Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2010, 14:01   #95
Cold
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Stała w jednym z korytarzy Akademii, opierając się o kamienną barierkę i kontemplując piękne widoki, jakie się rozpościerały. Co dziwne, pejzaż, jakim się zachwycała, przedstawiał nic innego, jak lustrzane odbicie jej i korytarza, w którym się znajdowała.
- Chichiro - usłyszała za sobą ciepły, miły dla ucha męski głos. Kolana jej się ugięły na ten dźwięk, ale odwróciła się w stronę mężczyzny, który zbliżał się ku niej powoli. Był wysoki, miał piękne białe skrzydła, a sam ubrany był jedynie w jedwabne, szkarłatne spodnie. Jego doskonale wyrzeźbiony tors i klatka piersiowa były natomiast obnażone.
Dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała na twarz Nieskończonego. Delikatne, acz nadal męskie rysy twarzy, wąskie usta i niebieskie oczy, które wpatrywały się w nią z ciekawością. Na czoło i policzki niesfornie opadały kosmyki jasnych włosów.
- Mistrz Giovanni - zdążyła jedynie wypowiedzieć, kiedy ten pojawił się tuż przed nią, obejmując ją jedną ręką w talii i przyciągając do siebie. Przylgnęła do jego nagiego torsu, a on ujął jej brodę drugą dłonią i uniósł lekko ku górze. Ich usta nagle złączyły się w namiętnym pocałunku, a gdy Chichiro otworzyła na chwilkę powieki, ujrzała całującego ją Yasu.
Scena ta trwała jedynie ułamek sekundy, bo już w następnej Chichiro zaczęła spadać w ciemną otchłań, a wokół niej pojawiały się sylwetki i twarze Yasu, Mistrza Giovanniego, Elfa Przewodnika, tego zboczonego Elfa, Bastiana, jej brata i kilku innych mężczyzn, jakich spotkała w swoim życiu.
W końcu jej lot zakończył się upadkiem na wóz pełen siana, które po chwili zamieniło się w kolorowe, syczące węże. Przerażona, wyskoczyła z wozu, wpatrując się w gady. Te zaś zaczęły łączyć się jeden z drugim w jedną całość i uformowały się w Drzewo Tanowu. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że znajduje się w Minas’Drill, lecz nikogo prócz niej tam nie było. Gdy tylko spojrzała w stronę świętego drzewa, ono zaczęło płonąć. Z popiołów natomiast wyłoniła się sylwetka dziewczyny o niebieskich włosach, łudząco podobna do Chichiro. Gdy już miała ujrzeć jej twarz, obudziła się.
Światło padające przez zasłonięte okienko, okalało jej twarz.
- Nienawidzę węży - stwierdziła, wychodząc z łóżka.
Gdy już była po porannej toalecie i przygotowaniach do wyjścia, z przerażeniem stwierdziła, że jest już południe. A także wyleciał jej z głowy sen, który miała tej nocy. Wzruszyła jednak ramionami, w końcu to był tylko sen, zapewne mało istotny i stanowczo zbyt absurdalny.
Spięła jeszcze włosy swoją fikuśną spinką, po czym wyszła z pokoju, zbiegając po drewnianych schodkach na parter i machając radośnie na powitanie kelnerce.
Gdy tylko wyszła na zewnątrz, przywitał ją przyjemny zgiełk dzielnicy dla gości. Jej twarz promieniowała radością, w końcu zaczynał się nowy dzień w tym pięknym mieście! Postanowiła odwiedzić Yasu, choć nie wiedziała, czy był to doskonały pomysł. W końcu nie byli wielkimi przyjaciółmi, ale w końcu... To jedyna bliżej jej znajoma osoba w Evanalain. Z tego, co pamiętała, mieszkał on na drugim końcu dzielnicy dla gości, dlatego też postanowiła znaleźć jakiś skrót, by nie iść naokoło.
Minęła kilku turystów i mieszkańców Elfiego miasta, uśmiechając się do nich radośnie, po czym weszła w jedną z ciemnych uliczek. Wyglądała na prowadzącą prosto na drugą stronę dzielnicy, co bardzo urządzało Nieskończoną. Jednak nie spodziewała się jednego...

