Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2010, 22:09   #111
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Pałka rozbłysła groźnie warczącym błękitem. To Chuck jednak zareagował pierwszy. Dopadł Ventury i w ciągu kilku mgnień oka obaj starli się za sobą przewracając kilka krzeseł. Seamus wykonał krok w kierunku walczących... Tylko jeden krok.
- Ciepły gnojek... - pomruk był cichy i niewyraźny, ale wystarczająco wymowny. Uzbrojony już Vinmark był tuż obok niego. Metalowe kajdanki dyndały zapięte na jego lewym nadgarstku, tuż nad zaciśniętą w kułak pięścią. Jego paralizator również się aktywował – Tto przez niego... zajebie jak psa... przez niego i przez mądrale z Vittel. Szsz.. kurwa zajebałbym wszystkich tych jajogłowców. Takich jak te doktory... Ciepłe sukinsyny...
- Vinmark... - Zaczął Seamus. Kątem oka zobaczył Szczotę, który po krótkiej wymianie zdań z Łysym również dopada do Ventury. Yurgen nie czekał na dalszą zachętę. Chciał minąć Seamusa, ale brygadzista złapawszy go za ramię odwinął mocno do tyłu i odciągnął wgłąb przebieralni. Operator wyglądał na gotowego rzucić się na Irlandczyka. Ładunki na obu paralizatorach czekały tylko na starcie – Nie rób tego Vinmark...
- Bo co kurwa?!
Seamus wahał się. Gdzieś z biura nadal dochodziły wrzaski, a on po prostu chciał zrobić wszystko, żeby do tego wszystkiego nie dołączył operator. Wtedy obaj z Venturą pogryzą tu każdego i nikt nie przeżyje. Seamus jednak miał cel tam daleko na Ziemi. I nie chciał ani trochę wątpić w jego osiągalność. Cel uświęca środki.
- Bo jak Boga kocham, zabiję cię tu i teraz, choć jeszcze nie jesteś taki jak tamci w korytarzu...
Z psychologią takie ultimatum nie miało wiele wspólnego. Ale Vinmark jak widać miał silnego ducha walki. Może dlatego mimowolnie sprawiał wrażenie przywódcy. A może to zwykły przypadek. Tak czy inaczej, furia jaka malowała się na jego twarzy zmalała. Wyjrzał jeszcze za ramię brygadzisty w kierunku drzwi za którymi Louis już bardziej jak jakaś opętana kukła niż jak człowiek tłukł, wierzgał i kopał gdzie popadnie próbują dostać się zębami do ciała Chucka. Potem wyłączył broń i z zaciętym wyrazem twarzy odszedł do umywalni.

Seamus odetchnął i odwrócił się by pomóc reszcie, ale jak się okazało nie było już w czym. Ventura leżał nieruchomo na podłodze. Tylko lewa noga nieznacznie mu podrygiwała, co zważywszy na stan głowy, nie było znowu tak bardzo dziwne.

- A wy...yck! te pałki... ...yck!to w dupe se wsadźcie.. ...yck!wibratory... kurwa mać... ...yck! – czkawka włączyła się Fishowi pijacka, kiedy mruczał niezadowolony pod nosem. - Dzięki młody... ...yck! - wytarł usta rękawem – myślałem, że już po mnie.

Seamus poczerwieniał na twarzy. Wyłączył paralizator, przypiął go do pasa i ruszył za mijającym Petera, Chuckiem. Ten coś jeszcze powiedział, ale Seamusowi tak szumiało w głowie, że go nie słyszał. Marny z niego był wychowawca i pojęcie cierpliwości było dla niego równie jasne co filologia skandynawska. Złapał barmana za ramię i odwróciwszy do siebie przodem wymierzył szybkie i bynajmniej nie cherlawe, proste uderzenie w nos Chucka.
- Jeszcze kuźwa jeden taki tekst i naprawdę będzie po Tobie.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline