się do rodzinnego tipi. Z grzbietu Neyar obserwowała opuszczoną wioskę, która przypominała teraz tę ze snu nad Ashashką. Wilczyca wyhamowała przed wigwamem, w którym mieszkała jej Jeźdźczyni ze swą matką i bratem. Samotny Księżyc zeskoczyła na ziemię i ledwo jej stopy dotknęły podłoża rzuciła się do środka namiotu. Potknęła się przy tym i mało nie wywróciła tak spieszyła się do domu. Wewnątrz przywitał ją tylko zapach suszących się ziół i cisza. Pomimo tego, że wiedziała już, iż nikogo nie znajdzie zaglądała za zasłony, pod skóry i futra cały czas ich nawołując:

- Mamo! Aylenie! Mamo! Aylenie! – aż zachrypła od okrzyków.

Znalazła jedno z ubrań matki, które ta musiała niedawno nosić, bo nadal nią pachniało. Rayen wtuliła w nie twarz i cicho płakała. Przestała w tej chwili być Jeźdźcą i jednym z wojowników klanu a stała na powrót młodziutką dziewczyną, która rozpaczała po utracie rodziny. Dopiero, kiedy uspokoiła się i zaczęła myśleć jaśniej wyszła z namiotu i udała się na poszukiwanie Nemain.

- Powiedz mi czy możesz wyczytać z tropów, co się tutaj wydarzyło. Myślałam, że Shar’Rhaz ich porwały tak jak tych Zawartan, których uwolniliśmy, ale nie rozumiem jak w takim razie mieli czas żeby zebrać część swoich rzeczy. Czy możliwe jest, że uciekli dokądś żeby się tam schronić? Co mówią ich ślady? Powiedz mi, proszę – zwróciła się cichym głosem do tropicielki.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 30-11-2010, 23:05   #96
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Wracali do domu. Nareszcie. W blasku zwycięstwa nad przerażającym Okrwawioną Czaszką, z misją uratowania Stepu. Wracali z nadzieją na chwilę odpoczynku, rozmowy z bliskimi. Podróżowali w ciszy, ponaglani napięciem unoszącym się nad Stepem, tak jak mgła unosi się nad rzeką o poranku. Cień grozy padł na wszystko wokół. Ich ojczyzna oczekiwała rozwiązania jej losu.

Ilya poczuła euforię gdy przekraczali znane im strumienie, zaczynali rozpoznawać pagórki, na których zwykli się bawić lub polować. W powietrzu unosił się zapach zmiany i nie była to dobra zmiana. Przez chwilę poczuła niepokój Sabah, która węszyła w powietrzu wznosząc potężny łeb do nieba. Niepokój odmalował się także na twarzach jej towarzyszy, lecz nikt nie rzekł ani słowa. Przyspieszyli tylko kroku pędząc w stronę osady.

Wczesnym popołudniem zobaczyła ciemną i dziwną chmurę. Poruszała się szybko, w jednym miejscu kotłując się jakby coś się w niej gotowało. Godzinę albo dwie później zaczęła rozpoznawać pojedyncze kształty. Ptaki. Mnóstwo padlinożernych ptaków. Krew popłynęła żywiej w jej żyłach, a serca zaczęło tłuc o żebra.