Było ich czterech. Pojawili się niespodziewanie, aż do ostatniej chwili nie uświadamiając Chichiro o swojej obecności.
- Ho-ho... - W ciasnej uliczce rozbrzmiał dźwięczny głos jednego z nich.
- Wygląda na to, że dziś dopisało nam szczęście, bracia - powiedział kolejny.
Rabusie otoczyli pierścieniem Chichiro, blokując jej każdą drogę ucieczki. Wyglądali jak wszystkie inne elfy. W ciemności skrzydlata dostrzegła, iż dwóch miało blond włosy, trzeci był rudy, a czwarty był szatynem. Cała czwórka miała na sobie koszule ze zwiewnego materiału i skórzane spodnie, a przy ich paskach wisiały długie noże.
- Jeżeli będziesz z nami współpracowała, to nie stanie ci się krzywda, dziewczynko - powiedział szatyn.
Chichiro i rozbójników dzieliły już tylko trzy metry.
- A zatem... wszystkie kosztowności są mile widziane. Po prostu rzuć je na ziemię - odezwał się rudy.
Czwórka stanęła.
Nieskończona, wpierw sparaliżowana przez strach, nie wiedziała, co zrobić. Stała przez moment w milczeniu, wpatrując się w niewidzialny punkt gdzieś przed sobą. Dopiero po chwili dotarło do niej, że nie ma większego wyboru.
Spuszczając wzrok, zaśmiała się pod nosem. Widocznie ta czwórka uznała ją za kompletnie bezbronną istotę, którą uda im się tak łatwo okraść.
Jeden z blondynów (byli bliźniakami) zmarszczył brwi.
- Nie będziemy się powtarzać. Dobrowolnie oddasz nam wszystko co masz przy sobie albo weźmiemy to siłą. - Jego wzburzony głos miał ostry akcent.
- Proszę bardzo - odparła, jak gdyby nigdy nic, podnosząc wzrok. Na jej twarzy nadal gościł uśmieszek, a jej oczy błysnęły zawadiacko. Była gotowa do walki, choć gdzieś tam w środku czuła niepewność czy oby na pewno da sobie radę z aż czwórką przeciwników. W końcu nie była doświadczonym wojownikiem. Chichiro próbowała sobie szybko przypomnieć wszystko, czego została nauczona podczas tych wielu lat w Akademii...
*
Stała w korytarzu, opierając się o zimną, kamienną ścianę. Jej niebieskie włosy swobodnie opadały na ramiona i plecy. Od czasu do czasu lubiła nosić rozpuszczoną fryzurę. Ubrana była w zwiewną, pastelowo niebieską sukienkę, a na stopach miała rzymianki, wiązane niemalże po kolana. Stojąc tak i opierając się o chłodną ścianę, wpatrywała się w pomalowane na niebiesko paznokcie u rąk. Zastanawiała się, jaki jeszcze kolor pasowałby do niej, gdy gdzieś w oddali usłyszała szybkie kroki.
Spojrzała w stronę nadchodzącego mężczyzny. Był to wysoki Nieskończony o jasnych włosach i przystojnych rysach twarzy.
Kiedy wzrok Chichiro zatrzymał się na jego nagim, doskonale wyrzeźbionym torsie, zarumieniła się i szybko spojrzała w jego niebieskie oczy.
- Mistrz Giovanni - zwróciła się do niego, uśmiechając się delikatnie. Miała nadzieję, że rumieniec już dawno zniknął z jej twarzy.
- Aaah, Chichiro. - Mężczyzna odwzajemnił uśmiech, wymijając dziewczynę i podchodząc do drzwi, obok których cały czas stała.
Przez ten cały czas czekała na swojego mistrza, by odbyć kolejny trening. Skrzydlaty otworzył drzwi i gestem ręki zaprosił dziewczynę do pomieszczenia.
Kiedy znaleźli się w środku, Chichiro ujrzała przed sobą pustą, okrągłą salę. Oboje podeszli na środek i stanęli naprzeciwko siebie.
