Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-12-2010, 22:09   #111
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Pałka rozbłysła groźnie warczącym błękitem. To Chuck jednak zareagował pierwszy. Dopadł Ventury i w ciągu kilku mgnień oka obaj starli się za sobą przewracając kilka krzeseł. Seamus wykonał krok w kierunku walczących... Tylko jeden krok.
- Ciepły gnojek... - pomruk był cichy i niewyraźny, ale wystarczająco wymowny. Uzbrojony już Vinmark był tuż obok niego. Metalowe kajdanki dyndały zapięte na jego lewym nadgarstku, tuż nad zaciśniętą w kułak pięścią. Jego paralizator również się aktywował – Tto przez niego... zajebie jak psa... przez niego i przez mądrale z Vittel. Szsz.. kurwa zajebałbym wszystkich tych jajogłowców. Takich jak te doktory... Ciepłe sukinsyny...
- Vinmark... - Zaczął Seamus. Kątem oka zobaczył Szczotę, który po krótkiej wymianie zdań z Łysym również dopada do Ventury. Yurgen nie czekał na dalszą zachętę. Chciał minąć Seamusa, ale brygadzista złapawszy go za ramię odwinął mocno do tyłu i odciągnął wgłąb przebieralni. Operator wyglądał na gotowego rzucić się na Irlandczyka. Ładunki na obu paralizatorach czekały tylko na starcie – Nie rób tego Vinmark...
- Bo co kurwa?!
Seamus wahał się. Gdzieś z biura nadal dochodziły wrzaski, a on po prostu chciał zrobić wszystko, żeby do tego wszystkiego nie dołączył operator. Wtedy obaj z Venturą pogryzą tu każdego i nikt nie przeżyje. Seamus jednak miał cel tam daleko na Ziemi. I nie chciał ani trochę wątpić w jego osiągalność. Cel uświęca środki.
- Bo jak Boga kocham, zabiję cię tu i teraz, choć jeszcze nie jesteś taki jak tamci w korytarzu...
Z psychologią takie ultimatum nie miało wiele wspólnego. Ale Vinmark jak widać miał silnego ducha walki. Może dlatego mimowolnie sprawiał wrażenie przywódcy. A może to zwykły przypadek. Tak czy inaczej, furia jaka malowała się na jego twarzy zmalała. Wyjrzał jeszcze za ramię brygadzisty w kierunku drzwi za którymi Louis już bardziej jak jakaś opętana kukła niż jak człowiek tłukł, wierzgał i kopał gdzie popadnie próbują dostać się zębami do ciała Chucka. Potem wyłączył broń i z zaciętym wyrazem twarzy odszedł do umywalni.

Seamus odetchnął i odwrócił się by pomóc reszcie, ale jak się okazało nie było już w czym. Ventura leżał nieruchomo na podłodze. Tylko lewa noga nieznacznie mu podrygiwała, co zważywszy na stan głowy, nie było znowu tak bardzo dziwne.

- A wy...yck! te pałki... ...yck!to w dupe se wsadźcie.. ...yck!wibratory... kurwa mać... ...yck! – czkawka włączyła się Fishowi pijacka, kiedy mruczał niezadowolony pod nosem. - Dzięki młody... ...yck! - wytarł usta rękawem – myślałem, że już po mnie.

Seamus poczerwieniał na twarzy. Wyłączył paralizator, przypiął go do pasa i ruszył za mijającym Petera, Chuckiem. Ten coś jeszcze powiedział, ale Seamusowi tak szumiało w głowie, że go nie słyszał. Marny z niego był wychowawca i pojęcie cierpliwości było dla niego równie jasne co filologia skandynawska. Złapał barmana za ramię i odwróciwszy do siebie przodem wymierzył szybkie i bynajmniej nie cherlawe, proste uderzenie w nos Chucka.
- Jeszcze kuźwa jeden taki tekst i naprawdę będzie po Tobie.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 02-12-2010, 22:47   #112
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jLduxBQ7_jo&feature=related[/MEDIA]

Ruszyli dalej korytarzem, gdy nagle zatrzymali się w połowie słysząc jak czyjeś ciężkie buciory mocno uderzają o podłogę. Odgłosy ewidentnie dochodziły z na przeciwka i nie zapowiadały nic dobrego, ktoś lub coś zbliżało się w ich kierunku i robiło to bardzo szybko. Dźwięk stawał się coraz wyraźniejszy, musieli reagować od razu. Korytarz, w którym byli, był połączony z innymi odnogami, które prowadziły do pokojów mieszkalnych. Ray i Selena spojrzeli jedynie na siebie i bez słowa skręcili w jedną z nich, na szczęście nie wszystkie były zamknięte, co w obecnych okolicznościach było na prawdę ważne.

Ray nerwowo zaciskał palce na swojej broni, tak że powoli zaczynały go one boleć, razem z Seleną ustawił się tak by widzieć jak najwięcej i jednocześnie być w miarę ukrytym. Uderzenia w kratownice były coraz częstsze, ich rytm niemal zlewał się z rosnącym tętnem oraz biciem ich serc. Blackadder wstrzymał oddech, miał cichą nadzieję, że to jednak jakiś ocalały maruder, który jakimś cudem zdołał się wyrwać i teraz szuka pomocy. Zresztą mógłby to być nawet jakiś agresywny mundurowy, grunt by był to człowiek. Ludzi łatwiej było zabić.