Ona, Melesugun i Calin pojechali wraz z jeńcem do wioski… wioski wyludnionej, opuszczonej. Nikt nie wyszedł im na spotkanie, nikt nie powitał ich jak bohaterów. Tylko fetysze smętnie klekotały na wietrze. Ilya jak we śnie skierowała się w stronę swojego domu. Drżącymi dłońmi rozchyliła połę wejścia, a w środku zastała schludnie poukładane rzeczy. Sabah wsadziła głowę do tipi węsząc wokół podejrzliwie. Ilya widziała wszystko tak jak to zostawiła, tak jakby ojciec wyszedł na polowanie. Nie było jego broni, rzeczy na zmianę, jedzenia. Na swoim posłaniu Ciche Ostrze znalazła zawiniątko ze skóry mocno opasane rzemieniem. Potrzasnęła nim, po czym rozwiązała, a jej oczom ukazał się ślubny strój i biżuteria jej matki. Łzy zakręciły się w jej oczach, lecz powstrzymała się od wybuchnięcia płaczem. Zawinęła suknię i obwiązała ją mocno rzemieniem. Rozejrzała się po wnętrzu i odnalazła zapasowy podróżny worek i wsadziła do niego zawiniątko, oraz kilka innych ważnych osobistych przedmiotów, po czym opuściła tipi w poczuciu ogromnej straty. Odnalazła Calina i mocno wtuliła się w jego ramię. Ta krótka chwila musiała wystarczyć jemu i jej za całe pocieszenie, jakie mogli sobie teraz dać.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 02-12-2010, 16:00   #97
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Znów w drodze. Taki stan rzeczy pasował Melesugun. Była nieodrodną córką stepu. W pewnym bardzo konkretnym sensie droga była jej religią. Pęd miał moc uzdrawiania jej ducha. I głowy, w której mieszkało tyle sprzecznych myśli. Chmara kołujących złowróżbnie na popołudniowym niebie ptaków, przywiodła młodych Jeźdźców do decyzji o kolejnym rozdzieleniu szyków.

Ciemnowłosa znalazła się w grupie eskortującej Czaszkę, wraz z Callinem i Ilyą ruszyli ku obozowisku Wallawarów. Jeszcze nim dotarli pomiędzy namioty, jasnym się stało, że obóz został opuszczony przez jego mieszkańców. Choć serce wojowniczki drgnęło z niepokoju, nie dała tego po sobie poznać. Z kamiennym, właściwym dla siebie obliczem, wstąpiła pomiędzy porzucone sprzęty wypatrując śladów, które dałyby odpowiedź na pytanie, które rodziło się w ich sercach. Odnalazła namiot matki, wierząc, że Melesun odchodząc zostawiłaby dla niej jakąś wiadomość. Szukała na próżno. Zniknęło to, co matce mogłoby być potrzebne najbardziej. Zniknęły fetysze-pamiątki po ojcu. Wyszła przed namiot i rozejrzawszy się wokół, gwizdnęła przenikliwie. Osman nie przybiegał. Nie było go w zasięgu jej głosu, a to znaczyło, że plemię zabrało ze sobą konie.
Wróciła do pozostałej dwójki.

Niewiele czasu zajęło im ustalenie co dalej. Melesugun ruszyła topem uchodzącego w niewiadomą dal plemienia. Ślady były wyraźne. Tropy sięgały po horyzont, ruszyły we dwie z wilczycą, każda z nosem i oczyma wbitymi w ślady. Jakby mogły tam znaleźć otuchę.
Podążały w kierunku ruin tak szybko, jak tylko się dało. Lekką łapą przemykały po stepie, starając się wybierać drogę dającą osłonę.

Zatrzymały się dopiero, gdy w zasięgu ich wzroku znalazło się umarłe miasto. Siedziba Shar Rhaz. Melesgun wiedziała, że mieszka tam ogromna ich ilość. Wallawarowie żadną miarą nie poszliby tam z własnej woli. Chyba, że... Jak każdy lud Stepu ufali szamanom. Jeśli Ashaska dotknęła ich dusz, mogli powieść plemię ku zgubie. Z niedowierzaniem przyglądała się śladom wiodącym wprost pomiędzy zwietrzałe kamienne budynki. Ostrożnie, z wytężoną uwagą okrążyła ruiny, szukając śladów świadczących o tym, że plemię Szarego Wilka odwiedziło to miejsce jedynie na chwilę, a potem ruszyło dalej. Mimo nadziei, którą owa myśl w niej rozpaliła, tropów takich nie odnalazła.
Ze wzrokiem wbitym w nagie ściany z piaskowca, cofała się ku umówionemu miejscu, by zaczekać na pozostałych. Owszem, jej plemię, jej rodzina mogły być w wielkim zagrożeniu, ale sprawę należało potraktować z rozmysłem. Ich misja była ważniejsza niż zemsta. Ważniejsza... ważniejsza niż krew matki.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline  
Stary 03-12-2010, 09:19   #98
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Step był ich domem. Step był ich życiem, step nadawał rytm temu co robili. Powinni jak jeden organizm, jedno plemię działać wspólnie, jak zwarta grupa, jak prawdziwi Jeźdźcy. Tymczasem Jewa ponownie wybrała samotną ścieżkę.
Nemain nie wiedziała czy woła ją przeznaczenie, czy może Potęgi wystawiają ich na kolejną próbę. Postanowiła tym razem nie protestować. Mieli misję do wypełnienia, a jeśli los zadecyduje, że ich ścieżki już nigdy się nie połączą, to trudno.
Życie Jeźdźca służyło innym celom.

