Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2010, 01:07   #304
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Rezydencja Doji Yasuhiko, Kosaten Shiro, terytorium Klanu Żurawia; 14 dzień miesiąca Togashi, rok 1113


Los zdawał się nielitościwie odmawiać młodemu Feniksowi chwili refleksji, w tak wielkiej estymie trzymanej przez jego rodaków. Medytacja, której miał nauczać wkrótce w szkole Kakita, jemu samemu zdawała się co najmniej luksusem.

Wobec szybkiego przejścia do sedna sprawy przez Daidoji-gunso, Shiba Hiroshi niemal od razu przełamał pieczęć i szybko przebiegł oczyma treść zwoju

Do rąk własnych Shiba Hiroshi, bushi Feniksa w gościnie u Doji Yasuhiko.

Shiba-san,

Życzeniem mego pana jest, byś na czas pobytu w Twierdzy stał się jego gościem. Osoba doręczająca Ci ten list odpowie na Twoje pytania.

Daidoji Yuehara-karo.


Fantazyjna pieczęć przedstawiająca grot włóczni odciśnięta - identyczna jak ta przełamana przed chwilą - była pod lakonicznym dokumentem.

- Karo-dono pisze dość... zwięźle. To z czasów jego służby wojskowej panie - rzekła Daidoji, biorąc łyka wody.



Dom Shiba Naoto, dzielnica samurajska, Reihaido sano Kirin, terytorium Klanu Feniksa; godzina Amaterasu, 1 dzień miesiąca Hantei, rok 1114

Shiba Naoto trenował codziennie. Co dzień, pierwsze promienie słońca znajdowały tego starszego już mężczyznę wykonującego te same kroki, te same ruchy. Jeśli praktyka miała kogoś uczynić mistrzem, to tym kimś niewątpliwie musiał być ten samuraj Feniksa, który nie zmienił rutyny treningów na jotę, przez ostatnie trzydzieści lat swego życia.

Taro dowiedział się o tym niecały tydzień temu i wstrząsnęło to nim do głębi. Kiedy pytał swego towarzysza, sohei Bishamona, o najlepszego szermierza w Reihaido, i ten bez słowa wskazał mu starca, Taro w głębi swego serca poczuł rozczarowanie. Miał wrażenie, że mnich albo robi sobie z niego żarty, albo pragnie dać mu jakąś nauczkę. Może też po prostu tak nisko go oceniał? Taro wiedział, że wiele jeszcze mu brakuje do pożądanego poziomu umiejętności. Nie wstydził się tego, że nie jest mistrzem, dopiero zamierzał nim zostać.

Ale ponieważ nie wiedział, co uczynić z wskazanym mu samurajem, który wydawał się jedynie niepozornym starcem, bardzo zamkniętym w sobie i raczej nieznacznej pozycji, postanowił po prostu go obserwować. I ku swojemu zdziwieniu, dostrzegł, że ten w ogóle nie trenuje. Zawziął się, i rozszerzył godziny obserwacji nie tylko na zwykły czas, w którym większość urzędników Reihaido zaczynało pracę. Postanowił towarzyszyć tamtemu cały dzień, naprawdę zostać jego cieniem. I wtedy dopiero odkrył, że trening mężczyzny zaczyna się PRZED wschodem słońca. A kiedy jeszcze podpytał jego służbę, dowiedział się, że tak jest od z górą trzydziestu lat.

To napełniło go podziwem.

Ale jednocześnie uczyniło jego zadanie o wiele trudniejszym.

Cóż, nie posuwał się naprzód, dając staremu Feniksowi czas. Jeśli mieli walczyć, mieli walczyć.

* * *

Shiba Naoto zastygł, w promieniach porannego słońca, kończąc ostatnie kata. Półobrót, cios, oddech, przesunięcie stóp, miecz nad głową, jakiś ronin przełażący z mozołem przez płot od strony ulicy, z wzrokiem utkwionym w niego, krok w przód, miecz opada, ronin z kompletnym brakiem gracji zsuwa się z wysokiego płotu i ląduje w krzakach jaśminu, obrót do tyłu, cztery szybkie kroki przeplatane łukowatymi cięciami mającymi zbić miecz niewidzialnego przeciwnika, akcentowane sykami bólu intruza, próbujacego wygrzebać się z gęstego w tym miejscu jaśminu, potężne cięcie od dołu, rozcinające naginatę wyimaginowanego wroga, sztych, ciche kroki ronina biegnącego z dobytą bronią, obrót z zamachem.