- Zamknij proszę oczy - powiedział Giovanni, wpatrując się badawczo w swoją uczennicę.
- Hm?
- Musisz nauczyć się nie tylko grać muzykę, ale także ją czuć... Czuć ją fizycznie - odparł spokojnie.
- Nie rozumiem.
- Zrozumiesz, Chichiro, zrozumiesz - powiedział, uśmiechając się do niej pokrzepiająco.
Nieskończona wykonała zatem polecenie swojego nauczyciela, powoli zamykając powieki. Otoczyła ją ciemność, jedynie jakieś niekształtne figury o jaskrawych barwach śmigały jej przez chwilę przed oczyma.
Panowała zupełna cisza, która trwała niepokojąco długo. Po chwili jednak usłyszała gdzieś za sobą szept, który z czasem jednak przerodził się w cichy, acz melodyjny śpiew. Lecz nic poza tym. Słyszała muzykę, ale jej nie czuła. Nie czuła jej fizycznie, jak powinna, według słów mistrza.
Już chciała się odezwać zrezygnowanym tonem, gdy nagle poczuła ciepły dotyk czyichś dłoni na swoich ramionach. Śpiew Mistrza Giovanniego nie ustępował. Był cichy i kojący dla ucha, tak jak dotyk jego dłoni dla skóry dziewczyny.
- A teraz otwórz oczy i odwróć się w moją stronę - powiedział, gdy nagle przestał śpiewać, a uczucie dotyku nagle wyparowało.
Chichiro wykonała polecenie bez słowa. Okazało się, że jej mistrz stoi na drugim końcu sali. Czyżby przez cały czas tam stał?
- Skup się na tym, co przed chwilą poczułaś, lecz nie zamykaj już oczu - oznajmił, po czym ponownie zaczął śpiewać.
Niestety, tym razem Chichiro nie poczuła zupełnie nic. Choć mogłaby przysiąc, że przez ułamek sekundy ponownie poczuła dłonie swojego mistrza na ramionach, mimo że ten ciągle stał na drugim końcu sali.
- Nic - westchnęła zrezygnowana.
- Hej, hej, hej! - krzyknął radośnie mężczyzna, podlatując do niej. - Nie poddawaj się tak szybko, to dopiero nasza pierwsza próba.
- Ale... gdy miałam zamknięte oczy, czułam...
- Gdy jeden zmysł jest ‘wyłączony’ - przerwał jej Giovanni. - Reszta z nich się wyostrza. Zobaczysz, jeszcze kilka takich treningów, a poczujesz moją muzykę. To dopiero pierwszy krok ku osiągnięciu pełnej władzy nad swoim talentem.
- Pierwszy krok?! To co mnie później czeka?
- Hm... Będziesz musiała nauczyć się czuć melodię otaczającego cię świata - odparł radośnie Giovanni. - Czeka nas mnóstwo zabawy!
Chichiro uśmiechnęła się mimowolnie. Skoro już na pierwszej lekcji udało jej się coś poczuć, to już na następnych powinno jej iść coraz lepiej! Optymistyczne nastawienie to podstawa.

Opuszkami palców musnęła po flecie przypiętym do pasa, by po chwili chwycić za niego pewniej. W każdej chwili była gotowa odpieczętować swoją duchową broń, a także użyć magii. Wsłuchała się także w otaczające ją dźwięki. Kapanie wody z pobliskiej rynny, szelest koszul przeciwników... Czuła na sobie każdy dźwięk. Czuła się jak kropla spadająca z rynny do niewielkiej kałuży. Czuła się jak materiał, powiewający na wietrze i szeleszczący przy każdym ruchu. Była także jak ostrze, które szaleńczo przecinało powietrze, by wbić się w swoją ofiarę.
Zaatakował blondyn zza pleców Chichiro. Zaszarżował, przecinając powietrze ostrzem swego sztyletu.
