Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2010, 21:15   #16
emilski
 
emilski's Avatar
 
Reputacja: 1 emilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodze
Już z daleka zobaczył, że coś jest nie tak. Zbliżał się do szkoły. Do miejsca, gdzie był jego drugi dom. Do miejsca, któremu poświęcił większość swojego życia. Do miejsca, w którym starał się lepić dobrych ludzi.

Gdy tylko dojechali na odległość, pozwalającą dostrzec szczegóły, ujrzał powybijane szyby w oknach, zabarykadowane drzwi, gdzieniegdzie pozabijane okna. Dodał gazu. Miał bardzo złe przeczucia. Dojechał pierwszy na miejsce i szybko wysiadł z wozu. W tym samym momencie pojawiła się policja. Dużo policji. Jakieś specjalne jednostki, wyły syreny, policjanci biegali. Nie znał ich. Żadnego z nich. Skąd tu tyle obcych ludzi. Całe życie był ze wszystkimi na ty, a teraz nagle sami obcy ludzie. Co się stało z jego wszystkimi przyjaciółmi?

Kątem oka zobaczył, że dojechali tu chyba wszyscy spod baru – pojechali za jego głosem, a on ich wpakował w kłopoty. To wszystko może oznaczać tylko jedno: zaraza już tu dotarła. Prawie nie zauważył, jak policjanci go przeszukiwali. Szukali broni. Miał broń, ale w domu. Teraz bardzo chciałby tam być. Ma tam swój ulubiony sztucer. Ale najpierw musi dostać się do szkoły. Zobaczyć, co tam się dzieje. Czy rzeczywiście jest już za późno. Zaczął iść w jej stronę. Okazało się, że policja myśli o tym samym. Wzięli ich w kordon i wprowadzili wejściem przez szatnię. On – ojciec tej szkoły był do niej wprowadzany przez nieznanych mu policjantów. To jeszcze jakoś by zniósł, ale widok jego braci, Charlesa i Barneya, którzy pożywiają się Herbertem z sąsiedniej farmy, przelał czarę goryczy. Charles i Barney od zawsze byli zwyrodnialcami, ale to przechodziło ludzkie pojęcie.

Rozległy się strzały. Było za późno, żeby oponować. Po chwili na podłodze leżała już tylko krwawa miazga, która... zaczęła się podnosić. Nie wiadomo skąd u niektórych nagle pojawiła się broń i kolejne wystrzały. Bał się jak cholera. Jak nigdy dotąd. Był przerażony. Jego świat legł w gruzach. Cały jego wszechświat zapadł się w jednym momencie. Wszystko, co znał i co kochał, przestało istnieć. Widział po twarzach pozostałych, że nie tylko on się boi.

Zrozumiał. Zrozumiał, że to już koniec wszystkiego. Później nad tym wszystkim się zastanowi. Teraz trzeba się spiąć i wziąć się w garść. Natychmiast! Strzelanie nie ma sensu. Trzeba się od nich odizolować. Po głowie wciąż chodził mu jego przyjaciel, Simon. Jego była żona. Musi ich odszukać, to na pewno, ale najpierw muszą znaleźć jakieś schronienie.

Do domu. James musi dotrzeć do domu. Tam jest cała reszta jego świata – może uda jeszcze się coś ocalić.

-Słuchajcie, takie strzelanie totalnie nie ma sensu. To się nie skończy! Musimy się odizolować! Jeśli ktoś chce, może jechać ze mną! Do mnie do domu! Tam możemy się odgrodzić od tego horroru. Ja i tak muszę tam zajrzeć.

Zaczął się wycofywać z powrotem w dół. Ręka sama znalazła w kieszeni kluczyki. Kierował się do forda.
 
__________________
You don't have to be weird, to be weird.
emilski jest offline