Tym niemniej jednak bardzo cieszyła się na myśl, że ponownie weźmie w ramiona ojca i matkę. Choćby chwila spędzona we własnym namiocie była cenna.
Jechali pogrążeni w myślach, milczący i poważni.
Do czasu, kiedy na popołudniowym niebie dostrzegli tę chmarę czarnych jak posoka Shar’Rhaz ptaków.

Tym razem decyzja zapadła szybko. Każdy z młodych Wallawarów zadał sobie pytanie co mogło sprowadzić aż taką ilość padlinożerców w te okolice?
Podzieli się więc na dwie grupy. Rayen, Aime i Nemain popędzili sprawdzić co stało się na południu, a reszta grupy, eskortując Czaszkę podążyła w stronę obozu.

Widok jaki ukazał się Jeźdźcom ze wzniesienia był przerażający. Dziesiątki ciał ludzi i zwierząt, oskalpowanych i znieważonych leżało na ziemi zbrukanej krwią i cuchnącej posoką Shar’Rhaz.
Nemain opanowawszy pierwszy szok przypadła do ziemi. Nie odezwała się ani słowem. Ciał nie można było rozpoznać, w tak kiepskim stanie się znajdowały, postanowiła więc poszukać jakichś śladów.
Obchodziła miejsce rzezi sprawdzając dokładnie tropy, podnosiła od czasu do czasu jakiś fragment strzały czy włóczni, badała węchem i wzrokiem każdy skrawek niecki. Po pewnym czasie podniosła się do pionu i stanęła przed resztą Jeźdźców, a z jej oczu płynęły gorące łzy.


- To się stało jakieś 2-3 dni temu. Upadli napotkali na opór ludzi, ale z tego co widać to ludzie przegrali tę walkę. Któryś z naszych Jeźdźców poległ w boju. Widziałam odciski olbrzymich wilczych łap. - mówiła cicho - Część napadniętych musiała opuścić pole walki, ale Shar’Rhaz za nimi podążyły. W stronę naszej osady... - po kilku sekundach dodała - Te skalpy musiały zdjąć Shar’Rhaz, które pozostały dłużej w tym miejscu, po walce. Ich tropy również podążają w stronę wioski Wallawarów.
Deszcz w Twarzy, Ilya i Melesugun mogą wpaść w pułapkę. Uważam, że powinniśmy gnać do nich, może wróg ciągle jeszcze tam jest...

- Cokolwiek się wydarzyło w osadzie, jesteśmy za późno ale i tak jedźmy czym prędzej do domu - głos uwiązł Rayen w gardle, tak że ledwo wymówiła te słowa.

Aime stał nieruchomo. Wodził wzrokiem od twarzy do twarzy poległych Wallwarów, ale na szczęście nie ujrzał tam nikogo z bliskich, przynajmniej tak mu się wydawało. Oczekiwał na efekty działań Nemain. Widać było jak drgają mu mięśnie twarzy kiedy nerwowo zaciskał szczękę. Rayen miała rację, przybyli za późno.

-Racja, trzeba się spieszyć - obrócił hienę w kierunku w którym mieli zmierzać - Nie szczędźmy sił - wydał z siebie gardłowy charkot popędzając hienę

- Niech ci co są szybsi nie czekają na wolniejszych! Pędźmy ile sił!
Nemain wskoczyła w siodło Abu i pognała za Aime i Rayen.