Kilka sekund później doczekali się, wreszcie pojawił się ubrany w skafander mężczyzna, odwrócony był tyłem, więc początkowo nie mogli rozpoznać czym właściwie jest. Ich wątpliwości zostały rozwiane chwilę później, kiedy to osobnik pokazał swój profil. Blackadder nawet się nie poruszył, palce bolały go coraz bardziej, lecz mimo tego zaciskał je jeszcze silniej. Po twarzy mężczyzny spływała krew, z jego ciemnych oczodołów dobiegała jedynie pustka, ktoś lub nawet on sam, wydrapał mu oczy. Blackadder był gotowy do walki, jednak perspektywa starcia z czymś takim nie wpływała dobrze na jego morale.

- Cieeeepłeeee... - usłyszeli, potwór wciąż coś bełkotał, lecz stale powtarzał ten jeden wyraz, tak jak wszystkie inne stwory, które spotkali wcześniej.

Mężczyzna stał w miejscu i węszył niczym wygłodniała bestia, Ray skupił na nim całą swoją uwagę, tymczasem Selena postanowiła działać i wcisnęła przycisk odpowiedzialny za zamknięcie grodzi. Rozległ się zgrzyt i potwór błyskawicznie obrócił się w ich stronę, jego oczodoły były puste, lecz technik mógłby przysiąc, że wpatrywał się dokładnie w jego oczy. Kreatura rzuciła się w ich stronę, lecz z łoskotem uderzyła o drzwi, gródź zdążyła się już zamknąć. Ray odetchnął z ulgą, jednak szaleńcze walenie z drugiej strony nie pozwalało mu zapomnieć co na nich czeka.

Znajdowali się w zwykłym korytarzu mieszkalnym C-480, Stars spojrzała na Blackaddera, byli chwilowo bezpieczni, ale dopiero teraz zdali sobie sprawę z tego co zrobili. Stali właśnie przy jedynym wyjściu z korytarza, innej drogi nie było, nawet wentylacja w tym miejscu była zbyt ciasna by można było z niej skorzystać.

- Kurwa - wyszeptał Ray, powstrzymał się jednak od uderzenia w cokolwiek, nie chciał ściągnąć tu więcej potworków. Po chwili rzekł spokojnym już głosem - Powinniśmy sprawdzić pokoje, może znajdziemy coś użytecznego, zresztą i tak nie mamy nic lepszego do roboty.

Selena kiwnęła głową i przystąpiła do pierwszych z brzegu drzwi, oboje wiedzieli, iż tam również mogły czaić się niebezpieczeństwa, dlatego kiedy Stars zajmowała się zabezpieczeniami Blackadder gotował się do natychmiastowego ataku. Nie słyszeli przy nich co prawda niczego niepokojącego, ale musieli się strzec. Selena potrzebowała jeszcze jakichś pięciu minut na otwarcie drzwi, po przeszukaniu tego pokoju planowali jeszcze otworzyć te z numerem 481. Nad wszystkimi z nich świeciły się czerwone lampy, więc w gruncie rzeczy i tak nie robiło im to różnicy.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 03-12-2010, 00:12   #113
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację


Selena Stars i Ray Blackadder


Pokój C-480.

Klasyczny zamek, jakie obojgu z was zdarzało się naprawiać wielokrotnie.
Zdjęcie panelu, mając odpowiednie narzędzia, to kilka chwil. Potem tylko jeden przełącznik i barwa lampki nad wejściem zmienia się z czerwonej na zieloną.

Potem wystarczy jedynie wcisnąć przycisk i drzwi z sykiem odsuwają się na bok.

Za nimi jest oświetlona czerwonym blaskiem alarmowych lamp kwatera. Taka, jakich na Ymirze setki. Standardowe meble z syntdrewna. Prosta, funkcjonalna kwatera należąca zapewne do górnika lub mechanika. Na stole niedopita butelka wódki, ciężkie buty, przerzucony przez oparcie łóżka jednoczęściowy ocieplacz.

Po chwili zauważacie, że schowek awaryjny jest otwarty a jego zawartość została zabrana przez właściciela. Nie ma tutaj nic przydatnego. Nic, co pozwoliłoby rozwiązać problem bezokiego maniaka nadal łomoczącego wściekle w gródź prowadzącą na korytarz.

Szybko postanawiacie otworzyć drugą kwaterę, licząc, ze tutaj poszczęści się wam bardziej.

Pada na C-481 zlokalizowaną po drugiej stronie korytarza.

Powtarzacie manewr z panelem kontrolnym i kilka minut później pomieszczenie stoi przed wami otworem.

Tutaj jednak czeka na was niespodzianka.

