Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2010, 18:26   #3
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu


Ragnar Gunnarsson

Ragnar leżał na lodowej powierzchni zamarzniętego jeziora i dochodził do siebie po wyboistej podróży. Teleport przeżuł go i wypluł w takim stanie, że ledwo widział na oczy. Żołądek jeszcze skręcał mu się jak powróz od torsji, obity łeb bolał od dość ciężkim lądowaniu. Podniósł się na kolana i rozglądnął wokół. Zaraz poderwał się i wyszarpnął młot zza pasa. Skołatana głowa podsunęła mu bowiem przerażającą myśl, że oto wprost z dziwacznej, ognistej krainy Ifryta przeniósł się do domeny pieprzonej Auril. Ostatnio miał z tą suką na pieńku – uśmiechnął się zadowolony z siebie i potrząsnął wyzywająco swoją bronią. No dalej! A Livia i Violin bezpieczne od ciebie, szmato!
Wzrok wreszcie mu się wyostrzył, zaczynała dostrzegać więcej szczegółów. Jezioro, jakiś zamek w oddali, wyspa. Gdzie ja do stu grubych kurew jestem? Kapłan zebrał rozrzucony ekwipunek i rozglądnął się znowu. Ani widu kompanów… Najpierw odeszli Araia i Lurien, a teraz w ogóle został sam. To jednak nie było królestwo lodowej Auril. Głos przebijający się z daleka przez zimny wiatr hipnotyzował go swoim brzmieniem. Bez zastanowienia ruszył w stronę wyspy, pchał go jakiś przymus, a jednocześnie wiedział że nie ma w tym zagrożenia. Wsłuchiwał się w piękny, tęskny śpiew. Nie znał języka pieśni, a jednak rozumiał jej słowa. Doszedł do zamarzniętego wodospadu i patrzył na śpiewającą dziewczynę. Wizja kruchej kobiety, ledwie przyobleczonej na mrozie w białą suknię, bosą, stojącą na skraju przepaści zawałą mu się wizją właśnie. Obrazem zesłanym przez jakąś obecną wokoło moc. Czuł że tutaj wszystko skrzy się od delikatnej powłoki magii. Kiedy starsza w kobiet odezwała się do niego spojrzał na nią, po czym przykląkł na chwilę na jedno kolano i pochylił głowę. Bogini. Drugi raz w ostatnich miesiącach doświadczał obcowania z bogami. Kapłan wstał i popatrzył w jej piękne oblicze. Nie spuszczał wzroku, stał i patrzył dumnie podziwiając jej moc bijącą z postawy, urody i słów.
- Modron, na krew przodków, wypełnię twą wolę lub zginę próbując – proste, twarde słowa wojownika Północy wypowiadane przez jemu podobnych od stuleci. Srebrny symbol Valkura noszony na piersi zabłysnął jasno, kiedy Kapitan Fal potwierdził i zaakceptował jego przysięgę. Ragnar uśmiechnął się szeroko. Może jednak będzie mógł wrócić do swoich…
Zapamiętał słowa i rady Pani Jeziora. Wychodząc spojrzał jeszcze na szczyt wodospadu, ale jasnowłosej już nie było. Poprawił ekwipunek i ruszył do zamku widniejącego w oddali.