Dotarli do obozu jednocześnie. Już z oddali wyczuwali coś niedobrego. Nie widać było smużek dymu, żaden z Wallawarów nie patrolował okolicy.
Wpadli do wioski.
Za późno. Rayen miała rację. Przybyli za późno – kołatało się w głowie Nemain. Dziewczyna czuła jak panika powoli zbiera się w jej sercu.
Ilya i Callin stali przytuleni do siebie, w ich stronę skierował się Aime.

Nemain skręciła pędem w stronę rodzinnego tipi. Zeskoczyła z siodła i odrzuciła skórę w wejściu. Pusto. Ani śladu po Ahaji, ani śladu po matce… Gorące łzy ponownie obmyły jej policzki. Nie poddać się panice! Nie dostrzegła śladów walki, nie widać było krwi. Może tylko wzięto ich do niewoli? Trzeba sprawdzić ślady. Może inni już coś wiedzą.
Wypadła z namiotu i pobiegła w stronę Callina, Ilyi i Aime.

Przysłuchiwała się przez chwilę ich rozmowie, a po chwili, gdy dołączyła do nich Rayen zajęła się sprawdzaniem śladów...
Odnalezione znaki potwierdziły jej przypuszczenia. Plemię opuściło osadę. Nie wiadomo było czy z przymusu, czy z własnej woli, ale skoro Melesugun odnalazła jakieś ślady powinni podążyć jej tropem.

Nemain opowiedziała co zastali w niecce obleganej przez ścierwojady, a potem dodała:
- Ruszajmy za Melesugun, nie wiadomo dokąd wyruszyło nasze plemię...
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 03-12-2010 o 10:12.
Felidae jest offline  
Stary 03-12-2010, 21:51   #99
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Słońce świeciło jasno, niczym kula ognia zawieszona na błękicie nieba.

Pot spływał po waszych zakurzonych ciałach, a wokół waszych Bestii krążyły chmary kąsających do krwi much.

Przed wami, w drżącym od upału powietrzu majaczyło zrujnowane miasto, z którego obrzeża. powróciła Melesugun spotykając się z resztą waszej grupy. Siedlisko Shar’Rhaz i prawdopodobne miejsce przybywania bliskich z waszego klanu. Miejsce, którego unikają nawet Jeźdźcy. Chyba, że nie mają wyboru. Jak wy ..

Powietrze drży, jak żar nad ogniskiem. W takich warunkach nie da się myśleć. Rozpacz – cichy zabójca przeszywa wasze ciała grotami niewiary.

Czas płynie, wolno jak pot po czołach. Leniwie, jak krew z ukąszeń zadanych przez owady. Sól wypłukiwana z waszych ciał miesza się z krwią i piecze, niczym bezsilność.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=S1rzzftNjJo&feature=related]YouTube - Epic Score - Hell's Army[/MEDIA]

Pierwsza dostrzega to Rayen.

W drżącym powietrzu wokół Ruin widać jakieś poruszenie. W końcu nawet i mniej bystre lub bardziej zmęczone oczy dostrzegają to, co widzi Samotny Księżyc.

Z siedliska Shar’Rhaz wyłania się grupa potworów. W biały dzień! Nie lękając się ani słońca, ani oczu, które mogą je dostrzec. Przynajmniej tuzin dziwacznych Shar’Rhaz. Jaskrawe słońce nie pozwala dostrzec szczegółów, lecz potwory zdają się być sporych rozmiarów, na pewno o dwie głowy przerastające ludzi.



Nie pędzą w waszą stronę, lecz w kierunku opuszczonej osady. Nie są jednak sami. Pomiędzy nimi jedzie ktoś, dosiadający konia. Wydaje się, że Shar’Rhaz stanowią jego eskortę. To dość dziwne zachowanie.

I wtedy widzicie coś jeszcze. Dwójkę Jeźdźców na wielkich wilkach, którzy pojawiają się na niewielkim wzniesieniu obok pędzących Shar’Rhaz. Przez chwilkę stoją nieruchomo, by za chwilę ruszyć w dół, na spotkanie Shar’Rhaz.
Czy to tylko wasza wyobraźnia, czy też słyszycie ochrypłe wrzaski potworów. I wtedy dostrzegacie drugą, dwakroć liczniejszą hałastrę Shar’Rhaz – jak się wydaje, zwykłych zwierzoludzi – którzy niezauważeni przez wilczych jeźdźców ruszają w ich stronę.