To nadal jest standardowa, zalana czerwonym blaskiem alarmu, kwatera, ale bez wątpienia mieszkała w niej jakaś kobieta. W porównaniu do wcześniejszej stanowi wyspę w oceanie ymirskiej szarości.

Na ścianach wiszą holobrazy przedstawiające ziemskie krajobrazy. Rozpoznajecie wodospad Niagara, chyba szczyt Monte Everest i jakąś pustynię z piramidami w tle. Są tam również portrety różnych ludzi. Wyglądają na rodzinę. Szczęśliwą i uśmiechniętą. Z leżącego na biurku WKPu dobywa się łagodna muzyka. Skrzypce i inne instrumenty smyczkowe.

Już z daleka widać także ślady krwi na blacie, na pościelonym łóżku, na podłodze.

Prowadzą w stronę uchylonych drzwi do łazienki. Nie jesteście pewni, lecz wydaje się wam, że słychać dźwięk spływającej wody. Czyżby ktoś śpiewał? Nie. Raczej nie. Ale nie możecie tego z całą pewnością wykluczyć.

Z jednej strony najchętniej ucieklibyście z tego pomieszczenia, z drugiej jednak jakaś siła ciągnie was w stronę wody. Co więcej, jesteście głodni i spragnieni, a schowek alarmowy wydaje się być nie ruszony. Trzeba tylko poznać kod odstępu, który ludzie często przechowują w swoich WKP-ach lub posłużyć się siekierą. Skrzynki awaryjne, w których przechowywane są zasobniki tlenu, jedzenie i picie na wypadek ewakuacji, nie są specjalnie zabezpieczone przed uszkodzeniami mechanicznymi. A adrenalina wypłukała z was większość sił. Długo już w ten sposób nie pociągniecie.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 03-12-2010 o 00:55.
Ravanesh jest offline  
Stary 03-12-2010, 00:16   #114
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

Reszta

Zamknięci, jak zwierzęta w klatce. Osaczeni. Zmuszeni do robienia rzeczy strasznych . Czynów potwornych i odrażających.

Czy można znaleźć słowa usprawiedliwiające to, co dzieje się w „Czujce”. Czy ktokolwiek przeżyje, by szukać usprawiedliwień? Czy jest sens zastanawiać się nad tym, co się z nimi wszystkimi dzieje? Czy to ma jakiekolwiek znaczenie.

Przemoc zawsze rodzi przemoc. Agresja rodzi agresję. Frustracja rownież rodzi przemoc. Niekiedy także lęk budzi agresję. Prawa psychologii, które Dhiraj Mahariszi zna bardzo dobrze. Zamknięci w „Czujce” ludzie doświadczyli i strachu, i przemocy i frustracji. Nic więc dziwnego, że przemoc zatryumfowała.

Wszystko dzieje się w ułamku sekund.

Ciało Venturry z przestrzeloną czaszką wali się na podłogę. Ale to nie kula wystrzelona przez Golasa zakończyła jego życie, lecz potężny cios kastetem. „Szczota” stoi z opuszczonymi rękami. Z prowizorycznej, lecz jakże strasznej broni, ścieka krew i szara substancja.

Dhiraj Mahariszi stoi przy małżonce, która z popielatą twarzą patrzy na zabitego młodzieńca. Przenosi wzrok na jego zabójcę i jej oczy stają się większe i jeszcze bardziej przerażone. Czy zrobił to świadomie, czy też może ... coś mu kazało. Jakiś imperatyw, który oni znają jako jedno bełkotliwe słowo „ciepłe”. Łysy nadal kręci WKP-em zwłoki Louisa, które drgają jeszcze w groteskowy, przeraźliwy sposób.

Seamus nie wytrzymuje. Zadaje cios „Chuckowi” Gdyby nawet chuderlawy barman był trzeźwiejszy, nie miałby szans w konfrontacji siłowej z rosłym górnikiem. Ten nie szczędzi siły. Nos barmana pęka z trzaskiem, eksploduje szkarłatem, a Fish ląduje na podłodze.

Jakowlew nadal siedzi w drugim pokoju – w sali rekreacyjnej, dość blisko ciała ze zmiażdżoną czaszką. Jest za daleko, by zareagować, ale widzi całą scenę wyraźnie. Tak samo jak Nicole Sanders, która właśnie wyszła z pokoju monitoringu z „Golasem”.

”Golas”
obraca lufę pistoletu w stronę Seamusa. Czerwony punkt celownika migoce na czole górnika.

- Jeszcze jeden krok, a zabiję ... – zimny, opanowany głos „Golasa” nie pozostawia wątpliwości co do szczerości słów ochroniarza. – Cofnij się, lecz tak bym cię widział!

„Chuck” leży na podłodze. Z rozwalonego nosa leje się krew. Zalewa usta barmana, który leży przeraźliwie nieruchomo. Kamini Mahariszi pierwsza odzyskuje zimną krew. Może dlatego, że wie, jak działa się w takich sytuacjach. Szybko doskakuje do leżącego Fisha. W jej rękach pojawi się medpak.

- Dhiraj – woła męża – Pomóż mi z tym. On krztusi się własną krwią.