Od dwóch dni czekał na lordów stanicy o egzotycznej nazwie. Wypytał zarządcę o jarla tych ziem i dowiedział się, że władców takowych jest siedmiu w tym kilka kobiet. Starał się nie okazywać zdumienia, w końcu nie takie dziwy widział w ostatnich miesiącach. Dopytał tylko czy oni wszyscy na raz rządzą i zadziwił się znowu, kiedy pan Raine odpowiedział, że po prawdzie to ledwo co zaczęli rządzić, ale tak, wszyscy na raz. Na wieść że lordowie udali się do króla uzyskać potwierdzenie objęcia spadku i złożyć hołd lenny zafrasował się trochę. Zarządca nie miał pojęcia kiedy wrócą. Na końcu rozmowy za to on wprowadził w osłupienie Petera, gdy spytał w jakim kraju tak w ogóle się znajdują. Hmm… Damara przy granicy z Impiltur. W sumie nie daleko, uśmiechnął się pod wąsem. Poprosił o gościnę w stołpie do czasu przyjazdu lordów. Lekkie zakłopotanie żony zarządcy, że pozostaje mu nocleg w głównej sali, skwitował tylko że to aż zbytek wygód. Ciepło, ława do spania, to i tak lepiej niż ostatnio.
Oglądnął sobie zameczek z zewnątrz, wiele czasu poświęcił obserwacji załogi. Wprosił się niemal siłą na polowania z córką zarządcy. Raz że mu się kuczyło już powoli z nudów, a dwa że chciał choć trochę odwdzięczyć się za gościnę. Nelli zaś spojrzała na niego krytycznie, wzięła w końcu chyba tylko po to żeby zdobycz na plecach do zamku nosił, bo myśliwiec był z niego jak z koziej dupy waltornia.
- Destiny, Pani Białego Jeziora. – zaczął od razu na pierwszej wyprawie – Widziałaś ją kiedyś? Często z ludźmi w waszej dolince gada? A nowi władcy? Dobrzy ludzie?
- Nasza Pani rzadko się pokazuje. – Powiedziała szeptem tropicielka tkwiąc bez ruchu na ambonie – A nowych spadkobierców nie znam na tyle by sobie opinię wyrobić.
Urwała dyskusję kładąc mu palec na gębie, bo akurat jelonek strzał wychodził. W drodze powrotnej wypytał dokładnie przynajmniej jak wyglądają.
Już od zamkowej bramy poruszenie wśród załogi i spory orszak roztarasowujący się na dziedzińcu zdradzał że jarlowie wrócili do Elandone. Ragnar zrzucił z ramion jelonka, śniegiem starł dokładnie krew z kolczugi. Poprawił za pasem młot i tarczę z symbolem Valkura na plecach. Szybka, wojskowa decyzja. Skoro Pani Białego Jeziora sama powiedziała, że są godni zaufania i wśród nich ma szukać sprzymierzeńców, to nad czym się zastanawiać.
Wszedł do głównej sali z dumnie podniesioną głową. Odczekał chwilę, aż należycie zauważą jego przybycie i w tym czasie wybierał osobę do której się zwróci. Krótka modlitwa do swojego bóstwa rozwiała też wątpliwości co do kolejnej kwestii. Dostrzegł sześciu lordów, podszedł jeszcze kilka kroków stając na środku sali. Skłonił się lekkim skinieniem głowy i przyłożył pięść do serca.
- Jestem Ragnar Gunnarsson z Hafnafjorduur – powiedział basem, wyraźnie było słychać obcy, zgrzytliwy i trzeszczący akcent koczowników z Północy – Jestem kapłanem Valkura, Kapitana Fal. Przyszedłem prosić o schronienie i pomoc.
Odnalazł wzrokiem najstarszego z rodu, o którego wcześniej wypytał Nelli. Robert Valstorm. Patrzył mu w oczy oceniając od razu swoim zwyczajem, ale mówił do wszystkich. Żaden był z niego mówca, tak więc streszczał się. Jeszcze przed wejściem zdecydował się że wyłoży wszystkie karty na stół.
- Destiny, Pani Białego Jeziora zawierzyła mi misję odzyskania jej własności, naszyjnika i poleciła szukać wśród was sprzymierzeńców. Naszyjnik, ukryty jest w pradawnej świątyni opanowanej teraz przez wyznawców Garagosa. – przeniósł wzrok na kolejnego z jarlów, w tunice z symbolem Tempusa. - Wyprawa będzie niebezpieczna, gdyż sama świątynia jest wśród górskich szczytów ukryta i niedostępna zimą.
- Pani wspominała też o konieczności pomocy maga w misji. – wzrok spoczął na czarnowłosej kobiecie, którą wskazała modlitwa. Kapłan znowu skłonił się lekko. Spojrzał na ich miny i nie wytrzymał. Dudniący, szczery i zaraźliwy śmiech odbił się od kamiennych murów.
- Nie, nie jestem szalony. Sam dopiero jak usłyszałem własne słowa, doszło do mnie jak absurdalnie i niewiarygodnie one brzmią. Tyle tylko że to najszczersza prawda. – opanował wesołość i splótł ręce na szerokiej piersi. – Złożyłem Bloedegass Pani Białego Jeziora. Przysięgę krwi. Rozmawiałem z nią trzy dni temu, tak jak z wami teraz rozmawiam. – Starał się ich przekonać do prawdziwości swoich słów.
- Proszę was o schronienie do wiosny. O dach nad głową za który nie jestem w stanie się odwdzięczyć niczym innym, poza łaską Valkura. Wiosną zaś wyruszę wypełnić wolę Pani, sam czy z wami wszystkimi, czas pokaże.
Popatrzył jeszcze raz na zgromadzonych i czekał na odpowiedź.
 

Ostatnio edytowane przez Harard : 03-12-2010 o 23:42.
Harard jest offline