Dziewczyna w ostatniej chwili uniknęła ciosu nożem, który jednak musnął jej ramię, rozcinając delikatną skórę. Kilka kropel gorącej krwi skapnęło na zimne podłoże. Syknęła cicho z bólu. Nie spodziewała się nieczystego ataku zza pleców, ale czego innego mogła oczekiwać po zwykłych złodziejach? Gdy unikała ciosu, wykonując zgrabny obrót, chwyciła za instrument i trzymając go już pewnie w dłoni, wypowiedziała jego imię.
- Emocje! - W oddali dało się usłyszeć jakby szum morza, który zawsze towarzyszył odpieczętowaniu duchowej broni Chichiro. Zawiał lekki wiatr, rozwiewając włosy dziewczyny. Przedmiot, który nie tak dawno wydawał się zwykłym fletem, nagle przemienił się w wodny bat. Z jednego końca wystrzelił cienki strumień błękitnej wody, który już mknął, by zadać cios jednemu z bliźniaków.
Elfy zareagowały natychmiastowo. Wszyscy odskoczyli i przystanęli na dachach budynków lub ich gzymsach czy oknach. Jeden tylko blondyn, który zaatakował Chichiro, został na miejscu i wkrótce posmakował uderzenia jej bicza. Rozbójnik zatoczył się do tyłu, ręką przyciskając lewy bok, który został rozcięty przez silny strumień wody.
- Co to za magia?! - wykrzyczał.
- Jakakolwiek ona nie jest, z pewnością będzie niezwykle cenna - powiedział Szatyn. - Levron! Gariel! - krzyknął do towarzyszy.
Dwa elfy, rudy Gariel i Levron, jeden z bliźniaków, odbili się od budynków i skoczyli wprost na dziewczynę, zasłaniając się swoimi ostrymi ostrzami.
Chichiro wykonała obrót biczem nad swoją głową, by na końcu dmuchnąć w ustnik, zatykając kilka dziurek na flecie. Z instrumentu wydobyła się miła dla ucha melodia, przypominająca trochę uderzenie wzburzonej fali o skałę. Wodna spirala w mgnieniu oka zamieniła się w tarczę, którą panna Hope osłoniła się przed zbliżającym się atakiem.
Długousi rozbójnicy wylądowali przed osłoniętą skrzydlatą. Zdolność fletu wyraźnie ich zaskoczyła.
- Xanen! - zawołał rudzielec.
Elf o kruczoczarnych włosach tworzył zaklęcie, wykonując przy tym zawiłe gesty i wypowiadając słowa elfickiej inkantacji.
- Viollen Gi'Al! - wykrzyczał, prostując ręce i rozczapierzając palce.
Z jego dłoni wydobył się lśniący obłok chłodnego powietrza. Dotknął on wodnej kopuły, zamrażając ją w grubą powłokę.
Chichiro spojrzała na Elfa, który rzucił zaklęcie. Podniosła jedną brew.
- Czyż nie minęliście się trochę z celem? Jak teraz chcecie mnie okraść, jeśli znajduję się pod tą lodową kopułą? - zapytała, spoglądając na każdego długouchego z osobna.
Elf czarodziej zeskoczył na ziemię i powoli ruszył w stronę lodowej kopuły.
- Nie doceniasz nas, dziewczynko. Kontrolowanie lodu jest moją specjalnością.
Gdy dotarł do więzienia Chichiro, przytknął dłonie do kopuły.
- Nie chcemy cię zabijać, ale jeśli nas do tego zmusisz, zrobimy to z przykrą koniecznością. A więc? Co jest dla ciebie cenniejsze? Błyskotki, czy życie? - uśmiechnął się szyderczo.
Chichiro uśmiechnęła się do Elfa, jakby drwiąc z niego. Następnie cmoknęła kilka razy i spojrzała mu prosto w oczy.
- To wy nie doceniacie mnie - powiedziała spokojnie. - Jeśli dobrze mi wiadomo, lód to nadal woda, a co za tym idzie... - Dziewczyna sięgnęła po swoją broń, która od razu powróciła do pierwotnego stanu. Przyłożyła flet do ust i delikatnie dmuchnęła. Wodna Orkiestra, to był jej kolejny ruch. Nie miała innego wyboru, a nie chciała ryzykować większego uszczerbku na zdrowiu niż rozcięcie na ramieniu. Lodowa kopuła zaczęła się skraplać w zastraszającym tempie, by po chwili uformować się na kształt ostrzy, które wycelowane były w czwórkę Elfów. Chichiro nie przestawała wygrywać pięknej melodii. Spojrzała jedynie znacząco swoimi brązowymi oczyma na Elfa Maga, jakby dając mu znać, że ma okazję się wycofać.