Potem pani doktor przenosi wzrok na Seamusa.

- Omal go nie zabiłeś, człowieku – prawie krzyczy to górnikowi w twarz. – Co z tobą?!

- Właśnie – zimny głos Golasa słyszą tylko Sanders i Jakowlew – Może powinienem go zastrzelić, co Niki?

Oboje wiedzą, że tylko chwila dzieli ochroniarza od naciśnięcia cyngla. A to, jak celnie strzela zademonstrował przed kilkoma sekundami trafiając podczas szamotaniny Venturrę w głowę.

- Niki. Weź moją kartę i zabierz tego tam – Golas wskazuje głową Jakowlewa – do „Kapsułki”. Kod 231256. Potem poślijcie windę na dół. Ja do was dołączę, tylko tutaj posprzątam.

Odwraca od was głowę:

- Ugryźli go? – Golas rzuca pytanie do reszty nie spuszczając z celownika Gallaghera.

Pytanie zawisło w ciszy, przerywanej tylko gulgoczącym odgłosem wydobywającym się z gardła „Chucka”. Kamini koncentruje teraz cała uwagę na pacjencie.
 
Armiel jest offline  
Stary 05-12-2010, 16:12   #115
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Jeszcze nim Chuck upadł na ziemię, Seamus wiedział, że przesadził. Barman był pijany. Każdemu kuźwa się wtedy zdarza pyskować. Nie wspominając już o okolicznościach...
Wymierzony jednak w jego kierunku pistolet Golasa, którego zauważył dopiero po pierwszych słowach jakie wypowiedział ochroniarz, sprawił, że Seamus zapominał o znokautowanym Chucku. Szczególnie wzmianka o sprzątaniu bardzo mu się nie spodobała. Golas nie zostawiał wątpliwości, że naprawdę strzeli, ale i bynajmniej nie wyglądał na takiego co to zwyczajnie do wszystkich nie zacznie strzelać. A w szczególności tych ugryzionych, z których jedno było w kiblu, a drugie właśnie darło się na Seamusa jakby pierwszy raz widziało ofiarę dobrej bitki w kantynie.
- A co? Zastrzelisz mnie klawiszu jeśli mnie pogryźli?? A może mi nie wierzysz i chcesz żebym się dla ciebie kuźwa rozebrał lachociągu?! Mogłeś zamiast siedzieć i pierdzieć w fotel, wystawić nos dużo wcześniej to może obeszło by się bez... tego.
Miał ochotę i jemu spuścić łomot, ale odbezpieczona Anakonda kliknęła niebezpiecznie dając do zrozumienia, że Golas w dupie ma jego zarzuty i obelgi. Przez chwilę z zaciętym wyrazem twarzy mierzył się wzrokiem z ochroniarzem walcząc ze sobą by nie dać mu pretekstu, na który ten tylko czekał. Walczył naprawdę wiele z siebie dając by w końcu odstąpić o krok tak jak mu kazano.
- Nikt mnie nie ugryzł. Jedyny ugryziony jest przykuty do rury odpływowej w umywalni. Chcesz to idź i sprawdź – powiedział w końcu po czym dodał już spokojniej choć nadal niechętnie patrząc na barmana, który może i rzeczywiście nie zasłużył na aż takiego gonga - A jemu nic nie będzie. Na takim rauszu pewnie nawet nie poczuł. Ale lepiej dla niego kuźwa będzie jak wytrzeźwieje i trzyma język za zębami.

Czując nadal na plecach upierdliwą muszkę Anakondy podszedł do ściany, na której wisiała apteczka biura i wyłuskał z niej jedną z psycho-tabletek. Po chwili wahania wziął jeszcze jedną. Jedna i tak czasem nie wystarczała. Złapał się za kurtkę w poszukiwaniu zagubionej gdzieś piersiówki, ale nie znajdując jej po prostu rozgryzł gorzkie pigułki.

- I co? Zamierzacie dać z nim we trójkę nogę? Czy to większa biba będzie? - spytał patrząc na Sanders i Jakowlewa.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 07-12-2010, 16:05   #116
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Pierwszy ich wybór padł na kwaterę C-480. Dobrze znany im zamek nie stanowił problemu. Poprzednie przeżycia spowodowały, że działali jak dobrze zsynchronizowana maszyna. Selena podeszła do panelu otwierającego i zaczęła go rozkręcać. Obok położyła pałkę paralizatora, żeby mieć ją w razie czego w zasięgu ręki. Ray stanął przed drzwiami w pozycji obronnej, trzymając przed sobą ich obecnie najskuteczniejszą broń toporek strażacki. Kiwnął głową, na ten znak czekała Selena. Wcisnęła przełącznik, śluza z wolna zaczęła się otwierać.

Ich oczom ukazała się standardowa kwatera jakich pełno na Ymirze. Meble jak od sztancy legendarnej IKEI, funkcjonalne, bez duszy. Na stole niedopita butelka wódki. Rozrzucona buty, ochraniacz. W kwaterze nikogo nie było. Schowek awaryjny był otwarty i pusty. Chwilę przeszukiwali kwaterę, ale nie znaleźli nic co mogłoby się przydać do walki. Selena zakręciła butelkę i schowała do torby od medpaka.