To pułapka!

A dwójka Wallawarów wpadnie w nią bez wątpienia, jeśli czegoś nie zrobicie.

Jaskrawe słońce jest waszym sprzymierzeńcem. Osłaniało was przed wzrokiem Shar’Rhaz. Ale jednocześnie tamci Jeźdźcy nie mogli was wypatrzyć. Pędzili w szaleńczym pędzie, odważni jak większość Wallawarów na spotkanie przeznaczeniu.....
 
Armiel jest offline  
Stary 13-12-2010, 12:55   #100
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
.I ruszyli do walki, dzielni niczym wilki. W ich sercach płonął gniew i płonęła wola zemsty na sługach Upadłych. Walczyli, przelewali posokę i własną krew bez strachu i żalu.

Czy się wtedy bali? Zapewne. Lecz byli Jeźdźcami i wiedzieli od urodzenia, jaki los ich czeka.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2hH2JFSGMiM&feature=related]YouTube - Omnia - Fairy tale[/MEDIA]

Ognisko strzeliło iskrami, które poszybowały w stronę gwiazd. Szamani mówili niekiedy, że to są iskry ogniska Potęg. Że na wielu spośród nich rodzą się, żyją, kochają i umierają istoty, i że każda iskra opowiada jakąś historię, tą niewypowiedzianą, jak też i tą wypowiedzianą.

- I co dalej? – zapytała bajarza mała dziewczynka o twarzy napiętej z przejęcia. – Jak zakończyła się ta historia?

Bajarz uśmiechnął się, wydmuchnął kłąb dymu z fajki i spojrzał na słuchaczy zgromadzonych wokół ogniska. Twarze w różnym wieku, lecz tak samo zaciekawione. Oczy błyszczące z podniecenia.

- Dalej czekały ich kolejne walki, bo wojny nie wygrywa się jednym zwycięstwem.

Opowiadający wydmuchnął kolejny kłąb pachnącego widmotrawą dymu.

- Okazało się, że ich bliscy byli bezpieczni. Że nie było ich w ruinach Shar’Rhaz. Że korzystając z łaski Potęg ocaleni Jeźdźcy z klanu Szarego Wilka powiedli ich do bezpiecznej kryjówki, prosząc Ziemię by ukryła ślady ich przejścia, co też uczyniła. Dlatego bystrooka Nemain nie widziała odbijającego tropu. Ale dzięki tej walce udało im się schwytać Poszukiwacza.

Dzieci ukryły się za swoimi rodzicami jęcząc ze strachu.

- Tak. To był pierwszy Poszukiwacz, jakiego spotkali Ludzie Stepu. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak groźnym jest przeciwnikiem. I ze stoi za nim Cesarzowa Smoków i całe jej Cesarstwo. Nikt nie wiedział o tym, że cokolwiek jest za nieprzebytym Stepem. Dopiero Wybrani objawili nam tą prawdę i odkryli, jak bardzo my – dzieci Potęg – różnimy się od ludzi spoza Stepu.

Bajarz zamyślił się, jakby szukał słów.

- Droga wybrańców była bardzo długa i bardzo trudna. Nie raz ogarniało ich zwątpienie i brakowało im sił, ale zawsze podnosili się i trwali niewzruszeni niczym skała na stepie. Twardzi i prawi. Udało im się w końcu obrać właściwy kierunek. Wyruszyli w drogę po Iskrę Zapominanego, na prośbę Vuccovara i szamana klanu Szarych Wilków – Juhara Dwa Duchy.
Po drodze udało im się odnaleźć maleńką Linnupoqu i odzyskać ducha dziewczynki porwanego przez sługi Ashashki – Wypaczonych Jeźdźców, takich, jakim stał się Okrwawiona Czaszka. Pomógł im w tym Samak i jego przyjaciele i to oni poprowadzili Mały Kwiat do Szczeliny. Samak, ten sam Samak, którego zdołali polubić, poświęcił się w Rozdarciu by wspomóc małą w jej walce. Było to konieczne, bowiem Ashaska chciał połączyć siły z Cieniem Odrodzonym a taki sojusz zagroziłby wszystkiemu. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, komu naprawdę służy Cień.

