Ben nie mógłby pozbyć się podejrzliwości, nawet, gdyby tego chciał. Koji powiedział żywej grupce parę oczywistości, jakby trzeba było przekonywać ich co do tego, że właśnie odbyli dość niesamowitą podróż - albo w inną strefę czasową, albo inny świat. *W gruncie rzeczy bardziej prawdopodobna jest chyba druga możliwość*, pomyślał Ben, spoglądając krzywo na Evana, ducha Celta sprzed niemal dwóch tysiącleci. Chłopak nigdy nie słyszał o tak szybkich podróżach w materialnym świecie, ducha w kilcie znał już za to od dłuższego czasu.
- Evan, wiesz, że ci ufam.. Chyba nie wpakowałbyś mnie w nic paskudnego bez potrzeby, co? - powiedział doń, zamiast odpowiadać cokolwiek legioniście. Nie skomentował tekstu o byciu głodnym, zastanawiał się, czy w świecie duchów znajdzie się coś, co da się pogryźć i przełknąć. Co prawda stał na ziemi, która wydawała się dość realna, ale i tak nie mógł mieć pewności co do praw rządzących tym całym Edenem. Westchnął i bez słowa podążył wraz z Anakimem i tym drugim, co się nie przedstawił - chyba rozsądnie - w stronę namiotu, pozwalając zżerać się swojej ciekawości. |