Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2010, 23:22   #9
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Drogę do zamku, choć ciężką, Robert przebył z lekkim sercem. Najgorsze miał już za sobą i mógł zająć się wreszcie tym, co lubił najbardziej - ciężką pracą. Niepomiernie bardziej cieszył go jednak fakt, że będzie szykował zamek dla Poli. Pod opieką królewskich wojaków dziecko będzie bardziej niż bezpieczne w podróży, a i tak choć liczne przygody mogły ją spotkać, drwal nie chciał o tym myśleć. Ważne było jeno to, że wiosną rozjaśni mu serce swoim śmiechem i Elandone stanie się wreszcie prawdziwym domem.

Gdy przekroczyli zamarznięte jezioro niemal nie poznał warowni. Huk ludzi kręcił się po murach i obejściu; po ciszy zimowego lasu gwar rozmów niemal ranił tropicielowi uszy. Ledwie zrzucił z karku wilgotną koszulę i przebrał się w suche stroje, już sprawdzał czy wszyscy rzemieślnicy dotarli i jak urządzili się w zamku. Na szczęście stary mistrz potrafił zapędzić podwładnych do roboty, gdyż wszystko wyglądało niewiele gorzej niźli Robert sam by zrobił. Jeszcze tego samego dnia obszedł z wybranymi ludźmi zalane pomieszczenia, wskazując co i w jakiej kolejności trzeba umocnić i zabezpieczyć. Najmłodszych zaś zagonił do wyrzucania śniegu z podłogi i - powiązanych linami - z bezpieczniejszych części dachu.

Najsamprzód zaś przedstawił Peterowi i Irmie Larishę, nową panią na kuchni - choć tego oczywiście w głos nie rzekł - roztaczając przed małżeństwem fantastyczną wizję odciążenia ich (a raczej Petera) w trudzie gotowania dla takiej hałastry. Równocześnie zaś przed kucharką wylewnie zachwalał mięsiwa, nalewki, miody i przetwory Petera, wyrażając nadzieję iż teraz mężczyzna będzie miał więcej czasu, by wytwarzać rozgrzewające ich w zimowe wieczory cuda. Koniec końców wyszedł z kuchni bardziej zmęczony niż po całodziennej jeździe i z poczuciem, że zrobił wszystko co mógł by udobruchać ludzi, którym nieoczekiwanie odebrano wszystko, czym żyli całe swoje życie.

Osobnym problemem był ładunek ze statku, ten jednak mógł poczekać do następnego dnia. Wtedy to Robert zebrał wszystkie wolne konie, wóz załadował żywnością, narzędziami, linami, kocami i namiotami, zwołał robotników oraz tych rycerzy, którym Wulf nie przydzielił na dłuższy czas innych zadań i posłał ruszyła na lód. Zaś tego wieczoru ciszę jeziora raz po raz przecinał stuk siekier, młotów i rżenie koni, a dźwięki te niosły się aż do zamku. Rankiem podłożono pod drewno potężne płozy, drobnicę załadowano na wóz i wierzchowce z mozołem pociągnęły ładunek do Elandone, gdzie kolejny dzień spędzono na rozładunku i zabezpieczaniu materiałów.

Robert jednak nie ruszył z pracownikami. Wiadomość o wizycie Ronwyn wzburzyła mu krew w żyłach. Gdy więc tylko bez uszczerbku dla gościnności względem Ragnara mógł wyrwać się z towarzystwa, pobiegł na mury i chwycił w dłoń medalion. Nie wiedział jak powinien działać ów prezent, więc patrzał tylko w stronę ziemnego lasu, w nadziei iż jakimś cudem dojrzy szczupłą sylwetkę druidki, mimo iż ta opuściła zamek wiele dni temu. Śnieg świecił jasnym blaskiem odbijając światło księżyca, toteż posłał zirytowaną Yocelyn w stronę lasu, by wypatrywała gościa. Minęło jednak wiele czasu, nim kruk dostrzegł niewielką watahę wilków nieopodal jeziora, a jeszcze więcej gdy ptasie oczy wypatrzyły samotnego wilka, kręcącego się nerwowo na linii lasu. Gdy po dłuższym czasie zachowanie zwierzęcia nie zmieniło się, Robert wziął broń, osiodłał konia, po czym - powiadomiwszy straże przy bramie o całonocnej wycieczce - ruszył na spotkanie szarej wilczycy.



 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 06-12-2010 o 08:03.
Sayane jest offline