- Cesarzowej Smoków – wyszeptał ktoś gniewnie.

- Tak. Właśnie tak – powiedział bajarz. – Nasi Wybrańcy ruszyli jednak na północ dowiadując się po drodze wielu prawd o Potęgach. Praw, które lepiej by pozostały nieznane. Prawd, które miały się okazać ich ostateczną bronią w walce. W końcu, po długiej wędrówce odkryli ośnieżoną górę, na której zmuszeni byli pokonać strażnika pochodzącego z rodu skrzydlatych, błękitnoskórych Xar’Pak. Teraz, dzięki Wybrańcom, nasze rasy potrafią się ze sobą zaprzyjaźniać i Błękitni przybywają na Step ze swoich ośnieżonych Gniazd, lecz wcześniej uznawaliśmy ich za Shar’Rhaz. Sforsowali Zagadkową Bramę, pokonali złośliwego Xar’Paka i zdobyli Iskrę Zapomnianego.

- To ona objawiła im Drogą Świątyń – zapytał jakiś uczeń szamana.

- Tak Zapomniany nie chciał, by poznano jego imię, lecz chciał pomóc swoim Pięciu Braciom i Siostrom. Dzięki temu Wybrani dowiedzieli się o Świątyni Ognia, Powietrza, Ziemi, Wody i Ducha. O Pilarze Płomienia na Pustyni Łez, o Gnieździe Ojca – w Górach Ośnieżonych, o Tronie Drzew w Nieprzebytej Puszczy o Jeziorze Narodzin – w Krainie Wód i o Labiryncie Snów, do którego wejściem był znany już im Ogier. Musieli udać się do każdego z tych miejsc by przebudzić Zapomniane Imiona. By zebrać ich moce i przygotować się do ostatecznej walki. To były długie i niebezpieczne wyprawy, lecz i tego udało się im dokonać.

- Byli wspaniali. Byli bohaterami.

- Tak. Największymi, jakich znał Step. Najwaleczniejszymi i najbardziej nieustępliwymi. Ale najgorsze było przed nimi. Musieli stawić czoło Cieniowi i jego sługom. Udać się na Morze Popiołów. Tam, w Obłąkanym Mieście, dzięki rozbudzonym w Zapomnianych Świątyniach mocami stoczyli mistyczny i epicki pojedynek z całą armią Shar’Rhaz i samym Cieniem. Ten ostatni wykorzystał przeciwko nim wszystkie ich słabości i leki. Te, które poznał dzięki Ashasce. Lecz bez skutku. To właśnie tam Vucovarr pokazał swoje prawdziwe oblicze, lecz nie dane mu było zginąć z rąk brata. Wybrani mogli na to pozwolić, lecz zdecydowali inaczej. Kaprys, miłość, litość, nienawiść, zemsta. Kto wie, co nimi kierowało. I wtedy, kiedy odpoczywali po stoczonej walce, uderzyła Cesarzowa Smoków i zabrała im Zjednoczoną Iskrę.

- I co? I co?

Pytania padały, mimo, że każde ze słuchających wiedziało jak się skończy walka.

- Ruszyli za nią korzystając z mocy Potęg. Dogonili ją dopiero nad miastem Systh. To te najbliżej Stepu, zaraz za Morzem Popiołów. I stoczyli z nią walkę, z dala od Stepu i z dala od Potęg. Walkę trudną i krwawą, lecz zwycięską. Wielu ich wtedy zginęło. Prawie wszyscy. Lecz udało im się zmusić Cesarzową Smoków do kapitulacji. Co więcej, zaklęli jej ducha w Zjednoczoną Iskrę. Zwycięzcy lecz zmęczeni wrócili na Step, by pochować swoich poległych towarzyszy. Jednak raz jeszcze Kapryśna pokazała, że wybrała ich z czystej sympatii i miłości. Jak wiecie, przywróciła wszystkich do życia w podzięce za ocalenie Stepu.


- A co z miłością Ilyi Ciche Ostrze i Calina Deszcz w twarzy? – zapytała jakaś młoda dziewczyna w wieku, w którym takie sprawy zawsze najbardziej ciekawią dziewczęta.

