Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2010, 19:44   #202
Kritzo
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Ciężko było zasnąć. Anglik patrzył się w sufit i nie wiedział czy ma myśleć o rzezi którą wywołała jego magyia, czy nad swoją wątpliwą przyszłością. Szukał w pamięci wszelkich sposobów, by odmienić, a raczej zamienić kogoś w zwierze, bez możliwości cofnięcia. Zresztą magyia byłaby na tyle silna, że byłoby to zauważalne. Jedyną poszlaką były symbole na ciele Roberta. Nie wiedział czy były tam wcześniej, czy mogą mieć coś wspólnego z zaistniałą sytuacją.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ihF_aXi-Huk&feature=related[/MEDIA]

Potargał włosy i schował twarz w dłoniach.

Jak powinien się czuć człowiek, który zabił kilkunastu, może dziesiątki ludzi? Jedynie dla ujścia z życiem – a może aż? Co chwila nachodziły go obrazy wijących się na ulicy ciał, smród palonych ciał, a gdy zamknął oczy słyszał krzyki, raz jednej kobiety innym kilku przerażonych mężczyzn. Żył i to było najważniejsze, ale mimo to coś się w nim przewracało. Nigdy wcześniej nie musiał nikogo zabić.

Najtragiczniejsze przeżycie Colina było jednak mocno przytłumione przez jedną osobę – Diakona. Walka trwała nadal. W drodze do fundacji nieco ochłonął - był w szoku, ale próbował zrozumieć sytuację. Teraz jednak walczył dalej, tak jak wcześniej z ogarami o życie Roberta, tak teraz o swoje. Gdyby wrócił sam, być może drugi mag stałby się bohaterem, lub kolejną ofiarą do pomszczenia. Dlaczego musi ponosić karę za to, że postąpił słusznie, nie mając do tego ku temu żadnych przesłanek! Historia dziejów jednak nie jest łaskawa i często zapomina o niesłusznych oskarżeniach po latach, kiedy już jest za późno. Dziwnie jest brać udział w zdarzeniach, o których czytając książki sam nie miał jednoznacznego zdania.

Zacisnął pięść i uderzył w materac.
- Co Ci zrobiłem ty cholerny kundlu!

Trzeba było go zatrzymać. Jednak jako inspektor był tu tylko figurantem przysłanym z góry, jak strach na wróble. Ciężko budować pozycję i respekt, gdy jedyną wartością jest siła i zdolność działania w terenie. Nie posiadał ich, więc po co Robert zabrał go ze sobą? Nauka poprzez własne unicestwienie i jeszcze pogrążenie ucznia, to raczej marna szkoła. Może na tym właśnie polega problem „wolnych strzelców” – lepiej się z nimi nie zadawać. Tacy jak on mają swoje zasady postępowania, sięgają po to co im się należy. Razem z Diakonem byli w bliskiej relacji i pewnie dlatego działał w tej okolicy. Był, jest więc wyjątkowy, skoro związał się z kimś na tak długi czas, przeżył i zdobył respekt. Wszystko to by skończyć z podkulonym ogonem, a winę za to poniosła osoba, która akurat była w okolicy, czyli on – Colin.

Pierwsze spotkanie z magicznym psem, było już pewnie zbyt późne by coś więcej zdziałać. Niczego nie wyczuł, magyia również okazała się nieprzydatna, choć z jakiegoś powodu Jon potrafił go rozpoznać, nie widząc jego nowej formy. Czyżby jakiś wyjątkowy rezonans korespondencji? W tej sytuacji jedynie wirtualny adept będzie mógł pomóc odtworzyć przebieg zdarzeń. Po rozegraniu walki z magami technokracji Robert stał się psem, a potyczka nie wywołała zamieszania. Zaskoczeni nie powinni mu podołać bez żadnych obrażeń. Zarówno wtedy, jak i teraz była to wielka zagadka.

- Wtedy chociaż zdawałeś się myśleć, choć może mi się tak wydawało. Może nie zrozumiałem przesłanek intuicji, coś było nie tak, ale nie potrafiłem zrozumieć co. W takich warunkach nawet tak opanowany profesor oksfordzki nie wyłapie wszystkich mankamentów. – Brak doświadczenia, książki tego nie oddadzą. Od dawna wiedział, że kiedyś spotka go za to kara.