Postanowili nie czekać i otworzyć następną kwaterę. Dobrze już im znana procedura, Selena przy panelu, Ray w pozycji do obrony. Kwatera C-481.
Tym razem ich oczom ukazała się zalana czerwienią lampy alarmowej kwatera ewidentnie należąca do kobiety.
Na ścianach wisiały holobrazy przedstawiające ziemskie krajobrazy wodospad Niagara, szczyt Monte Everest i jakąś pustynię z piramidami w tle. Wisiały tam również portrety różnych ludzi. Wyglądali jak szczęśliwa i uśmiechnięta rodzina. Selena przez chwile pomyślała o swoich bliskich, czy ich jeszcze kiedykolwiek zobaczy. Z leżącego na biurku WKPu słychać było łagodną muzykę. Skrzypce i inne instrumenty smyczkowe.

Na pierwszy rzut oka sielanka. Z daleka jednak już były widoczne ślady krwi na blacie, łóżku i podłodze.
Na ścianie zauważyli napis, namalowany najprawdopodobniej krwią, która spływa po niej na podłogę.

„Ciepłe! TO idzie po nas. Po naszą krew! Krew jest CIEPŁA. Jest WE MNIE!!”

Ślady krwi prowadzą w stronę łazienki, z której słychać szum wody. Ray i Selena spojrzeli na siebie. Ray ruszył w stronę uchylonych drzwi do łazienki, Selena z gotowym do obrony paralizatorem ruszyła za nim. Marzyła w tej chwili żeby się napić, słyszała wręcz chlupot alkoholu schowanego w torbie.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)
Suriel jest offline  
Stary 08-12-2010, 00:17   #117
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Już na oko można było stwierdzić, że pokój jest zamieszkany przez osobę, która chciała by to miejsce było przygotowane perfekcyjnie. Być może miało temu komuś przypominać dawne czasy, wspomnienia z Ziemi, być może kompozycja związana była lokacjami, które lokator chciał zobaczyć, a nie było mu to dane. Być może... Być może nie było to istotne bowiem na ścianie znajdowało się coś o wiele bardziej zajmującego, coś co sprawiało, że wzrok Raya zatrzymał się w jednym punkcie, który niczym wielki, kolorowy neon, uderzał go w oczy.

Napis. Krew. Zapach.
Wszystko to sprawiało, że ogarniało go dziwne uczucie, mieszanina strachu i gniewu. Na ułamek sekundy spojrzał na Selene, zalały go setki myśli, w tym jedna dominująca: ZABIJ!

- Nie teraz - pomyślał - Nie teraz...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=n4-FPrnM65A[/MEDIA]

Następnie przeniósł wzrok na drzwi od łazienki, nic nie powiedział, złapał jednak trzonek siekiery tak swobodnie, że ostrze rytmicznie uderzało o bok jego nogi, kiedy z wolna szedł w tamtą stronę. Tuż za nim była Selena, przygotowana by w każdej chwili stanąć do walki. Blackadder nacisnął na klamkę i bardzo powoli otworzył drzwi. Standardowa łazienka z nietypową kałużą krwi na jej środku, ten znak powinien dać im do myślenia, lecz oni wciąż parli na przód. Szum płynącej z kranu wody wypełniał całe pomieszczenie, mieszał się z innym dźwiękiem, jakimś niewyraźnym śpiewem, a może raczej szeptem. Szybko zlokalizowali skąd dochodził, zaparowana, umazana krwią kabina prysznicowa znajdowała się tuż przed nimi. Ciężko było cokolwiek przez nią zobaczyć, ale jednego byli pewni, ktoś tam był. Ray zbliżył się jeszcze o krok stawiając stopę dokładnie po środku kałuży krwi. Przez chwilę widział jeszcze kabinę, a potem... zgasło światło!

Główne, awaryjne, wszystko padło, pozostała tylko ciemność i oni dwoje wsłuchani w szept. Technik dotknął ręki Seleny i razem zaczęli się cofać, powoli i uważnie by wydawać jak najmniej dźwięków. Zdawało się, iż nawet ich serca przestały szaleńczo walić, wokół tylko cisza i przerywający ją na kilka sekund szept. Poczuł jak po plecach spływa mu lodowaty pot, ostrze siekiery lekko musnęło ścianę, lecz odgłos był straszliwie głośny. Ray znieruchomiał, lecz po chwili znów zaczął się cofać.

Udało im się, technik natychmiast zamknął za sobą drzwi, a chwilę później światło znów się zapaliło, zapewne był to jedynie jakiś problem z generatorem. Odetchnęli z ulgą.

- Już tam nie wracam - rzucił.

Selena zablokowała wejście do toalety krzesłem, a następnie wspólnie zabrali się do opróżnienia szafki personalnej. Oczywiście najpierw musieli poradzić sobie z zamkiem, ale nie był to dla nich zbyt duży problem i gdyby nie zdenerwowanie pewnie poradzili by sobie szybciej. Po wszystkim opuścili pokój i zablokowali ręcznie grodź, tak na wszelki wypadek, gdyby coś zechciało wyskoczyć z toalety. Znów byli w korytarzu, walenie w główne drzwi ustało, być może to była ich szansa.