* * *

Z zewnątrz posesji nie było zupełnie widać cholernych krzaków, które kompletnie wybiły Taro z rytmu i odebrały mu niemal determinację potrzebną do zrobienia tego, co miał zamiar zrobić... a już na pewno odebrały mu element zaskoczenia. Kiedy ronin wygramolił się z zawadzającej roślinności, ze zdumieniem (i mocną konsternacją) dostrzegł, że starszy samuraj wciąż ćwiczy swe kata, zdając się go nie widzieć. Instynktownie Taro skoczył, pragnąc wykorzystać przewagę, jednocześnie coraz mocniej czując, że tak naprawdę żadnej przewagi już nie ma.

Jednak kiedy już biegł na tamtego - było zbyt późno na zmianę planów. Zmienił jedynie sposób ataku, wysuwając daleko do przodu broń, w uderzeniu, jakie miało daleko go samego wyprzedzić. Było to ze wszech miar słuszne. Feniks po prostu okręcił się i wyprowadził jedną ręką wspaniały poziomy cios mieczem, który przeciął drewniany miecz Taro, jak zabawkę (którą w porównaniu do stali właśnie był).

Część Taro odetchnęła z ulgą, że to tylko miecz został tak gładko sprawiony.
Jego druga część przytomnie podpowiedziała, że dla stali było bez różnicy i że drugi cios zaraz nadejdzie.

Oba spostrzeżenia ronin wykonał wciąż w powietrzu, kiedy wylądował przy starcu obie ręce miał już puste, puściwszy resztki miecza wcześniej, teraz całą siłę włożył w potężne pchnięcie, które miało tamtego wybić z ziemi i posłać w krótkim locie na plecy.

Pchnięcie jednak nie doszło celu. Mężczyzna lekkim ruchem przestawił się tak, że dłonie ronina trafiły w pustkę, równolegle właściwie do zamierzonego celu. Wystarczył zwykły półobrót, minimalny ruch, wykonany równocześnie ze ściągnięciem ku sobie dłoni z mieczem, którego czubek był teraz centymetr może od czoła ronina.

Obaj walczący zamarli. Ronin wykrzywił usta w całkiem rozbrajającym uśmiechu rzucając:
- Eeee... Mogę spróbować jeszcze raz?

* * *

Cztery dni później, kiedy po raz czwarty zamierzał przejść przez płot, zatrzymał go młody heimin, słowami:
- Wielki Shiba Naoto-sama pyta panie, czy pragniesz by podstawiono drabinę.

Taro podrapał się po głowie, patrząc na trzymany w dłoniach pal z wyciętymi prymitywnymi wcięciami mającymi imitować szczeble.
- Dawaj - burknął, niepewny, czy przypadkiem się z niego nie śmieją. Pojawiał się tu co rano od początku miesiąca, odkąd odkrył, że stare nauki, jakich miał trzymać się ten starzec, faktycznie są przezeń przestrzegane.

Odkąd pierwszego dnia Shiba przystawił mu katanę do czoła i nawet nie drgnął na jego humorystyczną próbę rozbrojenia sytuacji, Taro wiedział, że znalazł właściwą osobę. Problem polegał na tym, że nie wiedział jak ją przekonać. Shiba nakazał wtedy służbie dać mu miskę ryżu z rybą, nieco lepsze odzienie - co było bardzo uprzejme z jego strony - oraz odprowadzić do bramy. Kiedy jeden z jego wasali płonąc oburzeniem rzekł:

- Panie, jeśli nie chcesz kalać swego ostrza jego krwią, pozwól mi go zabić za próbę ataku na Ciebie!

Shiba Naota-sama jedynie odparł, potwierdzając to, co Taro niegdyś słyszał:
- Jest początek miesiąca dynastii Cesarskiej. Nie będę przelewał krwi bez potrzeby. Drewniany miecz? Ten człowiek jest dość żałosny, bym musiał jeszcze pogarszać jego los.

Jakkolwiek to bolało, było to również prawdziwe i Taro odtąd co rano próbował sił walcząc z Shiba Naota i co rano dostawał baty.

Z rozmyślań wyrwał go sługa, który wrócił z drabiną. Była to rozstawiana, rzetelna i całkiem nowa drabina, której Taro nic nie mógł zarzucić. Odrzucając pal na bok, szybko ustawił ją odpowiednio. Kiedy był na przedostatnim szczeblu, ten trzasnął, zaś Taro zapadł się, zachybotał i runął z cichym okrzykiem mimowolnego strachu.

- Wybacz panie - rzekł z dziwną nutą w głosie heimin i Taro przez moment sądził, że tamten kłania się, by nie pokazać wyrazu satysfakcji, ale to byłoby niedorzeczne, nie mówiąc już o tym, że dla półczłowieka ryzykowne - Czy mam trzymać drabinę, kiedy będziesz po niej wchodził?