Xanen nie czekał na atak i szybko odskoczył. Pozostała trójka przygotowała się jednak do ataku. Czarodziej tkał kolejny czar. Ranny elf rzucił w Chichiro sztylet, a dwójka zdrowych ruszyła do ataku bezpośredniego, manewrując pomiędzy kolejnymi ostrzami.
Nie miała za wiele czasu, a tyle, ile go posiadała, pozwalało jedynie na wykonanie jednego ruchu. Stanęła przed dylematem: dokończyć grę i zaatakować przeciwników ostrzami, czy też przestać grać i wzbić się w powietrze. Postanowiła jednak zaryzykować, zawierzając swoje życie intuicji... i magii.
Nieskończona dokończyła graną przez siebie melodię, a ostrza wystrzeliły z zawrotną prędkością w stronę Elfów.
Zwinni rabusie sprytnie lawirowali pomiędzy tnącymi ostrzami. Wodna Orkiestra powstrzymała jednak ich ruchy i unieruchomiła. Sztylet rzucony przez jednego z bliźniaków wbił się boleśnie w udo Nieskończonej.
Chichiro krzyknęła, kiedy poczuła przeszywający ból. Sparaliżowana, upadła na kolana, podpierając się rękami o podłoże. Spojrzała na sztylet i ranę, z której sączyła się krew. Drżącą dłonią sięgnęła w tamtą stronę i zaciskając zęby, wyciągnęła jednym ruchem ostrze z uda. Głuchy krzyk wydobył się z jej ust, a łzy pociekły po policzkach. Tego było już za wiele. Chwiejąc się, wstała i spojrzała ze wściekłością w oczach na Elfa, który stał najbliżej niej.
- Emocje - wycedziła przez zaciśnięte zęby, by po chwili wodny bicz mógł opleść się wokół szyi długouchego. Nadal się chwiejąc, zacisnęła dłoń na rękojeści swojego bata.
Elf szarpał za oplatający jego szyję strumień, a dwóch jego towarzyszy patrzyło się na desperacko łapiącego powietrze przyjaciela.
- Revren! - zawołał blondyn do swego brata.
Elf ruszył ściskając mocno swój sztylet. Wziął potężny zamach i cięciem odciął strumień wody.
- Viollen Cario! - krzyknął czarodziej.
Z jego dłoni wystrzeliła seria lodowych ostrzy, zmierzających wprost na Chichiro.
Skrzydlata natychmiast wytworzyła wokół siebie tarczę ochronną, osłaniając się przed zbliżającymi się ostrzami. Wtedy jej wzrok zatrzymał się na elfim Magu. Nie mając czasu na wygrywanie kolejnej melodii, przypomniała sobie o jednym zaklęciu. Skupiła swoją uwagę na Elfie i klasnęła dłońmi. Bitewna nuta ruszyła wprost na niego z zamiarem ogłuszenia przeciwnika.
Fala dźwięku uderzyła w maga i odesłała go do tyłu o kilka metrów, tak że Xanen uderzył o ścianę jednego z budynków i stracił przytomność. Rudy elf ze wściekłością w oczach skoczył na Chichiro z uniesionym sztyletem, mającym zadać śmiertelny cios.
- Niech cię diabli, wiedźmo!!! - krzyczał.
Bliźniacy starali się jak najszybciej opuścić pole bitwy.
Chichiro ponownie klasnęła dłońmi, by tym razem odeprzeć atak rudego Elfa Bitewną Nutą.
Gariel sparował uderzenie dźwięku, ale był zmuszony wylądować przed Chichiro. Gdy tylko postawił nogi na ziemi, pobiegł prosto na nią.