- Może poszedł - wyszeptał, choć jego własny głos wydał mu się nienaturalnie głośny - Otworzymy drzwi - stwierdził niepewnie, a widząc, iż Stars nie oponuje dodał - Ty to zrobisz, jeśli on tam jest uderzę go po nogach nim grodź całkowicie się podniesie, to da nam czas. Gotowa?

Miał nadzieję, że nikogo już tam nie było.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 08-12-2010, 18:24   #118
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
- I co? Zamierzacie dać z nim we trójkę nogę? Czy to większa biba będzie? - Seamus trafił w sedno. Zaczęła mnie brać jasna kurwica.

- A spierdalać! Kobiety i dzieci przodem! Dajcie się zeżreć po drodze, jak się wam tak spieszy! Mogliśmy siedzieć na dupach w 120. Przynajmniej byłoby na czym się przekimać i co zeżreć! Ale nieeee, kto by tam Szczoty słuchał! Szacownej rebiacie się zwiedzania zachciało! No to macie: Kenny zdedany, Łysy z Fiszem obici, a Jurgen zara zzombiaczeje! Mało wam?!

Wkurw mnie ogarniał coraz większy, że ledwie pamiętałem łapać oddech.

- I co to, do chuja pana, za różnica kto kogo ugryzł?! Słyszeliście co mówił Czaki? Kennego nikt nie dziabnął, po prostu mu odjebało! Zaczęło mu grzać na beret zanim jeszcze dobrze wybyliśmy z wozowni! Narysować wam to, kurwa, czy zatańczyć, żebyście załapali?!

Nie czekając na reakcje wybywam na przebieralnię, trzaskając za sobą drzwiami. Dyskutuj tu z pistoletem przy czole. Proste jak cep: za dużo luda, za mało kombinezonów, za mało miejscówek w windzie i wożący się paranoik z armatą - cała reszta to ściema i łżerstwo! A niech lezą w pizdu. Cholerne ćmoki, czopki i mondzioły! Nie wierzę, kurwa, nie wierzę, że tu po nas wrócą! I wiecie co? Prosił się nie będę! Okopiemy się jak długo się da, trupy może w końcu odejdą. Potem trza się bedzie tylko jakoś przebić na metro do Beśki i pierwszym promem spierdalać na ziemię.

Albo jakoś tak...

Mniejsza o szczegóły. Damy radę. Jak mazgaje się zmyją, zostaną same najtwardsze skurwle.

Rozejrzałem się po szatni. Czas się dozbroić, bo z tym zasranym zaworem to długo tu nie pociągnę. Po przekopaniu szafek znalazłem solidnego elektro-pastucha z zapasem er czwórek. Pięć kilo tytanu w teleskopie z amperowym dojebaniem. Na zombiaki jak znalazł.

Później zajumałem jeszcze glany sztazi. Wykurwiste, obite żelastwem, cięższe od moich, a do tego nie osrane trupim mózgiem. W jednej z szafek znalazłem zajebistą skórzaną kurtałę, jak raz do zarzucenia na ten pedalski bat-kombinezon, a do tego pas do mocowania pastucha, bateryjek i medpaka. W kieszeń kurtki zzipowałem jeszcze kosę i jakiegoś pieprzowego cyklona B.

I styknie. Nie ma co się obwieszać jak choinka.


Przyjrzałem się sobie w rozbitym lustrze, poprawiłem szczotę na łbie i wróciłem na dyżurkę. Wkurw mi już trochę zszedł. W sumie gdyby nie Niki i Plastuś, już ze trzy razy by nas Ciepłe zeżarły. Wdech-wydech i najspokojniej, jak umiem zaczynam nawijać do Sanderki:

- Skołujcie z dołu więcej kombinezonów. Pewnie się tego wpizdu tam wala, choćby na trupach. A ty Golas - odwracam się do mondzioła z Anakondą - w dupsztala sobie wsadź tą pukawkę. Jak się okaże, że nas tu zostawiliście, to znajdę i zajebię najpierw ciebie, a potem wszystkich z ksywkami na "G"!
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 08-12-2010 o 18:41.
Gryf jest offline  
Stary 08-12-2010, 18:53   #119
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Ożywiony, i nie chodzi tu wcale o nadpobudliwość, Louis stanowił problem, ale tylko przez chwilę. Szczota wręcz z uśmiechem na twarzy zaczął okładać go kastetem z wprawą doświadczonego bandyty. Bił, a jego kolega nagrywał to jak jakby to była zabawa. Częściowo takie zachowanie można oczywiście usprawiedliwić alkoholem, który krążył w żyłach młodzieńców, lub beznadziejnością sytuacji w jakiej się znaleźli, jednak na pewno nie można było zaprzeczyć, że z tym chłopakiem jest coś nie tak, że proces wychowawczy nie przebiegł tak, jak powinien. Zabijanie nie powinno mu sprawiać przyjemności, ani zabijanie ani samo bicie.

Państwo Mahariszi byli przerażeni tym obrazem, nie mogli jednak przestać choćby zerkać w tę stronę. Zupełnie, jakby wierzyli, że ich współczujący i krzyczący "Nie rób tego!" wzrok zmieni nastawienie chłopców do życia i śmierci, że opamiętają się i przestaną robić z tego "show". Jak nie trudno zgadnąć, nic takiego się nie stało, młodzi buntownicy pewnie nawet ich nie zauważali, zajęci filmowaniem krwawej jatki.

Nagle w drzwiach pojawiła się dwójka ochroniarzy. Nieznany mężczyzna, gdy tylko zorientował się, jak wygląda sytuacja, strzelił Venturze w głowę, ostatecznie kończąc jego egzystencję. Huk wystrzału wstrząsnął Kamini, która nie zauważyła wejścia mężczyzny. Chwilę potem jednak miał miejsce kolejny wybuch agresji, Seamus nie mógł znieść bełkotliwego, lecz bez dwóch zdań obraźliwego, komentarza mikrego barmana i uderzył go. Chuck padł na ziemię nie stawiając żadnego oporu. Nie miotał się, nie próbował zamortyzować upadku, w ogóle się nie ruszał. Kamini wzięła głośny wdech i wyrwała się z objęć męża, podbiegając do poszkodowanego. Ułożyła go na boku, żeby uniknąć zadławienia się napływającą do ust krwią, i zaczęła robić wyrzuty górnikowi. Próbowała się powstrzymać, ale nie lubiła nieodpowiedzialnych ludzi. Według niej, ktoś kto posiada taką siłę powinien umieć ją kontrolować, szczególnie w przypadku takich kruchych osób jak Charles. Wierzyła, że chciał dać mu tylko nauczkę, jednak mogło się to skończyć tragicznie.

Dhiraj
podbiegł z medpakiem wspomóc małżonkę nie tylko w kwestii medycznej, ale i moralizatorskiej. Już miał się odezwać, gdy ochroniarz wymierzył do Seamusa, gotów przestrzelić mu czaszkę, gdy tylko uzna to za konieczne. Górnik nie był zadowolony z takiego obrotu sytuacji, był jednak na tyle rozsądny, żeby nie prowokować uzbrojonego "Golasa". Psycholog, chyba tylko z chęci uspokojenia grupy, postanowił wstawić się za Gallagherem.

- Tak jak powiedział pan Seamus, nikt go nie ugryzł, po prostu słabo znosi obelgi a i sytuacja jest nerwowa. To wszystko...- Pokazał gestem na dwa ciała i kałuże krwi wokół nich.- To dla nas trudne, tak jak dla pana, a może nawet bardziej. Proszę więc nie stresować nas i opuścić broń, widok wycelowanej w człowieka luby pistoletu potrafi doprowadzić go na skraj paniki, a tego nam zdecydowanie nie trzeba.- Odczekał chwilę, badając reakcję ochroniarza i zerkając na Chucka, który wydał z siebie głośniejszy niż poprzednie bulgot.
- Są tylko dwie ugryzione osoby, pan Vinnmark siedzący w łazience, oraz moja żona.- Nie zamierzał ukrywać tego faktu, opatrunek na uchu był widoczny z bliska, a odkrycie kłamstwa przez ochroniarza prowadziłoby tylko do jednego.- Tylko ona może przygotować antidotum, jeśli uda nam się dotrzeć do laboratorium, a to nasza jedyna szansa. Wiem, że boi się pan zarażenia, ale pan i panna Sanders musicie pomóc nam się stąd wydostać.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 09-12-2010, 23:37   #120
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację

Selena Stars i Ray Blackadder

Czerwone światło na korytarzu pulsowało nieregularnie. Wasze cienie skakały po metalowych ścianach, poruszały się niespokojnie budząc odległe skojarzenia z żywymi istotami. Z radiowęzła dochodziły dziwaczne szumy i trzaski, przecinane od czasu do czasu jakimś metalicznym, jękliwym głosem. Wiatr w wentylacji szalał z przeraźliwą siłą. Najpewniej za murami bazy szalała ymirska śnieżyca.

Byliście tylko wy, miliony ton stali i skał nad wami i lodowa pustka na planecie, a później bezkres kosmosu. Ale nie! Były przecież inne bazy. Ymir B i Ymir C. Istniała szansa, że cokolwiek dzieje się w bazie A, nie dotarło do pozostałych kopalni.

Kiedy Selena włączyła zamek otwierający gródź, a odrzwia ruszyły ku górze z metalicznym zgrzytem, Ray czekał by rąbnąć siekierą w nogi bezokiego szaleńca. Jednak korytarz za drzwiami był pusty. Zalany tym samym pulsującym czerwienią blaskiem co reszta bazy.
Ostrożnie, z bronią gotową do użytku, ruszyliście na zewnątrz nasłuchując i wypatrując zagrożenia.