- Nie, nie trzeba - odrzekł wstając, kiedy jego uwagę przykuło dziwne złamanie się szczebla. Przyglądał mu się chwilę w milczeniu, a kiedy heimin to dostrzegł szybko rzekł, szybkością jedynie potwierdzając jego przypuszczenia:

- Czy chciałbyś może wejść głównym wejściem, panie?

Taro spojrzał nań morderczo, ale tamten rozsądnie zrejterował niemal dziesięć kroków do tyłu. Ronin zapamiętał go sobie, mówiąc tylko chłodno:

- Nie, dziękuję. I weź to - odrzucił drabinę, nie chcąc sprawdzać, który jeszcze szczebel mógł być nadpiłowany - i nie sądź, że o tobie zapomniałem.

Przystawiwszy swój prymitywny, lecz na pewno nie podpiłowany pal, ronin rozpoczął wspinaczkę przez płot, by zeskoczyć do - niestety! - nie czekającego nań Shiba Naota-sama. Tamten skończył już trening i irytacja Taro powiększyła się znacznie, kiedy dostrzegł, że na balkonach, w ogrodzie i na piętrze czuwają samuraje Shiba, którym nie w smak było jego 'spoufalanie się' z ich namiestnikiem. Nawet nie mógł odegrać się na heiminie - z którym spotkał się ponownie w bramie, wychodząc - ponieważ mijał go w zasięgu wzroku bushi Feniksa i był pewien, że jakikolwiek gest w jego stronę, który tamci spostrzegą, skończy się dlań źle.

Tego dnia Taro długo trenował, szukając sposobu by pokonać Shiba-sama nazajutrz, albo przynajmniej zaimponować mu na tyle, by zdobyć jego przychylność.

Musiał poprosić go o nauki. Musiał, ponieważ w przeciągu miesiąca do miasta mieli przybyć fałszywcy, ten cały Shiba Eizo i jego nieodłączny cień i yojimbo: Shiba Yen.

Do tego czasu musiał umieć walczyć tak, by dotrzymać im pola.


Rozdroża między Kosaten Shiro, a Shiro Tengu, terytorium Klanu Żurawia; 2 dzień miesiąca Hantei, rok 1114

Samuraje,

Witajcie na ziemiach Daidoji Sanzo-sama, wielkiego wojownika Daidoji, zwycięzcy z Szesnastej Strażnicy, pogromcy oni, przyjaciela Krabów, władcy Shiro Tengu!

Wiedzcie, że wobec niepokoju, jaki w Otosan Uchi wzbudzają obecne niespokojne czasy, pojedynki na śmierć i życie są na tych ziemiach zakazane, pod karą haniebnej śmierci. Jeśli wypełniasz, samuraju, zemstę Niebios, okaż tego dowód karo Asahina Imaboushi.

Daidoji-sama zakazuje też wstępu na zamek i w promieniu dwu ri od niego tym, którzy odziani są w zbroje - te bowiem nosi się tak blisko bezpiecznego grodu, jedynie po to, by prowadzić wojnę. Ktokolwiek zaś chce zanieść wojnę na te ziemie, niech liczy się ze zbrojną odpowiedzią!

Niestety, grupa łotrów postanowiła skłócić dobrych sąsiadów, napadają na wioski przebrani za samurajów Lwa. Daidoji-sama na wieść o tym zapałał gniewem i powołał ashigaru, postawił swe wojska w gotowości. Każdy bandyta przebierający się za samuraja Wielkiego Klanu spotka swój marny koniec.

Samuraje Klanu Lwa!

Szanuję Was, lecz uprzedzam - nie prosimy o pomoc i nie potrzebujemy obcych wojsk na naszych ziemiach. Jeśli Wasza służba Was tu prowadzi, wiedzcie, że w myśl Niebiańskich Przepisów, nie może być Was więcej jak dwudziestu. Do tego, przeszłe doświadczenia nakazują napisać mi jeszcze coś:

Matsu-san, zawróć proszę. Niemile widziani są tu ludzie, którym obca jest rezerwa i refleksja, którzy jedynie mieczem chcą rozwiązywać wszelkie problemy. Jeśli Twoja droga musi przebiegać przez te ziemie, bądź gotów pokazać, że nie przynosisz zwady, a jedynie honor. Albo, że jesteś człowiekiem, do którego piszący te słowa winien zwracać się Matsu-sama.

Samuraje Klanu Lwa, ostatnio siły bandytów ubrane w pancerze podobne do Waszych pojawiły się w regionie. Proszę, trzymajcie swe znaki wysoko i w widocznym miejscu.

Za każdego bandytę jest nagroda w wysokości dwu bu (za żywego, dostarczonego do kary) lub jednego (za głowę). Łowcom spragnionym chwały polecam herszta Trzynaście Kciuków. Ten podlec obłożony jest nagrodą...