Dziewczyna nie miała czasu na ponowne manewry swoją duchową bronią. Postanowiła więc czegoś prostego, acz może nieoczekiwanego. Sięgnęła lewą dłonią po sztylet, który miała przyczepiony do pasa i cisnęła nim w nadbiegającego Elfa.
Rozwścieczony rabuś nie przewidział takiego obrotu spraw. Sztylet utkwił w jego brzuchu, a elf stanął. Zaskoczony spojrzał na broczącą krwią ranę, po czym opadł na ziemię.
Chichiro stała, wpatrując się w swoją ofiarę. Dyszała ciężko i dopiero wtedy przypomniała sobie o dosyć poważnej ranie na udzie. Ale nie miała czasu, by się nią zająć. Pokuśtykała kilka kroków przed siebie, w pogotowiu trzymając swój flet. Chciała sprawdzić, czy już nic nie grozi jej ze strony rudego Elfa, jak i maga. Na jej szczęście oboje byli nieprzytomni. “Mam nadzieję, że żadnego z nich nie zabiłam” pomyślała, przełykając głośno ślinę. Zbliżyła się do rudego Elfa, ostrożnie kucnęła i szybkim ruchem wyciągnęła z niego swój sztylet.
- Ueee - jęknęła, kiedy spojrzała na zamazane krwią ostrze. - Przepraszam, ale zasłużyliście sobie na to - powiedziała w stronę dwóch nieprzytomnych, po czym podniosła się na równe nogi i kuśtykając, udała się w stronę dzielnicy pełnej turystów i ‘dobrych’ Elfów.
Dopiero przy samym wyjściu z ciemnej uliczki uświadomiła sobie, że wciąż ciepła strużka krwi spływa po jej udzie. Gdy przystanęła, opierając się o drewnianą ścianę, spojrzała na swoją ranę.
“Wygląda poważnie”, przeszło jej przez myśl i zanim cokolwiek zdążyła zrobić, zanim w ogóle pomyślała o zaklęciach uzdrawiających, zrobiło jej się przeraźliwie gorąco. Zimne kropelki potu pojawiły się na jej czole, a białe kropeczki zaczęły śmigać wesoło przed oczami.
- Duszno... - szepnęła, jednak nikt nie mógł jej usłyszeć. Po chwili osunęła się i padła bez przytomności.
Gdy tylko otworzyła oczy, nad sobą ujrzała znajomą twarz. Yasu patrzył na nią z troską w oczach, lecz gdy ta spojrzała na niego, od razu przybrał swój dumny wizerunek.
- No, w końcu się obudziłaś - powiedział, odsuwając się od łóżka na kilka kroków. - Miałaś poważną ranę na udzie i rozcięte ramię. Co ty do cholery wyprawiałaś?!
- Um... ja... - jęknęła, podnosząc się do pozycji siedzącej. Oparła się o miękką poduszkę i rozejrzała po pomieszczeniu, w którym się znalazła. Była to zapewne komnata, którą wynajmował Yasu. Miała zdecydowanie większy standard niż pokój, w którym nocowała Chichiro. Z pewnością za sprawą tego, iż Yasu wybierał się na oficjalną misję, a Chichiro... nie.
- No cóż, wybrałam się z wizytą do ciebie - powiedziała, gdy wspomnienia napłynęły do jej głowy. - Postanowiłam udać się na skróty, dlatego w końcu znalazłam się w ciemnej uliczce, gdzie... - i zaczęła opowiadać ze szczegółami, co jej się przytrafiło. - No a później obudziłam się u ciebie.
- Walczyłaś z czwórką uzbrojonych Elfów?! - zachwycił się Yasu, lecz po chwili jego podniecenie ustąpiło zazdrości, co Chichiro zaraz zauważyła i z dumą spojrzała na Nieskończonego.
Niedługo po tym, postanowiła udać się z powrotem do swojej kwatery, gdzie zamówiła ciepły posiłek i resztkę dnia spędziła w swoim pokoju, zastanawiając się, skąd tak właściwie wziął się tam Yasu. Może po prostu miała szczęście?
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.

Ostatnio edytowane przez Cold : 04-12-2010 o 17:04.
Cold jest offline