Wątek: C E L A
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2010, 23:51   #69
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Jedno za drugim, związani sznurem niczym skazańcy, wchodzili do paszczy lwa. Świadomi konsekwencji i zagrożenia tam czyhającego, ale i w pełni zdeterminowani, wierzący w słuszność obranej drogi.
Niczego się nie nauczyli, dali się ponownie omamić obietnicy rozwiązania ich kłopotów za bezcen. A może nie? Może ich były wróg, "Upadła suka", jest teraz faktycznie po ich stronie? Może rzeczywiście przejrzała plany szurniętego doktora i nie prowadzi ich w pułapkę? Może Lechner nie przewidział, że poznała tę drogę i nie czeka na nich z pistoletem lub "specjalnymi" pułapkami? Oby.

Początkowo było dobrze. Ciemność, zwykła wszędobylska ciemność, nic więcej. Oczywiście wyczekiwali nagłego pojawienia się ich własnych, "osobistych" demonów, a nawet więcej, w końcu wznoszący się w powietrzy specyfik miał wzmocnić Sumienie, a że nie wiedzieli, jak to się będzie objawiało, to wyczekiwali najgorszego...

... aż w końcu nadeszło. Początkowo nieśmiało, jakby badało ich reakcję, by zaraz potem mogło uderzyć z pełną siłą w ich najczulsze punkty. Wszystko wokół zaczynało falować, łącznie z podłogą pod ich stopami. Kurt jeszcze mocniej zacisnął dłonie na trzonku toporka, odruchowo biorąc go za drążek autobusowy. Oczywiście, nie pomogło mu to utrzymać równowagi, jednak mimo to nie przewrócił się. Wiedział, że to tylko halucynacje, i to, póki co, żadne nadzwyczajne, na haju też niejednokrotnie takie miewał. Mimo wszystko zaczął drżeć i zebrało mu się na mdłości. Nie denerwował się jednak bardziej, niż przed wejściem, co nie oznaczało, że w ogóle się nie denerwował, wręcz przeciwnie.
Gdyby ktoś jeszcze tydzień temu powiedział mu, co przeżyje dzisiejszego dnia, wyśmiałby go. Nie uwierzyłby w żadne słowo. Teraz jednak nie tylko wierzył, w końcu znajdował się w centrum tego wszystkiego, ale i bał się tego, co jeszcze przed nim. Jak wiele przyjdzie mu wycierpieć, zanim wyjdzie na wolność? Zresztą, to nie koniec. Jeśli ktoś zobaczy go w tych ciuchach, zwinie go policja. Poza tym, nie wie gdzie jest, kona z głodu, jest umazany we krwi, a w organizmie przez pewien czas zostaną jeszcze ślady po Heronie. Co zrobi, jeśli bezpiecznie wydostanie się stąd? Nie będzie łatwo.

Udało mu się uciec od rzeczywistości, jednak tyko na moment. Potem wszystko szybko się potoczyło. Zgasły światła, coś zaczęło ich okrążać, jakieś dziwne, niskie postacie... Dzieci? Na domiar złego, Kurt odniósł wrażenie, że Ewa jest znacznie dalej od niego niż wcześniej, sznurek jednak ciągle pozostawał naprężony, nie mogła więc się zerwać. To potwierdziły zresztą jej krzyki. Dotąd tylko obserwowała zachowania innych naznaczonych Sumieniem, ciekawe jak jej się spodoba eksperyment od tej strony kamery, pomyślał z goryczą chłopak, starając się nie przejmować otaczającymi go istotami, zupełnie jakby to miało mu zapewnić nietykalność.

