Wątek: C E L A
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2010, 20:55   #70
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Josh wyszedł na dziedziniec i rozglądnął się ciekawie. Cała ich przebieżka po opuszczonym więzieniu nabrała innych kolorków. Nie miał już ochoty na ostateczną konfrontację z Maczetą, teraz coraz bardziej interesowało go spotkanie z Lechnerem. To co wstrząsnęło nim najbardziej, pustooka Jill odpowiedziało także na parę pytań. Rozjaśniło mu w głowie. Sumienie na jakimś odcinku jednak działało i to skutecznie. Jej słowa, zachowanie pochodziło od niego samego. Wszystkie obawy, lęki jakie siedziały w nim na dnie pustooka Jill znała na wylot. Nawet te, które nieudolnie próbował taić przed prawdziwą siostrą. Walczyli sami ze sobą, z własnymi demonami. Uśmiechnął się lekko, przynajmniej na tym polu Jill będzie miała łatwiej. Ona sama jest demonem, bogiem, inspiracją. Wzorem, do którego Josh lgnął całym sobą od najmłodszych lat. Odetchnął głęboko, tu po raz pierwszy od dłuższego czasu nie było wszechobecnej zgnilizny, zapachu śmierci, kurzu i pleśni. Spojrzał na Jill, potem na Chrisa i uśmiechnął się do swoich myśli. Zginą tutaj wszyscy. Ale warto było spędzić jeszcze parę chwil z nią.

Fiolka. Nie zdążył nawet zareagować kiedy siostra przechyliła ją do ust i roztrzaskała puste szkło o ścianę.
- Cholera, Jill. Nawet nie wiesz co tam było. Skoncentrowanej dawki Sumienia możesz nie przetrawić szybko - wspomnienie wizji sprzed paru minut odezwało się z całą mocą. Uśmiechnęła się tylko i zniknęła w budynku. Josh zaklął cicho i poszedł za nią. Chris najwyraźniej odleciał. Stał na deszczu i patrzył w górę nie reagując na nic.

Zwiedzających przywitał na wstępnie cholernie zaraźliwy śmiech. Ktoś, lub coś, bawiło się w najlepsze. Jak się szybko okazało pod jednym z prysznicy leżał sobie kolejny kościotrup. Dużo „świeższy” niż jego poprzednicy. Na jego kościach widać było jeszcze kawałki szaro-zielonego mięska. Widok żywych podziałał dla niego jak spora dawka kofeiny. Jego kończyny tłukły się o ściany przegrody, ale mimo wielkiego wysiłku trup nie potrafił podniósł się z ziemi.
- Khe khe. Cholerny Frank, nie uwierzycie co mi zrobił! – powiedział z oburzeniem wskazując na rękojeść noża wystająca spomiędzy jego nagich żeber. – Ale mniejsza o to. Jesteście pierwszymi odwiedzającymi od paru miesięcy. Gratuluję! Chcecie usłyszeć kawał?
- Nie - odparła Jill i odkręciła kurek prysznica. Ku jej zdziwieniu woda była czysta i przyjemnie letnia. Nieśpiesznie zrzuciła z siebie ubranie i pogwizdując pod nosem weszła pod strumień wody.
- Oj tam, oczywiście, ze chcecie usłyszeć. – szkielet najwyraźniej nie dopuszczał do siebie negatywnej odpowiedzi. – Patrz się mnie na usta… no dobra tych już nie mam. Jak to leciało a! Co to jest? Małe, czerwone i siedzi w kącie? Dziecko z brzytwą. A co to jest? Małe, zielone i siedzi w kącie? To samo dziecko po dwóch tygodniach. – dowcip choć niezbyt smaczny rozbawił truposza do łez i znowu całe pomieszczanie wypełnił jego głośny śmiech. Ten szybko ustał gdy martwy lokator zorientował się, że Jill zamierzała wziąć prysznic. Biedaczek choć starał się ze wszystkich sił nie mógł za bardzo zmienić swojej pozycji tak aby widzieć piękne ciało kobiety.