Tu kawałek tekstu był tak wydarty, że nie sposób było nawet domyśleć się dalszej treści. Można było czytać jednak jeszcze niżej, gdzie ogłaszający kontynuował swe wywody:

Samuraju Klanu Feniksa!

Jest moją najwyższą przyjemnością ogłosić, że w gościnie u mego czcigodnego pana, Daidoji Sanzo, przebywa obecnie Isawa Maguro Takahashi oraz Isawa Maguro Minaii. Ponieważ Isawa-sama są w podróży już od dawna, sprawisz im nie lada przyjemność umożliwiając im rozmowę z krajanem, mój pan z radością podejmie samurajów szlachetnego Klanu Feniksa, już choćby dlatego, by uprzyjemnić czas swoim gościom. Domo arigato.

Poszukiwany jest nauczyciel Tao.

Kitsuki-sama,

Każdy śledczy Kitsuki może być pewny dobrego przyjęcia. Daidoji-sama i ja z chęcią ujrzymy intrygującą metodę Kitsuki, o ile to możliwe.

pisane 4 Bayushi 10 roku ery 38 przez Daidoji Uehara Tooru, karo Shiro Tengu

Dodane własną ręką: Wedle opowieści niektórych, w okolicy pojawił się juzimai Łasic.

Pismo podbite było pieczęcią przedstawiajacą wielkiego, wodnego węża owiniętego wokół yari o nietypowym, białym grocie. Żuraw w monie pozornie bez wysiłku unosił w powietrze tak włócznię, jak i oplątującego ją węża, jednak w rzeczywistości musiałby nieźle machać skrzydłami by podnieść takiego gada.

To nie było jedyne ogłoszenie, ono było zdecydowanie najstarsze i to patrząc nie tylko po zeszłorocznej dacie, ale też po tym, jak delikatny i spłowiały był już papirus. Uwagę przykuwało jednak wyraźniejsze, większe i w drewnie schowane, pięknie malowane wyrazistymi pociągnięciami pędzla ogłoszenie z dwoma monami, których malunki biły po oczach kolorem i żywością.

Jeden przedstawiał Cesarską Chryzantemę. Drugi, cztery zielone, łuskowate węże, pozwijane w koło, atakujące jeden drugiego. Pismo było inne.

Otomo Ho Shi Min, sługa Cesarza, zaprasza wojowników wartych swego imienia i szukających służby, na turniej. Zwycięzca może liczyć na posadę.

Szmaragdowi Namiestnicy są wzywani przez Otomo-sama w myśl Czternastego Punktu Ósmego z Artykułów Niebiańskich. Przybycie ma być niezwłoczne!


To ogłoszenie było bez daty i bez podpisu. Jedynym potwierdzeniem jego autentyczności były pieczęcie. Takich znaków nie dawano na byle skrawek papieru.

Ostatnim z ogłoszeń było krótkie zdanie, pod alarmującym tytułem "Zaginiona!":

Wszelkie informacje na temat miejsca pobytu zaginionej Akodo Michiko z Klanu Osy pilnie poszukiwane.

pisane 26 Onnotangu prez Daidoji Uehara Tooru, karo Shiro Tengu


Pod tą samą pieczęcią, co pod pierwszym z ogłoszeń, widniały resztki rysunku, z których niewiele można było wywnioskować, poza tym, że panna Akodo miała czarne włosy z koralowym grzebieniem.

Fumio uprzejmie czekał, kiedy samurai-ko studiowała słup i wywieszone tam ogłoszenia. Patrzył na drogę i zapytał w pewnym momencie, z wyraźnym zdziwieniem w głosie:

- Sakura-sama, czy posterunek nie powinien być obsadzony?

Kto podążyłby za jego ręką wskazującą niewielką budkę z drewnianym dachem, przycupniętą przy drodze, dostrzegłby wyraźnie powód jego pytania.

Budka była opuszczona od dawna, grudy śniegu leżały jeszcze w cieniu daszku, cienka lodowa pokrywa przykrywała gontowany dach w paru miejsach. Nie tylko nikogo tu nie było, nikt tu też od dawna nie zaglądał, by chociażby zamieść i posterunek cokolwiek oporządzić.

Fumio nagle się obrócił, patrząc na szlak odbijający w prawo, z grubsza wzdłuż granicy terenów Lwa i Żurawia.

- Sakura-sama, zdaje się, że ktoś jedzie.

Kupiec miał dobry słuch, lepszy od niej samej, to wiedziała od dawna.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 25-01-2011 o 23:23. Powód: literówka w imieniu
Tammo jest offline