| Rzuciwszy suche “dzięki” szatniarzowi, chyba kuzynowi bramkarza, odebrał kapelusz i nielubianego Colta. Pogoda za drzwiami nie zachęcała do spaceru, powiew wiatru wręcz wpychał z powrotem do środka. Gdy drzwi się zamknęły cug ustał. Brewster stał w milczeniu pod wejściowym markizem targanym gwałtownymi powiewami krzywiąc się na taki stan rzeczy. Stąd miał parę przecznic, może kwadrans drogi, do swojego lokum, swoich zabawek. Deszcz uparcie napieprzał o asfalt i blachy, jakby chciał raz na zawsze utopić Frankfurt i jego rezydentów. Rzygacze rynien zmieniały się w mini-wodospady, a ten na chodniku formowały kaskady deszczówki, kałuże długie po kilkadziesiąt metrów ciągnęły się jak prawdziwe, rwące strumienie. Co jakiś czas koryto takiej rzeki przeorała opona samochodu, ktoś zaklął oblany wodą z rynsztoka. Samurajowi zależało na czasie, ale widząc tą scenę ponownie rozważył wszystkie opcje...
~To mój ostatni czysty garnitur... -argument nie do przebicia, ..swoją drogą: kiedy stałem się takim snobem..? -auto-refleksja była jeszcze krótsza niż samo pytanie.
Wyciągnięte PDA po jednym geście mrugało komunikatem „dialling Mike...”. Znajomy solo, kierowca firmy, najbliższy określeniu „przyjaciel”- kryło się za tym lakonicznym pół-zdaniem.
-Tak szybko? Odstawiam klienta, będę za 10.. - głos w słuchawce ucichł niespodziewanie, ale Rid kojarzył fragment rozmowy o szwankującym zestawie HF.
-Ok..-odpowiedział, sam sobie.
Kwadrans później już otwierał zamek mieszkania 303, swojego mieszkania. Dwa pokoje, łazienka i aneks- bez szału. Wprowadził się przed dwoma tygodniami, właściwie „nocował” byłoby trafniejszym słowem. Nawet nie rozpakował porzadnie pudeł z poprzedniego adresu, leżały w sypialni pod ścianą. Pierwotnie jako piramida, któregoś ranka misterną konstrukcję trafił szlag, teraz cała zawartość walała się po podłodze. Szlag trafiał Rida za każdym razem gdy tam wchodził i patrzył na ten burdel okiem torturowanego pedanta obiecując sobie „..następnym razem posprzątam.., zdążę przed robotą..”. Pakowanie się na wycieczkę do getta okazało się dziecinnie proste, w ciuchach akurat miał porządek, trzy gnaty pod ręką, a Colt wylądował pod poduszką, gdzie jego miejsce. Marynarka w deltoidy zawisła obok jeszcze wilgotnego po praniu garnituru Wesson'a. Szafa suszyła jakoś powoli, pewnie ma zamiar się zepsuć. Kombinezon, który Ridley założył na siebie był wykonany ze sztucznego materiału o karmazynowej barwie. Z jednej z szuflad wydobył gogle. Ostatni rzuk oka na PDA, mapy publiczne, adres Halberga, adres motelu, stacja West-Sud. Drzwi zatrzasnęły się za elfem wychodzącym z mieszkania, winda odwrotnie, zapraszała do środka ciepłym światłem i czystością. Dziwne, ale jednak- to musiał być ten jeden dzień w miesiącu, kiedy ktoś tu sprzątał. Garaż sprawiał zupełnie inne wrażenie. Zimny, wilgotny, sztuczny. Nieprzyjazny wszystkiemu co żywe. W tym betonowym grobowcu metalowych monstrów, pod narzutą z logo Vamaha, stało cacuszko Rid'a. Motocykl o barwie identycznej co kombinezon, krwistej czerwieni, z czarnymi i srebrnymi elementami. Opięty w skórzano-metalową uprząż, kabury i sakwy. Brewster wypełnił te luki spluwą i granatnikiem, przypiął małą torbę na bagażniku i odpalił silnik. Podkręcił gaz, maszyna wyła jak marzenie. Sprawdził jeszcze raz wszystko po czym opuścił garaż, wturowały mu fanfary wysokoobrotowego silnika, grą świateł zajęli się mieszkańcy pobliskich mieszkań.
**
Tego wieczoru o szaleństwach na jednośladzie nie było mowy, ale to co kierowca z niego wyciskał w tych warunkach i tak robiło wrażenie. Nieliczni przechodnie widzieli jedynie czerwoną smugę przecinającą ścianę deszczu, błysk jednej z luf czy tłumika, podświetlany HUD gogli czy świateł. Kierowca tymczasem doskonale ogarniał przestrzeń jezdną- mało tego, śledził czerwony trójkąt (siebie) na mini-mapie przesuwający się po nitkach ulic Frankfurtu i obmyślał strategię wywiadu, który przeprowadzi lada moment. Czerwony symbol nieuchronnie zbliżał się do znacznika użytkownika podpisanego „Halberg”. Zamierział potwierdzić zeznania z taśm, wypytać o osoby, które towarzyszyły dziewczynie w wagoniku, ale też bardziej szczegółowe i istotne kwestie. Jak była ubrana w kolejce? Co miała przy sobie, plecak, torbę, psa...? Czy może słyszał i przypomina sobie o czym rozmawiała podczas jazdy, albo sam ma jakieś pojęcie gdzie mogła pójść ze stacji West..? Każdy detal był na wagę nieskromnej wypłaty, jaką oferował mister Johnson.
-Może być even więcej... -karmazynowy jeździec mruknął niesłyszalnie spod drive-gogli, ~ Kurwa, muszę coś zrobić z tym softem niemieckiego.. -przeklął w myślach. |