Podjęliście się pierwotnego planu, by udać się do centrum poziomu C. Krok po korku, metr po metrze ruszyliście w drogę. Bezokiego szaleńca nigdzie nie było widać. Za to za kolejnym zakrętem ujrzeliście jakąś kobietę w kombinezonie stojącą plecami do was, przy otwartym wejściu do bocznego korytarza. Byliście od niej o kilkanaście kroków. Jeśli nie chcieliście nadkładać drogi, musieliście ją minąć lub w jakiś inny sposób utorować sobie przejście. Nie jesteście pewni, lecz wydaje się wam, że kilka kroków dalej, gdzieś na granicy percepcji widać jeszcze jakiś bardzo przypominający siedzącego człowieka kształt. Ale awaryjne oświetlenie nie pozwala stwierdzić tego z całą pewnością.

Kiedy tak zastanawialiście się co robić znów Selena usłyszał to pierwsza. Ciężkie, rozchodzące się echem kroki dobiegające za waszymi plecami. Dokładnie takie same, jak wtedy, gdy zaatakował was szaleniec bez oczu. Hałas, jaki czyniły buciory zwrócił uwagę kobiety. Obróciła się szybko w waszą stronę.

Selena doskonale znała tą twarz. Twarz teraz okrwawioną. Twarz, z gęstą linią zakrzepłej krwi, która najwyraźniej jakiś czas temu popłynęła z oczu, ust i uszu kobiety. To była Beth – jej współtowarzyszka z kwatery.
Teraz jednak wydając z siebie bełkotliwe dźwięki ruszyła w waszą stronę.

I wtedy znów zgasło światło pogrążając korytarze w absolutnych ciemnościach. Wyraźnie słyszeliście jednak hałas jaki czyniła zbliżająca się dziewczyna oraz ciężkie kroki dochodzące zza waszych pleców.

Panika ścisnęła wam serca!




Reszta

Po słowach Dhiraja i – o dziwo – Szczoty, „Golas” uspokoił się. W pewnym momencie uśmiech rozjaśnił jego do tej pory ponurą i zaciętą twarz. Uśmiech, który nie skończył się na twarzy, lecz szybko przeniósł wyżej. Golas śmiał się także oczami, a to oznaczało, że ryzyko zastrzelenia kogokolwiek przez niego zmniejszyło się znacznie.

- Dobra – powiedział wesoło. – Młody ma jaja. Nie ma co. A doktorek ma rację. Wszyscy musimy bardziej wyluzować, jeśli chcemy wyjść z tego cało.

- Ty nie powinieneś walić po gębie Chucka – zwrócił się do Seamusa. – To spoko gość. Ja nie powinienem mierzyć do ciebie z tej giwery. Wielkie sorry za to, moja wina.

Opuścił i zabezpieczył pistolet.

- Plan jest taki – powiedział już spokojniej. – Ktoś z Zarządu steruje tym całym szajsem. Przejął kontrolę nad sterowaniem i monitoringiem. W każdej chwili może, dajmy na to, otworzyć te drzwi – spojrzał na wyjście z „Czujki” zza którego nadal słychać było łomotanie oszalałych mieszkańców Ymira. – Zatem musimy stąd szybko wypierniczać. Jest tutaj zamaskowana winda. Mała i ciasna, dwuosobowa. Prowadzi na poziom D. Więc potrzebne będą skafandry, byśmy tam nie zamarzli. Przy wyjściu jest ich tylko sześć, ale na pewno znajdziemy ich tam więcej i poślemy wam na dół.

Patrzyliście na niego z nową nadzieją. W końcu wziął się w garść i podejmował decyzje, które miały szansę powodzenia.

- Jak już będziemy mieli wystarczającą ilość skafandrów zjedziemy na B-tkę i przejmiemy kontrolę nad łącznością. „Gniazdo” jest blisko laboratoriów, o które chodzi twojej żonie. Zobaczymy, co się da zrobić. Ale najważniejsze, że jak odzyskamy kontrolę to będzie można wezwać kogoś z Ymira –B lub C. Mam nadzieję, że u nich się tak nie posrało.

Westchnął licząc coś w myślach.

- Dobra, Sanders. Zmiana planów. Ja jadę najpierw z młodym – wskazał palcem na Szczotę. – Miał jaja by mi dogadać, mimo że miałem Anakondę w garści to i pójdzie poszukać skafandrów na Poziomie D. Potem ześlemy windę po kolejną dwójkę . Powiedzmy Seamus, przyda nam się taki twardziel na górze i ten łysol obok niego. Następna dwójka to doktorstwo. Następna pojedzie, jak już będziemy mieli kolejne skafandry. Skoro ci tak na nich zależało, Niki, to puść tego urzędnika – wskazał Jakowlewa – i Chucka. Na końcu polecisz ty i, jeśli zdecydujesz się go odkuć, ten pogryziony. Zostawię ci mój pistolet elektryczny, ale Anakondę zabieram. To tyle. Bez dyskusji.

Plan wydawał się być dobry i nie było sensu tracić czasu. Ruszyliście go wykonać.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 10-12-2010 o 00:02.
Ravanesh jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172