- W końcu dane im było zjednoczyć się węzłem małżeńskim w Wigwamie Przodków. Strzegli ziem Szarych Wilków otoczeni zasłużoną legendą i szacunkiem. Z tego co mi wiadomo zakończyli swoje życie szczęśliwi, obok siebie.

- A Rayen Samotny Księżyc? Co z nią?

- Ludzie mawiają, że wędrowała od plemienia do plemienia. Wybraniec Potęgi Wody. Jej ręce przywracały zdrowie i leczyły od trosk. Aż w końcu powędrowała tam, gdzie księżyc kładzie się spać w Wielkiej Wodzie. Ludzie mówią, że przepłynęła ją i tam, po drugiej stronie horyzontu znalazła drugi Księżyc i przestała być samotna.

- A ten paskudny Aime od Hieny? Jakie były jego losy?

- Dlaczego paskudny? – zaśmiał się cicho bajarz. – Nie był z tego co mi wiadomo jakoś szpetny czy koślawy. On powrócił do Nieprzebytej Puszczy i ponoć zasiadł na Trinie Drzew, kiedy jego ojciec się zmęczył panowaniem. A! Nie powiedziałem wam tego słuchacze? Aime był wnukiem tego, którego my zwiemy Obserwatorem. I jako wnuk powrócił do rodziny polując pośród Ludzi z Drzew. Z tego co mi wiadomo doczekał się gromadki wnucząt, a jego kości otoczone są należną czcią.

- A Melesugun Szalona – zapytał jakiś chłopak. – Była pośród nich najdziksza i najlepsza w walce.

- Bez wątpienia – zgodził się bajarz. – Lecz była też najbardziej niespokojnym duchem. Wędrowała wszędzie tam, gdzie Shar’Rhaz – koszmary Upadłych – nawiedzały Step. Walczyła u boku największych Jeźdźców i dokonała wielu walecznych czynów. Ponoć pod koniec swoich dni powędrowała do tej, która ją naznaczyła swoim Wzorem a ta, w podzięce za długie lata służby, uczyniła jej zaszczyt pochowku w Labiryncie Snów. Mówi się, że niekiedy Szalona pokazuje się w snach co bardziej porywczych Jeźdźców pokazując im, jak nie lękać się swoich własnych słabości i ... różne inne rzeczy. Czyżbyś miewał takie sny, chłopcze?

Ciche śmiechy. Blask ogniska odbitego w oczach słuchaczy.

- A co z Nemain Goniącą Wiatr?

- A czy wiatr można dogonić? – zapytał bajarz retorycznie. – Nie. Jej życie stało się wędrówką. Sama nie wiedziała, czego szukała. To znak Potęgi Powietrza, która naznaczyła ją podczas jej przygód. Niespokojny, tęskniący duch. Ponoć jej drogi i drogi innych Wybranych przecinały się ze sobą wielokrotnie. Czy byli wtedy dłużej razem? A czy wiatr wiejący z północy i wiejący z zachodu mogą być razem? Czy była szczęśliwa? Tak. Pewnie tak. Wolna, jak dziki mustang. Goniąca wiatr, którego dogonić się nie da. Mówi się, że kiedy wiek zaczął jej dokuczać udała się w drogę do Gniazda Ojców i zamieszkała pośród Błękitnych. Kto wie, może nadal tam jest i patrzy na nas swym bystrym wzrokiem z wysokich gór, wspominając czasy młodości.

- A co z Jewą z Lodu?

W końcu ktoś odważył się zapytać.

Bajarz milczał bardzo długo.