Josh przyglądał się zawartości pudeł w magazynie. Zaglądnął do kilku z nich, rozdzierając karton, ale zaraz zwabiony śmiechem ruszył za siostrą do kolejnego pomieszczenia. Zmrużył oczy przyglądając się kolejnemu z omamów. Szkielet najwyraźniej był w dobrym nastroju. Jill uznała zaś, że to dobry moment na przerwę. Patrzył gdy zrzucała pomarańczowy skafander skazanej i uśmiechnął się półgębkiem. Podszedł do kabiny i sam rozebrał się szybko. Chłodna woda na skórze zmywała nie tylko zaschniętą krew, ale i przeganiała zmęczenie. Podszedł do Jill i stanął za nią. Dotknął delikatnie skóry na jej karku, drugą ręką musnął tatuaż na plecach.
- Dlaczego wypiłaś tą fiolkę?
- Na buteleczce było napisane "wypij mnie"
- odparła jakby to miało wystarczyć za odpowiedź. Odgarnęła włosy na jedną stronę, przekrzywiła głowę i wygięła szyję po czym zastygła w oczekiwaniu. Czuła na karku jego ciepły oddech.
Dłoń zjechała wolno po jej udzie, pocałował lekko odsłoniętą szyję oczekującą pieszczot. Tak długo obok siebie, bez siebie…
- Jill… do cholery, tam mogło być wszystko. Od kolejnej pieprzonej dawki Sumienia po złoty strzał… - ręce nie przestawały błądzić po jej mokrej skórze. Martwił się, lecz nie zaprzestawał dotyku. Podniecenie wzbierało ognistymi falami.
- Owszem - odwróciła się przodem do brata i pocałowała głęboko. - Nic tak nie podnosi adrenaliny jak odrobina niepewności.
Jej oczy zamglone pożądaniem? Też, ale Josh widział też dziwny blask w ściągniętych źrenicach. Zawartość fiolki zaczynała działać. Przygarnął ją do siebie i obserwował uważnie. Ciężkie zadanie, ogień w lędźwiach palił się, na reakcję na jej dotyk i pocałunek nie musiał długo czekać. Świat zaraz przysłoniła czerwona mgiełka, oddech przyspieszył, wpił się znowu w jej usta, złapał dłońmi za jej pośladki i przyciągnął znowu blisko do siebie.
Oderwała się od niego i poszła w stronę wyjścia. Woda ciekła strużkami z nagiego ciała.
- Zaraz wracam.
- Kształtne masz… stopy. –
zaryzykował znowu truposz choć ten komplement w jego wykonaniu musiał zabrzmieć wyjątkowo żałośnie. Następnie zwrócił się do Josha. – Stary ile dałbym żeby móc zamienić się z tobą w tym momencie miejscami. Jeśli myślicie, że życie jest niesprawiedliwe to popatrzcie na mnie i pomyślcie o śmierci. Ta to dopiero potrafi człowieka udupić.

Wróciła z Chrisem, Josh nawet się nie zdziwił. Czyżby teraz ona mu robiła prezent, tak jak przed wyjazdem do Houston? Zerknął na nią, całym sobą chcąc dostrzec ten błysk, jasną aurę spowijającą ją w chwilach gdy zamierzali się pogrążyć w krwawej orgii. Tak jak z Ritchim Vallensem i wielu innymi. Szukał wzrokiem gdzie ukryła ostrze, łowił jej ruchy zastanawiając się kiedy zada pierwszy cios, kiedy otworzy prezent który ochoczo dreptał za nią. Ale Jill była dziś inna, odległa, zapatrzona gdzieś daleko, orbitująca najwyraźniej po tym co było w fiolce. Lekki uśmiech błądził na jej ustach, powolnym ruchem podeszła do niego i wtuliła się w nagie ciało spływające nadal chłodnymi strumyczkami wody. Chris dołączył do nich po chwili. Jill zaś sprawiała wrażenie, że akceptuje go, że tym razem to jednak coś innego niż ich własne prywatne misterium krwi, śmierci i rozkoszy. Wściekłość, chorobliwa zazdrość uleciały w jednej chwili, nadchodziła ekstaza na którą czekał od tak dawna. Nadchodziła Jill, jego cały świat i muza.

Przeganiał błogość i skurcze w mięśniach, popatrując na Jill. No proszę… Tego jeszcze nie było. Kolekcjonowanie nowych wrażeń było jego ulubionym hobby. Zaspokojony, wreszcie… Nie przeszkadzała mu nawet jego obecność. To że Chris dotykał jej i przeżył nie było w sumie takim zaskoczeniem. Trzej mężowie w końcu troszkę pożyli, zanim posadziła na nich pelargonie w ładnych, równych grządkach.
Ubrał się i przetrząsnął pudła, gdy siostra dobierała się do zamka. Wyjął zaraz fajka z paczki i odpalił zaciągając się mocno. Podszedł do Jill i podał jej zapalonego camela. Wyglądało to stereotypowo do wyrzygania, papieros po tym co robili przed chwilą. Nałóg jednak miał swoje prawa. Josh zaciągnął się głęboko. Wrócił spokój, świat wpadał w znane koleiny. Pieprzyć Lechnera i całe to Sumienie. Na razie im chyba dobrze szło, wesołek w łaźni mówił że dawno nikt nie zaszedł aż do tego miejsca. Z drugiej strony starali się nie grać według jego zasad. Dziadka z szachami zignorowali, telefon olali. Wszelkie próby rozdzielenia ich wytrzymali, nawet takie, które sami sobie chcieli urządzić – pomyślał o szybkim powrocie to Jill po rezygnacji z Maczety. Simona… wypuścili. Tu akurat nie wiadomo jak z nim tak naprawdę było. Tylko czemu ciągle miał wrażenie, że dla doktora to nie nowina, że tylko czeka aby sami weszli w kozi róg bez wyjścia. Fiolka Jill była preludium? Żądza pod prysznicem? Wściekłość i zazdrość narzędziem? Może liczył że sami zwielokrotnią działanie specyfiku…
Otworzyła drzwi, pora zagłębić się w kolejne korytarze. Kukiełki na sznureczkach inaczej zatańczą już wkrótce.
 
Harard jest offline