Zwlókł się z łóżka i wyjął kartkę papieru. Zaczął spisywać wszystko co zapamiętał z minionego wieczoru. Spisywał raport, który podbije i dołączy do akt. Na trybunale wszystko by opowiedział bez zająknięcia, ale nie pozwoli, by fakty zostały przeinaczane, lub przepadły w niepamięci. Jedyne co mógł sobie zarzucić, to pozostawienie rzeczy mistrza Roberta w samochodzie. Ratował jednak życie, ostatecznie nie tylko swoje. Jon, który kontrolował sytuację z daleka pewnie zrobił coś z telefonem fundacji. Mógł oceniać swoje postępowanie jako nieprofesjonalne, ale czego można oczekiwać od cywila w czasie wymiany ognia?

Wiele rzeczy mogło potoczyć się inaczej. Mógł zabrać psa do samochodu, jednak nie miał ku temu żadnych podstaw – szukał Roberta. Mógł wejść do wieżowca, jednak byłoby to bez sensu i groziło samobójstwem, jak i wystawieniem drugiego maga na niebezpieczeństwo. Jak się okazuje nie było takiego ryzyka, ale i tak byłoby to nierozsądne. Rozpisując wszystkie za i przeciw mag skonkludował raport:

„Wszystkie decyzje zaczynając od wycofania się, na bezpośredniej inwigilacji kończąc, w świetle znanych przeze mnie faktów prowadziły ostatecznie do katastrofalnych skutków. Przy dużej różnorodności rozwiązań sytuacji istotne jest to iż oboje, mistrz Robert i ja adept Driscoll, uszliśmy z życiem, co dowodzi pewnej konsekwencji i planowości postępowania. Mimo niezadowalającego stanu towarzysza, możliwe są dalsze działania, także te dające nadzieję na odzyskanie pierwotnej formy mistrza Roberta.

Podjęte przeze mnie decyzje uważam wiec za o tyle słuszne, o ile dają szansę na dalszy rozwój sytuacji, co byłoby niemożliwe, gdyby mistrz Robert pozostał w siedzibie Technokracji lub zginął w walce z duchami paradoksu. Główny cel misji nie został w pełni osiągnięty z powodu zaistniałych wydarzeń, jednak zebrane informacje mogą nadal okazać się przydatne.”


Ciężko było napisać te kilka akapitów nie zarzucając magowi niesubordynacji, lekkomyślności, czy wystawiania całej operacji na szwank. Opis suchych faktów, na miarę opracowania historycznego – oby nie ostatniego w karierze – nie powinien być odebrany negatywnie. Pozwoliło to na pewno uporządkować myśli i zwrócić uwagę na to, co może zaboleć resztę członków fundacji, w tym szczególnie Diakona. Dalszym krokiem było ponowne przerzucenie akta Diakona i Roberta mając nadzieję, że na coś trafi. Z nerwów nadal nie mógł zasnąć, a się wizji pokiereszowanych ludzi nie ułatwiały sprawy. Przesunął uwagę na potencjalne fakty, które mogłoby zmiękczyć zawziętego hermetyka, bo choć hardy, sytuacja go najwyraźniej przerosła.


Wreszcie zmęczenie zwyciężyło i Colin zasnął z plikiem papieru w ręce. Sny były złowróżebne, jak na lęk przed nieznanym przystało. Sceny spiskowe i obrady w zabytkowych agorach przewijały się na zmianę ze najnowszą historią Rosji, pełną wyzysku, zdrady i krwi.
W tle krzyki umierających, odgłosy eksplozji i własne kroki szukające ratunku. Wielkie oko spoglądało z góry otwierając chmurowe powieki, a świat zdawał się wirować. Colin biegł w dół wielkiego leja, w kanale pełnym spływającej krwi, tworzącym wielki wir nie mający końca i początku. W potokach czerwonego soku pływał nie mający początku ani końca wąż morski ocierając się o jego kostki. Przeznaczenie ciężko jest oszukać, niestety nie łatwo jest je też realizować. Mag był obecnie zawieszony między „tu” i „tam”, wszystko zdawało się rozpływać.
 
Kritzo jest offline