- Wybrała własną drogę. Odrzuciła możliwość wędrowania razem z innymi. Ale mówi się, że zawsze stała blisko nich, w trakcie ich wędrówek. Że była cieniem, który pomagał im z ukrycia, gdy tej pomocy potrzebowali. Samotna i nieszczęśliwa. A może samotna i szczęśliwa. Czy żałowała swojego wyboru? To może wiedzieć tylko ona sama. Jakby potoczyły się ich losy, gdyby nie została u Karskiej. Nie wybrała swojej ścieżki. Pewnie inaczej. Na pewno miała ważną role do odegrania – jak każde z nich. Aime – jako kiedyś martwy mógł przekroczyć bramy Labiryntu Snu i pokazać innym drogę, Rayen – jako naznaczona przez Wodę, potrafiła odszukać ścieżkę do jeziora Narodzin w Krainie Wód i pokonała moc jej strażnika. Melseugun była przewodniczka pośród Morza Popiołów a jej ręce skruszyły pieczęcie wokół Smoczej Bramy, co ostatecznie pozwoliło im pokonać Cienia Odrodzonego. Calin został naznaczony przez Potęgę Ognia dzięki czemu mógł wejść i wyjść z Pilara Płomienia, podczas gdy inni przypłaciliby to życiem. Nemain – naznaczona przez Powietrze poprowadziła ich do Gniazda Ojca, po Niewidzialnej Ścieżce. No i Ilya Ciche Ostrze, która prowadziła ich pośród Cieni Zakazanej Puszczy prowadzona przez ducha swej Matki. Każdy z was zna tą historię, więc nie ma co jej opowiadać. Co miała zrobić Jewa, zapytacie? Zapewne pomóc w walce z Cesarzową. Wtedy nie przypłaciliby jej życiem i nie musieliby liczyć na łaskę Kapryśnej, i przywrócenie do życia. Może miała połączyć się z innym Siostrami z Białym i Włosami i rzucić wzywanie Cesarzowej – ich duchowej matce – szybciej. Może mogła skierować olbrzymiego Ugrhora jako ich sojusznika, a nie wroga. Może dzięki temu Chodzący Pośród Cieni byliby teraz naszymi przyjaciółmi, nie wrogami. Nigdy tak naprawdę nie będziemy tego wiedzieć.

- Kim był Ugrhor?

- Olbrzymim strażnikiem jednej z Zapomnianych Świątyń. Tym, którego w swej wizji wyśniła Ilya. Potężnym, brutalnym i niepokonanym. Jego plemię mogło nam pomóc, lecz nie zrobiło tego i dlatego podczas bitwy ze sługami Cienia, kiedy Wybrańcy walczyli z samym Cieniem na Morzu Popiołów. Tylu naszych poległo. Dawne rany, lecz nie wybaczymy Chodzącym Pośród Cieni tej zdrady. Nigdy.

- A co stało się z Voccovarem i kim był? Złym czy dobrym?

Bajarz zamyślił się chwilę.

- Kto wie co się z nim stało? Kim był? Czy był złym, czy dobrym? To pozostanie niedopowiedziane. Zapomniane.

- To on był Zapomnianym. Prawda? – zapytał młody Jeździec siedzący w kręgu słuchających.

- Nic więcej nie powiem.

- Bo nic więcej nie wiesz, bajarzu.

Bajarz uśmiechnął się i zaczął snuć nową opowieść. Potem ludzie rozeszli się do swoich schronień, a on ruszył w dalszą drogę.

Szedł sprężystym krokiem kogoś nawykłego do długich, pieszych wędrówek.

* * *

Kilka mil dalej zatrzymał się i poczekał, aż z mroku wnurzył się wielki piaskowy tygrys.

Vuccovar pogładził go po pysku. Spojrzał w górę, ku rozsianym po niebie gwiazdom, a po jego gładkiej twarzy popłynęło siedem łez.

- To za was, moi przyjaciele, że nie dane nam było sobie wyjaśnić wszystkiego.

Przeniósł wzrok na wielką, srebrzystą tarczę księżyca wiszącą w pełni nad Stepem.

- Za ciebie Rayen „Samotny Księżyc”, za was Ilyo Ciche Ostrze i Calinie Deszcz w Twarz, za ciebie Aime Kamieniu na Dnie Rzeki i za ciebie Melesugun Szalona oraz za ciebie wygadana Nemain Goniąca Waitr. A także za ciebie Jewo z Lodu.

- Będzie mi was brakowało ....

Z tą myślą ruszył w dal. On. Zapomniany.


KONIEC
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 26-01-2011 o 23:06. Powód: kosmetyka i poprawa błędów w stylu
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172