Jednego jednak nie mógł zignorować- dotyku Ericka. Jak się jednak okazało, ciągłe powtarzanie, że jego ukochany nie żyje pomogło mu odepchnąć natrętne wizje. Lecz zanim to się stało, chłopak wiele wycierpiał. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie żałował tak swojego czynu. W więzieniu, a szczególnie w izolatce, rozmawiał z wyimaginowanymi Erickiem i Lucy, traktując to raczej jako rozrywkę, urozmaicenie dłużących się godzin, gdzieś w głębi również jako receptę na samotność. Dzisiaj, po zażyciu Sumienia, zaczynało do niego docierać, że to nie gra, że to wszystko naprawdę się stało i że jego partner nie żyje, gdy zobaczył jego martwe ciało w korytarzu, dotarło do niego, co zrobił. Teraz dopiero mógł spojrzeć trzeźwo na martwe ciało mężczyzny i zrozumieć, jak bardzo wszystko spieprzył. Do tej pory udało mu się to utrzymywać gdzieś głębiej, pod bieżącymi wydarzeniami, w końcu cały czas miał na czym się skupić. Ale teraz, kiedy ponownie czuł go blisko siebie, pękł. Zdawał sobie sprawę, że to tylko iluzja i dzielnie stawiał jej czoła, starając się wmówić nie sobie, lecz jej, że nie jest realna, jednak nie mógł już dłużej tłumić w sobie żalu i złości na samego siebie. Gdy sylwetka Ericka rozmyła się, zaczął płakać. W jednej chwili jego prawdziwe, Wrodzone Sumienie zaczęło bombardować go wspomnieniami wszystkich krzywdzących kogoś czynów, jakich dopuścił się przez całe swoje życie. Przypomniał sobie, jak w młodości znęcał się z kolegą nad kotami, jak zbił porcelanową filiżankę, należącą do cennej, zabytkowej zastawy, będącej jednocześnie pamiątką po prababce matki, tylko dlatego, żeby zwrócić na siebie uwagę rozmawiających z gośćmi rodziców, oraz wiele, wiele więcej uczynków, których żałowałby, gdyby tylko od małego nie zagłuszał swojego Wrodzonego Sumienia. Dlaczego to robił? Co spowodowało, że wyrzekł się akurat tego? A może nie tyle "wyrzekł się", co "został pozbawiony"? Jeśli tak, to w jaki sposób?
Na to pytanie Wrodzone Sumienie nie odpowiadało, nadsyłało nadal nieprzyjemne wspomnienia, obecnie te, które związane były z Erickiem, te, których było o wiele za dużo.

Walka z powracającymi psychodelicznymi wizjami oraz zmagania z dawnymi grzechami odbierały Kurtowi nie tylko siły, ale i nadzieję. Był coraz bardziej przytłoczony, nie chciał jednak wstrzymywać kobiet idących przed nim, tak jak, mimo poczucia bezsilności i beznadziei, nie pozwalał toporkowi wyślizgnąć się z dłoni. Nie wiedział, czemu, lecz to robił, niemalże mechanicznie. Dopiero snop jasnego światła, który wdarł się do pomieszczenia po otwarciu drzwi, ożywił chłopaka. Chwilowo.

Obudził się z bólem głowy, lecz nie takim jak na kacu, tylko takim od uderzenia. Spotkanie z twardą posadzką zapewne nie należało do najprzyjemniejszych. Obie kobiety nadal były z nim, same również dopiero dochodziły do siebie po tym dziwnym omdleniu. Kurt szybko doszedł do siebie, wspominając nieprzyjemny spacer korytarzem, do którego teraz klęczał tyłem. Przetarł oczy. Śladu po łzach nie było, jednak wspomnienia wypuszczone przez Wrodzone Sumienie bardzo szczegółowo, i przez to boleśnie, zapisały się w jego pamięci. Teraz już nie zepchnie ich tak łatwo w kąt, będzie musiał znaleźć inny sposób, żeby się ich pozbyć, inaczej może nie wytrzymać tego psychicznie...

Idąc za przykładem Rebeki, odwiązał siebie, a potem Ewę. W międzyczasie spoglądał z lękiem, alei z zaciekawieniem do góry, skąd wydobywały się czyjeś wrzaski. Nie odzywał się jednak, nawet na wybuch blondynki nie zareagował. Nie wiedział, czy powinien jej wtórować, czy odwodzić ją od tego pomysłu. Różne myśli przychodziły mu do głowy, niestety tak skrajne, że całkowicie nie potrafiłby wyrazić swojego zdania, gdyby go o to poproszono. Gdy zobaczył łzy zbierające się w kącikach oczu wściekłej kobiety, musiał opuścić wzrok, żeby samemu nie zacząć ponownie płakać. Musiała przeżyć coś równie okropnego, co on, skoro z bardzo spokojnej, chwilami sprawiającej wrażenie obojętnej na swój los, kobiety wyszła teraz rozchwiana emocjonalnie furiatka, zdolna spełnić swoje groźby przy najbliższej okazji.

- Chodźmy, nie ma na co czekać
- stwierdził, odczekawszy aż Marquez chociaż trochę ochłonie. Pomógł wstać Ewie i pozwolił jej oprzeć się na swoim ramieniu.

- Wiesz, kto to może być? Co się tam dzieje?
- spytał ją, wskazując toporkiem gdzieś nad ich głowy.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline